17
Tuż przed opuszczeniem laboratorium, Selit podszedł do Hunka i dał mu komunikator, z czego futrzak się bardzo ucieszył. Nie wiem, o czym wtedy rozmawiali, ale wydawało się, że złapali ze sobą kontakt. W sumie patrząc, iż mama mojego męża pracowała teraz w laboratorium, to na pewno będzie im się łatwiej komunikować, kiedy zwierzak go będzie mieć.
Selit pożegnał się i opuścił laboratorium, udając się do hangaru po statek. Zanim poszliśmy na górę, ojciec Selita podjechał do mnie na wózku i powiedział:
- Wiem, że chciałeś jeszcze raz zobaczyć celebro.
- Skąd pan to wie?
- Czytam twoje myśli… - usłyszałem głos w głowie
- To tak pan się komunikuje z Selitem?
- Zgadza się...
- To wspaniale.
- Jeśli chcesz, to możemy jeszcze na chwilę podejść i zobaczysz celebro.
- Dziękuje panu, ale my już za chwile będziemy lecieć.
- Przecież wam się nie spieszy, prawda?
- Właściwie to nie…
- To chodź ze mną.
Udaliśmy się w kierunku pomieszczenia, w którym znajdywało się urządzenie ujawniające pozycje mutantów oraz ludzi. Tuż przed samym wejściem, oko mężczyzny zostało zeskanowane, a głos powiedział: Witam profesorze…
Kiedy byliśmy już w środku, a drzwi się zasunęły, mężczyzna powiedział, że w odpowiednim czasie się spotkamy ponownie, jak również, żebym za dużo nie myślał o tym, co tu zaszło, kiedy Selit tu był. To dość dziwne, ale Charles wydawał się wiedzieć dość sporo o moich myślach. Jeśli to jest jego dar, to powinienem bardziej uważać na swoje myśli.
Gdy zbliżyliśmy się do komputera, mężczyzna założył hełm i tuż za chwilę ukazały się obrazy podobnie, jak odbyło się to kiedy byliśmy tu pierwszy raz.
Dla mnie było to niesamowite zobaczyć jeszcze raz, jak potężna jest ta maszyna w połączeniu z umysłem Charlesa. Po zakończonej projekcji, mężczyzna zdjął z głowy urządzenie, po czym zapytał:
- Widzę, że również chciałbyś spróbować?
- Tak, wydaje się to dość ciekawym doświadczeniem.
- Powiem Ci, że ta maszyna na samym początku wypaliła mi włosy.
- To dlatego jest pan łysy?
- He-he! Tak, ale proszę, mów mi Charles.
- W porządku Charles.
- Widzisz, Selit ma pewien dar, który jest znacznie potężniejszy niż mój umysł, ale za to ty masz dar, jakiego jeszcze nie spotkałem na swojej drodze.
- Przemieniam się w kota, a to nic wielkiego.
- Jesteś skromny, ale powiem Ci, że od pierwszego dnia, kiedy Cię zobaczyłem, poczułem, że jest w tobie coś więcej… Coś, czego ty sam nie jesteś jeszcze świadomy.
- Czy wie pan… Znaczy Charles, co to jest?
- Po pierwsze komunikuję się poprzez ciebie wiele istot z różnych wymiarów.
- Zazwyczaj tego nie pamiętam.
- Ponieważ jesteś jak kanał, taki odbiornik, jak ta maszyna, tyle że nie potrzebujesz żadnego komputera czy też hełmu do tego.
- Nie wiem, co mam powiedzieć...
- To w takim razie ja powiem.
- Dobrze…
- Z tego, co odczuwam, to jesteś pomostem łączącym wiele różnych światów i masz dostęp do tak ogromnej wiedzy, jaka poniekąd wychodzi daleko poza obszar mojego umysłu.
- Właściwie, to co mówisz, jest dla mnie niezrozumiałe.
- Chodzi mi o to, że jesteś potężniejszy niż myślisz.
- Potężniejszy?
- Tak, jednak to strach Cię ogranicza przed wykorzystaniem twojego pełnego potencjału, który w tobie widzę.
- Wiesz Charles, jak się przemieniasz w dużego kota i zjadasz przy tym inne istnienia, to raczej nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń.
- A co jeśli Ci powiem, że się mylisz…
- Wtedy to wysłucham tej wersji, która się nie myli?
- Widzisz, to jest właśnie pułapka każdego umysłu.
- Czyli, jak mam to rozumieć?
- Strach, który ogranicza takie wyjątkowe istoty, jak ty. Potrzebujesz spojrzeć poza tym wszystkim, co widzisz i rozumiesz jako złe.
- No tak, ale pożeranie niewinnych istnień nie należy do przyjemnych doświadczeń.
- Jeśli Ci powiem, że ty nie zjadasz dobrych istnień, tylko te złe, które mają wyrządzić krzywdę innym, to jakie masz patrzenie z tej perspektywy?
- Dla mnie morderstwo drugiego istnienia to morderstwo.
- Jednak w świecie zwierząt nie ma czegoś takiego.
- Tak, tylko że zazwyczaj zwierzęta zabijają, aby przetrwać.
- Lub też, aby się bronić.
- No tak, ale to chyba dlatego, że się boją.
- I to jest właśnie to, o czym mówię.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Widzisz Alex, kiedy używasz swoich mocy, musisz być bardziej świadomy, iż nic złego nie robisz. Twoja mutacja jest potrzebna i pomocna dla innych istot.
- Jednak to nie zmienia faktu, że zabijam.
- Jeśli pozbędziesz się tego lęku, wtedy staniesz się nie do zatrzymania i możesz wierzyć lub nie, ale twoi przyjaciele, którzy Ci pomagają, będą Cię przy tym wspierać jeszcze mocniej.
- No tak, przyjaciele tylko którzy?
- Którzy się z Tobą kontaktują i mówią poprzez ciebie.
- Więc chcesz powiedzieć, że jeśli przebije barierę strachu, to będę działać bardziej świadomie?
- Zgadza się, tyle że bez…
- …Strachu?
- Dokładnie… Dzięki temu, jak wspominałem wcześniej będziesz nie do pokonania i nikt ani nic Cię nie zatrzyma, a ty będziesz mieć pełną świadomość nawet wtedy, kiedy przemienisz się w panterę.
- No tak, tylko że Selit jest moim opiekunem, który mnie musi pilnować.
- Po części łagodzi twoje moce, ale to może być jedynie dobra droga, abyście nawiązali jeszcze lepszą współpracę.
- Miał pan podobną rozmowę z nim… Prawda?
- Tak, ale teraz mam ją z Tobą.
- W porządku… Dziękuję, że mi to mówisz.
- Proszę, poza tym przecież wiesz, że moc mutanta, to nie tylko siła i walka, ale też bycie świadomym swojej mocy, jak również kontrola nad nią. Kiedy dotrzesz do tego poziomu, to zniknie i sam strach… A co się dzieje, kiedy znika strach?
- Znika opór?
- I co jeszcze?
- Chyba jest się bardziej… Wolnym?
- Chyba, czy na pewno?
- Na pewno! - odparłem z entuzjazmem
- No dobrze, w takim razie wychodzimy stąd, bo zbliża się czas waszego powrotu do domu.
- Dziękuję za tą rozmowę, może nie do końca rozumiem tego, co powiedziałeś, ale czuję, że mi się to przyda.
- I ja dziękuje Ci Alex.
Wychodząc z pomieszczenia udaliśmy się jeszcze na chwile do laboratorium po Moira oraz Hunka i wraz z nimi udaliśmy się na zewnątrz budynku, gdzie zaczęli gromadzić się wszyscy mieszkańcy szkoły. Widziałem dużo istnień, zarówno młodszych, jak i starszych. Każde z nich oryginalne nie tylko z wyglądu, ale też z mocy, jakie posiadały. Wśród nich widziałem, dobrze zbudowanego mężczyznę, który na moich oczach zmienił swoją postać, przypominając przy tym srebrny, błyszcząco metalowy posąg. To chyba był ten sam koleś z rosyjskim akcentem, którego się pytałem o pokój Charlesa, kiedy szukałem Selita…
Widok tej nocy był nieziemski i nawet pojawiła mi się myśl o Stasiu, że byłby on bardzo szczęśliwy, gdyby był tu wraz z nami.
Noc tego późnego lata była ciepła i widać było gwiazdy, a nawet i księżyc, który wyglądał, jak cieniutki rogalik. Na szczęście i tak było widać dużo drobiazgów, dzięki dobremu oświetleniu szkoły…
Pamiętam, że staliśmy na trawie i dookoła nas było dużo wspaniałych istnień. Przede mną i Selitem na wózku siedział ojciec, a obok stała jego matka. Wtedy poczułem silny ucisk na głowie i patrząc się prosto w oczy Charlesa, powiedziałem:
- Charles Francis Xavier, wstań z wózka i idź przytulić swojego syna!
Po tych słowach mężczyzna oparł swoje ręce o poręcze wózka i pomimo iż mu się trzęsły, powoli zaczął wstawać. Po chwili całkowicie stał o własnych siłach i zrobił swoje pierwsze kroki w kierunku Selita.
Mama Arthura z wrażenia zasłoniła swoje usta rękoma, nie dowierzając temu, co widzi, a reszta zebranych z radości stworzyła niesamowity aplauz. Tamten moment był magiczny, a w powietrzu unosiła się ogromna radość.
Kiedy ojciec z synem przestali się przytulać, podeszła Moira, która pocałowała Charlesa i znów pojawiły się owacje.
Ahh, widzieć tyle szczęśliwych ludzi to tak, jakby moje marzenie właśnie się spełniło, a uśmiechniętych buziek była dość spora liczba tamtej nocy.
Tuż po pocałunku podszedł do mnie Charles i również mnie mocno wyściskał, po czym na zakończenie powiedział:
- Widzisz Alex… Mówiłem Ci, że jesteś bardzo potężny, zobacz, nawet mnie uzdrowiłeś i teraz mogę znów chodzić.
- Charles to nie ja Cię uzdrowiłem, ale twoja wiara w to, że tak jest.
- Chcesz powiedzieć, że sam się uzdrowiłem?
- Oczywiście, przecież to nie ja pomogłem Ci wstać z wózka, tylko ty sam.
- Jesteś niemożliwy Alex… Dziękuje Ci…
- I ja tobie Charles… I ja tobie...
W sumie po takich pozytywnych nastrojach można byłoby zrobić afterparty, ale niestety musieliśmy już lecieć. Może mieszkańcy tej szkoły mieli imprezkę, no bo kto przy takich emocjach, jakie odbyły się przy naszym pożegnaniu, mógłby zasnąć? Ja to bym na pewno nie zasnął… No way… He-he!
Idąc do statku, odwróciliśmy się z Selitem, aby również pomachać w kierunku tych cudownych istnień. Widzieć rodziców Selita obejmujących się było piękne tak, jak podobnie w przypadku Storm, która chyba… Nie będę ukrywać… Pocałowała ze szczęścia w policzek futrzaka, a ten przechylając ją do tyłu, pocałował namiętnie jej usta. W sumie może to była noc, kiedy Storm poczuła magię, jak również piorunujące ciepło futerka Hunka… W końcu każde z nich wcześniej było czymś zajętym, a tu mieli wolną przestrzeń, aby po prostu być i się radować. Widok szczęśliwych i zakochanych ludzi zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie.
W drodze do domu Selit się mnie zapytał:
- Alex, czy pamiętałeś o tym, by zabrać nasze obrączki?
- Zaraz sprawdzę Selit…
- Mam nadzieję, że je masz…
- Selit, zapomniałem ich wziąć… To co teraz? Wracamy po nie?
- Alex!!!
- Tak tylko żartowałem… He-he! ;)
Dla mnie, jak również dla Selita to była niesamowita przygoda, która sprawiła, że byliśmy szczęśliwi… Powiedziałbym nawet, że bardzo szczęśliwi, gdzie z tym pozytywnym nastawieniem wróciliśmy na naszą utęsknioną Omegę…
Kolejny zapis.
Chyba udało mi się w końcu zgubić ten statek. W sumie na horyzoncie nie widać było żadnego obiektu, dlatego postanowiłem na spokojnie wylądować na mojej Planecie Trzech Słońc i podelektować się pięknym wschodem.
Usiadłem na plaży i wziąłem kilka głębokich wdechów dla rozluźnienia. Widok na tej planecie, jak zwykle był nieziemski i wywoływał u mnie uśmiech na twarzy.
W pewnej chwili usłyszałem jakiś dziwny dźwięk i odwróciłem głowę. Nagle ku moim oczom ukazał się jakiś idący szybko w moją stronę mężczyzna, który nie wyglądał na zadowolonego. Z autopilota podniosłem się gwałtownie i zacząłem przed nim uciekać, a kiedy odwróciłem głowę dostrzegłem, że mężczyzna biegnie za mną i w dodatku się zbliża. Przyspieszyłem tępa, próbując wrócić do statku, jednak mężczyzna był szybszy i chwycił mnie, obejmując w pół… Nie wiedziałem, co się dzieje i zacząłem krzyczeć.
- Puść mnie!
- Nie!
- Masz mnie natychmiast puścić zboczeńcu!
- Jestem twoim przyjacielem!
- Widziałem twoją minę, jak szedłeś w moim kierunku.
Po tych słowach mężczyzna mnie obrócił i przerzucił przez swoje ramię, niczym worek z ziemniakami, udając się w kierunku jego statku.
- Proszę puść mnie!
- Mówiłem Ci, że jestem twoim przyjacielem.
- Od kiedy przyjaciół się goni i traktuje w taki sposób?!
- Trzeba było mi nie uciekać!
- Trzeba było mnie nie gonić!
- Uspokój się wreszcie, nic Ci nie zrobię!
- Po twoim umięśnieniu to polemizowałbym.
- Wiem, jestem silny, ale ty też.
- To znaczy, że dajesz mi fory, żebym Ci się wymknął i uciekł?
- I tak bym Cię dogonił.
- Czego ty chcesz ode mnie?!
- Uspokój się, to wyjaśnię Ci to na statku!
- A nie mogłeś wyjaśnić mi tego wcześniej?
- Nie ma czasu na to…
- Aha, ale żebyś mnie niósł jak zwierzynę łowną to jest czas?
Wtedy mężczyzna wszedł na pokład swojego statku i posadził mnie na fotelu, zapinając pasy, po czym sam usiadł obok i statek uniósł się w górę.
- Chyba mnie nie zabierasz na Omegę?
- Raczej nie tym razem...
- Jesteś gburowaty, mówił Ci ktoś o tym?
- Jestem twoim przyjacielem, tylko mnie nie pamiętasz.
- No dobra, nie pamiętam.
- Jestem Logan.
- A ja Alex.
- Wiem, jak się nazywasz…
- Co teraz zamierzasz?
- Lecimy na Ziemię…
- Na Ziemię?
- Tak…
- Oj, coś Ci powiem Logan… Mam złe przeczucia, jak mówisz o Ziemi.
- Myślę, że się ucieszysz.
- Ucieszę się, bo lecimy na Ziemię?
- Lecimy do przyjaciół.
- To ja mam przyjaciół na Ziemi?
- Zabiłbym go jeszcze raz za to, co ten debil Ci zrobił...
- A więc jesteś mordercą?
- Jestem twoim przyjacielem...
- No ale mówiłeś, że byś go jeszcze raz zabił.
- Tak się tylko mówi…
- Coś mi tutaj nie gra…
- Jak się uspokoisz, to będzie dużo przyjemniej.
- Tyle że to ty wyglądasz, jakbyś był zły, czy coś.
- Tylko Ci się wydaje...
- A ta podróż to tylko w jedną stronę?
- Nie, wrócimy niebawem.
- Bo lecimy do twoich przyjaciół, tak?
- Dokładniej mówiąc, to do naszych.
- Wiesz co… To ja może będę cicho przez chwilę, a ty w tym czasie weź może kilka głębokich oddechów, żebyś się uspokoił, czy coś.
- Ja jestem spokojny! No dobra masz racje… Byłem zły, bo uciekłeś.
- Znaczy, że jestem w tym dobry, czy coś?
- Jesteś, ale nie na tyle, abym Cię nie mógł namierzyć.
- Jak mnie znalazłeś?
- Twój komunikator.
- Mam komunikator… O! Tu jest.
- To sprawdź sobie w kontaktach imię Logan.
- Znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Tak Alex, jesteśmy więcej niż tylko przyjaciółmi.
- Znaczy, że jesteś moim mężem, czy coś? Wiesz w sumie, to jesteś całkiem fajnym materiałem na męża.
- Jesteśmy rodziną...
- No to w końcu rodziną czy przyjaciółmi?
- Wiem, że twoja pamięć Ci szwankuje.
- Tak i chyba to ta baba na Omedze.
- O jakiej babie mówisz?
- Tej z laboratorium…
- Chyba nie masz na myśli Sue?
- Właściwie, to o niej mówię.
- Przecież ona jest miła.
- Miła?! Czy ty masz pojęcie, ile razy się tam budziłem?
- Ile razy się budziłeś? Co chcesz przez to powiedzieć?
- Człowieku, to jak dzień świstaka… Budzisz się od nowa w tym samym miejscu, a ona mi wyjeżdża z tekstem, że uderzyłem się w głowę i żebym odpoczywał... To jej nawiałem.
- Poczekaj… Chcesz powiedzieć, że ta sama sytuacja się powtarzała?
- Bardzo często.
Wtedy mężczyzna wyjął z kieszeni cygaro i je podpalił, a ja spojrzałem się na niego i powiedziałem:
- Ja Cię znam…
- Wiem, że mnie znasz.
- Mówiłem o tobie Sue, a ona wyskoczyła z jakimś tekstem, czy dalej podążam za cieniem swojego snu, czy coś...
- To ja Cię tam zawiozłem.
- Taaa, ale ona mówiła, że ciebie sobie wymyśliłem.
- To dziwne, wydawała się taka opiekuńcza…
- Ja naprawdę jej nie lubię, w ogóle widziałeś jej oczy?
- Dla mnie ma ładne oczy…
- Ja tam nie widziałem, aby w nich było jakieś Światło… Są takie czarne i zimne, że aż mam ciarki…
- Czyli po prostu jej nie lubisz?
- Nie koleś, chodzi o to, że jej bardzo mocno nie ufam…
- Uspokój się…
- Jestem spokojny!
Wtedy mężczyzna spojrzał się na mnie spod oka, trzymając przy tym cygaro w ustach. Wyglądał dość zabawnie, nawet jego fryzura była dość śmieszna, jakby miał jakieś rogi, czy coś. Na twarzy miał kilkudniowy zarost i czuć było od niego alkohol, dlatego postanowiłem się go o to zapytać.
- Piłeś coś?
- Tak… Whiskey, a co? Chcesz się napić?
- Właściwie, to dlaczego nie…
- To poczekaj, a ja zaraz wyciągnę butelkę…
- Ej, a statek?
- Jest na autopilocie…
- Aha… To znaczy, że on sobie tak leci, a ty pijesz sobie whiskey?
- Zgadza się…
- I palisz cygaro?
- Zgadza się… Jak chcesz, to mogę dać Ci fajkę…
- Znaczy papierosa?
- A co, nie palisz?
- W sumie chyba pamiętam, że paliłem… Wiesz co, to poproszę w takim razie.
Poczułem się jak gość na tym statku, rozsiadłem się wygodniej i kiedy Logan poczęstował mnie whiskey, zapaliłem sobie legalnie papierosa. Czułem, że ten koleś wcale nie był taki zły… Gdzieś w głębi mnie wiedziałem, że go skądś znam, jednak nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
Podróż na Ziemię, nie wywoływała u mnie pozytywnych uczuć, a nawet miałem jakby odruchy wymiotne… Choć tutaj powodem mogłaby być whiskey…
Po kilku głębszych rozluźniłem się i ponownie nawiązałem kontakt z Loganem, mówiąc do niego:
- Wiesz Loguś…
- Logan…
- Niech Ci będzie…
- O co Ci chodzi?
- Wydaje mi się, czy stoimy w miejscu?
- Stoimy w miejscu.
- Znaczy czerwone światło, tak?
- Tu nie ma świateł.
- Aha… To jeszcze nie jesteśmy na Ziemi, tak?
- Jeszcze nie...
- Czyli sobie tak siedzimy na statku, gdzieś w kosmosie i pijemy whiskey.
- Butelka już jest pusta.
- A nocnego nie widać w pobliżu… He-he!
- Z tego, co widzę, to już Ci wystarczy.
- Właściwie, to jeszcze bym się napił.
- Już wystarczy… Lepiej będzie, jak się prześpisz.
- Wiesz co Logan...
- Co takiego?
- Jako twój przyjaciel muszę Ci powiedzieć, że przydałby Ci się prysznic, czy coś...
- Aż tak źle?
- Wiesz… Wspominałeś, że lecimy do gości, to warto by było się odświeżyć.
- W sumie to masz rację, pomyśle nad tym…
- W sumie wiesz co, ja chyba też nie pachnę najlepiej.
- Prześpij się, to Ci dobrze zrobi.
- Wiesz co… Wygodny jest ten fotel, ale raczej w nim nie zasnę.
- To połóż się tam z tyłu...
- Masz tam łóżko?
- Nie...
- To mam tak na podłodze mówisz?
- Tam jest podwójny fotel, który możesz rozłożyć.
- A masz jakiś koc i poduszkę?
- Alex, to nie jest hotel…
- Wiesz w sumie, to już bym wolał przespać się na plaży, z której właśnie mnie zabrałeś.
- Może spróbuj jednak się przespać…
Po co ja mu dawałem whiskey… - powiedział do siebie mężczyzna, drapiąc się przy tym po głowie
Kiedy byłem już na tyle statku i wygodnie się rozłożyłem, poczułem, że zakręciło mi się w głowie i jakiś czas później usnąłem.
Obudziło mnie słońce, którego promienie świeciły mi prosto w twarz. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem ogromne okna, za którymi znajdywały się duże budynki. Rozejrzałem się wokoło i dostrzegłem, że znajduje się w ogromnym mieszkaniu, w dodatku bardzo luksusowym.
To raczej nie jest hotel. - pomyślałem, po czym zawijając się w koc, wstałem z sofy
Nagle pojawił się Logan, który się mnie zapytał:
- Wyspałeś się?
- Tak… Chyba tak, ale coś mnie boli głowa.
- Wypiłeś za dużo.
- O ile pamiętam, to napiłem się raptem pięć łyków.
- O pięć za dużo.
- Wiesz, chyba nie nadaje się do picia.
- Najwidoczniej nie potrzebujesz.
- Jest tu jakaś woda?
- Tak, jest w kuchni.
- To my nie jesteśmy w hotelu?
- Jesteśmy u przyjaciela.
- I to jest jego mieszkanie?
- Tak...
- A ten przyjaciel wie, że tu jesteśmy?
- Tak, ale teraz jakby Ci to wyjaśnić… Jest w pracy.
- Czyli my tu tak legalnie?
- Najlegalniej jak tylko się da.
- Czyli jak wezmę prysznic, to nic się nie stanie?
- Możesz tutaj czuć się swobodnie.
- Dzięki Logan.
Napiłem się wody, po czym zbliżyłem się do okna. Wyglądało to jakbyśmy byli w bardzo wysokim budynku i widok ten wywołał u mnie lęk wysokości. Nie spodobało mi się to miejsce, jak również widok zza okna. Wyglądało to, jakbyśmy byli w jakimś wielkim i hałaśliwym mieście.
- Logan, a tak w ogóle to, gdzie my jesteśmy?
- U przyjaciela.
- To już mówiłeś, chodzi mi bardziej o lokalizację.
- Nowy York…
- Aha, czyli masz bogatych przyjaciół… To ja w takim razie wezmę sobie długi relaksujący prysznic…
- Na pewno chcesz wiedzieć, gdzie jest łazienka.
- Tak, bardzo chętnie… A tak przy okazji to gdzie są moje ubrania?
- Piorą się.
- Aha, to dlatego jestem nagi?
- To ja Cię rozebrałem.
- Tylko rozebrałeś, czy coś więcej?
- Mówiłem Ci już, że jesteśmy rodziną.
- To rodzinę się rozbiera?
- Czasami potrzeba, aby uprać ubrania… W końcu chciałeś się odświeżyć?
- Chyba tak… No dobrze, to w co mam się przebrać, jak już wezmę ten prysznic.
- Tony zostawił dla ciebie ubranie.
- Tony ten z włoskiej mafii? To by wyjaśniało ten drogi apartament…
- Może lepiej weź ten prysznic...
- W porządku.
Logan zaprowadził mnie do łazienki, która była bardzo duża i luksusowa… Postanowiłem wziąć prysznic i podelektować się tym momentem…
Po kilku dłuższych chwilach wyszedłem z łazienki, gdy nagle usłyszałem krzyk kobiety, aż z wrażenia ręcznik, który miałem na sobie opadł w dół…
.