12
Planeta Trzech Słońc jest moją przystanią… Za każdym razem, kiedy tu jestem, odpoczywam i to na tej planecie czuję się jak w domu. Byliśmy tutaj już kilka dni. Wibracje radości po wizycie na Saanythas zaczynały gasnąć. W mojej głowie znów zaczęły pojawiać się myśli. Po raz kolejny rozmyślałem o pamiętniku. Starałem się skupić na jakimś rozwiązaniu. Znalezienie pamiętnika w ogromnym wszechświecie nie należało do łatwych zadań.
Pewnego dnia pojawiła się nowa myśl. Dotyczyła ona Księgi Wszelkiego Istnienia. Skoro ta biała księga skrywała wszystkie zapisy istnień, to powinna również wiedzieć, gdzie znajduje się mój pamiętnik. Byłem świadomy tego, że mój ludzki umysł lubi kombinować. Postanowiłem, że po księgę polecę sam. Potrzebowałem statku, a pojazd Selita nadawał się do tego świetnie. Jedyne, co mnie powstrzymywało, to sam Selit, który nigdy nie spał.
Pewnego razu siedziałem na plaży. To było jak déjà vu… Z piasku wyciągnąłem butelkę whiskey i spoglądając na nią, doznałem olśnienia. Alkohol działa na niego usypiająco, musiałem go tylko jakoś przekonać, aby się napił. Wziąłem łyk na rozluźnienie, a chwilę później zawołałem Selita, który właśnie opuścił pokład. Mój mąż na początku się opierał, ale w końcu swoim wdziękiem nakłoniłem go i uległ pokusie. Selit pił, a ja wypluwałem. Musiałem zachować trzeźwość. Po kilku głębszych łykach położyłem się na piasku. Chwilę później Selit zrobił to samo.
Poczekałem chwilę, po czym go pocałowałem. Zero reakcji. Postanowiłem, że zapytam go, czy chce jeszcze jeden łyk. Nie uzyskałem odpowiedzi. Udało się… – pomyślałem
Selit w końcu usnął, a ja mogłem w końcu działać.
I kto powiedział, że alkohol szkodzi? W tym przypadku akurat okazał się bardzo pomocny… Selit nie chciał, by doszło do spotkania z cesarzową, a ja natomiast nie mogłem ryzykować, że coś mu się stanie. Nie mogłem egoistycznie ryzykować i narażać życia innych istot.
To nie dawało mi spokoju… Musiałem coś z tym zrobić i korzystając z okazji, że Selit spał, a przynajmniej tak mi się wydawało, nagrałem wiadomość.
”Selit… Kocham Cię tak mocno… I pragnę spędzić życie przy twoim boku… Jesteś wspaniałym towarzyszem podróży i dzięki tobie wiem, czym jest prawdziwa miłość, ale najpierw muszę się z nią spotkać, inaczej nie zaznam spokoju. Wybacz mi więc, że kradnę Twój statek, ale to jedyna możliwość, aby zakończyć ten dramat”.
Dyskietkę z nagraniem położyłem obok niego, pocałowałem go i ruszyłem w kierunku statku, by udać się na spotkanie z nieznanym. Opuszczając planetę, wiedziałem, że Selitowi nic się nie stanie. Po drodze wysłałem wiadomość do Kapitana Omegi.
”Kapitanie Anton.
Nagrywam tę wiadomość, by poinformować Pana, że na spotkanie z cesarzową wyruszyłem bez Selita. Krótko mówiąc, uprowadziłem jego statek, pozostawiając go na Planecie Trzech Słońc. Jeśli istnieje taka możliwość, bardzo pana proszę o pomoc w zabraniu go stamtąd. Jak pan rozumie, nie mogę ryzykować jego życia. Muszę to zrobić sam… Jeśli prawdą jest, że to ja narozrabiałem, to muszę wziąć odpowiedzialność za dokonane wybory”.
W tym momencie popłynęły mi łzy, tak same z siebie. Poczułem, że nie wiem, co powiedzieć, brakowało mi słów. Otarłem oczy i na zakończenie wiadomości dodałem:
”Jestem niezmiernie wdzięczny za to, że pana poznałem, i marzę, by móc wrócić na Omegę.
Dziękuję za wszystko i pozdrawiam…
Alex”
Po chwili otrzymałem odpowiedź. Nie pochodziła jednak od Kapitana. Okazało się, że wiadomość wysłałem do kogoś zupełnie innego. Nowa wiadomość była w dziwnym języku, którego nie rozumiałem. Poprosiłem komputer o tłumaczenie.
”Lepiej będzie dla ciebie, jeśli oddasz się w ręce cesarzowej. Dla dobra nas wszystkich”.
W odpowiedzi nie przychodziło mi do głowy nic innego, jak tylko pokazać środkowy palec. Dziwne, ale na nic innego nie wpadłem. Mam was gdzieś… – pomyślałem
Spotykam się z nią nie dlatego, że wy tego chcecie, tylko dlatego, że ja tak postanowiłem, tchórze!
Okazało się, że kiedy nagrywałem tę wiadomość, pokazując im palec, oni odczytali moje myśli. Po chwili odpowiedzieli:
”Z wielką przyjemnością Cię do niej poprowadzimy”.
Nagle wokół mojego statku pojawiło się siedem obcych pojazdów. Po chwili otrzymałem kolejną wiadomość:
”Aby ułatwić Ci spotkanie, będziemy Cię eskortować aż do planety naszej cesarzowej”.
No i co teraz miałem zrobić? Wiadomość do Kapitana nie dotarła, została przechwycona przez te dziwne gady. O Selita się nie martwiłem, bo wiedziałem, że strażnicy planety na pewno mu pomogą. Natomiast w mojej sytuacji nie było już odwrotu. Nagle się rozmyśliłem. Nie chciałem tam lecieć, chciałem do Selita. Co się ze mną działo? Stałem się nagle taki wrażliwy. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem do siebie:
„Alex, jesteś mężczyzną, więc zachowuj się jak mężczyzna. Masz w sobie siłę i dobrze wiesz, że tylko będąc spokojny, możesz działać rozważnie i konstruktywnie”.
Postanowiłem, że skoro Demoniczna Cesarzowa chce dobrać się do księgi życia, to ja tę księgę zniszczę. Jeśli nie będzie księgi, nie będzie mogła nic z tym zrobić.
– Brzmi logicznie… – powiedziałem sam do siebie
Kiedy wylądowaliśmy, półdemonki podeszły do mnie i nakazały udać się za sobą do ogrodu, a raczej do tego, co po nim zostało. Na ruinach fontanny siedział starzec. Kiedy do niego doszliśmy, strażnicy oddalili się i stanęli obok wejścia.
– Nie wygląda pan na cesarzową… – powiedziałem do starca
– Ty mnie nie pamiętasz, prawda?
– Czy my się znamy?
– Tak, w miarę dobrze. Jestem Massani... Spędziliśmy razem kilka miesięcy.
– Dlaczego więc pana nie kojarzę?
– Ponieważ zasłoniliśmy Ci pamięć.
– No cóż, mogę wam tylko pogratulować i życzyć, czego tam chcecie…
– Alex, proszę, nie odchodź, to bardzo ważne.
– Ważniejsze od tego, że po waszej zabawie nie mogłem dojść do siebie przez wiele miesięcy, próbując przypomnieć sobie, kim jestem?
– To wcale nie tak…
– Więc wyjaśnij, proszę, bo mam prawo poznać prawdę, nie sądzisz?
– Tak, masz. Zgadzam się... Naprawdę zgadzam się z Tobą i poznasz ją niebawem, obiecuję Ci to, ale jeszcze nie teraz. Weź ten sztylet i ukryj go w rękawie. Proszę, weź…
– Co mam z nim zrobić?
– Musisz go użyć.
– Znaczy jakiś list mam otworzyć czy konserwę?
– Musisz go zabić.
– Kogo?
– Jej syna.
– Czy pan oszalał? Nie ma mowy... Stanowcze nie!
– Alex, dyskretnie… To bardzo ważne dla nas wszystkich. To dzięki niemu ta księga się tu znalazła. Jego matka nie ma takich zdolności jak on.
– To dlaczego sami tego nie zrobicie?
– To bardziej skomplikowane, niż Ci się wydaje.
– No jasne… Jak zasłonić pamięć Alexowi, to wszyscy chętni, ale jak trzeba wykonać czarną robotę, to nagle Alex, ratunku.
– Nie mamy czasu, aby wyjaśnić Ci szczegółów tych kilku miesięcy, które z nami spędziłeś cztery tysiące lat od dnia wymazania Ci pamięci. On tu idzie.
– Kto? – zapytałem i odwróciłem głowę
Ujrzałem niezwykle przystojnego mężczyznę, który zbliżał się w naszą stronę. Poczułem, jak nogi się pode mną uginają. Mężczyzna podszedł i zapytał z ironią:
– A wy co tak spiskujecie?
– Tak tylko rozmawiamy... – powiedziałem
– Stary, odejdź stąd.
– Natychmiast, mój panie… – odparł mędrzec, po czym bez zwłoki odszedł, zostawiając mnie sam na sam z nieznajomym
– Dawno nie rozmawialiśmy… – odezwał się mężczyzna
– Przepraszam, ale nie wiem, kim jesteś.
– Jak by to ująć, byś zrozumiał… Jestem twoim mężem.
– Astipolisun?
– Pamięć Ci wyczyścili czy co?
– Żebyś wiedział.
– Zajmę się nimi potem, a teraz mnie pocałuj.
– Nie mogę, przepraszam.
– To może zrób mi laskę.
– Przepraszam, ale nie puszczam się z osobami, których nie znam.
– Jestem twoim mężem i masz robić, co Ci każę!
– Możesz być moim mężem, ale nie jestem twoją własnością.
– Czy już zapomniałeś, jak Ci było dobrze, kiedy się z Tobą łączyłem? Błagałeś, bym nie kończył, tak bardzo Ci się podobało.
– Ale teraz nie pamiętam, więc muszę odmówić.
– Jak się wypniesz, to wezmę Cię tak, że przypomnisz sobie wszystkie swoje wcielenia, a w każdym z nich będziesz pamiętać tylko mnie i rozkosz, jaką Ci dałem.
– Wiesz dobrze, że jestem tu tylko dla księgi.
– Księga tu zostanie i ty również.
– Nie mogę tu zostać, wiesz dobrze.
– Wiem, że już nigdy nie opuścisz mojego boku.
– Dlaczego twoje oczy robią się takie wielkie i czarne?
– Jak się wypniesz, nie będziesz musiał oglądać mojej drugiej strony.
– O czym ty mówisz?
– Podniecasz mnie swoją słodkością. Powiedz, jak bardzo mnie kochasz i pożądasz?!
– Nie…
– Uwielbiam, kiedy udajesz takiego niedostępnego. To mnie podnieca jeszcze bardziej.
– Przestań, boję się ciebie!
– Chcesz zobaczyć moją drugą naturę, kochanie?
Astipolisun przybrał postać tak paraliżującą, że nie wiedziałem, co zrobić. Kiedy mnie dotknął, próbując na siłę dobrać się do mnie, wysunąłem sztylet i wbiłem go w niego. Ciężar jego ciała przygniótł mnie do gruzów fontanny. Bałem się otworzyć oczy, ale wiedziałem, że wcześniej czy później będę musiał to zrobić. Uchyliłem jedną powiekę i zobaczyłem, jak powoli jego ciało wraca do stanu pierwotnego.
Leżałem z jego zwłokami na sobie przez dłuższy czas. Uczucia, które temu towarzyszyły, paraliżowały mnie. Po raz pierwszy w życiu zabiłem kogoś. Po raz pierwszy zabiłem kogoś, kogo kocham. Myślałem, że mędrzec, który dał mi nóż, pospieszy mi na ratunek, ale zamiast niego pojawiła się garstka karłowatych półdemonków, robiąc ogromne zamieszanie.
Popychały i szturchały mnie przez całą drogę do celi, po czym dosłownie wrzuciły mnie do niej, mimo że będąc w szoku, nie stawiałem żadnego oporu.
Krzyknąłem z całych sił w ich kierunku:
– Tylko tchórze i niedowartościowane istoty znęcają się nad bezbronnymi!
Choć w tym momencie wcale się tak nie czułem. Jeden z nich cofnął się, by mnie uderzyć, jednak jego towarzysz go powstrzymał, mówiąc, że i tak mam już przerąbane. Nie warto mną się przejmować, bo wkrótce cesarzowa zajmie się mną. Jedynie zdążył mnie opluć, zanim zasunęły się drzwi. Złapałem się na tym, że oceniałem te istoty, zamiast je zrozumieć. Przecież one nie wiedzą, że można inaczej. Myślą, że jak będą się znęcać nad słabszymi, to się dowartościują, poczują się lepiej, a tak naprawdę swoim zachowaniem pokazują, jak słabe są w głębi duszy, jeśli takową posiadają i jak bardzo boją się pokochać same siebie. Czy ja nagle zacząłem je usprawiedliwiać? Może raczej próbowałem zrozumieć, ale co to za miejsce? Półmrok i ten okropny zapach, który podrażniał nos, powodując, że chciało mi się wymiotować. Miałem nadzieję, że ta cała cesarzowa dba o higienę, inaczej powali mnie samym odorem. Siedząc w celi, miałem wrażenie, jakby ktoś do mnie mówił, ale nie rozumiałem języka. Pomyślałem, że może zaczynam mieć jakieś omamy z powodu długiego przebywania w tym okropnym miejscu, ale przecież dopiero tu trafiłem. O co więc chodzi? Z cienia wyłoniła się postać starszego mężczyzny. To on do mnie mówił.
– Sorry, nie rozumiem… – odpowiedziałem
Starzec zbliżył się do mnie, wskazując dwoma palcami swoje czoło.
– Boli Cię tutaj? – zapytałem
Mężczyzna ponownie pokazał.
– Aa… chodzi Ci o mnie. Okej, już rozumiem…
Nachyliłem się, a mężczyzna dotknął mojej skroni i zamknął oczy.
– Jak mnie słychać? – usłyszałem nagle w głowie
– Dobrze... – pomyślałem
– No to złapałem częstotliwość. Teraz możemy sobie porozmawiać.
Mężczyzna otworzył oczy oraz zabrał swoje palce z mojej skroni i spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Nie spodziewałem się, że jeszcze w tym życiu poznam Ziemianina...
– Nie rozumiem… – odpowiedziałem na głos
Mężczyzna wskazał na głowę, po czym znów usłyszałem jego głos.
– Jest tak wiele języków i sposobów komunikacji, dlatego na naszej planecie używamy daru transformacyjnej komunikacji wielowymiarowej.
– Czyli mam myśleć, a ty będziesz mi odpowiadał, tak?
– Dokładnie. Jesteś z planety Ziemia, jak widzę.
– A ty? – zapytałem
– Jestem stąd, z Ushtoni.
– Ta nazwa brzmi znajomo, już ją gdzieś słyszałem.
– Bardzo mi miło, a wracając do rozmowy, to dawno nikogo stamtąd nie spotkałem. Ostatni raz byli to… Jak oni się nazywali… – mężczyzna złapał się za głowę – Aaa, już pamiętam, Majowie…
– Uczyliśmy się o nich, znaczy, mamy o nich niewielką wiedzę. Prawdopodobnie po prostu zniknęli.
– Zniknęli i znikać będą.
– Co masz na myśli?
– Majowie to inaczej naród podróżników międzywymiarowych. Z tego, co słyszałem, osiedlili się na planecie Asdyer i połączyli się z inną, równie wysoko rozwiniętą cywilizacją. W celu udoskonalenia swojego gatunku wprowadzili zmiany w swoich genach, aby jeszcze zwiększyć swoje zdolności. Tak więc można rzec, że nie nazywają się już Majowie, tylko Asdhowie. O, przepraszam, zabrałem się za dyskusję, a się nie przedstawiłem. Jestem Ahlin…
– A ja Alex.
– Miło Cię poznać, Alex.
Odpowiedziałem uśmiechem.
– Czy mogę zobaczyć twoją duszę? – zapytał Ahlin
– Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli…
– Chciałbym zagłębić się w twoje istnienie, doświadczenia…
– A jak to się odbywa? – udałem, że nie wiem, o co chodzi, ale wcześniej doświadczyłem tego już kilka razy.
– Podaj mi swoje dłonie... – starzec usiadł naprzeciw mnie, a po chwili dodał: To nic nie boli Alex…
Podałem mu ręce i zamknąłem oczy tak jak on.
Mężczyzna wziął kilka głębokich oddechów. Poczułem się niezręcznie, nieswojo, jakby dosłownie grzebał w moim wnętrzu. Z ciekawości lekko uchyliłem powieki.
Mężczyzna wydawał z siebie dziwne odgłosy. Nie wiedziałem, czy się śmiał, czy był przerażony, czy może kompletnie zwariował… Po kilku dłuższych chwilach powoli puścił moje dłonie, otworzył oczy i rzekł:
– Wiedziałem, że jesteś nietypowym człowiekiem i że nie przez przypadek się tu znalazłeś, ale nie mogę Ci powiedzieć, co ujrzałem, bo to dla twojego bezpieczeństwa... Zresztą wiesz dobrze, że nie ma wielkiego znaczenia, kim jesteś i skąd pochodzi twoja dusza. Chodzi o doświadczenie, które z tego życia czerpiesz w danej chwili, oraz o to, jakich wyborów dokonujesz. Mam coś dla ciebie…
– Co takiego? – zapytałem
– To kryształ z Niebiańskich Planet.
– Ahlinie, nie mogę go przyjąć, on należy do ciebie.
– Ten kryształ nigdy nie był mój. Odkąd go otrzymałem, wiedziałem, że pewnego dnia będzie musiał wrócić do właściciela.
– Ale przecież ja nim nie jestem…
Ahlin wydawał się nieco zmieszany. Po chwili powiedział:
– Chodzi mi o to, że czuję całym sobą, że mam go oddać tobie. Sam kryształ pragnie, byś to ty się nim zaopiekował. Weź go, proszę…
– Ahlinie, ja ciebie też proszę…
– Alex, kryształy komunikują się z nami. Jest w nich energia i moc tak jak i w nas. Potraktuj to jako pomoc. Używaj go odpowiednio, a doprowadzi Cię do fascynującego odkrycia.
– W takim razie przyjmę go z wdzięcznością. Dziękuję.
– I ja dziękuję.
– Jest piękny. Mimo to nie przychodzi mi do głowy nic innego, jak powiedzieć jeszcze raz dziękuję…
– Dziękuję, jest jak najbardziej wystarczającym słowem. – odpowiedział Ahlin z uśmiechem
Kiedy wziąłem podarunek do ręki, nagle całe pomieszczenie wypełniło się niebieskim światłem. Poczułem, jakby w mojej dłoni biło serce.
– To nie jest zwykły kryształ. – powiedział Ahlin, po czym wyjaśnił: On wskaże Ci drogę, kiedy się zgubisz. Pomoże, kiedy wpadniesz w tarapaty, a nawet uzdrowi, jeśli zaistnieje taka potrzeba. Tylko pamiętaj, Alex, używaj go z czystym sercem.
– Bardzo Ci dziękuję.
– To ja tobie dziękuję.
– Ahlinie, wiesz chyba już o mnie wszystko, a ja o tobie nic. Czy mógłbyś opowiedzieć trochę o sobie?
– Oczywiście, Alex. Otóż jestem cesarzem planety Ushtoni, na której się obecnie znajdujemy. Moim zadaniem jest pilnować porządku i pokoju istnień tutaj zamieszkałych.
– Czy to oznacza, że Demoniczna Cesarzowa jest twoją żoną?
– Tak dokładnie jest.
– Jak to się stało, że akurat ona nią została?
– Poznaliśmy się podczas mojej podróży na planetę Kertix. Spodobała mi się bardzo od pierwszego spojrzenia. Była taka piękna i te jej cudowne ciemne oczy, do których mam słabość, ale wtedy nie wiedziałem, a może i wiedziałem, że to nie ma znaczenia…
– A co miało znaczenie?
– To, że była demonem i swoim uwodzicielskim wzrokiem przejęła kontrolę nad moim umysłem… Zakochałem się w niej bez pamięci i połączyliśmy się tej samej nocy. Na mojej planecie, kiedy łączymy się z partnerem pierwszy raz, zostaje to uznane za ślub. Aczkolwiek bez obietnic i całego tego zamieszania.
– Pamiętam jakby ze wspomnień, że Astipolisun mi opowiedział o waszej cywilizacji, kiedy tu byliśmy.
– Mówisz o moim synu?
– Wygląda na to, że tak…
– Astipolisun jest pół demonem. Odziedziczył cechy moje, jak i żony. Jest wyjątkowy i bardzo potężny.
Spojrzałem na podłogę ze smutkiem. Jak mam mu powiedzieć prawdę?
– Jaką prawdę? O czym mówisz?
– Ahlinie, wybacz mi, i mówię to z ogromnym bólem serca, ale ja…
– Co takiego? Mów śmiało.
– Ja go zabiłem… Zabiłem twojego syna… – w tym momencie strumień łez popłynął z moich oczu
– Alex, spójrz na mnie.
Podniosłem głowę i spojrzałem na cesarza.
– Wiem, że zrobiłeś, co do ciebie należało… – powiedział, po czym dodał: Wiem, że go kochałeś jako istotę i nadal część ciebie go kocha, ale musisz zrozumieć, że nie zrobiłeś nic złego, zabijając go. Zrobiłeś to, co zrobiłeś. Dokonałeś wyboru, kiedy twoje życie było zagrożone. Takie jest prawo kreacji. Nie zabiłeś go dla zabawy, tylko w obronie własnego życia.
– Więc mnie nie nienawidzisz?
– Dlaczego miałbym Cię nienawidzić? W dalszym ciągu mam kontakt z synem.
– Chcesz przez to powiedzieć, że wiedziałeś o tym od samego początku? I że on żyje?
– Tak, wiedziałem... Tak jak wiedziałem, że opuścił swój skafander w tej części rzeczywistości i przeszedł do innej. Wiedz, że on też nie jest na ciebie zły. Zrobiłeś, co do ciebie należało. O… A to niespodzianka. Przecież jesteś też moim zięciem. W tych okolicznościach rozmawiam ze swoim następcą.
– Co masz na myśli? – zapytałem ze zdziwieniem
– Jako że jesteś mężem mojego syna, syna, który był moim następcą i jedynym dzieckiem, jakie miałem, to według tutejszego prawa otrzymasz po mnie tę planetę oraz jej mieszkańców.
– A twoja żona?
– Moja żona zbezcześciła tę świętą planetę, wprowadzając ból i cierpienie, jakiego nigdy wcześniej nie znaliśmy... Alex, wiem, że będziesz musiał wrócić na Ziemię, ale pamiętaj, że kiedy nadejdzie czas, będziesz musiał przejąć moją rolę. Inaczej ta planeta zginie.
– Nie bardzo rozumiem...
– Spokojnie… Przekażę Ci wszystko, co wiem na temat opiekowania się planetą, kiedy nadejdzie czas.
– Ahlinie, ale ja się nie nadaję na cesarza. Wiesz sam, że na Ziemi kiepsko sobie radzę. Poza tym jest coś, o czym powinieneś wiedzieć.
– Co takiego?
– Zanim tu przybyłem, spotkałem kogoś i w tej podróży zakochaliśmy się w sobie.
– No to gratuluję!
– Ale to nie koniec, jest jeszcze coś…
– Chajtnęliście się, wielkie mi co...
– Wiedziałeś?
– Wiem więcej o tobie niż o sobie samym. Jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć, ale najlepiej będzie, jak mój syn sam Ci to wyjaśni.
– Wyjaśni? Przecież nie mogę się z nim kontaktować.
– Spokojnie, czuję, że on to zrobi w odpowiednim momencie. A wracając do naszej dyskusji, to powiem Ci, że Ziemia jest wyjątkowa i naprawdę ma trudne doświadczenia, dlatego tak wiele dusz się tam wybiera, tak jak twoja to zrobiła. I dzięki temu, że poznałem twoją duszę, wiem, kim jesteś. Tak samo wiem, że sobie świetnie poradzisz, nie martw się. Nie będziesz sam. Pomoc przybędzie zawsze, gdy będziesz jej potrzebować.
– Nie wiem, co powiedzieć... Jestem jakby w szoku.
– Dziękuję, które pochodzi prosto z serca, wystarczy.
– A więc dziękuję.
Ledwie zdążyłem podziękować, kiedy przybyły dwa demony, po czym pochwyciły mnie i wyprowadziły z celi. W głowie usłyszałem spokojny i delikatny głos Ahlina:
– Dobrze wiesz, co robić. Użyj go rozważnie. Z czystym sercem.
Półdemonki zaprowadziły mnie do cesarzowej, która miała spotkać się ze mną w wielkiej sali. Kiedy wszedłem do środka, szybko się rozejrzałem. W pomieszczeniu nie dostrzegłem mebli ani okien, natomiast pośrodku wisiała w powietrzu biała księga.
– Proszę, proszę, znów się spotykamy!
– Xapilitunusie, to ty? Co tutaj robisz? – zapytałem
– Miałbym przegapić takie wydarzenie?
– Jakie wydarzenie?
– Otwarcie Księgi Wszelkiego Istnienia, a zarazem Twój koniec.
– Każdy koniec to początek czegoś nowego.
– Ale nie wtedy, kiedy cesarzowa będzie zarządzać księgą.
– Nie będzie mogła się nią bawić bez kluczy, prawda?
– Uwierz mi, że niebawem staniesz się jej posłuszny i przestaniesz się opierać.
– No proszę… – usłyszałem nagle za plecami – Cóż za spotkanie! Twarzą w twarz z mordercą moich dzieci.
Odwróciłem się i zobaczyłem kobietę z czarnymi, fałszywymi oczami i długimi, przetłuszczonymi ciemnymi włosami, ubraną w czarną, prostą suknię.
– Ja już Cię wcześniej widziałem… Już wiem, to ty stałaś przy moim łóżku kilka lat temu.
– Ha-ha! Masz dobrą pamięć.
– Jak na cesarzową wyglądasz dość niedbale... Spodziewałem się pięknej szaty, lśniących włosów, a nawet korony…
– I mówi to morderca moich dzieci!
– Zabiłem tylko jedno twoje dziecko… I nie zrobiłem tego specjalnie.
– Morderca! Kłamca!
– Przecież miałaś tylko syna.
– Zabiłeś też moją córkę!
– Jaką córkę? Przepraszam, ale nic o tym nie wiem...
– Czyżbyś zapomniał o Niebiańskich Planetach?
– To ponoć bardzo daleko i z tego, co wiem, nie jest to miejsce dostępne dla zwykłych śmiertelników.
– Dla nas stało się dostępne i nie znamy słowa daleko. Zniszczyłeś nasz plan unicestwienia tych okropnych boskich planet.
– Przepraszam, ale naprawdę nie pamiętam. Za dużo tutaj tajemnic i pytań, na które nie znam odpowiedzi.
– Widzę, że porządnie wyczyścili Ci pamięć… Może pozwolisz, że Ci ją zaraz przywrócę, robaku?!
Moją uwagę z jakiegoś powodu bardziej przyciągała wisząca w powietrzu księga niż słowa cesarzowej. Jej obelgi wchodziły mi jednym, a wylatywały drugim uchem. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić sobie na to, by osłabiła mojego ducha.
– Wprowadzić ich do sali! – powiedziała rozkazującym głosem
Do pomieszczenia weszło kilku mnie. Byłem w szoku… O co tu chodzi?
– Xapilitunus stworzył twoje kopie. Jak Ci się podobają? – zapytała cesarzowa
– Perfekcyjna robota! – pochwaliłem – Aż tak mnie kochacie, że jeden wam nie wystarczam?
– Marzyciel z ciebie…
– Po co wam te kopie?
– To taka zabawa. Powiedzmy, że jeden z was jest oryginałem. Pytanie tylko który…
– Ta gra mi się nie podoba.
– Jesteś pewien, że to ty nim jesteś? A może jeden z tych Alexów jest oryginałem?
– To jakiś żart?
– Każdy z was ma taką samą świadomość i każdy myśli, że jest prawdziwy.
– Wydaje mi się czy ciemność jest głupia?
– Ułatwię Ci zadanie. Jeśli odgadniesz, który z was jest tym prawdziwym, pozwolę mu zostać żywym, oddanym sługą. W przeciwnym razie oryginał osobiście zostanie przeze mnie rozszarpany. Oczywiście kopie będą sobie mogły na to patrzeć.
– No dobrze, skoro jestem kopią, to chciałbym się dowiedzieć, jak powstają takie kopie. To jest naprawdę ekscytujące…
Xapilitunus spojrzał na mnie i po chwili przemówił w mojej głowie:
– Pamiętasz, kiedy byłeś na mojej planecie i zostałeś przywitany… Jak to było? Workiem?
– Tak, pamiętam… To miało odciąć wszystkie połączenia czy coś.
– Nie do końca. To wtedy zeskanowaliśmy oryginał i teraz pojawia się pytanie, kto tak naprawdę się tam obudził.
– Ciekawe, ciekawe. Naprawdę gratuluję pomysłu.
– Dziękujemy.
– A ta gra ma jakąś nazwę? Na Ziemi gry mają swoje nazwy. Dobrze by było wiedzieć, w co gramy… Wybaczam Ci, Xapilitunusie. Wybaczam Ci wszystko, co mi zrobiłeś i rozumiem, że to, co robisz, uważasz za stosowne…
Mężczyzna milczał chwilę, patrząc się na mnie, jakby był w lekkim szoku, po czym kontynuował jak gdyby nigdy nic:
– Czyli jednak podoba Ci się ta zabawa?
– Tak i to bardzo…
– Nazwijmy ją „Oddechem ducha”.
– Bardzo mi się podoba ta nazwa. Dziękuję.
– Koniec tych pogawędek, czas wam się kończy! – wtrąciła się cesarzowa
– Zaniedbana niewiasto, czy mogę jeszcze zapytać o te kopie?
– Pytaj, tylko szybko.
– Czy to już są wszystkie? Czy jest ich, znaczy nas, więcej?
– To nie twoja sprawa, ale mimo to odpowiem… Nie, to nie wszystkie. Jedna została wysłana na Ziemię, by kontynuować bezwartościowe życie oryginału. Wyczerpałeś już wszystkie pytania i wracamy do gry… – powiedziała, śmiejąc się szaleńczo – A teraz ja będę zadawać pytania, a ty, kopijko, będziesz odpowiadać! Za każdym razem, kiedy nie zgadniesz, czy dany Alex jest prawdziwy, będę go zabijać. Kopia czy oryginał?
– Dobra nazwa na grę.
– Podałeś mi świetny pomysł! Ha-ha!
– Jaki?
– Ilu ludzi jest na twojej planecie?
– Kilka miliardów chyba, a dlaczego pytasz?
– Kilka miliardów naiwnych człowieczków i cała wieczność na zabawę z nimi. A skoro ludzie uwielbiają gry, to zaproszę ich do mojego show… „Kopia czy oryginał?”. Zobaczymy, ilu Ziemian pozostanie po nim na Ziemi, ha, ha, ha… Najpierw przetestujemy ją na was, chłopcy! A więc Alex numer jeden… Kopia czy oryginał?
– Kopia.
W tym momencie cesarzowa podeszła do postaci, która wyglądała jak ja, i ukręciła jej głowę, ot tak, po prostu. Po czym podeszła do drugiego Alexa, zadając to samo pytanie. Ponownie odpowiedziałem, że kopia, a ta wyrwała mu serce. Poczułem strach i niepewność, mimo to nadal brałem udział w jej bestialskiej grze. Za każdym razem robiła coś innego. W pewnym momencie zwymiotowałem...
– No to zabawa robi się ciekawsza. Zostało was tylko trzech.
– Proszę, przestań, już wystarczy.
– O nie, to nie ty o tym decydujesz, tylko ja!
– Dobrze… W takim razie tych dwóch to też są kopie, bo tylko oryginał może otworzyć księgę…
– Mylisz się, te kopie są identyczne i mają te same właściwości…
– Z wyjątkiem tego, że nie są trwałe i rozpuszczają się po pewnym czasie… – powiedziałem, wskazując na moje kopie, które zaczęły się już mienić
Demoniczna Cesarzowa wpadła w szał.
– Xapilitunusie, ty marny oszuście! Ty bezwartościowy gadzie! Oszukałeś mnie! Te kopie są tak samo bezużyteczne, jak ty! – wykrzyczała, podchodząc do niego
Szybkim ruchem ręki poderżnęła mu gardło.
Xapilitunus upadł martwy na ziemię. Ten trup był prawdziwy! Leżał pod ścianą zakrwawiony z otwartymi oczami. Mimo wszystko go lubiłem. Po tym zajściu coś we mnie pękło, coś się zmieniło.
– Podejdź do księgi i ją otwórz!! – wrzasnęła cesarzowa
– Co masz na myśli?
– Jesteś kluczem, więc otwieraj, natychmiast!
– Znasz takie słowo jak cierpliwość? Po twoim spojrzeniu widzę jednak, że nie…
– Masz to zrobić, otwórz ją!
– Siedziałem spokojnie w celi wiele godzin, a teraz nagle każesz mi się spieszyć?
– Nie staraj się grać bohatera, tylko rób, co Ci każę!
– Jest tylko jeden mały problem.
– Jedyny problem, jaki widzę, to ten, na który teraz patrzę!
– Ten to pikuś…
– Co masz na myśli, bezczelny człowieku?!
– Mam na myśli to, że wasza upiorność, kiedy zostałem porwany, to mówiono o mnie: „połówka klucza”.
– Tak mówiono?! – cesarzowa wyglądała na szczerze zdziwioną
– A z wizji, które miałem od lat, wiem, że do otwarcia księgi potrzebne są dwa klucze.
– Gadaj natychmiast, gdzie jest ten drugi!
– Powinnaś raczej zapytać, kim jest ten drugi...
– A więc to żyjąca istota. Mów natychmiast, kim on jest?!
– Zmył się… – odpowiedziałem
Cesarzowa robiła się coraz bardziej ciemna na twarzy. Jej oczy stawały się coraz większe i czarniejsze, a jej postać zaczęła przybierać inny… Bardziej upiorny kształt.
– Jesteś naprawdę żałosny! – wycharczała – Tyle się trudziłeś, wojowniku, by uratować ludzkość przed tym, co i tak jest nieuniknione!
– Nie przybyłem tu, aby ocalić ludzkość. Nie zależy mi na niej, rozumiesz?!
– A więc w takim razie co tu robisz, parszywy robaku?!
– Jestem tu po to, aby zwyciężyć walkę w sobie samym a ty mi w tym pomożesz...
– Ja Ci pomogę… Ha-ha! Jesteś taki naiwny, że aż mam ochotę nakarmić Cię twoją człowieczą naiwnością jeszcze bardziej.
– Powodzenia…
– Chcesz wrócić do swojego ukochanego, prawda?
– Skąd o nim wiesz?
– Widziałam was, kiedy ta sztuczna platforma się rozpłynęła, zabijając moich poddanych.
Nagle ujrzałem klarowny obraz statku, za którego szybą znajdowała się kobieta. Dziwnie patrzyła przed siebie. Wyglądało, jakby lewitowała, a jej długie czarne włosy unosiły się w powietrzu. Czułem się, jakbym dosłownie tam był. Chwilę później wróciłem do rzeczywistości. Spojrzałem na cesarzową.
– To ciebie wtedy wyczuwałem.
– Wyczuwałeś czy nie, to nie zmienia faktu, że chcesz wrócić do swojego ukochanego.
– Może…
– Zapomnij o ukochanym. On jest, jak to powiedzieć… On już jest tak jakby mniej żywy…
– Widzę, że jesteś dumna z faktu, że zabiłaś swojego syna.
– Nie zabiłam go! To ty to zrobiłeś!
– Dosłownie jak w przedszkolu, kurwa... Gdyby nie twoje mącenie w jego głowie, Astipolisun by żył. To ty spowodowałaś jego śmierć. Nie ja!
– O przestań, proszę Cię, jakieś straty trzeba ponieść dla oblicza tak wykwintnego wysoko wibrującego księcia.
– Dla kogo? Ty naprawdę myślisz, że jestem tu po to, aby dalej grać w te twoje gierki? Nie boję się ciebie, wręcz przeciwnie, kocham Cię jak cholera, a wiesz za co? Nie... Nic nie mów, odpowiem za ciebie. Chodzi o to, że ty i ja jesteśmy jednym. Pochodzimy z tego samego źródła, więc walka jest tu raczej zbędna. Cokolwiek mi nie zrobisz, będziesz to odczuwać tak samo, jak ja.
– Z tym bełkotem powinieneś wybrać sobie życie klauna. Bardzo by Ci pasowało.
– Tak, chyba w świecie demonów, żeby swoją głupotą pokazać ich własną.
– Gadaj natychmiast, kto jest drugim kluczem, nim wyrwę Ci serce i wsadzę Ci w dupę, ty parszywa gnido!!
Cesarzowa była na granicy cierpliwości. Spojrzałem na nią i zrozumiałem, że nie ma innego wyjścia, jak tylko powiedzieć prawdę.
– Astipolisun był drugim kluczem, bez niego księga się nie otworzy. Dlatego mędrzec dał mi sztylet i kazał go zabić, abyś nigdy nie dostała dostępu do księgi. Rozumiesz? A więc przegrałaś. Wpadłaś we własną pułapkę.
– Chcesz jeszcze coś dodać?
– Sorry, ale muszę zapłacić rachunki. Tak więc do zobaczenia… Hmm… Nigdy?
– O nie… Nie wyjdziesz stąd!
– Skoro i tak nie ma klucza, to ja już sobie pójdę.
– Zapamiętaj jedno! Nigdy stąd nie wyjdziesz! Czas na plan B.
– Jaki znowu plan B?
– Wprowadzić mnichów! – krzyknęła
Odwróciłem głowę i ujrzałem, jak cztery istoty w czarnych szatach z kapturami na głowach wchodziły jedna po drugiej do sali. Po chwili jeden z mnichów podszedł do mnie i siłą woli zmusił mnie, bym stanął przed księgą. Następnie wszyscy ustawili się w formie półksiężyca, po czym zaczęli odprawiać swój rytuał. Wypowiadali przy tym jakieś słowa, ale żadnego z nich nie rozumiałem. Stałem jak sparaliżowany przed księgą, gdy cała sala wypełniła się światłem. Nagle moje ręce uniosły się w kierunku mieniącej się księgi.
To wtedy dostrzegłem, że mam na sobie białe ubranie. Wydawało mi się, że cały świecę. Biała księga uniosła się lekko w górę, otoczona biało-złotym światłem. Mnisi coraz szybciej i głośniej wypowiadali swoje zaklęcie. Nagle zobaczyłem dziwną wizję, tak jakbym próbował uciec, a także konsekwencje tego wyboru. Wystraszyłem się tego, co zobaczyłem, a chwilę później pojawił się portal światła, który podmuchem odepchnął mnie od księgi i sprawił, że ta upadła na ziemię.
Pomieszczenie znów przybrało pierwotną postać, a ja ponownie miałem na sobie swoje ubranie. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, jak mnisi leżą na podłodze, mamrocząc coś pod nosem. Nagle usłyszałem głośny ryk. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem cesarzową, która ciężko sapała. Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Ruszyła w moim kierunku i odepchnęła mnie z całych sił. Patrzyłem, jak stanęła naprzeciwko mężczyzn z zaciśniętymi pięściami. Patrzyła na nich z nienawiścią.
– Marne, parszywe, bezwartościowe szczury, żadnego z was pożytku! Możecie zapomnieć o nagrodzie!
Jeden z nich próbował coś powiedzieć, a cesarzowa wściekła się jeszcze bardziej i swoimi pazurami dosłownie podcięła mu gardło. Następnie to samo zrobiła z pozostałymi, po czym odwróciła się w moją stronę i z morderczym spojrzeniem syknęła:
– Masz to naprawić! Już teraz!
– Ale jak?
– To ty masz wiedzieć! To twoja wina, że ją zepsułeś!
– Moja? Ja nic nie zrobiłem.
– Zrobiłeś czy nie i tak mi zapłacisz, jeśli jej nie naprawisz. Nienawidzę Cię, pasożycie!
– Wiesz co? Chyba się ponownie w tobie zakochałem.
– O co Ci chodzi?!
– Jesteś taka piękna, kiedy się złościsz.
Nie miałem wątpliwości, że za chwilę moje życie może dobiec końca, ale wiedziałem, że nawet jeśli tak się stanie, to cesarzowa zniknie wraz ze mną. Nie mam pojęcia, co się we mnie zmieniło, ale przestałem odczuwać lęk przed śmiercią, a humor mimo okoliczności mi dopisywał. Nie ukrywam, że w pewnym stopniu czułem się jak naćpany, ale to chyba ze szczęścia. Byłem szczęśliwy zupełnie bez powodu, stojąc w obliczu zagrożenia, jakby nic innego nie miało znaczenia, tylko to jedno małe uczucie szczęścia, które we mnie pulsowało. Zawsze myślałem, że to partner, pieniądze lub jakieś inne rzeczy sprawią, że będę szczęśliwy. A teraz szczęście po prostu było. Jak ekscytacja życiem. A co mi tam… – pomyślałem
I nagle ni stąd, ni zowąd wypłynęło ze mnie. Czy to znaczy, że ja je cały czas tam kryłem, pod warstwą oczekiwań, bólu, robiąc wszystko, by od niego uciec, od siebie samego?
– Mam nadzieję, że myślisz nad naprawieniem księgi.
– Właściwie to wspominałem, jak robiłem laskę twojemu synowi. Szkoda, że tego nie widziałaś.
– Ty parszywy, zakłamany morderco!
– Z tego, co kojarzę, to twoja córka lubiła mieć wszystkie trzy dziurki w użyciu. Rozumiem, że ten talent odziedziczyła po mamusi?
– Nie! Nie! Nie! Morderca, zakłamany Ziemianin! Żadnego z ciebie pożytku! – wrzeszczała, przybierając jeszcze bardziej upiorną postać
W pewnym momencie upiór rzucił się na mnie. Sięgnąłem odruchowo do kieszeni i ostrym kantem kryształu, który otrzymałem od cesarza Ahlina, krzyknąłem z całych sił: „Strachu, nie boję się ciebie strachu!”
Chwilę później, dźgnąłem ją prosto w serce. W tej samej chwili poczułem ucisk i ból w klatce piersiowej. Całe pomieszczenie zatrzęsło się, a cesarzowa wydała z siebie potworny, jęczący ryk. Nagle wszystko jakby się rozszerzyło, a za moment zaczęło się kurczyć. Zrobiło się ciemno i jak wielka fala tsunami, ciemność ogarnęła wszystko dookoła.
.