15




Po tym małym incydencie prawie całą drogę panowała niezręczna cisza. Naszą jedyną komunikacją było patrzenie się na siebie. W pewnym momencie nieświadomie powiedziałem:

- Mam ochotę zrobić to z wami obydwoma. Co ty na to Xapitulinus? Możesz się przemienić?
- Nie, Alex… Nie mogę.
- Przecież się nie wstydzisz Selita.
- To nie o to chodzi.
- A o co? Przecież robiłem to z wami obydwoma… Tyle że osobno.
- Alex nie mogę tego zrobić z Tobą, nawet gdybyśmy byli sami.
- Nie rozumiem Cię Xapitulinus… Jesteś na mnie zły?
- Nie jestem na ciebie zły Alex.
- Więc powiedz, o co chodzi?
- Nie mogę z Tobą tego zrobić, ponieważ wiem, kim naprawdę jesteś.
- Jestem Alex, człowiek…
- Tylko tak myślisz.
- Powiedz mi w takim razie, kim jestem?
- To nie moje zadanie, by Ci przekazać tę informację.
- Ktoś Ci coś powiedział na mój temat? Tak?
- Nikt mi nic nie powiedział… Zobaczyłem to w księdze.
- Masz dostęp do księgi? Super, ale nie rozumiem.

Chwilę później Xapitulinus dotknął mnie i ujrzałem wspomnienia, z momentu, zanim kryształ wbił się w niego. Ujrzałem jego oczami, jak to naprawdę wyglądało. Kiedy ja myślałem, że Xapitulinus nie żyje, ten był połączony z księgą. Malutki kawałek kryształu wbił się w jego bok i Xapitulinus miał dostęp do księgi tak jak i ja. Ucieszyłem się, bo całe poczucie winy spłynęło ze mnie. Zrozumiałem, że jestem strażnikiem księgi i z innego poziomu decyduje, kto ma, dostęp do księgi. Wystarczy czysta intencja i czyste serce. No bo przed tym, co nic nie ukrywa, nic ukryte nie jest. Chwilę później przemówił Selit zwracając się do mnie:

- Pamiętasz to, co wydarzyło się na Lerthimeln?
- Dużo się działo...
- Zaprowadziłeś załogę na polane.
- Nie pamiętam tego… Proszę możesz mi wyjaśnić Selit?
- Nie byłeś do końca sobą, ale powiedziałeś coś o stępowaniu Światła na planetę.
- Nic nie pamiętam...
- Bo kieruje Tobą istota, której nie możemy zobaczyć.
- Co to za istota?
- Jak już wspominał wcześniej Xapitulinus, to tak i ja powiem... To nie moje zadanie, by Ci o tym mówić.
- Wciąż te tajemnice, mam już dość!
- My też Alex, ale najpierw musimy pozałatwiać niedokończone sprawy.
- No dobrze Selit… W takim razie nie będę naciskał.

Chwile po tej rozmowie wyłączyłem się i dosłownie zapomniałem o naszej wcześniejszej rozmowie… Tak jakby nigdy nie miała miejsca, po czym znów zapanowała niezręczna cisza.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, ujrzałem platformę, która wyglądała jak czarny lustrzany kwadrat. Obiekt praktycznie zlewał się z tłem. Pomyślałem sobie, że skoro to jest ukryte laboratorium Sue, to musiała mieć dużo czasu, aby je stworzyć, przy czym na pewno musiała mieć przy tej budowie wsparcie. Chwilę później wlecieliśmy do hangaru i opuściliśmy pokład statku. Wydawało się, że było tu wiele zabezpieczeń i tylko Xapitulinus wiedział, jak otworzyć drzwi. Za pomocą jego komunikatora weszliśmy na pokład. Miejsce było oszklone i widać było przez niego wszystko to, co się działo w środku. Na naszej drodze nagle pojawiła się istota, z którą się przywitałem, ściskając bardzo mocno jego rękę. Mężczyzna nie reagował na ucisk, a ja wiedziałem już, że jest to klon. Przedstawiliśmy się i poprosiliśmy o osobiste spotkanie z nim w jego gabinecie. W tym czasie dałem znak Selitowi, aby przygotował strzykawkę i tak udaliśmy się do jednego z gabinetów, gdzie mężczyzna chciał nam pokazać to, co tam tworzyli.
Opowiedział, że laboratorium jest bardzo ściśle strzeżone i nikt nie może z niego wyjść… Oprócz jedynej Sue, bo niby takie mieli wymogi. Dlatego postanowiliśmy zapytać się, gdzie ją znajdziemy i tak klon powiedział, że zaraz ją poprosi o wizytę u niej. Cała nasza trójka stała jak zamurowana, nie wiedząc, o co chodzi. Czy Sue żyje?
Mężczyzna wysłał do niej komunikat. Kiedy przyszła odpowiedź, klon zaprosił mnie do drugiego pokoju. Moi przyjaciele niechętnie chcieli, abym ich opuszczał, jednak zgodziłem się za namową klona. Zanim wszedłem do drugiego pomieszczenia Selit podał mi strzykawkę z płynem. Pomieszczenie wyglądało jak typowe małe laboratorium, które było nie większe niż dwadzieścia metrów. Widziałem tam aparaturę, jak również komputery. Wtedy to klon podszedł do mnie i poczułem ukłucie w szyi. Nie wiedziałem, co się dzieje, lecz mimo to odruchowo wbiłem w niego strzykawkę, a ten zaczął się rozpuszczać. Sam byłem jakby otumaniony i poczułem, że coś przejmuje nade mną kontrolę. Zdjąłem plecak i wyciągnąłem z niego strzykawkę oraz płyn, a chwilę później wbiłem ją sobie w nogę. Poczułem ból, jaki rozlegał się po całym ciele. Myślałem, że za chwilę umrę.
Tymczasem w drugim pomieszczeniu gdzie stali moi byli, nieoczekiwanie przyszła Sue. Kobieta przywitała się, jakby się dawno z nimi nie widziała, po czym tuż po tym dołączyłem ja… Sue wyjaśniła, że pokazywała mi swoje laboratorium i mężczyźni poczuli się spokojniejsi. Chwilę później włączył się system ostrzegawczy. Pomieszczenie zaczęło migotać lampami, a z głośników dobiegał dość piskliwy dźwięk. Kobieta poprosiła nas, abyśmy bezzwłocznie opuścili pokład platformy w celach bezpieczeństwa. Moi przyjaciele nawet nie mieli szansy, aby porozmawiać z kobietą. Jedyne co zobaczyli, to wielkiego czarnego potwora z długimi mackami, który rozrywał klony w laboratorium, a te bez kończyn próbowały z nim walczyć. To był już ostatni widok z laboratorium. Kiedy cała trójka znalazła się na pokładzie statku i opuściła przestrzeń platformy Selit zwrócił się do mnie z pytaniem: Gdzie mam plecak?

- Jaki plecak Selit?
- Ten, który miałeś na plecach, kiedy tu przybyliśmy.
- Ja nie miałem żadnego plecaka Selit...

W tym momencie Xapitulinus podszedł do mnie i walnął z całych sił. Nie było żadnej reakcji, że odczuwam jakikolwiek ból i tuż po tym Xapitulinus wbił strzykawkę we mnie, a ja zacząłem się rozpuszczać.

- To był jednak klon Selit.
- To znaczy, że Alex dalej jest tam w środku.
- Obawiam się, że tak…
- Xapitulinus musimy po niego tam iść!
- Poczekaj podłącze komunikator i zobaczymy, gdzie on jest.

Na monitorze komputera pokładowego moi przyjaciele widzieli obrazy z kamer. Pomieszczenie wypełnione było gazem, a klony padały dosłownie jak muchy, jedno po drugim. Tak samo, jak i ten olbrzymi potwór. Kiedy Xapitulinus zlokalizował mój nadajnik, zaczął przełączać kamery jedna po drugiej, pomimo to nie mógł mnie zlokalizować. Sytuacja stała się bardziej dramatyczna, kiedy nagle pojawił się głos mówiący o samo destrukcji całego laboratorium. Do wybuchu zostało tylko około 30 sekund.

Xapitulinus bez wahania odleciał statkiem na odpowiednią odległość, a stamtąd patrzyli, jak cała platforma eksploduje. Tuż po wybuchu Selit upadł na kolana i zaczął płakać. Nawet sam Xapitulinus, który próbował być twardy, uronił kilka łez. Było już za późno i po dłuższym czasie mężczyźni w ciszy polecieli z powrotem na Lerthimeln.

Kolejny zapis:

Obudziłem się na pokładzie nieznanego statku. Przywitała mnie istota człowieczo podobna, jednak jego twarz wydawała się lekko szczurkowata. W pierwszym momencie pomyślałem, że to są klony, jednak chwilę później mężczyzna zaczął ze mną rozmawiać w języku angielskim. Jak wyjaśnił, był to trzeci język, który używany jest w kreacji.

- Witaj jestem Uughl.
- Jestem Alex. Miło Cię widzieć… Uughl…

Wtedy załoga zaczęła się śmiać, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Istota powiedziała, że ich rasa jeszcze się nie spotkała z takim miłym powiedzeniem, biorąc pod uwagę ich wygląd. Chwilę później przedstawił swoich towarzyszy, jak również wyjaśnił, w jaki sposób się znalazłem na ich pokładzie. Okazało się, że oni od bardzo dawna obserwowali potajemnie klony i to, co tam się działo. Bym lepiej zrozumiał, o czym mówili, pokazali mi zapisy na monitorze. Zobaczyłem eksperymenty Sue, które sprawiały u mnie uczucie mdłości. Istoty, jakie tam wytwarzała Sue, wraz z klonami nie dało się opisać... Jak również opisać to, jak klonowata Sue odtwarzała kolejne klony po tym, jak te potwory je zjadały. W pewnym momencie dostrzegłem znajome postacie. To byli eksperymentatorzy, na których wpadłem z Xapitulinusem, kiedy odwiedzaliśmy Terrę.
Czyli to ona je stworzyła? - pomyślałem
Wtedy też Ugghl wyłączył monitor i zmienił kierunek naszej rozmowy.

- Więc również jesteś uciekinierem tak jak i my?
- Można tak powiedzieć.
- A z jakiej planety pochodzisz?
- Ziemia znaczy Gaja.
- My jesteśmy z planety Maa.
- Ciekawa nazwa.
- I ciekawa cywilizacja…
- Moja też jest.
- Tak wiem, słyszeliśmy o niej…
- Pewnie same pozytywne rzeczy.
- Może nie tyle, ile pozytywne, co dość interesujące.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Macie tam dość nietypowe poczucie humoru i dość wyjątkową grę.
- Tak, to się zgadza… A o jakiej grze mówisz? Mamy ich wiele.
- Powiem to tak, jak słyszałem.
- Mów śmiało...
- Pomyślmy… Najpierw przybijacie ludzi do drewna... Później ich dźgacie, a następnie czekacie, aż umrą. Po czym zamykacie ich ciała w jaskini, a te nagle ożywają.
- To nie gra, tylko religia.
- Więc to wasza wiara... Interesujące…
- Nudne raczej.
- Powiedz jeszcze… Czy to prawda, że walczycie o te zwłoki, a później wielbicie trupa i czekacie na jego powrót?
- Ludzie to lubią, więc chyba tak…
- Podoba wam się ta gra?
- Raczej jest dla nas niezrozumiała…
- Czy ta gra jest na czas?
- Nie rozumiem… Wyjaśnij jeszcze raz, proszę.
- Chodzi o to, że najpierw zabijacie, później czcicie zwłoki, a później robicie z takiego istnienia króla i o ile dobrze pamiętam, to potraficie czekać na jego powrót tysiąclecia.
- Sam nie wiem, na czym to polega.
- My też nie, dlatego się ciebie pytamy. Bo nie wiemy, czy w tej grze są jakieś ograniczenia czasowe? Czy może chodzi o to, kto dłużej wytrzyma?

Po tych słowach myślałem, że się posikam ze śmiechu.
Pomyślałem tylko, że ludzie lubią zabawy, więc coś w tym jest. Kiedy się wyśmialiśmy, powróciłem do rozmowy. Tym razem to ja zadałem pytanie o ich planetę i dlaczego uciekli.

- Nasza cywilizacja uwielbia kontrolować wszystko. Nawet aby zrobić swoje potrzeby, trzeba się prosić o zgodę.
- Matko! Taka kontrola to już przesada... - odpowiedziałem
- No właśnie... Dlatego z niej uciekliśmy. No ale ty powiedz, dlaczego uciekłeś ze swojej?
- Również jak wy mamy system kontroli. Ja natomiast uciekłem, bo z moimi ludźmi nie dało się wytrzymać. Ciągle gadali o problemach i próbowali mnie kontrolować.
- No to widzę, że jesteś prawdziwym buntownikiem tak jak i my.
- Zgadza się…

Może i są buntownikami, ale mają czyste intencje wobec innych istnień. Ja poczułem się, jakbym znalazł nowych przyjaciół i tak zostałem przyjęty oficjalnie jako członek ich załogi. Nauczyli mnie obsługiwać ich statek. Pokazali mi również planetę, na której zbierają pożywienie i czystą wodę.
Niestety nie wspomnieli jej nazwy… Za to mogliśmy na niej rozpalić ognisko i bawić się całą noc. Leżeliśmy, patrząc w gwiazdy i opowiadaliśmy sobie historie z naszych żyć. To były chwilę wolności, jakie były niesamowitym doświadczeniem. Pewnego wieczoru przy ognisku, Tuuhl zaczął opowiadać o tym, iż nie jestem pierwszym ziemianinem, którego spotkali na swojej drodze… Wtedy Tuuhl zapytał się Guuhla o imię ostatniego ziemianina:

- Mówisz o tym samozwańczym lordzie? He-he!

Wtedy cała ekipa parsknęła śmiechem. Tuż po tym, kolejny członek powiedział:

- Star-Lord… He-he!

I znów nastąpił paniczny śmiech. Sam nie wiedziałem, o co chodzi z tym lordem, ale przyłączyłem się do śmiechu…
Kiedy się wyśmialiśmy Tuuhl kontynuował zwracając się do Guuhl’a:

- Był jeszcze jeden ziemianin, ten co go spotkaliśmy ostatnio… Jak on się tam nazywał?
- Mówisz o tym nudnym gościu, co jego cała załoga nagle rozpłynęła się w powietrzu?
- Dokładnie ten.
- Jak on tam się zwał… Ariel? Ajex… Ach tak! Ajex.
- W sumie nie dziwie się jego załodze, bo z jego zachowaniem też bym chciał zniknąć.

Po tych słowach załoga znów zaczęła się śmiać, ale tym razem nie mogłem śmiać się wraz z nimi. Przypomniał mi się Ajex, którego spotkałem na Omedze 2. Zrobiło mi się go żal, bo jak później wspomniał Guuhl, ten człowiek spędził 5 lat w samotności i trochę był niezrównoważony psychicznie. Biorąc pod uwagę iż w przestrzeni czas nie płynie tak szybko, jak na Ziemi można rzec, że spędził samotnie 5 wieków. Zresztą… Co się dziwić? Według tego, co mówili moi nowi przyjaciele, Omega 2 nie miała na swoim pokładzie żadnego statku, którym Ajex mógłby się wydostać, a prawie cały system energetyczny Omegi padł, więc nawet nie miał jak poprosić o wsparcie… Biedak…
To musiało być dla owego mężczyzny traumatycznym doświadczeniem, kiedy dosłownie w ciągu jednej chwili zniknęła cała jego załoga. Tylko chwila… Coś mi się przypomniało… Pamiętam, że nie mogliśmy doliczyć się jednego statku. Czy to on zabrał bez zgody statek z Omegi 1? Ja to bym nigdy czegoś takiego nie zrobił, bez pytania o pozwolenie… Zresztą nikt nic nie widział… Nikt nic nie wie… Jak znając życie, to i tak o tym zapomnę, więc na pewno go nie wydam… Może wrócił do swojej rodziny i jest na reszcie szczęśliwy? Bynajmniej mam taką nadzieję.

Tego wieczoru przy ognisku było bardzo radośnie. Przyglądałem się towarzyszom uważnie. Ta rasa nie wyglądała jak szczury, ale miała wyraz twarzy tak jak gryzonie i miała lekką sierść na twarzach. Ich wygląd mi nie przeszkadzał, przy czym czułem się jednym z nich. Nawet czułem się w ich towarzystwie lepiej, niż z załogą Omegi nie mówiąc już o ludziach. To byli moi nowi przyjaciele, a jak długo z nimi przebywałem, tego nie wiem... Kto by tam liczył czas, kiedy ma się tak wyborne towarzystwo.

Pewnego dnia podczas odpoczynku, miałem dość dziwny sen, po którym poczułem, że muszę się dowiedzieć, co się stało, zanim trafiłem do moich przyjaciół. Wtedy Uughl zabrał mnie na statek i pokazał zapisy z ich ukrytych kamer. Co się stało ze mną? Nie było, aż tak dramatycznie, jak to widzieli moi przyjaciele… Po całym zajściu z klonem wziąłem jego komunikator i uruchomiłem gaz. Odłożyłem swój komunikator obok komputera i schyliłem się do plecaka. Dalej czułem ból i musiałem usiąść na podłodze.
Odruchowo wyciągnąłem laserowy pistolet i schowałem zza siebie. Chwilę później do pomieszczenia weszła Sue.
Jedyne co zobaczyła to leżące na ziemi strzykawki oraz ubrania klona. Spojrzała się na mnie z taką nienawiścią w oczach i z szyderczym uśmiechem powiedziała:

- To już jest Twój koniec! Kici-kici koteczku!
- Skoro tak mówisz…
- Twój płyn na mnie nie zadziała!
- Nie jesteś klonem?
- Jestem... Udało mi się stworzyć formułę, w której klon staje się praktycznie nieśmiertelny.
- Czyli jesteś klonem, którego nie da się zabić...
- Nie poprzez płyn!
- Więc zdradzisz mi, jakie mam opcje, żeby ciebie zabić?
- Musiałbyś mieć broń i zabić jak człowieka, a znając twoje słabości, nigdy byś się na to nie odważył.

Po tych słowach Sue nagle wyciągnęła swój komunikator, a ja wykorzystując możliwość, że nie była skupiona na mnie, chwyciłem zza pleców broń i powoli wstając, zacząłem w nią strzelać, mówiąc do niej: Ja Ci dam kici- kici koteczku ty klonowata suko!

Nawet kiedy upadła zakrwawiona na ziemię dalej w nią strzelałem. Chwilę później chwyciłem jej komunikator i podłączyłem się do komputera, gdzie uaktywniłem samo destrukcję całego laboratorium, a tuż po tym otworzyłem ukryte drzwi, używając do tego jej odstrzelonego kciuka.
Nagle znalazłem się w dość ciasnym i długim tunelu. Dostrzegłem schody i udałem się nimi, schodząc w dół po szczebelkach. Kiedy znalazłem się na samym dole, dostrzegłem jedną, białą kapsułę ratunkową i chwilę później do niej wszedłem.

Byłem w szoku, nie wiedząc, co się dzieje, ale też musiałem mieć silną opatrzność, która mną sterowała. Kiedy zamknąłem kapsułę, ta wystrzeliła z prędkością światła i tuż po tym zacząłem tracić przytomność. Nie wiedziałem, czy powodem tego był brak powietrza, czy ciśnienie wywołane prędkością lotu, a kiedy byłem w odpowiedniej odległości, całe laboratorium eksplodowało. Po obejrzeniu tego nagrania nie miałem nic do powiedzenia i nawet żarty moich przyjaciół nie wywołały u mnie uczucia radości.

W pewnym momencie Uughl zaczął mi się przyglądać, a raczej na moją głowę. Czułem lekkie skrępowanie, ale ten mnie uspokoił i powiedział, że wszystko jest dobrze.
Chwilę później zapytał, czy może mnie dotknąć w czoło. Pojawiła się myśl, że to jakiś napalony zboczeniec i mnie podrywa… Jednak jemu chodziło o coś zupełnie innego, niż myślałem… Pozwoliłem mu sie dotknąć i zupełnie odpłynąłem. Tam wydarzyło się coś, czego nie pamiętałem, ale szczurkopyszczek nagrał wszystko to, co się działo i kiedy doszedłem do siebie, pokazał mi ów nagranie, w którym wypowiadałem następujące słowa:

”Umiłowani przyjaciele, pragnę powiedzieć wam, że prawda jest taka iż ja nigdy nie nazywałem się Jezus… Jak również nigdy nie urodziłem się w Betlejemskiej stajence… Natomiast mogę wam ujawnić iż urodziłem się w Polsce, jednak mojego prawdziwego imienia nie mogę na razie wam ujawnić. Kiedy to się stanie, nie będzie wtedy miało to już żadnego znaczenia. Mogę wam za to powiedzieć, że Maryja nie była moją matką, tak jak Józef nie był moim ojcem, jak również nigdy nie był on cieślą. Maria Magdalena była moim bliźniaczym płomieniem, chodź tak naprawdę to i ona sama tak do końca się nie nazywała. Ja po prostu przekazywałem jej wiedzę naszego Ojca Niebieskiego z Wielkiego Światła. Ten, którego imię znaliście, jako Święty Piotr, był moim Niebiańskim partnerem, z którym balansowałem energię męską i żeńską, aby wejść wraz z nim do Nieba… Dlatego Watykan ukrył przed wami tę wiedzę, tworząc kolejnego wirusa, którego znacie jako między innymi HIV, aby wmówić wam, że homoseksualizm jest zły i zastraszając was stworzył historie, że pójdziecie do tak zwanego piekła…
A co za tym idzie, wytworzył walkę pomiędzy wami.
Wasze śluby kościelne, to połączenia duchowe brata z siostrą, lub też karmiczne związki z innych wcieleń, które należało zostawiać. Watykan znał prawdę prawdziwej drogi Chrystusa, czyli każdego z was i swoimi obrządkami używał wobec was czarnej magii, odtwarzając całą ciemność, a wraz z nią wszystkich nas. W świecie, w którym się rodzicie, żaden mężczyzna, jak też żadna kobieta nie ma wiedzy. Są to tylko historie… Sen umysłu, jak według niego powinno to wyglądać… Jak powinno wyglądać życie i takie istnienia chcą pomagać innym, zapominając, że sami są własną i jedyną drogą do zbawienia, czyli drogą do Królestwa Niebieskiego, a ludzie, którzy do nich przychodzą, są jedynie aktorami w celu ich własnej nauki bezwarunkowej miłości. Tak naprawdę pomaganie innym, to strata waszego czasu, ponieważ wszystkie nauki, to nauczanie samego siebie. Kontrast, jaki macie z własnym wewnętrznym Bogiem.

Przecież sami dobrze wiecie, że krystalicznie czyste dzieci chcą się tylko bawić, a nie nauczać. Również nie potrzebują się upiększać ani też tworzyć sztucznego wizerunku w poszukiwaniu aprobaty innych, a co za tym idzie zanieczyszczać przy tym wody na tej Świętej planecie, po której stąpacie… Podobnie jest z waszymi lekarzami choćby psychiatrii, którzy całą wieczność próbują kontrolować innych, próbując przywrócić wielkich mistrzów miłości bezwarunkowej, do normalnego życia. Jednak to oni sami mają większy problem niż ci, których uważają za psychicznie niepełnosprawnych... Dając im lekarstwa na to, by kontynuowały podobnie, jak oni swój psychiatryk, w którym wyrośli. Tak więc, kiedy ktoś widzi w was psychicznie chorych, to tak naprawdę sami są, ponieważ tacy ludzie próbują kontrolować innych, zamiast w pierwszej kolejności przejąć kontrolę nad swoim własnym stworzeniem, a przede wszystkim scalić się ze swoim ”Wyższym Ja” i jest to proces, który wymaga czasu, aby wprowadzić tą potężną energie Światła w ciało fizyczne. Istoty z niedowartościowaniami, które powstały w systemie szkolnictwa, czyli tak zwani niedowartościowani egoiści, próbujący za wszelką cenę kontrolować coś, nad czym nigdy i tak nie będą mieć kontroli, a to dla nich jest bardzo bolesnym i frustrującym doświadczeniem. Dlatego umiłowani przyjaciele, za prawdę powiadam wam, że w waszym świecie nie ma żadnej wiedzy, dlatego nie macie pokoju na świecie... I tak wygląda schizofrenia waszego świata, który wcześniej, czy później i tak musi odejść, lub też sami możecie go po prostu zostawić. W waszym świecie po prostu nic nie jest tak, jak wytworzyliście to sobie w waszych główkach. Jest to tylko energia, silna iluzja separacji od Boga w waszych wnętrzach oraz Królestwa Jednego Ojca, które jest na całej Ziemi, tam gdzie stoicie. Zauważyliście, moi umiłowani przyjaciele, iż w waszym ułomnym świecie nie ma żadnego dorosłego?
Dlatego zaprawdę umiłowani przyjaciele powiadam wam, że kiedy mężczyzna stanie się kobietą, tak jak kobieta stanie się mężczyzną, dostąpi zbawienia, a co za tym idzie, otworzy całą prawdę i dostęp do Księgi Wszelkiego Istnienia… I nie będzie już więcej żadnych tajemnic przed wami, ponieważ Ojciec z Wielkiego Światła, wasze ”Wyższe Ja”, będzie odsłaniać przed wami całą iluzję, abyście zobaczyli klarownie to, czym tak naprawdę nie jesteście… Wy sami przestaniecie się starzeć i staniecie się na powrót niewinnymi Dziećmi Światła... Dziećmi wiecznie żyjącego Ojca, ponieważ, kiedy się przebudzicie w waszym świecie, iluzja śmierci, po prostu przestanie istnieć, a co za tym idzie, staniecie się bardziej żywi i zamiast żałosnego nauczania będziecie chcieli się tylko i wyłącznie bawić, ponieważ wasze „Wyższe Ja” za waszym pozwoleniem, będą się wami opiekować, tak jak Ojciec opiekuje się małymi, beztroskimi dziećmi, aby niczego więcej już wam nie zabrakło, ani też nic wam nie szkodziło.

Musicie to wiedzieć umiłowani przyjaciele… Mnie tak naprawdę nigdy nie ukrzyżowano, jak też nigdy nie zostałem upolowany, jest to po prostu nie możliwe, ponieważ to Niebiańskie połączenie ze Złotym Wszechświatem odpycha inne istoty, które mają nieczyste intencje, czy też złe zamiary, wobec innego istnienia, jak również samych siebie. Jest to zupełnie wyższa wibracja... Częstotliwość, do której tak zwani niedowartościowani egoiści, czyli ludzie, którzy nauczyli praktykować miłość warunkową, nie mają dostępu, a co za tym idzie, są od tej wibracji odpychani i dzięki temu wyraźnie zobaczycie, kto tak naprawdę w waszych życiach jest przebudzony, a kto jeszcze śpi. Dzięki temu również wasi prawdziwi przyjaciele będą uzdrawiani, a w ich życiach będą działy się cuda, natomiast ci, którzy działali przeciwko wam i widzieli w was, chociażby najmniejszy defekt, otrzymają swój los, ponieważ jest to Boska Sprawiedliwość oraz błogosławiona lekcja pokory, oraz nauka miłości bezwarunkowej. W ten sposób zawsze oddzielałem tak zwane ziarna od plew…

Kiedy jesteście naprawdę przebudzeni, to jesteście zawsze w bezpiecznych i kochających rękach Boga, który nigdy nie pozwoliłby, aby stała się wam jakakolwiek krzywda. Wtedy to również nas widzicie i wiecie, że zawsze jesteśmy obok was i nigdy przenigdy was nie opuszczamy nawet na krok… Nawet na jedną chwilkę.
Pamiętajcie kochani jedni że żadne z was nigdy nie zrobiło, jak też nie zrobi nic złego, ponieważ są to tylko doświadczenia człowieka, z którego się wyrasta… Po prostu… Poproszę was jednak… Tak jak Bóg prosi Boga o to, abyście uważali na swoje myśli, ponieważ to, co dajecie, do was wraca, a kiedy do was to wraca, wam się to nie podoba, ponieważ przechodząc przez doświadczenie, zapominacie o tym iż to sami wcześniej wykreowaliście. Jest to tylko i wyłącznie program myśli, w którym żadna z nich nie jest prawdziwa. Tak zwane śpiochy, co mogą zobaczyć w was kochani umiłowani Świetliści, to odbicie lustrzane w ich samych, to co mają do przepracowania, jak również to, co mają do objęcia w nich samych… Dlatego, czasem wydawać się może, iż oni was atakują... Jednak pamiętajcie, iż oni tak naprawdę was kochają, tak jak ja to robię, wraz z całą Rodziną Światła.
Ważne jest, abyście te niechciane doświadczenia pokochali i objęli swoją bezwarunkową miłością, tak jak samych siebie, a jest to ukochanie wielkiego niedowartościowanego, śmierdzącego i wyperfumowanego ego… Praca każdego z was z osobna, dlatego tacy ludzie, którzy poszli w rozwój swojego ego, nie będą mogli istnieć w waszych życiach… Bo są oni na dużo niższej częstotliwości niż wy i nie ma w tym absolutnie nic złego.

Nosiliśmy różne imiona, aczkolwiek w głębi największej głębi wszyscy nosimy wspólne imię… ”Jam Jest…”. Ta cała historia to wymysł Watykanu, który miał na celu manipulować wami i wmawiać wam poczucie winy oraz grzechu. Watykan co 5 lat, odtwarzając was, dawał wam tego samego wirusa zwanego „Koroną”, jak również tworzył sztuczne pandemie… Tak jak i wojny, które toczyły się co 5 lat w różnych krajach, jak również w równoległych liniach czasowych.

Wasz system szkolnictwa, tak jak i system religijny, wmówił wam niedowartościowania, zapełniając wasze umysły wiedzą, która nie pochodzi od Boga, tylko od Diabła… Dlatego w waszym duchowym rozwoju, większość z was poszła w swój umysł, myśląc i wierząc, że potrzebujecie się uczyć lub też pracować, aby być tak zwanym: „Kimś”, lecz to nie jest prawdą, ponieważ ta cała czarna magia satanizmu w owych systemach została zmanipulowana, aby was zwodzić. Umiłowani moi… Przecież wy przyszliście na ten świat czyści, ponieważ nosicie wspólne imię, jak też to samo Światło w sobie... A tylko Światło widzi Światło… Więc, za czym podążacie, kto was tak naprawdę prowadzi i do czego?”

Jak ja się czułem? Coś się zmieniło… Po tym wydarzeniu nic już nie było takie same. Nagle z gadatliwej wersji Alexa, stałem się cichy. Jakby zamyślony… Ugghl to zauważył, ale nie naciskał na mnie.

Kiedy minęły trzy wschody, mężczyzna podszedł do mnie i powiedział, że czuje silną potrzebę, aby zabrać mnie na swoją planetę. Zgodziłem się, choć nie ukrywam, że nie miałem ochoty na to. W drodze na Maa panowała cisza. Nie byłem świadomy tego, gdzie i po co lecimy. Jakby nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Wylądowaliśmy na ogromnej polanie. Z daleka widać było mury miasta. Kiedy opuściłem statek, zacząłem uważnie się przyglądać. Planeta w pewny niewyjaśniony sposób była podobna energetycznie do Ziemi. Powietrze nie było tu aż tak czyste, jak na innych planetach. W pewnym momencie dostrzegłem rudobiałego kota, który szedł w moim kierunku. Z tym podniesionym do góry ogonem wyglądał na zadowolonego... Pomyślałem tylko: Jaki fajny kotek.

Moi przyjaciele, patrzyli się na mnie, jak opiekunowie małego zaciekawionego światem dziecka, które stawia swoje pierwsze kroki w nowym otoczeniu.

Z oddali dostrzegłem nadlatujące pojazdy, które informowały jakby o zagrożeniu. Zacząłem rozglądać się za owym kotem, ale go nie dostrzegłem, a chwilę później, poczułem ogromny ból, rozchodzącym się po całym ciele.
Jakby czarna energia, przejęła nade mną kontrolę, a dosłownie ułamek sekundy później, zacząłem się unosić nad ziemią... Kiedy pojazdy podleciały do nas bliżej, dostrzegłem kamery umieszczone na dronach. Tego, czego nie wiedziałem o tych pojazdach, był fakt, iż obraz z kamer o wykroczeniach był monitorowany i wyświetlany u wszystkich mieszkańców tej planety. Wisząc bezwładnie nad ziemią, zaczęły wypływać ze mnie słowa w języku tutejszych mieszkańców.

”Stworzyliście sobie betonowy świat, odgradzając się ode mnie. Stworzyliście sobie system kontroli i wykorzystywaliście moje dobra! Dla swoich egoistycznych celów! Ile razy muszę wam przypominać o powrocie do domu? Ile jeszcze znaków mam wam dawać?!”

Po tych słowach cała ziemia zaczęła się trząść, a siła wstrząsu stawała się silniejsza z minuty na minutę, po czym ziemia na chwile przestała się trząść i planeta znów przemówiła:

”Tak jak wy chcieliście mnie zniszczyć! Tak i ja wam zniszczę ten wasz cały ułomny świat! Będę trząść wami, aż wszyscy nie wrócicie do mnie. Pokażę wam, jaka jest siła matki, którą tak hańbiliście!”

Tuż po tych słowach ziemia znów zaczęła się trząść, a nad miastem pojawiły się dosłownie znikąd ciemne chmury. Pioruny waliły dosłownie jeden po drugim i słychać było ogromny krzyk wyłaniający się z miasta, a same budowle w mieście, zawalały się. Nagle nad naszymi głowami, dosłownie znikąd pojawiły się ogromne czarne ptaki, które zaczęły atakować drony. Kiedy maszyny upadły, moi przyjaciele je niszczyli… Jeden po drugim, aż do ostatniego. Wtedy to planeta opuściła mnie na ziemię i poczułem się, jakbym na chwilę odzyskał świadomość. Tuż po tym zaczęło swędzieć mnie czoło i ruszyłem przed siebie, oddalając się od miasta. Moi przyjaciele ruszyli wraz ze mną, a kiedy doszliśmy w odpowiednie miejsce, zatrzymałem się i z moich ust wypłynęły słowa:

”To w tym miejscu będzie stępować Światło na tę planetę.
Wasza cywilizacja przejdzie ogromną transformację świadomości. Nie musicie się martwić o to, co stanie się ze zwierzętami. Ta planeta oczyści wszystkie brudy, jakie pozostawiła wasza cywilizacja. To, co nie należy do Światła, zostanie usunięte, a to, co zostało oddzielone od Światła, zostanie ponownie do niego przywrócone. W odpowiednim czasie pojawi się opiekun waszej planety i z waszą pomocą sprowadzi Światło na nią i od tego dnia założycie białe ubrania i zaczniecie praktykę połączenia ze źródłem… Do tego czasu, kochani jedni, poproszę was o przebywanie na innej planecie, abyście uniknęli procesu oczyszczania tej. Kiedy nadejdzie ten czas, ja was tu przywołam i będziecie gotowi, aby po raz ostatni tu wrócić. Wszystko, przez co przeszliście, zostanie na zawsze zapomniane w Świetle. Jednak nim to się stanie, odwiedzicie mnie na planecie Alexa, abym was aktywował i osobiście pobłogosławił. Koniec przekazu”.

Po tych słowach chyba zemdlałem. Kiedy się obudziłem, byłem w tym samym miejscu, z którego moi przyjaciele mnie zabrali wcześniej. Nie pamiętałem nic z tego, co zaszło na Maa, jak również nie pamiętałem tego, co wydarzyło się, zanim trafiłem do owych istot. Ostatnie wspomnienie, jakie miałem była Planeta Trzech Słońc i również w niewyjaśniony sposób, silne uczucie powrotu do czarnej dziury.

Uczucie agresji, jakie czułem, było dość silne. Czułem również ogromną nienawiść, a zarazem jakby moja głowa obciążona była potężnym kacem. Wiedziałem jedno… Że muszę uciec z tej planety, od tych dziwnych istot, które wciąż zadawały pytania odnośnie do tego, jak się czuje i czy wszystko ze mną dobrze. Czasami miałem ochotę ich pozabijać, tak dla świętego spokoju. Jednak były to tylko myśli... Poza tym nie miałem nawet na to siły, aby zrobić to, o czym myślałem.

Kilka zachodów później, nie wytrzymałem i korzystając z okazji, że gryzoniowaci spali, podpierdoliłem ich statek…
Nie do końca wiedziałem, co robię, ale w niewyjaśniony sposób czułem podniecenie, a to mnie ożywiło. Musiałem przypomnieć sobie jak nazywała się ta czarna dziura, do której miałem polecieć. We wszechświatach, była ich niezliczona ilość, a ja potrzebowałem wlecieć do tej właściwej. Nagle na monitorze wyświetlił się obraz z jednym ze szczurkowatych, który zapytał się mnie: Co ja robię?
Odpowiedziałem, że nie mam bladego pojęcia, ale to sprawia mi radość. Chwilę później mój statek się zatrzymał, a komputer pokładowy poinformował o przechwyceniu statku. Z euforycznej radości nastąpiło wkurzenie, a mimo tego i tak zostałem zmuszony wylądować na najbliższej planecie i wyjaśnić to całe zamieszanie. Opuszczając pokład statku, zwróciłem się do właścicieli pojazdu następującymi słowami:

- Kiedy zabiera się dzieciom zabawki, te się buntują i chcą je odzyskać, myśląc, że jest to jedyna i właściwa droga… Wam ta jedna zabawka nie była wcale potrzebna, wy egoistyczne gryzoniowate wypierdki!
- Alex proszę, wysłuchaj nas… To nie jesteś ty.
- Ja czy nie ja nie robi mi różnicy!
- Powiedz nam, proszę, dokąd lecisz?
- To nie wasza sprawa!
- Tak, zgadza się... Jednak skoro już tu jesteśmy, możemy Ci pomóc…
- Czy ja wyglądam na takiego, który potrzebuje pomocy?
- Szczerze mówiąc, to tak…
- No dobra skoro i tak gadacie do mnie, to może wiecie, gdzie jest czarna dziura?
- Na pewno w okolicy jest kilka.
- To akurat wiem sam…
- Masz jakąś nazwę planety lub układu słonecznego w jej pobliżu?
- Ta jasne… Jak bym wiedział, to bym się nie pytał.
- To jak chcesz znaleźć to, czego szukasz, skoro nie znasz położenia?
- Zawsze jesteście tacy mądrzy?
- Staramy Ci się pomóc.
- Okej. Już rozumiem... Chcecie statek, to sobie go weźcie, ja sobie sam poradzę!
- Alex, nam nie chodzi o statek… Możesz go wziąć, jeśli potrzebujesz.
- To dlaczego mnie zatrzymaliście?
- Bo widzieliśmy, że coś się z Tobą dzieje i to nie ty, jakiego poznaliśmy...
- Najwidoczniej się zmieniłem.
- W porządku… Damy Ci przestrzeń i na pewno przyjdzie odpowiedź.
- Ta jasne, to narka…

Wkurzenie, jakie czułem, było ogromne, jednak nie dałem za wygraną i poszedłem na spacer. Nie miałem zbyt wiele siły, by chodzić i tuż po kilkunastu metrach, zatrzymałem się i położyłem na trawie. Leżałem tak i patrzyłem się na błękitne niebo. Zacząłem się rozglądać i zobaczyłem wodę. Możliwe, że było to jezioro. Po dłuższych oględzinach dostrzegłem wielkie drzewa i dosłownie chwile później jakbym usłyszał w głowie głos, który powiedział nazwę. Wstałem powoli i gwizdnąłem na palcach do kolesi, po czym krzyknąłem do nich nazwę, jaka do mnie przyszła.

- Terra! Ta planeta w pobliżu czarnej dziury to Terra!
- W takim razie chodź z nami, zaraz sprawdzimy jej położenie i eskortujemy Cię na miejsce.
- Znaczy, że mogę pożyczyć wasz statek?
- Oczywiście Alex.

Dziwnym sposobem polubiłem te stworki. Mimo swojego wyglądu wydawały się mieć dobre serca i w sumie sprawili, że poczułem się, jakbym był mniej agresywny.
Kiedy weszliśmy na pokład, istota rozpoczęła oglądanie mapy. Wyglądało to, jakby z podłogi wyświetlał się obraz a w nim układy planet, gwiazd i wszechświatów. Taki ziemski GPS, tyle że bardziej w 3D i dużo większy.
Przyglądałem się uważnie tej projekcji. Chwile później wyświetlały się różne punkty z nazwami. Nagle ujrzałem planetę i pojawiła się nazwa Terra. Zacząłem się uważnie przyglądać, aż dotarłem do dziwnego punktu na mapie i nazwy, która wydawała się znajoma.

- Emhalan, brzmi znajomo… Co to jest? - zapytałem
- To jest to coś, co przypomina czarną dziurę, aczkolwiek nie do końca nią jest.
- Leży dość daleko od tej planety Terra.
- Tak, ale to ta sama galaktyka.
- A co znajduje się pod tą mapą? Wydaje się, jakby było tam więcej planet.
- To jest mapa wielowibracyjna. Za chwilę Ci ją pokaże.
- O kurwa!
- Co to za słowo?
- To takie słowo w moim języku.
- Już rozumiem.
- A ja nie…
- Co się stało?
- Ta cała Terra jest usytuowana dokładnie w tym samym miejscu co Gaja, z której pochodzę.
- Jest wiele rzeczywistości równoległych i tak też jest z planetami.
- To dość zabawne, bo nawet mają tę samą wielkość.
- Jednak są na zupełnie innych częstotliwościach.
- Wiecie kto zamieszkuje Terrę?
- Możemy sprawdzić... Ta rasa to Plejadianie.
- Plejadianie? Już gdzieś chyba o nich słyszałem.
- Najwidoczniej dlatego, że są w tej samej galaktyce co wy.
- Tylko na innej częstotliwości?
- Dokładnie…
- To jednak jest zbyt dziwne jak dla mnie... Może lepiej wrócić do tej poprzedniej mapy?
- Uspokój się, wycisz się i oddychaj głęboko... Lepiej?
- Nie...
- W takim razie spróbuj jeszcze raz.
- Jasne.
- Czy teraz lepiej?
- Tak… Chyba lepiej.
- A teraz powiedz, do czego Cię przyciąga?
- Do tego Emhamala.
- To właśnie tam się udamy.
- Chcecie lecieć ze mną?
- Oczywiście... Przecież mówiliśmy Ci o tym.
- Niestety nie pamiętam tego.
- W porządku jesteśmy z Tobą.
- Czyli zostaniecie ze mną na pokładzie?
- Tylko jeśli chcesz… Pamiętaj, że bez względu, jakiego dokonasz wyboru my i tak za Tobą polecimy.
- Już rozumiem… Chcecie się upewnić, że odzyskacie statek.
- Chcemy się upewnić, że dasz sobie radę w tej podróży.
- A nie macie nic innego do roboty?
- Właściwie to nie.
- To jak już wam się tak bardzo nudzi, to możecie się ze mną przelecieć. W sumie przyda mi się wasza pomoc z tą nawigacją i z tym całym systemem, jaki tu jest.
- To w takim razie poinformuje resztę załogi o wyprawie i ruszamy.
- A możemy zabrać ze sobą tego kotka?
- Co takiego?

Wskazałem palcem na futrzaka, a Guuhl odwrócił swoją głowę i dostrzegł to, co ja. Po chwili gryzoniowaty powiedział, że pamięta to stworzenie z planety Maa, kiedy tam byliśmy razem, po czym dodał:

- Wiesz może, jak on się tu znalazł?
- Myślałem, że to wasz kot, bo widziałem go, jak wchodził i wychodził z waszego statku.
- Musiał się ukryć w naszym statku przed dronami.
- Przed dronami?
- Tak, ale to teraz nie ma znaczenia, bo już ich nie ma.
- Okej…
- Wiesz Alex, na naszej planecie nie ma takich stworzeń.

Czułem, że lubię tego kota i chciałem, aby poleciał wraz z nami. Powiedziałem do Guuhla, że takie zwierzęta występują na naszej planecie i pewnie kotek szuka sposobu, aby wrócić na Ziemię, dlatego do nas przyszedł. Mężczyzna obiecał, że odwiozą w pierwszej kolejności mnie, a potem odwiozą owego kota na Ziemię.
Pomimo iż dalej była we mnie agresja czułem się w miarę pozytywnie. Obecność kotka na pewno miała na mnie pozytywny wpływ i nawet Ci śmiesznie wyglądający ludkowie sprawiali, że czułem się z nimi bezpiecznie.
Jedno było pewne… Kot leci z nami :D

Guuhl był bardzo interesujący. Kiedy wystartowaliśmy koleś, pokazywał mi mapę i wszystko to, co na niej było. Było tam tyle planet, wymiarów i wszechświatów, że nie mógłbym ich zliczyć. Właściwie to nawet nie wiem, czy jakieś cyfry by mogły opisać to, co widziałem... Widzieć to wszystko miałem wrażenie, jakbym był małą nic nieznaczącą kropeczką, a zarazem ta mała nic nieznacząca cząsteczka była całością wszystkiego, co jest. I tak dotarliśmy na miejsce. Wlecieliśmy do hangaru Omegi mini. Kiedy opuściłem pokład statku, znów poczułem jakby złość, a kiedy wszedłem do środka, zobaczyłem Selita wraz z Xapitulinusem. Myślałem, że eksploduje.

- A wy co pedałki tak blisko siebie stoicie?
- Alex ty żyjesz!
- Coś wam nie pasuje!?
- Alex, co Ci jest?
- Spierdalaj!

Xapitulinus chwycił za strzykawkę i podszedł do mnie, próbując mnie nią ukłuć, wtedy Selit go powstrzymał, mówiąc, żeby mężczyzna tego nie robił. Ja poszedłem dalej i usiadłem na podłodze pod ścianą. Chciało mi się płakać, a zarazem czułem ogromną złość. Chwile później podeszli do mnie mężczyźni i zaczęli się mnie wypytywać, jak się czuje i co się ze mną stało... Ja nie byłem do końca świadomy tego, co się dzieje i powiedziałem:

- Ja pierdole, ale wy gadacie! Wy tylko ciągle gadacie jebane pedały! Normalnie wam łby chyba trzeba poucinać, żeby było chwile spokoju! Spierdalać do parku i się ruchać, może będę mieć chwilę spokoju.
- Alex, ale my mamy razem dzieci… - powiedział Selit
- Ja za to, gdzie wkładacie swoje kutasy, nie biorę odpowiedzialności! Trzeba było się nie ruchać!
- Z Tobą!
- Co ze mną?!
- Mamy dzieci…
- To, kto kogo w końcu tu rucha?! Mam nadzieje, że nie mnie!
- Alex to nie tak...

Wtedy nie myśląc, wstałem, zdjąłem skafander i pokazałem im penisa, mówiąc, że to jest penis, a nie cipa, więc raczej stąd dzieci nie wyskoczą. Chwile po tych słowach dotknąłem się po jądrach i powąchałem rękę, mówiąc: Używany czy nie, to i tak śmierdzi, więc lepiej nie podchodźcie, bo mnie osobiście ten odór powala… Chyba że lubicie ten sport, to już inna sprawa.

Mężczyźni stali jak wryci, nie wiedząc, co mają powiedzieć. Ja tylko wykrzyczałem w ich stronę: Z wami się nie da żyć! Pragnę się od was wszystkich odseparować! Wolę spędzić wieczność w samotności niż z wami! Rozumiecie to!? Mam was wszystkich dość!

Wtedy podszedł Simon i poprosił ich, aby się ode mnie oddalili i pod żadnym pozorem nie wchodzili więcej ze mną w dyskusje. Xapitilunus próbował wyjaśnić, że byłem uwięziony przez klony i one mi na pewno coś zrobiły, a co za tym idzie, to nie jestem prawdziwy ja. Mężczyzna wydawał się wściekły, widząc mnie takiego. Tak przynajmniej myślałem… Jednak on był zły, ponieważ próbował mieć nade mną kontrolę, a im bardziej próbował, tym bardziej ja się zamykałem w sobie i byłem bardziej niemiły dla niego. Simon prosił go, aby mnie zostawił, a sam wziął swój komunikator i zeskanował mnie. Po chwili powiedział, że filtruje jakąś istotę.
Wtedy Selit się zapytał o to, co to znaczy filtrować.
Simon odpowiedział, że wiele istot na mojej planecie przyszło z takim wbudowanym systemem filtrowania ciemności. Powiedział, że widział to w zapisie z księgi. Dlatego pod żadnym pozorem nie wolno wchodzić w dyskusję z taką osobą, natomiast można ze zrozumieniem otulić myślami dobra, aby przebudzić w takiej istocie uzdrawiającą moc wewnętrznego Światła. Xapitulinus odpowiedział, że ja mu też coś ściągnąłem z jego wiru, ale wtedy zjawili się Niebiańscy Podróżnicy i mnie zabrali. Do tego mężczyzna, powiedział, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak te ciemne istoty mogą manipulować innymi istnieniami i że sam nie zdając sobie sprawy, był ofiarą takiej istoty. Po tych słowach Simon po raz kolejny poprosił moich byłych o opuszczenie miejsca, jednak Ci jakby nie reagowali.

Wtedy Simon wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju gościnnego znajdującego się niedaleko centrum dowodzenia. Kiedy byliśmy w pokoju, mój syn położył mnie na łóżku i powiedział, żebym wypoczywał. Ja powiedziałem do niego, że jest tu strasznie sucho i potrzebuje wody. Wtedy to też Simon wyszedł na chwilę i wrócił z wodą. Podając mi szklankę, powiedział, żebym odpoczywał i niebawem będzie lepiej. Kiedy Simon opuścił pomieszczenie, ja wypiłem wodę i położyłem szklankę na łóżku, po czym się położyłem. Czułem potworny ból głowy i straszne zmęczenie, a później chyba zasnąłem. Kolejny zapis, jaki otrzymałem, to była wizyta, której bym się nie spodziewał. Kiedy drzwi hangaru się otworzyły, Simon odwrócił się nagle, po czym powiedział:

- Przecież mówiłem wam, że…
- Witam… Jestem Guuhl.
- Witaj wędrowcze, jestem… Simon.
- Chciałem tylko poprosić o informacje odnośnie do Puuljhon Ahlleemn.
- Nic mi to imię nie mówi…
- Znaczy Alex. Puuljhon Ahlleemn, to jego imię naszego bractwa.
- Więc jesteś tu spytać się o Alexa?
- Dokładnie…
- Alex odpoczywa.
- Cieszy nas to.
- A to imię, które powiedziałeś wcześniej?
- W naszym języku oznacza walczący z klonami.
- Ciekawe… Byliście tam, kiedy to się stało?
- Tak, to my go przejęliśmy.
- W takim razie dziękuje za uratowanie mojego taty.
- Cała przyjemność po naszej stronie. Więc jesteś synem Alexa?
- Tak, zgadza się.
- To wiemy, że jest w dobrych rękach.
- Jest w bardzo dobrych.
- Zanim opuszczę pokład, pragnę przekazać komunikator Alexa. Tam znajdują się praktycznie wszystkie informacje, a on bardzo lubi robić zapisy.
- Dziękuje... Zrobię kopię zapisu i oddam komunikator.
- Proszę go zostawić… To taki prezent dla naszego przyjaciela.
- W takim razie dziękuje... Przekaże mu go i pozdrowię od was.
- Proszę nic mu nie mówić, niech wypoczywa, a my w odpowiednim momencie spotkamy się z nim na Ziemi.
- Czyli wiecie, kim on jest?
- Tak... I jesteśmy wdzięczni za to, co dla nas zrobił.
- W porządku Guuhl… Jeszcze raz dziękuję.
- To my dziękujemy Simon.

Dłuższą chwilę po tym, jak Guuhl opuścił pokład Omegę mini, drzwi od hangaru ponownie się otworzyły. Simon siedział na fotelu i czytał jeden z zapisów.

- I tak słyszę wasze myśli…
- Simon, poczuliśmy, żeby tu wrócić.
- W porządku Selit, ale nie zmienia to faktu, że strasznie dużo gadacie, a ja potrzebuje spokoju.
- Ty nie mówisz jak Simon.
- Skoro tak uważasz...

Po tych słowach Xapitulinus szturchnął delikatnie Selita i wskazał na otwarte drzwi do pokoju, w którym wcześniej spałem.

- Gdzie jest Alex?
- To nie wasza sprawa.
- Masz nam powiedzieć, gdzie on jest!
- Zepsułem wam jakieś plany?
- O czym ty mówisz?

Wtedy moi byli zaczęli dyskutować ze sobą, próbując wyłapać pewne niezgodności z zaistniałej sytuacji.
Xapitilunus dostrzegł leżącą na panelu sterowania czerwoną książkę i wysłał telepatycznie informacje do Selita. Wtedy Simon znów przemówił:

- Czy nie wydaje się wam to dość dziecinne, biorąc pod uwagę, że słyszę każdą waszą myśl? Słyszałem was już na długo, zanim wlecieliście do hangaru.
- O co chodzi Simon? Musisz nam powiedzieć, gdzie jest Alex!
- To naprawdę nie jest wasza sprawa. Prosiłem was grzecznie o opuszczenie tej platformy.

Wtedy Simon odwrócił od nich głowę i z zamkniętymi oczami pokazał palcem na drzwi do hangaru. Mężczyźni próbowali jeszcze chwilę prowadzić dyskusję z Simonem, ale bez skutecznie. Simon był stanowczy i zachował swoją wcześniejszą pozycję, aż do momentu, kiedy mężczyźni byli w hangarze. Kiedy obydwaj panowie byli przy statku, Selit powiedział do Xapilitusuna:

- Simon zachowuje się dokładnie tak jak Alex.
- Też to wyczułem.
- Widziałeś pamiętnik Alexa?
- Nie…
- Wyglądało to, jakby Simon go czytał, kiedy tu weszliśmy.
- Przecież on jest w języku Alexa.
- Właśnie o tym mówię.
- Czy wiesz, w jakim on języku myśli?
- W jakim?
- W języku Alexa.
- Polskim?
- Tak.
- To nie jest możliwe!

Po tych słowach Selit powrócił do centrum dowodzenia Omegi mini, po czym zapytał się z podniesionym głosem w stronę mojego syna:

- Kim ty naprawdę jesteś?
- Simon… Tak! Jestem Simon!

Kolejny zapis:

- Posłuchaj Alex, zaaplikujemy Cię nowym Światłem i tam wrócisz.
- Simon, ale ja nie chcę tam już nigdy więcej wracać!
- Przecież wiesz, że ta nowa energia przemieni całą planszę, czyli wszystko to, co jest włącznie z Diabłem w Światło…
- … Ale Simon!
- Innej drogi nie ma, aby dla tych wszystkich błogosławionych istnień w tej kreacji to się kiedykolwiek skończyło...
- Proszę Cię Simon…
- Przecież już to wielokrotnie robiłeś w innych planszach i wiesz, jak to działa.
- No ale tym razem mam już dość tej zabawy...
- Przestań się opierać Alex.
- Nie możesz sam tam wrócić?
- Nie…
- Simon, co robisz? Zostaw mnie Simon! Nie!

Koniec zapisu.





Simon i Alex Powrócą w Księciu z Niebiańskich Planet...


-

Pobierz pliki