.
 

        " Z gwiazd odległych tysiące dzieci przybędzie na Ziemię, a każde z nich kryształ będzie trzymać w sobie. To oni zapoczątkują Złotą Erę i przywrócą harmonię we wszechświecie."






                                                           1


  
Zagubiony między czasem a przestrzenią.
Nie mogę jeść. Nie mogę spać. Każdy ruch wywołuje ból, a każdy oddech jest ciężki. Nie mogę żyć w pełni ani też umrzeć. Nie mogę się również zestarzeć, co akurat w tym przypadku jest całkiem pozytywne. Tak szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, jak długo się tu znajduję i czy kiedykolwiek opuszczę ten pokład.

Postanowiłem, że opowiem swoją historię, bez względu na to, czy ma to jakikolwiek sens. Robię to przede wszystkim dla siebie, by oczyścić swój umysł z myśli. By uwolnić się od wszystkiego i przygotować się na każdą możliwą sytuację albo po prostu znaleźć sobie zajęcie, tak by nie zwariować.

Obudziłem się z bólem w klatce piersiowej na pokładzie statku kosmicznego i zanim ogarnąłem sytuację, statek zaczął się trząść, jakby za chwilę miał rozsypać się na kawałki. Myślałem, że to już koniec, że za chwilę umrę gdzieś daleko od domu… Daleko od nigdzie, gdy nagle statek się zatrzymał.

Zapadła błoga cisza i półmrok. Jak się znalazłem na tym pokładzie, nie pamiętam. Może lepiej się skupić na tym, co się wydarzyło, zanim tu trafiłem. Najlepiej będzie, jak zacznę od początku. Zresztą w tej sytuacji i tak nie mam nic lepszego do zrobienia.

Wspomnieniami wróciłem na Ziemię, do momentu, gdy minęły dwa lata, odkąd zostałem zabrany pierwszy raz w przyszłość. Tam w odległej przyszłości, poznałem mędrców, którzy byli opiekunami Gai, jak również Astipolisuna, który okazał się zupełnie kimś innym, niż myślałem.
W tym czasie, będąc jeszcze na Ziemi, czułem, że coś jest nie tak. Czułem, jakby cały czas ktoś mnie obserwował, mimo że nikogo w pobliżu nie było. Czasami myślałem, że to schizofrenia. Na dodatek ten dziwny głos, który mówił mi: „Musisz go zabić”…

Byłem znudzony i zmęczony tymi powtarzającymi się słowami, aż w końcu przestałem zwracać na to uwagę i po pewnym czasie w mojej głowie zrobiło się cicho. Kiedy już myślałem, że wszystko wraca do normy, wtedy ludzie wokół mnie stawali się zimni. Oddalali się ode mnie, jakbym przestawał dla nich istnieć. Możliwe, że zbyt dużo gadałem albo po prostu odstraszał ich stan, w którym się znajdowałem. Nawet stworzyłem historię o tym, że byłem na zwolnieniu, bez pracy, więc ludzi to nie interesowało. W końcu i tak pierwsze ich pytania dotyczyły tego, skąd jestem i gdzie pracuję.

Zaczynałem coraz częściej zamykać się w samotności. Kiedy próbowałem w końcu wyjść za drzwi, zdarzały się również takie sytuacje, że gdy szedłem ulicą, ludzie odwracali się nagle w moją stronę, opuszczali okulary i przeszywającym wzrokiem patrzyli tak, jak gdyby zeskanowano mnie od góry do dołu. Następnie szyderczo się uśmiechali, poprawiali okulary i odwracali z powrotem głowy. Wtedy myślałem, że to tylko halucynacje wywołane chorobą dwubiegunową, którą stwierdzono u mnie kilka lat wcześniej. Trudno było to zrozumieć w sytuacji, kiedy całe moje życie w jednej chwili zaczęło się wywracać do góry nogami, a to, co robiłem i próbowałem z całych sił robić, nie wychodziło. Miałem wrażenie, jakby ktoś lub coś nie pozwalał mi na to, by dalej iść przez życie. Nic nie było tak, jak chciałem. Czułem się niczym zamknięty w więzieniu, z którego próbowałem się usilnie wydostać, w panice próbując uciec od całego świata.
Pragnąłem czuć się dobrze, ale nawet zapomniałem, jakie to jest uczucie. Czasami czułem, że to jakiś test, że Bóg wystawia mnie na próbę, by zobaczyć, jak bardzo jestem silny i ile zdołam wytrzymać. Mimo tych myśli starałem się sobie wmawiać, że to tylko choroba dwubiegunowa lub skutek uboczny przyjmowania lekarstw, które i tak nie dawały pozytywnych rezultatów. Pewnego wieczoru, pisząc pamiętnik, nagle usłyszałem dźwięk silnika, a cały pokój zaczął się świecić srebrzystobiałym światłem.
Wyglądało to tak samo, jak 23 listopada 2015 roku, czyli dokładnie dwa lata od chwili obecnej. To właśnie wtedy podobne zdarzenie spowodowało, że po położeniu się do łóżka obudziłem się z wymazaną pamięcią, nie wiedząc, kim jestem. Po tym wypadku spędzałem wiele godzin przed lustrem. Przypatrywałem się istocie będącej moim odbiciem. Zastanawiałem się, kim jestem. Kim jest ten, który na mnie spogląda...

Wracając do dziwnego wibrującego światła, nagle poczułem, że coś mnie chwyta, i w ciągu dosłownie jednej chwili znalazłem się na pokładzie statku kosmicznego. Najpierw pomyślałem, że to Astipolisun, który pojawiał się często w moich wizjach. I że przyleciał po mnie, abyśmy znów byli razem. Tak to sobie wtedy tłumaczyłem, ale jednak było inaczej.

Nagle stanąłem twarzą w twarz z nieznaną postacią. Istota patrzyła na mnie tak dogłębnie, jakby była we mnie. Prześwietlała moje ciało, duszę oraz wszystkie myśli. Czułem się dość niezręcznie.

Mimo tego uczucia ja również zdążyłem się przyjrzeć przybyszowi. Był to samiec w wieku około czterdziestu lat, choć akurat tego w zasadzie nie mogłem być pewien. Miał ciemnoniebieskie duże, a zarazem wyłupiaste oczy, które wyglądały prawie jak u człowieka. Może z wyjątkiem tego, że były znacznie większe i bardziej kuliste. Jeśli chodzi o wzrost, był on dużo wyższy ode mnie. Możliwe, że miał trzy metry. Włosy siwofioletowe, a u rąk miał aż sześć długich palców.

Pamiętam, że serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Czułem się nieswojo w nowej sytuacji. Czułem strach. Nagle w głowie usłyszałem nieznany głos:

– Miło Cię poznać, Alex…

W tym momencie wypuściłem z siebie powietrze. Kim jesteś? – pomyślałem

– Jestem Xapilitunus. Przybyłem tu po ciebie – odpowiedział

Wstrząsnąłem głową, nie wiedząc, co się dzieje. Czy ty siedzisz w mojej głowie, czy może mi się tylko wydaje? – pomyślałem znowu

Na twarzy nieznajomego pojawił się lekki uśmiech, po czym głos w mojej głowie rozległ się ponownie. Usłyszałem śmiech:

– A więc jednak to prawda… – stwierdził po chwili
– Prawda?! Jaka prawda?! – powiedziałem na głos

Wtedy on spojrzał na mnie i po krótkiej chwili ponownie usłyszałem głos:

– Nie rozumiem, kiedy do mnie mówisz… Mogę porozumiewać się z Tobą tylko telepatycznie, jak to mówicie na waszej planecie.Może z wyjątkiem tego, że były znacznie większe i bardziej kuliste. Jeśli chodzi o wzrost, był on dużo wyższy ode mnie. Możliwe, że miał trzy metry. Włosy siwofioletowe, a u rąk miał aż sześć długich palców.

Pamiętam, że serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Czułem się nieswojo w nowej sytuacji. Czułem strach. Nagle w głowie usłyszałem nieznany głos:

– Miło Cię poznać, Alex…

W tym momencie wypuściłem z siebie powietrze. Kim jesteś? – pomyślałem

– Jestem Xapilitunus. Przybyłem tu po ciebie – odpowiedział

Wstrząsnąłem głową, nie wiedząc, co się dzieje. Czy ty siedzisz w mojej głowie, czy może mi się tylko wydaje? – pomyślałem znowu

Na twarzy nieznajomego pojawił się lekki uśmiech, po czym głos w mojej głowie rozległ się ponownie. Usłyszałem śmiech:

– A więc jednak to prawda… – stwierdził po chwili
– Prawda?! Jaka prawda?! – powiedziałem na głos

Wtedy on spojrzał na mnie i po krótkiej chwili ponownie usłyszałem głos:

– Nie rozumiem, kiedy do mnie mówisz… Mogę porozumiewać się z Tobą tylko telepatycznie, jak to mówicie na waszej planecie.
– Ale co ja, zwykły człowiek, mam z tym wspólnego?
– Posiadasz połowę klucza otwierającego księgę i nie będę ukrywać, że jesteś poszukiwany przez ludzi Demonicznej Cesarzowej.
– To jeden z najdziwniejszych snów, jakie miałem. To jakiś żart?
– To nie żart, podróżniku. Mędrcy nie żyją. Wasza planeta również umarła.
– Jak to? Przecież dopiero co mnie stamtąd zabrałeś.
– Nie chodzi o teraz, a oto co wydarzyło się cztery tysiące lat później.
– Nic z tego nie rozumiem. Co próbujesz mi przez to powiedzieć?
– Podczas swojej ostatniej podróży zabiłeś Siliona i sprowadziłeś wielkie niebezpieczeństwo na wszystkie istnienia.
– Że co? Że niby ja?!
– Tak… Ty…
– Kim w ogóle jest ten Silion?
– Ty naprawdę nic nie pamiętasz... Widzę, że tym razem porządnie Ci wyczyścili pamięć. Zabicie Cię teraz nie przyniesie nic dobrego, aczkolwiek czuję, że powinienem to zrobić. Wiedz, że lubię się znęcać nad takimi słabymi, bezradnymi istotami jak ty.
– No to mnie zabij i będzie z głowy! I tak mi nie zależy na tym, żeby żyć.
– No to jesteśmy w czymś zgodni.

Nie spodobało mi się to, w jaki sposób rozmawiał ze mną mężczyzna. Pomyślałem, że tylko tchórz znęca się nad słabszym, lub idiota, który próbuje dowartościować swoje ego… Chwilę później krzyknąłem z całych sił:

– Masz ochotę mnie zabić?! Zrób to! Na co czekasz?!
Postać spojrzała na mnie i znów przemówiła w mojej głowie:

– Nie rozumiem, co do mnie mówisz, ponieważ nie posiadam uszu, jakbyś nie zauważył... Jedynym sposobem, w jaki mogę się z tobą komunikować, jest telepatia. Czy dotarło to do ciebie w końcu?

Czułem ogromny strach, całe ciało mi się trzęsło. Patrzyłem na niego z przerażeniem, dostrzegając, że faktycznie nie posiada uszu. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem?

– Posłuchaj… – zaczął poważnie – Twoje życie ziemianina nie ma znaczenia. Jesteście daleko pod względem rozwoju za innymi cywilizacjami, w skrócie: nic nie znaczycie. Jednak ty jesteś ważny, jako jedyny z ludzi masz moc, która pochodzi z twojej duszy. Tylko ty możesz się ze mną porozumieć.
– Jeśli próbujesz połaskotać moje ego, to powodzenia. Wracam do domu!
– Po pierwsze, nigdzie nie wracasz. Po drugie, wysłuchasz tego, co mam Ci do powiedzenia.
– Dlaczego miałbym to robić?
– Dlatego, żebyś się nauczył słuchać.
– Wiesz, umiem słuchać… Czasami.
– W tych okolicznościach nie masz większego wyboru.
– W porządku. Wysłucham tego, co chcesz mi powiedzieć, a potem odwieziesz mnie do domu… – zaproponowałem
– Jesteś gotowy?
– Gotowy na co?
– Gotowy, by mnie wysłuchać.
– Mów, zamieniam się w słuch.
– Obserwowałem Cię długo. Śledziłem, co robisz.
– Więc to ciebie czułem? – wtrąciłem
– Tak... Patrzyłem, jak niszczysz sobie życie całym tym swoim egoizmem. Jak bardzo starasz się za wszelką cenę być człowiekiem i jak bardzo Ci to nie wychodzi.
– Jestem człowiekiem i żyję jak człowiek… – odparłem w myślach

Istota zbliżyła się do mnie i wyciągnęła rękę ku mojej głowie, próbując mnie dotknąć. Przestraszyłem się i odskoczyłem. Wtedy on spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

– Czy nie wydaje Ci się, że to bezcelowe próbować uciekać, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znalazłeś?
– Nie uciekam! Po prostu nie chcę, żebyś mnie dotykał.
– Chcę Ci przywrócić pamięć, a żeby to zrobić, muszę Cię dotknąć, czy Ci się to podoba, czy nie!
– Nie chcę, żebyś przywracał mi pamięć! Nie chcę, żebyś mnie dotykał! Odwieź mnie do domu i zostaw mnie w spokoju! Rozumiesz, kurwa?!
– Nie jestem przekonany, czy kiedykolwiek wrócisz do domu, jeśli dalej będziesz się tak zachowywał.
– Jesteś dupkiem! – powiedziałem na głos

Nagle koleś chwycił mnie za szyję i ścisnął.

– Możesz mówić, co chcesz, ale twoje myśli i tak odbieram. – powiedział, po czym zacisnął rękę jeszcze mocniej. Czy naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Musisz wziąć odpowiedzialność za to, co zrobiłeś. To ty spowodowałeś to całe zamieszanie i tylko ty możesz je naprawić!

Poczułem, że brakuje mi tchu. Jakby kończył mi się zapas tlenu. Zaczynałem odlatywać, gdy nagle Xapilitunus rozluźnił dłoń i znowu zacząłem oddychać, upadając przy tym na kolana.
Mężczyzna odwrócił się i podszedł do okna. Minęło kilka chwil, zanim usłyszałem jego głos w głowie w odpowiedzi na swoje pytanie:

– Dlaczego mnie nie zabiłeś?
– Mówiłem Ci już, że tylko ty możesz nas ocalić.
– Ale jak?
– Nie zrozumiesz, jak Ci powiem. Musisz to zobaczyć. Więc przestań się bronić i pozwól, bym Cię dotknął. Tylko tak to pojmiesz.
– Nie ufam Ci. Skąd mam mieć pewność, że mnie nie zahipnotyzujesz i nie zrobisz ze mnie swego sługi? – po tych słowach podniosłem się z podłogi, a on nagle stał przede mną twarzą w twarz. – Jak to zrobiłeś, przecież byłeś przy oknie?
– Może wyjaśnię Ci to przy innej okazji. Oczywiście, jeśli taka będzie.
– Będzie?
– Bądź cicho!

Mężczyzna niespodziewanie dotknął mojej głowy. W tym samym momencie, kiedy to zrobił, zobaczyłem Światło eksplodujące jak supernowa, a tuż po wybuchu zaczęły pojawiać się dziwne obrazy. Wszystko działo się bardzo szybko. Widziałem wiele filmów katastroficznych, ale to, co zobaczyłem, wychodziło poza moje wszelkie wyobrażenia. Czułem ból, strach, bezsilność, ale także uczucie spełnienia, którego nie umiałem zrozumieć. Słowa armagedon czy totalna zagłada były zbyt małe, by nadać tym obrazom odpowiednie znaczenie. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Pierwszy raz ujrzałem wyraźnie twarz Astipolisuna. Bardziej wyraziście niż w moich wizjach. Zobaczyłem jego demoniczną stronę. Czułem, jakby nie posiadał duszy. I to, co robił wraz z jemu podobnymi, przeraziło mnie.

Widziałem rzeź demonów, które wiodły całe cywilizacje do zagłady. Powolną agonię, w której istoty męczyły się w depresji i cierpieniu. To powodowało, że istnienia zamieszkujące planety odwracały się od siebie.
Zaczęły szaleć, stając się bardziej egoistyczne. Egoizm, który prowadził do tego, że istoty powoli zaczęły się nieświadomie nawzajem zabijać. Zupełnie bez żadnego powodu. Te ciemne istoty doprowadziły w końcu do wyginięcia całych planet i wymiarów. Ciemna siła niszcząca wszelkie życia, jakie istnieją, jedno po drugim. Te ciemne istoty rosły w siłę i nikt nie był w stanie ich pokonać. Jednak pośród ciemności widziałem Światło, cierpliwie czekające na swoją kolej. Na swoje zwycięstwo…

Obudziłem się, leżąc skulony na podłodze. Czułem silny ból głowy. Jeszcze większy niż kac albo migrena. Nie miałem siły nawet unieść powieki. Ledwie też mogłem ruszyć ręką. Musiała być świetna impreza – pomyślałem, a śniły mi się koszmary, jak to nieraz bywa po alkoholu. Tylko dlaczego mnie nie suszy?

– To dlatego, że nie byłeś na żadnej imprezie. – usłyszałem znajomy głos
– Gdzie ja jestem?
– Zbliżamy się do planety Ajiyt, na której przekażę Cię w ręce rady starszych.
– Że co?

Zebrałem resztę sił i w końcu udało mi się wstać z podłogi. Jakaś część mnie poczuła się dumna, jakbym dokonał czegoś niemożliwego. Następnie powoli zbliżyłem się do okna i ku swojemu zdziwieniu zobaczyłem ogromną planetę. Wody na niej wyglądały, jakby były fioletowe, a drzewa miały kolor niebieski.

– Jesteś gotowy?
– Na co?

Coraz szerzej otwierałem oczy. Wyjrzałem jeszcze raz przez okno. Ujrzałem jakby obręcz, która niczym właz otworzyła się chwilę później. Dosłownie w ułamku sekundy wylądowaliśmy w ogromnym skalistym wąwozie. Jakim cudem tak szybko?

– To tunel ląndowiskowy… – wyjaśniła postać sterująca statkiem, po czym dodała: Na wielu planetach istnieją takie. Zanim statek wyląduje, musi się pokazać i dostać pozwolenie.
– Dlaczego?
– To w celach bezpieczeństwa.
– Bezpieczeństwa?
– Tak. Ta sama procedura obowiązuje na innych poziomach i wymiarach. Nikt bez zgody rady starszych nie przybędzie na planetę. Nawet dusza czy myślokształty nie przedostają się przez tę kopułę.
– Ludzie na pewno by znaleźli sposób.
– I właśnie z powodu takich istnień jak ludzie musimy się zabezpieczać.
– Mówisz tak, jakby ludzie byli źli.
– Mówię o tym, że wasza cywilizacja najpierw niszczy, a później się dziwi, pytając: „Jak to możliwe, że do tego doszło?”
– Uczepiłeś się mojej cywilizacji. Pewnie to przez zazdrość, bo jesteśmy piękniejsi od was.
– Dziwię się, że w tych okolicznościach trzymają się ciebie żarty.
– To co, mam z powagą zapytać, co się teraz ze mną stanie?

Nagle usłyszałem w głowie inny głos:

– Już odpowiadam na twoje człowiecze pytanie. Zostaniesz oczyszczony.

Odwróciłem się i zobaczyłem, że na pokład wchodzi czterometrowy, dobrze zbudowany koleś. Jego skóra i ciało pokryte były jakby śluzem. Tyle zdążyłem zauważyć, bo gdy ten do mnie podszedł, założył mi na głowę coś w rodzaju worka, który okrył mnie do samych stóp.

Nagle zrobiło się ciemno. Zaczęło mi się kręcić w głowie i zemdlałem. Ocknąłem się jakby w jaskini, w której ściany miały kolor różowozłocisty. Nie było tam krat, a jedynie niewidzialna bariera, na którą wpadłem, starając się wybadać, gdzie się znajduję. Chwilę później usłyszałem znajomy głos, który oznajmił mi, że się stąd nie wydostanę. Rozejrzałem się wokół, aby zlokalizować, skąd dobiegają słowa. Xapilitunus siedział na ziemi. Myślałem, że już go więcej nie zobaczę.

– Niespodzianka… – powiedział
– Gdzie jesteśmy?
– To coś w rodzaju… Jak to mówicie na waszej planecie? Czyściec, oczyszczalnia? Miejsce kwarantanny? Tak, kwarantanna to właściwe słowo.
– Czyli?
– Czyli tak samo, jak już Ci mówiłem przy lądowaniu. Nic się tu nie dostanie i nic się stąd nie wydostanie.
– A te worki?
– Worki, które nam założyli, to energetyczne bariery ochrony wielowymiarowej, które odcinają wszystkie podłączenia i rozpuszczają się z upływem czasu, zabijając przy tym pasożyty i inne nieprzyjemne stworzenia, takie jak wirusy czy bakterie.
– Po co to wszystko?
– Ta planeta jest najbezpieczniejszym miejscem, jakie istnieje w tej części wszechświata. Każdy, kto tu przybywa, jest poddawany takiej kwarantannie. Bez względu na pochodzenie.
– Ile czasu ona potrwa?
– Czasu?
– Znaczy jak długo?
– Tego nie wiem dokładnie, bo nigdy nie musiałem przez to przechodzić.
– Jesteś tu pierwszy raz?
– Nie.
– Więc już to przechodziłeś.
– Nie.
– Mówiłeś, że każdy bez wyjątku.
– Bo tak jest.
– Więc skoro wcześniej przez to nie przechodziłeś, to dlaczego akurat teraz? Co jest tego powodem?
– Zadaję się z Tobą.
– I tylko tyle?
– Lepiej jak się zajmiesz swoją koroną.
– Jaką koroną?

Xapitulinus spojrzał się na mnie i po chwili wskazał na czubek swojej głowy. Nie do końca wiedziałem, o co mu chodzi. Załapałem, dopiero kiedy powiedział, że chodzi o czakrę korony. Chwile później, poprosił mnie, abym używał jej często, kiedy wrócę na ziemię. Po tych słowach przysiadłem się do znajomego i spojrzałem mu w oczy. Zapadła cisza. Nawet nie słyszałem piszczenia w uszach. Pierwszy raz od dawna mogłem usłyszeć ciszę. Mogłem ją poczuć.

– Za dużo myślisz… – przemówił Xapilitunus, przerywając tę magiczną chwilę
– Co się ze mną… Znaczy z nami stanie?
– Widzę, że zauważyłeś, że jest coś więcej niż tylko ty.
– Odpowiedz, proszę, na moje pytanie.
– Skoro prosisz, odpowiem tak… Ja wrócę do swojego życia. Z Tobą nie wiem, co mają zamiar zrobić, ale radzę, abyś był posłuszny i przestał się buntować. Dla swojego dobra...
– Ja nie chcę tu być.
– Może łatwiej będzie, jak zaakceptujesz to, że już tu jesteś.
– Ale ja naprawdę nie chcę tu być.
– Użalanie się nad sobą też Ci tu nie pomoże. Myślisz, że tylko ty jeden jesteś w podobnej sytuacji?
– O czym mówisz? – zdziwiłem się
– Gdyby nie ty, to nie siedziałbym zamknięty, tylko robił ciekawsze rzeczy.
– Teraz ty się użalasz... „O biedny mały ja. Gdyby nie ty, to robiłbym ciekawsze rzeczy”. Co takiego, na przykład?
– Polowałbym, tak jak to robił mój ojciec.
– Robił?
– Tak, robił.
– Możesz mi o nim opowiedzieć?
– Do czego Ci potrzebna ta informacja?
– Pomyślałem, że może chcesz sobie ulżyć.
– Ulżyć?
– Wiesz, czasami, jak powiesz, co Ci leży na sercu, to robi się lżej.
– W porządku. Wiem, do czego zmierzasz. Nie pamiętam ojca dokładnie. Gdy byłem dzieckiem, zabierał mnie w długie podróże na różne planety. Uczył mnie polowania na istoty, które wy, ludzie, nazywacie pasożytami. Choć oczywiście różnią się one cechami wyglądu i wielkości. Może bardziej odpowiednie jest określenie: potwory, które nie mają duszy. One atakują i zabijają bez celu.
– Bez celu?
– Tak... Po prostu do tego zostały stworzone.

Rozmowę przerwała nam jakaś postać, która pojawiła się nagle przed nami. Nieznajomy był równie wysoki, jak Xapilitunus, lecz dużo starszy od niego. Jego czoło było wyraźnie pomarszczone. I te jego wyłupiaste oczy, które patrzyły na mnie, przepełnione nienawiścią. Te oczy były tak zimne, że aż poczułem chłód ogarniający całe ciało.
Pomyślałem w jego stronę: „Kim jesteś?”, lecz starzec tylko patrzył.

– Nie usłyszy Cię ani ty jego… – wyjaśnił Xapilitunus
– Jak to?
– Mówiłem Ci już, że nic nie wejdzie ani nie wyjdzie, nawet myśli.

Starzec nagle rozpłynął się jakby za mgłą. Kim on był?

– To jeden z rady starszych. – odparł mój towarzysz
– Zawsze jesteście tacy sympatyczni, kiedy się witacie? – zapytałem z ironicznym uśmiechem
– Tylko przy spotkaniach z istotami demonicznymi i z ludźmi takimi jak ty.
– Próbujesz mnie porównać do demonów czy o co Ci chodzi?
– Gdyby nie ty, nie siedziałbym tu zamknięty. To twoja wina, że tu jestem, i nic tego nie zmieni.
– Trzeba mnie było nie zabierać ze sobą.

Po tych myślach nastąpiła cisza, którą przerwał mój głodny brzuch.

– Czy to pasożyt siedzi w twoim wnętrzu? – zapytał z powagą Xapilitunus
– Nie… – odparłem, po czy dodałem: Jestem po prostu głodny.
– Głodny?
– Wiesz, potrzebuję pokarmu. Coś zjeść.
– Zjeść?
– A wy nie jadacie?
– Oczywiście, że jemy, ale nasze ciała nie potrzebują codziennego pokarmu.
– A to dlaczego?
– Nasze organizmy działają jak skafandry. Nie czujemy gorąca, zimna ani głodu.
– Wyjaśnij, proszę.
– Nasze umysły są potężne i potrafimy robić wiele rzeczy, których wy, ludzie, nawet po upływie tysiącleci nie ogarniecie.
– Dlaczego?
– Bo ofiarowujecie swoją wibrację w niewłaściwy sposób. Zresztą i tak wasze dni są już policzone. Szkoda tylko, że pozostali nie poznają prawdy, kto ich w to wszystko wplątał. Na pewno nie byliby tak mili wobec ciebie, jak ja teraz.
– Nie rozumiem Cię. Raz jesteś dla mnie miły, a za chwilę nie. Bawisz się mną?
– Coś Ci się w tym nie podoba?
– Chcę zrozumieć, jak działasz.
– Nie jesteś tu po to, by mnie zrozumieć, tylko żeby zrobić to, co do ciebie należy…

Pomilczałem chwilę, oddychając głęboko. Próbowałem się skupić na jakimś rozwiązaniu. I nagle… Olśnienie! A gdyby tak cofnąć się w czasie i wszystko naprawić? To przecież genialne! Poczułem się zadowolony z siebie.

– Pomysł i owszem, świetny… – ocenił Xapilitunus – Tyle że praktycznie wszystkie tunele czasoprzestrzenne są pilnowane przez ludzi Demonicznej Cesarzowej. Tak więc możesz śmiało zapomnieć o tym rozwiązaniu.
– Ale przecież tu przeskoczyliśmy… To tak samo, jak podróż w czasie.
– Nie! To nie jest to samo. Przeskoki między wymiarami nie są tym samym co podróże w czasie. Poza tym obowiązują zasady regulujące zmienianie przeszłości.
Mimo iż wszystko dzieje się w tym samym miejscu i czasie, to każdy wymiar, wszechświat, jak by tego nie nazywać, jest jednym i tym samym. Są pewne zasady, które istnieją po to, by ich przestrzegać. Poza tym zaburzenie czasoprzestrzeni mogłoby mieć fatalne skutki. I właściwie je ma. Dzięki tobie.
– Jestem już zmęczony tym zrzucaniem na mnie winy. Przez całe życie na Ziemi to słyszałem, nawet od ludzi, których kochałem. I teraz, nie wiadomo nawet gdzie, dalej mi to mówią. Jestem tym naprawdę zmęczony. Już dość! – powiedziałem na głos i podniosłem się z podłogi

Postanowiłem rozchodzić zdrętwiałe nogi. Przestrzeni, do spacerowania nie było zbyt wiele, ale chciałem zrobić kilka małych rundek przynajmniej dookoła siebie. Nie mogłem pojąć, w jaki sposób taki zwykły ziemski człowiek z ciężkim życiem i długami miałby niby stworzyć zagładę i nie tylko narazić na niebezpieczeństwo współmieszkańców swojej planety, ale też wszystkie istnienia we wszystkich wymiarach. Przecież to nielogiczne… To nie ma żadnego sensu. To na pewno jest sen! Muszę się tylko z niego obudzić. To po prostu świadomy sen, w którym mam kontrolę nad wydarzeniami i postaciami w swojej głowie. Obudź się, Alex! Obudź się!
To tylko sen. Tylko sen.

Powoli uchyliłem powiekę w nadziei, że się budzę w swoim domu, ale niestety w dalszym ciągu znajdowałem się w tym samym miejscu.

– Kurwa mać! Obudź się, Alex. Obudź! – zacząłem krzyczeć – Ja nie chcę tu być! Chcę do domu! Do domu… Kurwa!

Od krzyku rozbolała mnie głowa. Czułem się zestresowany. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że swoim zachowaniem przyczyniałem się do gorszego samopoczucia. Postanowiłem znów się położyć i spróbować zasnąć. Wciąż chciałem kombinować. Może to pomoże. Kiedy zasnę tutaj, obudzę się w domu. Genialne! W tamtym momencie wszystkie idee były genialne. Mimo wszystko, kiedy się obudziłem i otworzyłem oczy, nie pozostawało mi nic innego, jak krzyczeć.

Kurwa, kurwa i wszystkie inne kurwa… kurwa.
„Kurwa” w tej chwili była jedynym słowem, jakie przychodziło mi do głowy.

Było proste i miało wiele znaczeń, które można było odpowiednio dopasować. Chciałem płakać z bezsilności. Tak bardzo nie chciałem tu być. Mimo starań nadal
tkwiłem w tym samym miejscu, w którym tak bardzo nie chciałem być. Byłem tak zaabsorbowany beznadziejnością tej sytuacji, że nawet nie zauważyłem zniknięcia Xapilitunusa.

Wpadłem w panikę, bo mimo wszystko przyzwyczaiłem się do jego obecności. Przynajmniej nie byłem wtedy sam i miałem się do kogo „odezwać”.

Teraz kiedy pojawiło się uczucie samotności, zauważyłem, że głód, który wcześniej odczuwałem, minął. Za to poczułem ogromne zmęczenie. Jakbym ciężko pracował i nie spał wiele dni. Mój umysł i ciało były zmęczone. Czułem, że rozpoczyna się mania, a nie miałem ze sobą lekarstw. W tamtym momencie nie wiedziałem, że każdy lek ma skutek uboczny i może wywoływać różne stany, kiedy przestanie się go zażywać. W mojej chorobie dwubiegunowej było dość ważne, by nie przerywać nagle terapii. Starałem się nie myśleć za dużo, a mimo to zadawałem kolejne pytania: Czemu mnie tu trzymają? W jakim celu? Co próbują tym osiągnąć? W mojej głowie pojawiało się wiele pytań, ale żadnej konkretnej odpowiedzi nie otrzymałem.

.

Pobierz pliki



.