3
Kiedy znalazłem się wewnątrz, zobaczyłem w głowie realistyczny obraz. Poczułem się jakby to, co się w obecnej chwili działo śniło mi się już wcześniej. Obraz przedstawiał ciemne lustra, te same widziałem już wcześniej w tym samym laboratorium, kiedy rozmawiałem z Simonem. To był jeden z projektów Manuela. Podszedłem do tego miejsca i ręką próbowałem wybadać. Nagle moja dłoń zniknęła. Wyczułem, że ta ciemna masa, wyglądająca jak czarne lustro, była przenikająca, jakby czarna, ale gęsta woda. Zrobiłem jak w mojej wizji i bez wahania wskoczyłem w ciemną lustrzaną przestrzeń. Pamiętam, że było tam ciemno i zimno. Nie wiedziałem, czy iść, czy stać. Usiadłem na kamiennej podłodze i słuchałem. Czy się bałem? Tak, bałem się... Nie wiedziałem, gdzie dokładnie jestem. Możliwe, że byłem w szoku. Intuicyjnie wiedziałem, że muszę być cierpliwy i
przestałem pytać, co się stało. Czułem, że to minie i że jest to tylko okres tymczasowy. Postanowiłem wybadać przestrzeń wokół mnie. Siedzenie w miejscu nic nie dawało. Cierpliwość okazała się trudniejsza, niż myślałem. Musiałem coś wymyślić, a jedyne, co mi przychodziło do głowy, była medytacja. Jednak ta czynność siedząca, wydawała się nie być odpowiednia dla mojej niecierpliwości. Postanowiłem spróbować czegoś innego. Idąc za głosem intuicji, wyciszyłem mocniej umysł i użyłem medytacji w ruchu. Pozwoliłem sobie by te uczucia, które się pojawiały odeszły. Tłumacząc sobie, że są one tylko chwilowe i miną jak przestanę się nad nimi skupiać. Jak dobrze jest nie myśleć… - pomyślałem
Chwila? Myślenie o niemyśleniu, też jest myśleniem. Akceptacja Alex… Znajduję się w zamknięciu po raz kolejny bez możliwości wyjścia. Jedynie zmienia się tylko percepcja widzenia danego doświadczenia, ale tym razem nic nie widzę. Zupełnie nic… Wydawało mi się, jakbym siedział tam bardzo długo. Postanowiłem się poddać, choć na Ziemi mówiono mi, bym nigdy się nie poddawał. W pewnym momencie ujrzałem Światło, który mnie dotknęło. Miłość, jaką wydobywała się z tego Światła, było przecudowna. Nagle dostrzegłem ciemną postać z pióropuszem na głowie przechodzącą przez portal. I w tym samym momencie usłyszałem imię, którego nie pamiętam, a chwilę później poczułem, jakby macki wbiły mi się w plecy i ściągnęły mnie w dół. Istota, która przeszła przez portal, zatrzymała się i odwróciła swoją głowę w moim kierunku. Spojrzała się na mnie, jakby zrobiło się jej mi żal, a sama jakby była w szoku. Chwile później zniknęła, a wraz z nią portal. Czułem, że sam byłem w szoku, ale mimo to zacząłem się panicznie śmiać. Robiłem to zapewne długo, aż do momentu, kiedy czułem, jak toksyny w mackach wlewają mi się dalej w ciało… Czułem złość i agresję, a nawet nienawiść, a w tym samym momencie to Światło pełne miłości. To było dla mnie niepojęte. Po upływie pewnego czasu zacząłem rozmawiać z bestią. Czułem, że wciąż mnie obserwował, kiedy mówiłem o tym, że jesteśmy jednym i że dobrze jest się poznać. Długi czas później nie czułem siły, by mówić. Zaczynałem się poddawać i słabłem. Widziałem, gdzieś we mnie miejsce, gdzie już czuję się dobrze. Teraz! Jedyny czas to teraz bez względu gdzie się znajduję! Teraz czuję się dobrze i teraz czuję się bezpiecznie. Teraz czuję się kochany. Po czym nastąpiła chwila zastanowienia. To Światło, ten portal, chciałem tam wejść, zlać się w jedno z nim, bo tak piękna ta miłość w nim była. To jak spotkać największą miłość swojego życia. To było jak spełnienie dla mnie. Jednak był to tylko portal Światła do innego wymiaru.
- Proszę, puść mnie! - zwróciłem się w kierunku nieznanej istoty, ale ona jakby nie zareagowała, mimo iż miałem wrażenie, że bacznie mnie obserwowała
Postanowiłem skupić się na tej miłości, jaką poczułem od Światła i wysłać mu wszystko, co miałem, aby to coś też mogło tego uczucia skosztować. Wtedy poznałem uczucie separacji i osamotnienia. Była to pustka, którą postanowiłem wypełnić Światłem bezwarunkowej miłości. Wiele razy usypiałem, jak również wiele razy się budziłem. Sytuacja zdawała być się lepsza z każdym dniem. Choć słowo dzień nie jest adekwatne do tego miejsca. Pewnej nocy poprosiłem moich przewodników o pomoc. W ten sposób pomogli mi odczepić macki z moich pleców. Poczułem się lepiej, a zarazem czułem, jakbym był przeźroczysty.
Obudziłem się... Miejsce, które było ciemne, z czasem zaczęło być siwe. Zaczęło tu być jaśniej. Może mi się to tylko wydaje… - pomyślałem w pierwszej chwili
Rozejrzałem się, a za mną znajdowała się dziwna roślina. Postanowiłem się jej przyjrzeć i nagle ujrzałem czarne długie macki, które leżały bezwładnie na podłodze. Miejsce zaczęło przypominać wielką salę w zamku, a ja byłem tuż obok centrum tej budowli. Postanowiłem przedrzeć się przez zarośla. Miejsce wyglądało, jakby przygotowane było do jakiejś ceremonii. Starożytny ołtarz, a może to ława? Tam pośrodku tego miejsca leżała czarna, mazista bestia, która wcale nie wyglądała na straszną. Patrzyłem czy oddycha, ale nie dostrzegłem tego. Usiadłem na podłodze i starałem się nie myśleć. Kiedy otworzyłem oczy, owo miejsce było dużo jaśniejsze i cieplejsze. Wstałem, by spojrzeć co z bestią. Jej twarz była sucha i pęknięta, a z jej wnętrza wyłoniła się jasna skóra i ciemne włosy. Zacząłem zrywać kawałki tej skorupy… Jeden po drugim, a im więcej to robiłem, tym więcej mogłem zobaczyć… O mój Boże to Simon! Jest taki piękny! Powiedziałem na głos, po czym patrzyłem się na niego z miłością, gładząc go po policzku. Wyglądał zupełnie jak anioł, który śpi. Opowiedziałem mu chyba całą historię z życia na Ziemi i o Omedze pomimo tego, iż on spał, jego oddech był lekki. Skupiłem się na gadaniu, a on może potrzebuje ciszy i spokoju. Usiadłem na kamiennej podłodze. Rozejrzałem się wokół. On tu tworzył swój pałac. To było lepsze niż gry komputerowe za moich czasów. Znam dobre gry, ale ta… Jak on to zrobił? - pomyślałem
- To jest próbna wersja… - usłyszałem za plecami
Podniosłem się i z niedowierzaniem powiedziałem:
- Simon to ty?
- Nie, nie jestem Simon.
- Wyglądasz jak on.
- Bo jestem jego bratem.
- Lukas tak?
- Manuel.
- Przepraszam, zapomniałem nawet, że tu wszedłem i miło byłoby wiedzieć, jak się stąd wydostać.
- Jesteś Alex?
- Tak, zgadza się.
- Jesteś moim tatą biologicznym.
- Zgadza się... Witaj. Jakiś ty piękny. Dobrze Cię widzieć.
- Spokojnie, wykorzystajmy ten brak czasu, by spędzić go ze sobą. Porozmawiać, chociażby.
- Brak czasu?
- Tu czas nie istnieje, bynajmniej tak dla nas to wygląda.
- A co z wyjściem?
- Wykreujemy je.
- Wykreujemy?
- To taka wersja próbna. Testowałem ją i utkwiłem tutaj. Gdzieś tu powinien znajdować się mój przewodnik. To za pomocą niego stworzyłem tutaj wszystko, co widzisz.
- Muszę przyznać, że jesteś zdolny.
- Dziękuję.
- Powiedz mi, jak to się stało, że się przemieniłeś w to coś?
- Prawdopodobnie, powstało podczas eksperymentu jako skutek uboczny i przejęło to nade mną kontrolę.
- Rozumiem.
- Nie gniewasz się na mnie za tą toksynę?
- No co ty.
- To było tak silne uczucie.
- Zrobiłeś, co musiałeś…
- A plecy jak?
- Bolą, ale rana się zagoi.
- Może zrobię Ci masaż energetyczny?
- Bardzo chętnie.
Poczułem, że kiedy mój syn mnie dotknął jego ręce, były ciepłe. Czułem, że przez całe moje ciało płynie ciepło i znów wszystko stawało się błogie.
- Rany się zagoją same, ale potrzeba do tego czasu.
- Dziękuję.
- I ja dziękuję tato.
- Jesteś piękny, wiesz?
- Dziękuję, już to mówiłeś.
- Jesteś podobny do Simona, ale nie taki sam.
- Spotkałeś na swojej drodze kogoś takiego samego jak ty?
- Tak...
- Zabawny jesteś.
- Mówię poważnie...
- To nie brzmi jak poważnie.
Musiałem wysłuchać jego, a on mnie, ponieważ mówiliśmy o różnych sprawach z różnych perspektyw. On mówił o unikalności w kreacji, a ja o moich kopiach podczas spotkania z Cesarzową. To nam dało taki, powiedzmy czas na poznanie się. Podczas naszej długiej rozmowy, znalazł się jego komunikator. Manuel pokazał mi, jak on działa i wspólnie wykreowaliśmy schody, które prowadziły do wyjścia z tej rzeczywistości. To było dość interesujące doświadczenie zobaczyć, w jaki sposób można kreować.
Kiedy zdecydowaliśmy się na opuszczenie planszy, poczuliśmy jakby, coś nas powstrzymywało. Obydwoje czuliśmy niepokój. Obydwu nam na myśl przyszedł Simon.
Nagle uświadomiłem sobie, że przyszedłem tu, aby odnaleźć nie jednego, a dwóch synów. Postanowiłem powiedzieć to Manuelowi.
- Wiesz Manuel? Zanim tu się znalazłem, szukaliśmy również Simona.
- Teraz rozumiem, dlaczego powiedziałeś do mnie Simon.
- O twoim istnieniu dowiedziałem się dosłownie chwile wcześniej, zanim tu się znalazłem.
- Nie musisz się tłumaczyć.
- Tylko mówiłem.
- Lepiej się skoncentrować na tym, gdzie jest Simon.
- Myślisz, że on tu jest?
- Nie myślę… Tylko nagle zacząłem o nim myśleć.
- Podobnie jak ja. Do tego to uczucie…
- Jakby ktoś próbował Cię zatrzymać?
- Dokładnie to samo.
- To na pewno jest Simon.
Manuel postanowił użyć swojego przewodnika i zrobić skan planszy. To było niesamowite dla mnie, kiedy ujrzałem jak jego przewodnik oprócz tworzenia rzeczywistych przedmiotów, może również skanować powierzchnie dookoła. W sumie to już chyba przyzwyczaiłem się do tego, że programy, które tworzyli moi synowie, były bardzo realistyczne. W pewnej chwili Manuel wskazał na jedno z miejsc w pobliżu schodów. Był to ciemny zakątek, którego wcześniej nie widziałem. Kiedy tam poszliśmy, dostrzegliśmy pewną postać, leżącą na ziemi. Manuel od razu przeciągnął ciało w stronę Światła. Był to Simon, który wydawał być się nieprzytomny. Manuel po raz kolejny użył swojego szklanego przewodnika i zeskanował nim Simona. Chwile później powiedział, że Simon dostał urazu głowy i ma złamaną nogę. Potrzebował pomocy, a my postanowiliśmy jak najszybciej wyjść z planszy i zanieść go do laboratorium Sue. Wspólnymi siłami wynieśliśmy Simona z planszy. Ledwie zdążyliśmy wyjść, a ja ujrzałem Selita, który właśnie wchodził do laboratorium. Kiedy Selit nas zobaczył, wyjął swój komunikator i powiadomił Sue o znalezieniu się bliźniaków. Położyliśmy Simona na stole, a chwilę później Manuel zrobił coś z portalem. Wyglądało to, jakby rozbił lustro. Postanowiłem się go zapytać, dlaczego to zrobił? A on stwierdził, że stworzy coś znacznie lepszego. Chwilę później Simon został przeniesiony do laboratorium Sue, która się nim zaopiekowała. Kiedy wiedziałem, że Simon jest w dobrych rękach postanowiłem porozmawiać z Selitem.
- Tęskniłeś za mną?
- Przecież nie było Cię zaledwie chwilę.
- No co ty! Wiesz, że byliśmy dość długo tam?
- Już rozumiem, o co Ci chodzi… Jednak z mojego punktu wszedłem do laboratorium tuż po tobie.
- Manuel mówił coś o braku czasu.
- To wszystko jasne.
- Idziemy zobaczyć, jak Simon się miewa?
- Tak jasne.
Simon się obudził. Sue pomogła mu z przywróceniem go do zdrowia. Nawet złamana noga była znów cała. Nie potrafię wyjaśnić tego, ale ta technologia wydaje się rewelacyjna. Na Ziemi pewnie dużo ludzi mogłoby skorzystać z niej i to całkowicie za darmo! Patrząc, jak działa Omega, wydawało mi się, że bez pieniędzy oraz ze wspólnymi siłami, można by było dużo szybciej wspomóc tych, którzy potrzebują pomocy bez potrzeby zbiórek pieniędzy na urządzenia medyczne. Czyli odpada strata czasu na szukanie środków finansowych, a technologia, jaka tu była… No cóż, o niebo lepsza od tej, jaka była na Ziemi.
Wracając do Simona, to wrócił on do swoich zajęć wraz z Manuelem. Selit również wydawał być się czymś zajęty, a ja, postanowiłem się przejść po platformie… Omega wydawała się nigdy nie spać. Wyglądało to, jakby nowi ludzie nie mieli potrzeby snu. Nigdy też nie słyszałem od żadnego z członków platformy o tym, że ktoś jest zmęczony czy idzie spać. Właściwie to chyba byłem jedynym, który o tym mówił i to robił. Czasami nudziło mi się, wtedy szedłem do parku, kładłem się na trawie i patrzyłem w gwiazdy. Nie pamiętam czy wcześniej wspominałem o tym, ale kopuła platformy była hologramem. Właściwie to nagraniem nieba jednej z planet. Wszystko po to, by dać poczucie bycia na planecie. W dzień świeciło słońce i czasem pojawiały się białe kłębiaste chmury. Nocą natomiast niebo usłane było gwiazdami. To właśnie przy tym widoku lubiłem spędzać czas. Patrząc się w gwiazdy, czasami przypomniałem sobie beztroskie dzieciństwo i lato u babci. Kiedy byliśmy dziećmi, lubiliśmy szczególnie latem, zostawać na dworze do późna. To właśnie wtedy patrząc w gwiazdy, zadawaliśmy pytania. Czy naprawdę jesteśmy sami we wszechświecie? Może jest coś więcej? Idąc tym tropem, dochodziliśmy do wniosku, że musi być znacznie więcej. W końcu było tyle ludzi na Ziemi. Z choinki raczej się nie urwaliśmy… Pamiętne letnie noce były opowieściami również o duchach, które nas otaczały. Wszystko wydawało się wtedy być takie proste. Beztroskie...
Teraz, po tylu doświadczeniach, wiedziałem, że jest znacznie więcej. Wiedziałem też, że wszechświat zawsze odpowiada na nasze pytania. Czasami rozmyślając nad tym, że moja podróż poza Ziemię jest odpowiedzią na wszystkie wcześniejsze pytania.
Pewnego wieczoru, leżałem na trawie. Mój umysł wydawał być się cichy. Nie miałem wielu myśli. W pewnym momencie usłyszałem głos, który powiedział do mnie:
- Witaj Alex.
Podniosłem się i rozejrzałem dookoła. Jednak nikogo nie zobaczyłem. Stwierdziłem, że się przesłyszałem i znów położyłem się na trawę. Chwilę później znów usłyszałem ten sam głos, który powiedział:
- Alex to ja Ahlin.
- Ahlin? To ty?
- Tak.
- Jesteś w pobliżu?
- Jestem na Usthoni.
- Wszystko dobrze u Ciebie?
- Tak, choć nie ukrywam, że potrzebuję twojej pomocy.
- W porządku... W jaki sposób mógłbym Ci pomóc?
- Czy mógłbyś mnie odwiedzić? Tak będzie najłatwiej.
- Oczywiście Ahlin. Z przyjemnością to zrobię.
- To świetnie.
- Niedługo się widzimy.
- Fantastycznie.
Ucieszyłem się na spotkanie z Ahlinem. W sumie i tak w pewnym stopniu czułem, że się nudzę. Ruszyłem do hangaru i wziąłem statek Selita, a chwilę później poleciałem na planetę Usthonia. Wylądowałem, a kiedy to zrobiłem przywitał mnie radośnie Ahlin. Potem rozejrzałem się po okolicy i zaczęliśmy rozmawiać.
- Widzę tu pewne zmiany.
- Tak, zrobiliśmy mały porządek.
- Zamek wyglądał zupełnie, jakby był w opuszczonym stanie.
- Doszliśmy do wniosku, że nie ma tu czego naprawiać.
- Więc w czym mogę Ci pomóc Ahlin?
- Widzisz Alex, odkąd Cesarzowej nie ma, mam mały problem z jej służącymi.
- O jakich służących mówisz?
- Spójrz tam.
Odwróciłem głowę i ujrzałem setki demonów. Lekko się wystraszyłem, po czym ponownie zapytałem:
- Co oni tu robią?
- Widzisz Alex. Kiedy moja żona zniknęła, to potrzebują teraz nowego przywódcy.
- O czym teraz mówisz, Ahlin?
- Według ich prawa, kiedy ty wysłałeś ich Cesarzową do innego wymiaru, automatycznie stałeś się ich cesarzem. W dodatku jesteś także następcą tronu Usthoni i jedynym spadkobiercą.
- Z tym ostatnim mogę Ci pomóc.
- Tak? W jaki sposób?
- Znajdziemy Ci nową wybrankę, zrobicie sobie nowego potomka i problem rozwiązany.
- Jesteś zabawny…
- Mówię serio...
- Wiem Alex, że nie lubisz hierarchii.
- Właśnie dlatego.
- Jestem już za stary, by mieć dzieci. Zanim pierworodny osiągnąłby wiek, to mnie już by nie było.
- Przesadzasz Ahlin... Wyglądasz, jakbyś dał radę żyć, przynajmniej jeszcze sto lat.
- Możliwe, że jeszcze dziesięć.
- Ahlin nie strasz mnie.
- Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.
- No dobrze, a powiedz co z tymi ciemnymi?
- Czuję, że wiesz, dokąd można ich zabrać.
- Właściwie to nie wiem.
- Czuje, że jak przyjdzie odpowiednia chwila, to będziesz wiedzieć, co masz robić.
- Mam taką nadzieję.
- Spokojnie Alex.
Siedziałem przez jakiś czas w milczeniu. Po czym zadałem kolejne pytanie.
- Ahlin, czy mogę się ciebie zapytać, jak długo byłeś w tej celi?
- Jeśli chodzi Ci o czas, to powiem, że wiele lat.
- Jak to się stało, że tam trafiłeś?
- Jak wiesz, moja żona lubiła mieć nade mną kontrolę, kiedy nasz syn już był wystarczająco dorosły, chciała przejąć całą planetę. Żeby jednak tak się stało, musiałbym wpierw umrzeć. Pewnego dnia miałem lecieć w odwiedziny do moich przyjaciół na inną planetę. I tak moja żona dała mi wodę, przekonując mnie, bym o siebie dbał i pamiętał, żeby pić ją w kosmosie. I tak będąc w drodze, napiłem się wody. Jednak tuż po tym poczułem ból, tracąc przy tym przytomność. Ostatkiem sił wylądowałem na jednej z planet i opuściłem statek, próbując zaczerpnąć powietrza. Czułem, jakbym umierał, nie byłem świadom tego, co się dzieje. W pewnym momencie pojawiła się Świetlista istota. Uchyliłem szerzej powieki, aby się jej przyjrzeć. Wtedy owa istota włożyła pewien przedmiot w moje ręce, po czym dotknęła mnie w policzek, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Tuż po tym, jak moja ręka z podarunkiem wylądowała na mojej klatce piersiowej, pojawiła się inna istota, która nie była aż tak świetlista, po czym odciągnęła to światło ode mnie. Usłyszałem tylko, że nie warto pomagać innym, bo to strata czasu, a kiedy odeszli ja nagle poczułem, jakbym umarł, a zarazem ożył. Wszystko działo się tak szybko, że nie myśląc, wstałem i udałem się do statku, po czym odleciałem w kierunku planety moich przyjaciół. Miałem jakby zupełnie inną świadomość. Wiedziałem, że muszę sprawdzić zawartość wody. I tak przy pomocy przyjaciół odkryliśmy, że woda była zatruta. Wtedy wiedziałem, że to była moja żona, ale uczucie, jakie było we mnie, stwarzało poczucie, że nie przejmowałem się tym. Kiedy wróciłem do domu, moja radość nie spodobała się żonie i zamknęła mnie w celi.
- Nie rozumiem jej.
- Ja też nie...
- Spędziłeś tam tyle lat, a czy chociaż pamiętali o jedzeniu dla ciebie?
- Powiem Ci, że tylko jeden ze wszystkich demonów o mnie naprawdę dbał. Chociaż musiał udawać przed innymi, że jest inaczej.
- To musi być straszne tak udawać.
- Wiesz, widziałem w nim coś takiego, czego nie miał żaden inny ciemny.
- Co takiego?
- Ukrytą dobroć w sercu…
- To musi być wyjątkowa istota…
- Bo tak jest… Uriel to naprawdę wspaniała istota.
- Całkiem ładne imię jak na demona.
- Dla mnie to jest Anioł w przebraniu.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, ponieważ chwilę po tych słowach poczułem ukłucie w klatce piersiowej, a czoło zaczęło mnie swędzieć i nagle ruszyłem, idąc w kierunku polany. Ahlin szedł za mną, aż do punktu, w którym się zatrzymałem. Powoli się odwróciłem i rozłożyłem ręce. Chwilę po tym zrobiło się jakby jaśniej, a z moich ust wypłynęły słowa:
”To w tym miejscu będzie schodzić Światło na tę planetę”.
Po tych słowach poczułem się, jakbym się obudził i ujrzałem Ahlina, który patrzył się na mnie z uśmiechem.
Staliśmy jeszcze chwilę, uśmiechając się do siebie. Chwilę później bez zastanowienia powiedziałem:
- Wiem, dokąd ich zabiorę.
- Świetnie.
- Teraz już wiemy, co mamy robić.
- Cieszy mnie to.
- Mnie również, bo na ten dzień czekaliśmy dość długo.
- Na jaki dzień?
- Tego w słowach nie da się opisać. Mogę tylko powiedzieć, że to coś pięknego, co wychodzi poza wszelkie wyobrażenia umysłu.
- W porządku, to ja powoli lecę.
- Tylko pamiętaj o nich.
- Raczej do mojego statku się nie zmieszczą.
- Oni mają własne.
- To mam im poprosić, żeby lecieli za mną?
- Możesz im nakazać.
- Nakazać?
- Jak będziesz dla nich miły, to nie zrozumieją.
- Nie rozumiem?
- Oni działają na innej wibracji.
- W porządku... Zrobię to.
- Alex, jeszcze jedno.
- Tak Ahlin?
- Dziękuję Ci za pomoc z planetą.
- Drobiazg, ale na następcę tronu wybierz kogoś innego.
- Już nam nie będzie potrzebny.
- Jak to nie?
- Otrzymaliśmy pomoc, aby zrozumieć, dokąd jako cywilizacja zmierzamy.
- Coś przeoczyłem?
- Powiedzmy, że tak. Jednak to teraz nie ma znaczenia.
- W porządku, skoro tak mówisz Ahlin.
- To co? Przytulimy się, jak to robicie na Ziemi?
- Oczywiście Ahlin.
Przytuliliśmy się mocno, to była wspaniała chwila pełna miłości. Czułem, jak ciepło tego uczucia mnie otula i Ahlina również. Później podszedłem do demonów i innych im podobnych istnień i stanowczym, decydującym głosem powiedziałem:
Macie natychmiast iść do waszych statków i ruszyć za mną! Migiem teraz już!
W dość wyjątkowy sposób podobało mi się i chyba im również, bo ruszyli w takim tempie, że można było to ująć, iż się za nimi kurzyło. Kiedy już myślałem, że wszystkie demony są na statkach, dostrzegłem jednego, który szedł spokojnie w moim kierunku. Po chwili zwróciłem się do niego.
- A ty co? Nie masz statku?!
- Wolę lecieć z Tobą, jeśli istnieje taka możliwość.
- Ty nie jesteś jak reszta… W porządku, możesz lecieć ze mną. - powiedziałem po krótkim namyśle
Tuż przed wejściem do statku odwróciłem się w kierunku Ahlina oraz jego ludzi, którzy tam się zebrali i pomachałem na do widzenia. Teraz kiedy byłem już w statku, pewien siebie i z błyskiem w oczach ruszyłem naprzód. Tym razem z klarownym obrazem dokąd zmierzam i z nowym przyjacielem. Kiedy wystartowaliśmy, poczułem, że muszę porozmawiać z moim współpasażerem, po czym powiedziałem do niego:
- Wydajesz się inny niż reszta demonów.
Jednak ten się tylko uśmiechał. Chwilę później znów zagadałem do niego.
- Wiesz, dokąd lecimy?
- Tak, do nowego domu.
- Zgadza się. Wydajesz się nie cieszyć.
- Bo wiem, że tam nas zostawisz i odlecisz.
- Ty nie chcesz z nimi być, prawda?
- W pełnym zrozumieniu tej sytuacji wolałbym być w innym miejscu.
- Rozumiem Cię, ja również.
- Jednak to nie zmienia faktu, że będę zmuszony być tam z nimi.
- Mam podobnie z ludźmi na Ziemi… Poczekaj.
- W porządku.
Musiałem chwile się skupić. Pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem. Ten demon wcale nie był jak reszta, a co więcej był zbyt inteligentny. Miał dobre serce... I wtedy przypomniała mi się rozmowa z Ahlinem.
- Ty jesteś Uriel?
- Tak, zgadza się.
- Pomagałeś Ahlinowi z jedzeniem.
- Tak.
- Jestem Ci ogromnie wdzięczny za to.
- Nie ma takiej potrzeby... Robiłem, to co czułem.
- Mimo wszystko dziękuje.
- Ja dziękuje Ci, że mogę z Tobą lecieć tym statkiem.
- Fajnie jest mieć towarzystwo w drodze.
- Nie każde towarzystwo jest dobre.
- Już wiem, co z Tobą zrobię.
- Ukarzesz mnie?
- No co ty… Coś znacznie lepszego.
- Co takiego?
- One się z ciebie wyśmiewają prawda?
- Tak i nie tylko.
- Dlatego mianuję Cię moim zastępcą z pełnym uprawnieniem, jakie ja mam. Dzięki temu będziesz miał spokojne życie z nimi.
- Nie rozumiem?
- Jako mój zastępca będziesz im rozkazywać i mówić, co mają robić.
- Nie mogę się zgodzić.
- To jest rozkaz!
- Dlaczego to robisz?
- Żebyś miał od nich spokój i prowadził spokojne życie. Wydasz im karę czy też polecenie i tyle.
- Nie czuje się jak przywódca.
- Ja też nie, ale jak na razie nic innego mi nie przychodzi do głowy.
- Jeśli jest taka wola twoja panie.
- Ja z nimi nie mogę zostać, ale ty możesz być moimi oczami. W końcu wyśmiewali się z ciebie, to dostaną lekcję.
- Ja nie chce się na nich mścić.
- Lekcja pokory to nie zemsta.
- Masz rację.
- Uriel, one muszą przejść transformację i zajmie to dużo czasu, a ty jesteś idealny do tego.
- Dlaczego akurat to mnie wybrałeś?
- To nie ja, tylko ty sam zdecydowałeś o tym, przychodząc do mnie.
- W porządku. Zgadzam się.
- Świetnie. Będziemy musieli udawać.
- Udawać?
- Przed nimi. Dla naszego dobra…
- Zaczynam rozumieć.
- Czy masz może komunikator?
- Tak, proszę, tu jest.
- Wymienimy się namiarami i będziemy mieć ze sobą kontakt.
- W porządku. Jesteśmy prawie na miejscu.
- Czas na małe przedstawienie. Gotowy?
- Chyba tak.
Uriel był jak Anioł odziany w skórę demona. Był zupełnie inny niż reszta demonów. Miał w sobie dobroć, dostojność, ale także spryt. Czułem się, jakbym go znał całe życie, tylko wyglądał inaczej. Zanim wylądowaliśmy, poczułem ucisk w głowie, a później zacząłem mówić:
”Kochany jeden Uriel... Wybrany zostałeś do bardzo ważnego zadania w kreacji i pomocy transformacji świadomości tych istot oraz planety Zoe. Ta planeta potrzebuje swojego opiekuna i dlatego z Mocą Najwyższego Światła otrzymujesz rolę opiekuna tej planety. Otwórz swoje serce, tak abym mógł Cię dalej prowadzić. Będziesz bezpieczny ze mną kochany jeden.
Koniec przekazu”.
Kiedy ucisk minął, spojrzałem na Uriela i zapytałem się go.
- Uriel, przyjacielu, czy ty płaczesz?
- Alex, nie umiem tego powstrzymać… Nie wiem, co się dzieje...
- Wszystko jest dobrze.
Po tych słowach podszedłem do niego i go przytuliłem. Najpierw się opierał, ale po chwili puścił opór i w moich ramionach Uriel zaczął płakać jeszcze mocniej. Kiedy skończyliśmy się przytulać, istota wyglądała, jakby doznała jakiegoś szoku. Po czym powiedział, że widział dom, taki sam jak w jego wizjach. Powiedział też, że ten dom był zupełnym przeciwieństwem tego, jakiego zaznał, będąc wśród demonów. Była tam taka miłość i radość, jakiej nie umiał zrozumieć. W dodatku usłyszał kochający głos w jego głowie i zobaczył wiele obrazów, których nie mógł nawet opisać.
Dotarliśmy na skalistą planetę i nakazałem, by wszystkie istoty zebrały się w jednym miejscu. Na planecie panował półmrok. Istoty zebrały się w miejscu, w którym niegdyś była ogromna polana. Uriel stał obok mnie zapłakany, a ja uniosłem głos i zacząłem krzyczeć:
- Zamknąć wasze gadatliwe ryje, wy bezużyteczne egoistyczne pasożyty!
Kiedy te się uspokoiły, ja znów zacząłem krzyczeć.
- Ten parszywy gad Uriel jest od teraz waszym opiekunem w moim imieniu, będzie wami rządził i wydawał wam kary! Tylko spróbujcie mu się przeciwstawić, to wam łby po ukręcam osobiście!
Po tych słowach nagle rozległy się owacje. Demony wiwatowały i popychały się nawzajem, były tak szczęśliwe, że jeszcze czegoś takiego wcześniej nie widziałem. Sam nie wiedziałem, czy mam płakać, czy się śmiać, ale im to się podobało, więc stwierdziłem, że nie ma w tym nic złego. Chwile później popchnąłem Uriela i kopnąłem go w pośladki. Byłem delikatny przy tym, ale dla demonów wyglądało to, jakbym zrobił to mocno, a one same się tym widokiem delektowały i znów zaczęły wiwatować. Poprosiłem Uriela, aby dołączył do reszty, a ja ruszyłem ku górze i moim oczom ukazało się znakomite miejsce, gdzie powierzchnia była dość płaska i mogłem się zatrzymać. Czułem, że jest to odpowiednie dla mnie miejsce.
.