6
Nazajutrz poinformowałem wszystkich pasażerów kapsuł czasu o zebranie się w wielkiej sali na Omedze 2. Stanąłem na podium, naprzeciw nich, uśmiechając się, a oni ów uśmiech odwzajemnili. Wtedy zrobiłem coś, co wydawało się jedynym i najszybszym sposobem. Byłem przygotowany. Miałem ze sobą kamień. Uklęknąłem i wyciągnąłem Niebiański Kryształ, po czym rozbiłem go kamieniem. Kawałki kryształu uniosły się w górę, po czym jak mieniący się kolorowy deszcz, wpływały do wnętrz istot, a te nagle zaczęły delikatnie świecić. Słychać było nawet jakby muzykę, jak jakiś Chór Anielski by śpiewał. Po czym ostatkiem sił podałem księgę i poprosiłem, aby każdy z nich zobaczyło to, do czego się ma przygotować. Spojrzałem się na nich i powiedziałem, że im dziękuję z całego serca za to, co zrobili. Po chwili podszedł do mnie jeden z grupy ludzi z kapsuł czasu. Miał ciemną karnację skóry. Mimo iż miał ciemne oczy, widziałem w nich światło, które ukrywało kolor jego oczu i ucieszył mnie ten widok. Mężczyzna ze spokojem usiadł obok mnie, a ja mu powiedziałem:
”Posłuchaj uważnie głęboki nurcie... Kryształy, które otrzymaliście, aktywują się w odpowiednim czasie. Ja do Was przyjdę ze Światłem i go Wam przekażę. W odpowiednim czasie wszystkie istnienia będą je nosić w sobie, nie wiedząc o tym. To będzie ciężki proces, w którym otworzę Wam biblię i koran. Tak, aby każdy z Was poczuło na nowo Boga w sobie. Od tego momentu, będziecie wchodzić do Nieba raz po raz. Wir energetyczny po wirze, aż do ostatniego razu, kiedy z wami nie pójdę i to odczujecie. Będziecie się zastanawiać, dlaczego, choć wszystko zostało wybaczone i zrobione, dalej jesteście. Będziecie się zastanawiać, jak działa kreacja. A nawet mówić, że wejście do Królestwa Niebieskiego, które jest na Ziemi, jest takie proste… A ja będę Was odtwarzać, aż do dnia, w którym zniknie jakakolwiek negatywna myśl o drugim istnieniu... Że ktoś cokolwiek zrobił źle. Zniknie też myśl, że jakiekolwiek istnienie było niechciane lub niepotrzebne. W owym czasie nastąpi ucisk, jakiego nie było, odkąd narody powstały. W tym czasie ogromnych zmian na Ziemi przejdziecie transformację świadomości i przestaniecie się starzeć… I wtedy też będziecie wiedzieli, że jesteście wybrani. Każdy z Was pierwszy i ostatni, jak również będziecie wiedzieli, że Królestwo Jednego Ojca jest na całej Ziemi, tam gdzie stoicie. Będę do Was przychodził, ale nikt z Was mnie nie rozpozna, a nawet jeśli tak się stanie, to zostanie Wam to zasłonięte. Ja pojawię się tylko po to, abyście przygotowali moich ludzi do tego, co nadchodzi. Przekażę informacje poprzez wasze kryształy i odejdę. Nielicznym kryształowym spodoba się moje pojawienie, a nawet będą widzieli we mnie wroga, jednak tak to ma wyglądać. Dostaniecie nowe życia, o jakich marzyliście. Aktywuje w Was talenty. To jest mój prezent dla Was. Będziecie pracować i przekazywać swoimi kryształami energię. Ja będę Was w tym spierać, bo zawsze jestem z wami i zawsze jestem w Was. W odpowiednim czasie pozamykam wszystkie księgi religijne, w których nie ma wiedzy Boga. I nikt mnie więcej tam nie poczuje. To będzie znak, że mój czas się zbliża…
Ponieważ w tym okresie ludzie będą kochali dobra materialne bardziej niż Boga, wasza planeta przejdzie oczyszczanie z tego, co nie należy do Światła. A to, co zostało od niego rozdzielone, zostanie do niego na powrót przywrócone. Staniecie się tymi, którzy zapoczątkują Złoty Wiek Gai. Przekażę Wam w moim zapisie, kiedy macie założyć białe ubrania i zaczniecie praktykę połączenia ze źródłem, ale nim to się stanie, będziecie tak szczęśliwi, że zapomnicie o tym całym bałaganie, jakiego doświadczyliście. Wtedy to do Was po raz ostatni zejdę. I nikt ani nic mnie nie powstrzyma. Koniec Przekazu”.
Po tych słowach mężczyzna pomógł mi wstać, po czym przytulił mnie, tak jak Bóg przytula Boga i ze spokojem odszedł do grupy świetlistych, która powoli opuszczała pomieszczenie. Wtedy do sali przedzierając się przez tłum, wszedł Jerry i podchodząc do mnie, powiedział:
- Alex… Nie uwierzysz! Dzisiaj rozmawiałem z Jezusem!
- To dobrze.
- On tu jest! Na Omedze!
- To dobrze.
- No to jest super. A wiesz Alex… Tak naprawdę Jezus nazywa się Joshua.
- To dobrze.
- I wcale nie jest taki święty, jak go opisują ludzie. Powiem więcej, to łobuz. W dodatku ma rewelacyjne poczucie humoru.
- To dobrze.
- Co Ci jest Alex? Wyglądasz jakoś inaczej.
- Wszystko jest dobrze Jerry.
- Wydaje się, jakbyś miał jakiś ból.
- To minie Jerry. Dziękuję...
Wtedy to też z piersi wyłonił się ponownie kryształ i delikatnie pękł. Jego cząsteczka weszła w jego wnętrze i mężczyzna delikatnie zaczął świecić. Kiedy kryształ z powrotem wleciał do mojego wnętrza, upadłem na podłogę. Jerry nie wiedząc, co się dzieje, podszedł do mnie i przytulił, mówiąc:
- Alex, nie rozumiem tego, co robisz, ale czuję, żebym temu ufał.
- To dobrze.
- Zaprowadzę Cię do twojego pokoju.
- To dobrze.
Mężczyzna zauważył, że nie miałem siły... I w momencie, kiedy prawie straciłem przytomność, wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pomieszczenia. Gdzieś w drodze do pokoju straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, ujrzałem Jerry’ego siedzącego obok mnie. Kiedy mężczyzna zauważył, że się obudziłem, uśmiechnął się, po czym wstał i podszedł do stolika, na którym znajdywała się woda oraz owoce. Chwilę później nalał wodę do szklanki i podszedł do mnie, podając mi ją. Mężczyzna był spokojny, ale z jego ust, nie padło ani jedno słowo. Kiedy wypiłem wodę, Jerry wziął szklankę i odstawił na stolik, po czym podał mi owoc i chwilę później ze spokojem i lekkim uśmiechem opuścił pomieszczenie. To był też ostatni raz, kiedy go widziałem.
Dłuższą chwilę po wyjściu przyjaciela, poczułem, że muszę wstać i iść do toalety. Ból, jaki odczuwałem, podczas podnoszenia się był tak silny, że zacząłem płakać z bezsilności. Czułem, jak wszystkie mięśnie były zaciśnięte. Mimo bólu w końcu udało mi się dotrzeć do łazienki. Po płaczliwym załatwieniu potrzeb fizjologicznych praktycznie czołgając się po podłodze, wróciłem do łóżka. Oprócz bólu, jaki wtedy czułem, było również ogromne zmęczenie psychiczne… Płakałem jeszcze długo, a to sprawiało, że nie miałem siły walczyć. Musiałem to puścić, a najlepszy sposób na to w tamtym momencie był sen. Po takim doświadczeniu i lawinie łez zasnąłem ze zmęczenia.
Obudziłem się w laboratorium i zobaczyłem Sue. Czułem się nawet dobrze prócz lekkiego kłucia w klatce piersiowej. Chwilę później do pokoju wszedł Matthias, zwracając się do Sue:
- Znalazłem obrączkę w pustej kapsule.
- Ta obrączka wygląda znajomo Matthias… Dziękuję Ci.
Po tych słowach kobieta zwróciła się w moim kierunku, pokazując mi obrączkę. Spojrzałem się na nią i zdębiałem.
- To moja obrączka, którą otrzymałem od Fiony.
- Załóż ją zatem… - powiedziała Sue
Tak też zrobiłem, Matthias się zdziwił. Wiem, że zgubiłem obrączkę, ale dlaczego ona była w kapsule? I jak ona się tam znalazła? Sue odpowiedziała, że nie ma to znaczenia ważne, że ona jest… I miała rację. Biorąc pod uwagę, że otwierając kapsuły, równie dobrze mogła mi się zsunąć z palca, podczas pomagania wyjścia z nich ludziom. Po chwili z kieszeni wyciągnąłem drugą obrączkę i pokazałem mu ją, po czym Matthias zareagował ze zdziwieniem.
- To obrączka Selita. Znalazłem ją również w kapsule, ale nie na Omedze 2.
- Więc gdzie?
- To była Omega zeskanowana przez Oddech Ducha. Trafiłem na nią, kiedy szukałem drogi do was Sue. Jednak istoty, choć tak do was podobne, nie były prawdziwe. To nie byliście wy tylko jakieś hologramy.
- Rozumiem Cię Alex, ale nie rozumiem co w takim razie robiła tam obrączka Selita...
- Sue… Powiedziałaś, że coś się zmieniło ze strukturą DNA Selita. Czy on był w jakiejś podróży? Może to ma wpływ na to, co teraz się z nim dzieje?
- Zrobię próbki obrączek, może znajdę odpowiedzi na te pytania.
- Dobrze Sue, ja pójdę do Selita, bo nie ukrywam, że czekałem na to spotkanie dłużej, niż planowałem. Tobie Matthias dziękuję z całego serca za pomoc.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. Miałem dość dziwne wrażenie, że coś się zmieniło z tym człowiekiem. Udałem się do Selita. Kiedy o nim myślałem, chciało mi się płakać, jednak się powstrzymywałem. Kiedy wszedłem do pokoju, mój mąż wyglądał jakby był w agonii. Powiadomiłem o tym Sue, która pojawiła się dość szybko. Powiedziała, że już nie można nic zrobić i że to już jego ostatnie chwile w tej rzeczywistości. Byłem świadkiem, kiedy Selit opuszczał swoje ciało fizyczne. W pokoju czułem dość dziwną energię. Czułem, jakby ktoś mnie obserwował. Podniosłem głowę i nad ciałem leżącego Selita zobaczyłem postać, która nad nim stała. Wyglądał jak sam Selit. Miał nawet podobne włosy, lecz dokładnie nie widziałem jego twarzy. Czułem, jak się na mnie patrzył, a ja patrzyłem się na niego. Nie do końca byłem świadomy tego, co się dzieje. Był tu i tam zarazem. Czułem, jak energia się zmieniała, a łzy cisnęły mi się do oczu. Jego ostatni oddech... Nie mogłem tego sobie wytłumaczyć... Czułem, że muszę wyjść, dosłownie jakby ktoś chciał, żebym poszedł. Opuściłem pokój i pobiegłem do jego statku… Naszego statku, próbując po drodze powstrzymać łzy. Kierunek był oczywisty… Planeta Trzech Słońc, która znajdowała się blisko naszego obecnego położenia. Gdy tam dotarłem, udałem się na plażę. Ugięły mi się kolana, klęknąłem na piasku, a z moich oczu wypłynęła lawina łez. To był jak film, który wyświetlał mój umysł, pokazując całą naszą wspólną podróż. Czułem ból, który jak magnes nie pozwalał na to, bym poczuł spokój. Wiedziałem, że muszę to puścić... Wiedziałem, że odejście Selita to zwrócenie sobie wolności, a nie kara... Musiałem to tylko zaakceptować. Niespodziewanie obok mnie stanęły dwie postacie w białych ubraniach. Wyglądali jak kobieta i mężczyzna z Ziemi. Mieli piękne długie białe włosy i piękne duże niebieskie oczy. Obydwoje wyglądali, jakby świecili delikatnym białym Światłem. Mężczyzna przedstawił się jako Aamyr, a kobieta Asshia… Obydwoje byli członkami Galaktycznej Federacji Światła. Celem ich wizyty, byłem ja sam, aczkolwiek nie byłem jedynym, który się z nimi spotkał. My nie byliśmy, jak się okazało tylko ludźmi, ale również między innymi Plejadianami. Cała nasza trójka stała wpatrzona w horyzont, w oczekiwaniu na wschód. Asshia stała w ciszy, a Aamyr kontynuował rozmowę ze mną.
- Jesteśmy Rodziną Światła, która przyszła tu by wspomóc wasz proces przebiegunowania świadomości. Jest nieskończona ilość wymiarów i rzeczywistości. Wiele wymiarów równoległych i linii czasowych. Tak naprawdę Alex, nikt tu donikąd nie idzie. Nigdy.
- Widziałem Selita jak stał nad swoim ciałem, a mimo to czułem, że złamał mi serce.
- Czy wiesz, dlaczego tak się dzieje?
- Wiem, że to tylko tymczasowe doświadczenie.
- To również, ale jest dużo więcej niż to.
- Więcej?
- Znacznie więcej.
- Jak mam to rozumieć?
- Powiedzmy, że to, czego dotąd doświadczyłeś, jest zaledwie początkiem twojej podróży do zrozumienia.
- Zrozumienia?
- Tak...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Czasami Bóg łamie ludziom serca, tylko po to by do niego wrócili.
- Więc to wszystko, co wiem… To nic.
- Żadna myśl nie jest prawdziwa.
- Żadna?
- Żadna… Powiem to tak Alex. Wasz matrix ma cyfry, a tu gdzie my jesteśmy, nie ma żadnych. A tam, gdzie nie ma cyfr, nie ma rozdzielenia. Jedyna liczba, aby to wszystko opisać, to byłaby nią zero. Ponieważ wszystko to, co jest i my jesteśmy, nie opiszą żadne cyfry, ani też żadne słowa. Dlatego musimy Was ściągnąć z powrotem do tak zwanego „punktu zero”. To jedyna droga dla waszej cywilizacji… Jak również wasz powrót do Domu…
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czułem się dziwnie, bo wiedza, jaką mi przekazano, była zupełnie inna od tej, jak pamiętam z Ziemi. Poczułem się jakby w świecie, w którym się wychowałem, nie było wcale wiedzy, a jedynie anegdoty, co więcej wymyślone przez ego ludzi, jak według nich powinno wyglądać czyjeś istnienie. W świadomości Plejadian śmierć nie istniała. Bynajmniej nie w taki sposób, jaki my ludzie ją postrzegaliśmy. Pamiętam, że rozmawialiśmy, patrząc się na horyzont. Po lewej stronie stał Aamyr, a po prawej Asshia. W pewnej chwili zacząłem znowu płakać. Poczułem, jakby coś puściło. Łzy nie zawsze są złe, to one powodują, że zdejmujemy jakiś ciężar. Robi się lżej na sercu i następuje uzdrowienie. Plejadianie wyjaśnili, iż był to eksperyment ze Światłem... I wszyscy doznaliśmy ogromnej traumy uczucia separacji i rozdzielenia od Najwyższego. Aamyr powiedział, że to doświadczenie było potrzebne. Bo to, co kiedyś zostało rozdzielone od Światła, musiało się znowu złączyć w jedno. Zapragnęliśmy powrotu do prawdziwego Domu. Czuliśmy, że ten dom nie jest tutaj. Nie w tych rzeczywistościach, w których obecnie się znajdowaliśmy.
Powodem tego uczucia, było silne ego zawarte w naszym DNA. Nazwali to energią ego w naszej zbiorowej świadomości, która robi wszystko by nie wrócić do prawdziwego Domu... I to ona ściągała i trzymała nas w iluzji rozdzielenia, a sama droga w systemie pieniężnym, była bardzo wyboista i pełna tragicznych, jak również traumatycznych doświadczeń z nimi związanych. Jednak to, co wydawać mogło się dla nas okrutne, było przebudzeniem z iluzji, jakiego życia się nie chce i wyboru powrotu do Boga wewnątrz nas. Byliśmy wybranymi… Tymi, którzy nie przyszli zmieniać iluzji świata, w którym się urodzili, lecz tymi, którzy się zmieniali na powrót w Światło. Przechodziliśmy transformację świadomości, każdy z nas w swój indywidualny sposób. Czasami musieliśmy przejść przez wiele ech naszych wcześniejszych wyborów. Przejść ciężkie doświadczenia, by zrozumieć, że oprócz tego, czego nauczono nas w szkołach, jest coś znacznie więcej. To my byliśmy znacznie więcej, a każdy z nas odkrywało tę drogę indywidualnie. Tak, jak ja to sam robiłem… Stawaliśmy się coraz bardziej wrażliwi, współodczuwaliśmy siebie. Zaczynaliśmy słyszeć myśli innych.
Zadaniem Plejadian było wprowadzić ludzi na inny poziom świadomości. Byli jak katalizatory... Od Plejadian dowiedziałem się znacznie więcej. Plejadianie podobnie jak my mieli religie, ale znacznie szybciej niż my ogarnęli duchowość. Byli też tymi, którzy powstali z nas, ale również tymi, którzy znaleźli się przed nami. Oni wiedzieli, że jest znacznie więcej, ale oprócz tego, iż wiedzieli, godnie reprezentowali to. Nagle Asshia, delikatnym głosem, zaczęła śpiewać.
„Hu ina seya sey. Hu ina seya, seya sey. Ihyna seya sey. Hu ina seya, seya sey”.
To była uzdrawiająca pieśń, jaką kobiety w ich świecie śpiewały swoim dzieciom, aby nie miały koszmarów wywołanych przez ciemne byty w ich wirach energetycznych. Mali mistrzowie miłości, którzy reinkarnowali się na różnych planetach, przychodzili czyści. Tak jak my ludzie przychodziliśmy czyści na Ziemię. Tylko zostało nam zaprogramowane, że rodzimy się z grzechem pierworodnym… I tak ludzie mocą swoich wnętrz uwierzyli, że tak jest. Dlatego też się zachowywali jak grzesznicy. Mimo iż w naszych wirach energetycznych było wiele istot, które nie były pozytywne i mogły wywoływać koszmary u małych dzieci. W mojej głowie wyświetlał się obraz… Matki trzymającej dziecko i śpiewając tę pieśń. Czułem się, jakbym stał obok.
Plejadianie mieli zupełnie inny rodzaj wychowywania swoich dzieci. One od samego początku czuły się chciane. Przez praktykę medytacji, dzieci wyrastały w pełnej świadomości tego, kim są naprawdę i tego, kim się stają. To był zupełnie inny świat. Dowiedziałem się również, że to wszystko, co przechodziliśmy, nawet ciężkie doświadczenia, to były błogosławione lekcje, które każda cywilizacja, jak też każda istota przechodziła osobiście.
- Jesteśmy wielowymiarowi i jesteśmy już wszystkim. - powiedziała Asshia, po czym dodała: Teraz wracamy do naszej rzeczywistości kochany, będziemy się z Tobą kontaktować, kiedy przyjdzie odpowiedni czas.
- Dziękuję Wam kochani przyjaciele.
- I my dziękujemy tobie.
Chwile później zrobili krok i zniknęli. Wyglądało to jakby przeszli przez niewidzialny portal. Ja nie do końca byłem świadomy, co wtedy zobaczyłem. Myślami wróciłem do Selita i po raz kolejny zacząłem płakać… I chwile później poczułem ulgę...
.