1
Zagubiony między czasem a przestrzenią. Odnalazłem drogę wyjścia. Drogę wyjścia z czarnej dziury, w której tkwiłem przez wiele lat. Właściwie jak się okazało później, to spędziłem tam całą wieczność, a to, co w niej naprawdę zaszło, dopiero miałem sobie uświadomić. Jednak wymagało to czasu, cierpliwości i zaufania. Nagrywam tę wiadomość, aby dotarła ona do mojej wielowymiarowej części. Bo wciąż zapominam i wydaje się, jakby wszystko się powtarzało od początku i od nowa. Tak jakbym nigdy nie był gotowy i nie wiem dlaczego? Tu nic nie wydaje być się prawdziwe oprócz bólu, jaki odczuwam. Nawet plany takie jak mój dotychczasowy cel, ucieknięcie mędrcom i uratowanie moich wspomnień, zmienił się nagle po otrzymaniu wiadomości od młodego mężczyzny.
Jedyne co mi przyszło do głowy to, że jest to prawdopodobnie syn Selita, bo był do niego bardzo podobny i również jak Selit bardzo przystojny. Moją uwagę przykuły jego oczy, które były wyjątkowe. Jedno oko było niebieskie, a drugie brązowe. Jeszcze nie do końca wiem, ile w tym jest prawdy i zastanawiam się, czy to nie jest, aby podstęp demonów, które mogą przybierać dowolną postać i mnie zwodzić. Dlatego postanowiłem użyć Księgi Wszelkiego Istnienia, by to na spokojnie sprawdzić, zanim podejmę jakieś dalsze kroki działania.
Usiadłem na podłodze. Otworzyłem księgę i położyłem na niej swoją dłoń. Poprosiłem o zobaczenie młodego mężczyzny z wiadomości wideo. W tym momencie kryształ uniósł się w górę i zobaczyłem Światło, które jak błysk wypełniło cały statek. Księga również, sama z siebie zaczęła lewitować, tak jak kryształ, który w pewnym momencie, sam zaczął wirować nad księgą. Dostrzegłem jakby nić energetyczną, która wydawała się łączyć ową księgę i kryształ. Sam kryształ chwilę później przybliżył się do mojej klatki piersiowej i wirując bardzo szybko, wleciał do mojego wnętrza do miejsca, w którym znajdowała się rana. Poczułem lekki ból jakby ucisk, a chwilę później pojawił się błysk. Chyba zasnąłem, a kiedy się obudziłem, postanowiłem założyć ubranie. Czułem się tak, jakbym dokładnie wiedział, co mam robić. Po raz kolejny odtworzyłem wiadomość od młodego mężczyzny i wysłuchałem jej, po czym postanowiłem bez zastanowienia odpowiedzieć:
„Witaj Simon tu Alex. Otrzymałem wiadomość od ciebie, która skierowana była do twojego taty Selita. Jeśli mnie słyszysz, to wiedz, że jestem już w drodze do Omegi, aby Ci pomóc. Trzymaj się przyjaciel twojego taty Alex”.
Wyślij zapis.
Teraz to, co powinienem zrobić już dawno. Chwyciłem księgę i pomyślałem o Selicie. Selit, gdzie jesteś? Czemu nie mogę Cię znaleźć? - pomyślałem
Spanikowałem trochę, kiedy nie mogłem zobaczyć Selita i odłożyłem książkę na bok. Zdjąłem obrączkę i położyłem ją na księdze. Zacząłem masować twarz, by móc się zrelaksować. Kiedy po chwili chwyciłem obrączkę, by z powrotem założyć ją na palec, nagle ujrzałem Selita.
Zobaczyłem, że leży on w jakiejś kopule w kształcie jaja.
Wyglądało to jakby spał. Postanowiłem przyjrzeć się jemu bliżej i ujrzałem, że jego klatka piersiowa się powoli porusza. To był znak, że oddycha. To oznacza, że Selit żyje!
W tym momencie miałem dwa pytania... Pierwsze to, dlaczego księga nie pokazała go najpierw jako żywego, a drugie, co to za bańka w kształcie jajka, w której on się znajduje?
Postanowiłem, że odwiedzę Planetę Trzech Słońc, by tam zregenerować się i odpocząć przed dalszą podróżą. I tam ustalić jakiś plan działania. Czułem się, jakbym stał pod ścianą, nie wiedząc, czy ratować syna Selita, który jest już dorosły, czy męża… Może nawet już byłego męża, skoro on ma dziecko. Chwilę później komputer pokładowy poinformował o zbliżającym się do mnie statku, który wysłał prośbę o skomunikowanie się ze mną.
Jeszcze tego brakowało… - pomyślałem, ale po chwili potwierdziłem prośbę nawiązania komunikacji z obcym statkiem.
Na ekranie komputera pokładowego pojawił się Xapilitunus. W pierwszej chwili pomyślałem, że to mi się tylko śni, będąc świadomy tego, że widziałem, jak Demoniczna Cesarzowa go zabija. W drugiej chwili pomyślałem, że jest to jego duch. Postanowiłem się jego o to zapytać i pomyślałem:
- Xapilitunus? To naprawdę ty?
- Witaj ponownie Alex.
- Tak, to ja. Chwila? Przecież widziałem, jak destrukcja Cię zabiła.
- To był mój klon.
- Jak to klon?
- Wyjaśnię Ci wszystko, możesz polecieć ze mną na najbliższą planetę?
- Stawiasz mnie w dziwnej sytuacji.
- Wiem, ale wyjaśnię wszystko, jak tylko wylądujemy.
W tym momencie nie wiedziałem, czy jest to pułapka, czy rzeczywiście on jest prawdziwy. Nie czułem strachu, więc zgodziłem się na propozycje wylądowania. Istota przesłała przebieg trasy i tuż po tym ruszyłem za nim. Po wylądowaniu opuściłem pokład. Ku moim oczom pojawił się Xapilitunus jak żywy. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłem się na jego widok.
- Cześć Alex.
- Cześć…
- Dziwisz się, że żyje?
- Oj i to bardzo, a zarazem się cieszę.
- Ja również.
- Jak to jest możliwe, możesz wyjaśnić?
- Przecież powiedziałem, że to zrobię.
- Zamieniam się w słuch.
- Wiedziałem, że kiedy Czysta Destrukcja mnie wykorzysta, będzie chciała mnie zabić. Dlatego korzystając z pomocy mojej zaprzyjaźnionej cywilizacji, stworzyliśmy, powiedzmy awatara, do którego podłączyłem się świadomością i mogłem być tam obecny.
- Czyli to nie był Twój pomysł?
- To rada starszych postanowiła tak zrobić. Chcieli mieć wgląd na wydarzenia i to, co się stanie z księgą.
- Dlaczego to było takie ważne?
- Ponieważ wszystko się już wydarzyło.
- Jak to? To wszystko, czego doświadczamy to, czym to jest?
- Snem, który z niewyjaśnionych przyczyn się odtwarza i nikt w kreacji nie wie, dlaczego tak jest.
- Proszę, czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat?
Xapitulinus wyjaśnił, że kreacja jest jak oddech, który odtwarza wszystko od początku i od nowa. Jednak z poziomu umysłu, widzi się to jako kontynuację programu.
I bez względu wyborów, jakich dokonam, to i tak zostanę zepchnięty przez program, tam, gdzie mam być i zrobić to, do czego zostałem stworzony. Czy mi się to spodoba, czy nie? A według Xapitulinusa nie podobało mi się bardzo dużo rzeczy. Pomimo to istota powiedziała, że zrozumiem to dopiero, kiedy przejdę przez dane doświadczenie. To jedyna droga.
Czy moje narodziny, dzieciństwo, to czego doświadczam, jest tylko snem? Bynajmniej jakimś koszmarem, jeśli już!
To wszystko było zbyt dużo, abym mógł to zrozumieć.
Próbowałem sobie to tłumaczyć. Jeśli wszystko zostało zrobione, to znaczy, że wszystko się już wydarzyło. A jeśli wszystko się wydarzyło to, kim ja naprawdę jestem? Kim są istoty, które pojawiają się na mojej drodze i dlaczego? No bo jeśli wszystko zostało zrobione, to musi być przyczyna, dlaczego to się dalej dzieje. Może nie wszystko zostało jeszcze zrobione? Po tych pytaniach poczułem się, jakbym się wyłączył, a chwile później oznajmiłem lekko otumanionym głosem:
- W porządku, ale najbardziej nurtujące pytanie, jakie mam odnośnie do ciebie, to dlaczego mi pomogłeś z Oddechem Ducha. Pomimo że tak mnie nie lubiłeś?
- Skąd masz takie zniekształcone informacje?
- No przecież byłeś niemiły w stosunku do mnie.
- To wszystko było ukartowane, na wypadek, gdyby cesarzowa czytała twoje myśli lub zobaczyła, jacy byliśmy wobec ciebie. Uwierz mi, że działaliśmy dla ciebie, a nie przeciw tobie. Tu nic nie jest tak, jak myślisz…
- W porządku, ale co się stało? Jak Twój awatar, powiedzmy, umarł?
- Podłączyłem się pod jednego z kapłanów.
- To ty mnie ustawiałeś przed księgą?
- Owszem... Dzięki temu dotykowi podłączyłem się również pod Ciebie i pokazałem Ci wizję tego, co się stanie, jeśli uciekniesz.
- Pamiętam, tylko nie wiedziałem, skąd to się pojawiło.
- A powiedz mi, dlaczego księga mimo tego, iż się otworzyła, nie zadziałała?
- Już dostałeś odpowiedź.
- Kiedy? Coś przeoczyłem?
- Byłem pod Ciebie podłączony, a przecież wiesz, że tylko ty masz dostęp do księgi.
Nie do końca podobało mi się, kiedy Xapitulinus mówił, że tylko ja mam dostęp do księgi… Każdy powinien mieć do tego dostęp. I wtedy na pewno stałoby się to wolnością dla nas wszystkich, a co za tym idzie, nie byłoby takiego bałaganu. Jednak przemilczałem ten fakt i powiedziałem:
- Już rozumiem. Ty cały czas mi pomagałeś. Dziękuję…
- I my dziękujemy tobie.
- Czy mogę mieć jeszcze jedno pytanie?
- Tylko jedno? Ty kipisz od pytań.
- No dobrze w tej chwili mam jedno, w porządku?
- Pytaj śmiało.
- Wiesz, może jak znalazłem się na tym pokładzie? Znaczy, kto mnie do niego wsadził?
- To byłem ja.
- Przecież ciebie tam nie było, w sensie fizycznym.
- Byliśmy w pobliżu i kiedy było po wszystkim, wypuściliśmy Cesarza Ahlina z celi, a potem razem z księgą zaniosłem Cię do statku.
- Zostawiliście mnie samego, a ja wpadłem w czarną dziurę i spędziłem tam bardzo długo.
- Widocznie tak miało być.
- Fakt… Ważne, że jestem tutaj.
- Owszem... Czuje, że chcesz wiedzieć, co tam zaszło, dlatego powiem Ci tak...
Xapitulinus, by wyjaśnić mi dokładniej, to co zaszło naprawdę, zabrał mnie na pokład mojego statku, uruchamiając zapis lotu. Wyjaśnił, że to, co nazywam czarną dziurą to Emhalan, który wygląda jak trąba powietrzna połączona z czarną dziurą, a po jego brzegach znajdują się dziury oddechowe, które działają jako swego rodzaju filtr. W zapisie widziałem jak statek, został dosłownie w nią wessany. Wyglądało to, jak odkurzacz, który wsysał wszystko na swojej drodze. Pomimo iż Emhalan obraca się powoli, to w jego wnętrzu następuje jakby próżnia, przez co czas i przestrzeń się zlewają, tworząc całkowity brak czasu.
- Xapitulinus, to jest naprawdę ogromne! Pomyśleć, że miałem tam spędzić sto pięćdziesiąt lat.
- Kto Ci powiedział, że sto pięćdziesiąt?
- Astipolisun, kiedy mnie odwiedził.
- Ha-ha! To troszkę zniekształcił prawdę.
- Co masz na myśli, mówiąc troszkę?
- Zobacz na ekran, tu masz cały zapis.
- Przepraszam, ale nie znam tych symboli i znaków...
- W porządku... Spędziłeś w niej więcej niż sto pięćdziesiąt lat.
- Czyli ile?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć?
- Tak... Proszę Cię, powiedz.
- W porządku, jak chcesz, to powiem… Wieczność.
- O matko! Wiedziałem, że nie powinienem ufać temu pół demonowi, ten drań mnie okłamał!
- Alex, on widocznie nie chciał Cię martwić. Pomyśl jak teraz, zareagowałeś na to, że spędziłeś tam wieczność.
- Prawie wpadłem w panikę?
- Dlatego on przekazał Ci informacje w jak najbardziej wygodny dla ciebie sposób. Nigdy nie dostajesz więcej, niż jesteś w stanie podołać, a informacje są Ci przekazywane, kiedy jesteś na nie gotowy.
- No dobrze, a co z opiekunami, którzy mieli czekać na mnie przy wylocie?
- I tak by Cię nie uratowali.
- Nie?! A to dlaczego?
- Bo zmieniłeś położenie swojej wibracji.
- Czyli?
- Jest jeszcze coś w zapisach.
- Co takiego?
- Zobacz, według obliczeń komputera, kiedy znalazłbyś się za blisko dziury oddechowej Emhalanu, nastąpiłoby tak zwane zassanie, po czym statek z prędkością światła znalazłby się, o tam.
- Słońce?!
- Nie inaczej, uwierz mi, że nikt by Ci nie zdołał pomóc.
- Czyli spaliłbym się żywcem?
- Tak w zasadzie to rozpuścił... Mimo wszystko miałeś szczęście.
- Nie wiem, która wersja mi się bardziej spodobała. Wieczność w czarnej dziurze czy wlecieć na słońce.
- Emhalan jest bardzo interesujący, nie uważasz?
Owszem Emhalan był przeogromny. Z jednej strony spędziłem tam wieczność, a z drugiej strony, gdybym znalazł się zbyt blisko jego brzegu, mógłbym zostać wypchany z niego prosto na słońce. Myśli wywołały u mnie niewygodne uczucie, bo nie umiałem zrozumieć tej całej dualności. W końcu nie wytrzymałem i powiedziałem:
- No i co z tego! Big deal… - pomyślałem po krótkiej chwili, po czym powróciłem do konwersacji: Powiedz, dlaczego wysłałeś mnie do czarnej dziury?
- Ja wysłałem statek na Omegę.
- Naprawdę?
- Chcesz wiedzieć, dlaczego tam wylądowałeś?
- Tak. Poproszę…
Xapitulinus zaczął sprawdzać zapis lotu. Pokazał mi, że faktycznie statek był ustawiony na Omegę jednak podczas mojej podróży nastąpiło sprzężenie systemu entersatilarnego. Biorąc pod uwagę zabytkowy statek Selita, nie było w tym nic dziwnego. Mężczyzna pokazał mi, jak przebiegał tor lotu i jak statek lewitując, znalazł się zbyt blisko Emheanala... I tak statek został wessany do środka, robiąc powolne okrążenia. Co by oznaczało, że potrzeba by było trzysta lat świetlnych, zanim znalazłbym się całkowicie w czarnej dziurze. Dodatkowo pokazał mi, dziury oddechowe jak to nazwał i to, co dokładnie miał na myśli, mówiąc o wylocie w tymże rękawie. Gdybym świadomie natomiast wleciał statkiem, nie byłoby żadnego problemu. Nie umiałem do końca zrozumieć tej dziury i jedyne co przyszło mi do głowy w tamtej chwili, było powiedzenie:
- Możliwe, ale co teraz?
- Teraz idziemy na polowanie.
- Na polowanie?!
- No przecież chciałeś zobaczyć, jak to wygląda.
- Teraz nie mogę, muszę lecieć, pomóc Selitowi i jego synowi.
- Alex, to są stare wiadomości sprzed wielu lat. Już jest za późno.
- Proszę Cię, nie mów tak. To nie może być prawda… Chwila… Jeśli są to stare wiadomości, dlaczego Ty jesteś dalej młody?
- Uspokój się i posłuchaj.
- W porządku...
- Wy ludzie czytacie stare informacje.
- Czyli jak mam to zrozumieć?
- Istota, która nagrała wiadomość, już tam nie ma.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli bym zrobił teraz zapis, to chwilę później jest już starą wiadomością?
- Właśnie.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Czułem się dość dziwnie. Przecież ja robię zapisy, a co więcej to lubię je robić. Jest tam przecież tyle informacji, prawda?
Wiem, że muszę to zrozumieć, by poczuć wewnętrzny spokój. Wciąż zapominam, a przecież ja chciałem pamiętać, a właściwie to przypomnieć sobie to, kim naprawdę jestem i co tutaj robię. Chwile po moim zamyśleniu Xapitulinus powiedział:
- Alex posłuchaj, jeśli tak bardzo Ci na tym zależy, to pomogę Ci cofnąć się w czasie, ale niestety tylko do punktu czasowego, w którym powstała wiadomość od... Poczekaj to Selit ma syna? - roześmiał się
Xapitulinus śmiał się ze mnie, a raczej z faktu, że Selit ma syna, jednak mi nie było do śmiechu. Pokazałem mu wiadomość, jaką otrzymałem, a on stwierdził, że mężczyzna z wiadomości jest podobny do mnie, jak i zarazem do Selita. Po czym znów zostałem wyśmiany. Kiedy Xapitulinus zobaczył, jak spędziłem wiele lat, a raczej wieczność, przykuty do podłogi. Dla niego było oczywiste, że w takich sytuacjach ściąga się skafander, by móc się poruszać swobodnie po pokładzie, a dla mnie nowicjusza już nie. Mężczyzna wspomniał coś o systemie magnetycznym umieszczonym w podłodze, który aktywuje się, podczas na przykład uszkodzeń statku kosmicznego dla celów bezpieczeństwa pasażerów. Idea świetna, ale dla mnie to już nie miało znaczenia. To, co było, to było, a ja potrzebuję iść do przodu, a nie cofać się. Jedno jest pewne, że wrócę do linii czasowej, w której została nagrana wiadomość. To dobry znak. Otrzymałem propozycję, by odświeżyć ciało w pobliskiej wodzie.
Po tylu latach spędzonych w zamknięciu, a właściwie wieczności, dobrze mi to zrobi. Po pierwszym zanurzeniu w wodzie otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. To była magiczna chwila. Czułem się, jakby wszystko wokół mnie było takie żywe. W stanie rozluźnienia zacząłem śpiewać. Sam nie wiedziałem, skąd pojawiła się w mojej głowie melodia i słowa:
”... Bo tutaj niebo Niebiańskie dla nas jest!
Powietrze czyste tak i krystalicznie czyste wody tu są…
Tu świecą nam dwa słońca i… Otula nas, tak soczyście zielona trawa…
Bo ta święta Ziemia dla nas wszystkich jest!
Otulona radością naszych serc!
Uśmiechniętych serc... Kochających serc… Wolnych serc…”
Po zakończonej kąpieli wyszedłem z wody i nagle ujrzałem Selita. Stał przede mną jak żywy, po czym podszedł do mnie, całując mnie. Chwilę później delikatnie położył mnie na trawie. Pieścił moje ciało, delikatnie je całując i pomimo tego, że było mi przyjemnie oraz to, że czułem ogromne podniecenie, odepchnąłem go i wstając gwałtownie, powiedziałem:
- Kim jesteś?! Ty nie jesteś Selitem.
- Spokojnie Alex. Nie… Nie jestem nim.
- Kim jesteś zatem?
W odpowiedzi na pytanie otrzymałem obraz zmieniającego się Xapitulinusa, który powrócił do swojej naturalnej formy.
- Jak to zrobiłeś?
- Mówiłem Ci przy naszym pierwszym spotkaniu, że potrafimy robić dużo rzeczy, których ludzie nie będą mogli pojąć nawet po upływie tysiącleci.
- Może tak mówiłeś, nie pamiętam, ale teraz proszę… Wyjaśnij, dlaczego to zrobiłeś?
- Ponieważ on jest w twojej głowie tak mocno zakotwiczony, a twoje ciało wibruje takim podnieceniem, co powodowało, że czułem Cię tak silnie, iż nie mogłem się oprzeć… W dodatku widok Twojego nagiego ciała.
- Proszę Cię, byś tego więcej nie robił i mnie nie dotykał.
- Alex… Wysyłałeś takie żeńskie wibracje, jak gdybyś pragnął połączenia ze mną.
- To, że jestem dla ciebie miły, nie oznacza, że chcę się z Tobą łączyć.
- Ja również jestem twoim partnerem, wiesz…
- Jedynym moim partnerem jest Selit.
Xapitulinus nazwał mnie egoistom i to mnie zabolało. Dodał też, że każde istnienie, w którym wchodzę w interakcje, jest moim partnerem i że sam jestem swoim w pierwszej kolejności. Że to, czym my jesteśmy, nie ma płci ani zasad, a jedynie daje nam to, co chcemy i nie chcemy. I to, że Xapitulinus pojawił się na mojej drodze, nie było przypadkowe, jak również był w tym cel, który zrozumiem w odpowiednim momencie. Przypomniał mi o tym, że jesteśmy jednym i tym samym i patrzę tylko z poziomu swojego umysłu. Przez pryzmat swojego ego. Kiedy to mówił, miałem uczucie, że wszystko to, co myślałem, to, co wiedziałem, było niczym... Zupełna pustka… Czarna dziura.
Po dłuższej chwili odpowiedziałem mężczyźnie, że będąc na Ziemi, na kilka lat przed tym całym zajściem, patrzyłem się na ludzi jako jedno. Opisałem, jak siedziałem, medytowałem i mówiłem: „To ja jadę samochodem, to ja idę, to ja jestem w wózku”. Czułem się wtedy, jakbym wchodził w połączenie ze źródłem, a moi znajomi swoim gadaniem ściągali mnie w dół z tej radosnej wibracji, bo zbyt za dobrze się czuje i na pewno to jest mania, a co za tym idzie, potrzebuje lekarstw… Bo to nie jest możliwe, by czuć się aż tak dobrze. W odpowiedzi postać powiedziała, że nie każde istnienie powinno być w naszym życiu i nie z każdym istnieniem powinno się wchodzić w interakcje, a my jako ludzie żyliśmy w nieświadomości, tego, że nie zawsze powinniśmy być w pewnych miejscach i spotykać pewnych ludzi, by uniknąć wydarzeń takich jak wypadki, lub ataków ciemnej strony, ponieważ ludzie mieli bardzo dużo różnych istot w swoich wirach, a te z kolei mogły nas trzymać w uwięzi bardzo długo. A co za tym idzie, mogą między innymi wywołać depresję lub inne bolesne doświadczenia, tak jak to było u mnie. Mężczyzna opowiedział, że nawet seks z istotą bez wejścia w stan wiru miłości, mógłby przyczynić się do ataku ciemności.
Słuchałem uważnie tego, co on mi chce przekazać, bo faktycznie wielokrotnie byłem zmuszony przez innych, być w miejscach takich jak choćby szkoła, gdzie już jako nastolatek byłem poddawany egzorcyzmom, bo ściągałem jak filtr istoty demoniczne i inne pasożyty energetyczne z dzieci czy nauczycieli. Czułem się podczas jego wypowiedzi, jak przychodziło zrozumienie. Zobaczyłem wielokrotnie swoje życie, kiedy bez wyjaśnionych mi przyczyn wpadałem w depresję i doznawałem ataków szału, które wytwarzały te ciemne istoty, w których ludzie mieli w swoich wirach energetycznych. Zostawałem wysyłany do psychiatry i zmuszany do przyjmowania leków, kiedy tak naprawdę potrzebowałem egzorcyzmu lub uzdrowienia energetycznego. Podczas tej rozmowy uświadomiłem sobie, że system, w którym się urodziłem, nie miał żadnej wiedzy, a jedynie co tworzy, to poczucie winy i chorób, które jak mówił Xapitulinus, można by uleczyć bardzo szybko, bez potrzeby szukania środków finansowych i medycznych. Z mocą Najwyższego, który jest cały czas z nami obecny. Mimo to nie mogłem nic zrobić, bo te ciężkie doświadczenia i wieloletnia depresja, które miałem, nie były żadną chorobą. Jedynie mi je wpajano, a ja pozwoliłem sobie w to uwierzyć, że tak właśnie jest. Nawet choroba dwubiegunowa, którą u mnie stwierdzono, była nieprawdziwa. Nasza cywilizacja jechała sobie na własnych wymysłach systemów wierzeń oraz stworzyła sobie system działający tylko na jedną jej część załogi. Wiara, która działała tylko na nielicznych, ale nie na wszystkich.
Chwile później Xapitulinus zadał mi pytanie, powracając do tematu seksu i mojej jak to nazwał seksualności, mówiąc:
- Przecież na Ziemi łączyłeś się z innymi istnieniami i nie tylko tymi, które mają penisa. Co się zmieniło?
- Ponieważ pokochałem siebie i nabrałem do siebie szacunku. Dlatego…
Mimo iż powiedziałem te słowa, nie czułem, że było to szczere. Nie czułem, że byłem do końca szczery sam ze sobą. Przyszła myśl, że do tej pory żyłem w całkowitym zaprzeczeniu. Jednak tego nie zrozumiałem w tamtej chwili. Dopiero doświadczenie, które przyszło później, wyraźnie mi to pokazało. Na chwile obecną było to, jak uczucie, że coś pękło w moim wnętrzu. Jakby coś się poruszyło. Dość niewygodne uczucie, a do tego jakby ucisk w klatce piersiowej. Poczułem, że nie mam innego wyjścia niż to zaakceptować, jak również objąć to doświadczenie miłością. Chwilę później mężczyzna powiedział:
- Widzę, że zacząłeś dorastać. To w takim razie przyda Ci się wyprawa na polowanie. Jednak najpierw powiedz, czy nie masz ochoty go dotknąć?
- Twojego penisa? Nie, dziękuję.
- Mimo to Ci się podoba. Czuję, że chciałbyś go poczuć.
- To, że mi się on podoba, nie oznacza, że muszę go dotykać!
- Nie no spokojnie Alex. Nie bierz wszystkiego tak na poważnie.
- Wcale nie biorę!
Xapitulinus spojrzał się na mnie w taki sposób, że poczułem, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale próba powstrzymania jego śmiechu mu to nie umożliwiła. Nie rozumiałem jego zachowania. Xapitulinus wysyłał tak różne sygnały, że nie wiedziałem, jak on działa i dlaczego tak się zachowuje? To w pewnym stopniu powodowało u mnie uczucie dyskomfortu… Spojrzałem się na mężczyznę, a on patrzył się na mnie z lekko pochyloną na bok głową, po czym oznajmił:
- Ubierzemy się i ruszamy na polowanie. Co ty na to?
- Wiesz po tym, co zrobiłeś, to nie wiem, czy mogę Ci zaufać i wejść do lasu z Tobą.
- Posłuchaj, umówmy się, że z interpretowałem twoje pod myśli inaczej niż ty, ale mam do ciebie szacunek i naprawdę obiecuję, że nie będę więcej próbować.
- W porządku… To co teraz?
- Włączamy kamuflaże statków, bierzemy broń i ruszamy.
- A nie powinien Ci najpierw opaść?
- Jednak dalej masz na niego ochotę.
- Nie, po prostu nigdy takiego dużego nie widziałem.
- To pozwalam Ci się jeszcze popatrzeć i pofantazjować jeszcze chwilę, ale nie dotkniesz go. Sam dokonałeś takiego wyboru.
- Xapilitunus przestań się wygłupiać. To mnie po prostu krępuje…
- No w porządku, ale ty przestań o nim myśleć… Dobrze?
- W porządku.
Kiedy ubraliśmy się poszliśmy najpierw do statku Selita, by włączyć tak zwaną barierę niewidzialności, po czym to samo zrobiliśmy ze statkiem Xapitulinusa, w którym przy okazji wzięliśmy broń i ruszyliśmy w kierunku lasu. Drzewa na tej planecie były przeogromne. Las był gęsty i podobnie jak na Ziemi rozcierał się zapach drzew, a same drzewa były tak ogromne, że czułem się jak krasnoludek. Mały plankton… Pierwszy raz w życiu poczułem się tak małym, jakbym był nic nieznaczącym istnieniem. Małą kropeczką. Jakby życie nie miało żadnego znaczenia.
Zaciekawiony krajobrazem zapytałem się towarzysza, co to za planeta? W odpowiedzi usłyszałem tylko „Terra”. Mężczyzna wydawał być się skupiony na obserwacji terenu, dlatego nie pytałem o nic więcej.
Kiedy doszliśmy do powalonego młodego drzewa, które szerokością przypominało stary dąb, schowaliśmy się za nim, by przygotować się do polowania. Współtowarzysz poprosił mnie, bym założył kaptur na głowę. Skafandry, w których podróżowaliśmy, działały również jako kamuflaż dla istot, które wyczuwają ciepło skóry. Xapitulinus pokazał mi, jak obsługuje się laserową broń, jednak nie przyciągnęło to mojego zainteresowania. Nagle zauważyłem ciemną postać i zwróciłem się do istoty:
- Zobacz tam, jaki ogromny pasożyt.
- To nie jest pasożyt.
- To dobrze.
- Raczej gorzej, to eksperymentator.
- Słyszałem o nich i co teraz?
- Obserwujemy, oni chodzą grupami.
Zza krzewów zaczęły wyłaniać się postacie. Naliczyłem ich chyba z jedenastu. Xapitulinus wziął głęboki oddech i zwyczajnie zaczął strzelać w ich kierunku, celując prosto w ich twarze. Gady padały jeden za drugim. Kiedy na ziemię upadł ostatni z eksperymentatorów, ruszyliśmy w ich kierunku.
- Ten się jeszcze rusza… - wskazałem palcem na ciemną postać
Mój przyjaciel bez wahania wycelował w jego twarz i na moich oczach rozwalił mu ją. Nie potrafiłem znieść tego widoku.
- Czemu to robisz na moich oczach?
- A co? Wolałbyś patrzeć, jak oni robią to z nami?
- No nie!
- No właśnie, a teraz powiadomimy między wymiarowe patrole bezpieczeństwa.
- Kim oni są?
- Patrole, to coś w rodzaju… Poczekaj, zobaczę w tobie jak się, to nazywa.
- Zobaczysz?
- Mówiłem Ci już, że potrafimy robić dużo różnych rzeczy, a wyciągnięcie imion i nazw to pestka.
- W porządku, zatem powiedz, o co chodzi?
- Na waszej planecie macie patrole tajne służby, agenci, policja.
- Aha, to już rozumiem.
- Nie do końca. Różnica między waszą rzeczywistością jest taka, że tutaj te patrole działają wspólnie w jedności i istoty zajmujące się tym, pochodzą z różnych wymiarów i rzeczywistości. Nie ma takiego bałaganu jak na waszej planecie.
- No dobrze i co teraz?
- Teraz idziemy do ich statku.
- Skąd wiesz, gdzie go szukać?
- Szukać? Dobre sobie… Wystarczy wziąć ich nadajnik, a on jak kompas zaprowadzi nas do ich statku.
Xapitulinus podniósł z ziemi nadajnik i ruszyliśmy przed siebie. Nie jestem zwolennikiem zabijania bez powodu, ale mój towarzysz wyjaśnił, że te istoty nie mają duszy i robią wszystko by tworzyć chaos, gdziekolwiek się nie pojawią.
Dlatego zabicie ich według prawa kreacji nie jest widziane jako morderstwo, a jako uwolnienie istnień z katorgi eksperymentów, jakie prowadzą na innych istotach.
Dochodząc do polany, ujrzeliśmy ich statek. Wyglądał jak ośmioboczna piramida. Zdziwiłem się, że taka forma też potrafi unosić się w powietrzu.
- To, co Alex… Wchodzimy do środka?
- Czemu nie jestem ciekawy, jak ta maszyna wygląda w środku?
- No to wchodzimy.
W momencie, kiedy dotarliśmy do wejścia, ku naszym oczom pojawił się kolejny eksperymentator. Xapitulinus bez wahania strzelił mu prosto między oczy, po czym poderżnął mu gardło. Zrobił to tak samo, jak z jego poprzednikami, kiedy byliśmy w lesie, ale ja byłem odwrócony i na szczęście nie widziałem tego.
- Znowu to zrobiłeś… - powiedziałem
- Co takiego?
- Znów to coś rozwaliłeś na moich oczach.
- Czasami mam wrażenie, że zachowujesz się, jakbyś używał więcej żeńskiej energii.
- Czepiasz się szczegółów... Po prostu nie jestem przyzwyczajony, by oglądać takie rzeczy, w szczególności, że ich krew mam na sobie.
- To nie krew tylko plazma.
- Plazma?
- Czarne błoto wypełnione elektrodami samo zasilającymi.
- Czyli?
- Kod genetyczny nieśmiertelności.
- No ale przecież je zabiłeś?
- Nie do końca. One się regenerują powoli i wracają do życia, zachowując przy tym pełną pamięć swojej świadomości oraz swój wygląd. Dlatego też wezwałem posiłki. Oni je unicestwią raz na zawsze i oczyszczą planetę z ich pozostałości, tak aby się nie odtworzyły. W dodatku wykorzystują do tego, technologie eksperymentatorów. Czyli ważne Alex, to co dajesz, do ciebie wraca.
- Czyli mam rozumieć, iż to, co oni tworzą, obraca się przeciwko nim?
- Tak samo jest w waszej rzeczywistości i nie tylko.
- Co masz na myśli?
- Waszą jak wy to nazywacie technologią, zabawki dla dużych dzieci, które robią więcej krzywdy niż pożytku.
- Mówisz o samochodach?
- Mówię o wszystkich waszych technologiach… Komputery, samochody, samoloty itp.
- Fakt zawodzą.
- Zawodzą?!
- One są programowane, by zawodziły.
- Co ty mówisz?
- Mówię o tym, że jeśli jako cywilizacja nie zawrócicie z tej drogi, Wasze zabawki obrócą się przeciwko wam i zniszczą Was bez żadnego wysiłku, a wy będziecie się zastanawiać, jak do tego doszło… Uwierz mi, ja coś o tym wiem.
- To, co mamy robić?
- Alex, poznałeś już tyle cywilizacji i wiesz doskonale, że gdybyście wyszli poza iluzje próby przetrwania i osiągnięcia czegoś tylko po to, by się dowartościować, otrzymalibyście pomoc od choćby was z przyszłości.
- Masz na myśli, że moglibyśmy mieć nową technologię?
- Taka nowa to ona nie jest, ale dopóki jest w was chciwość i chęć kontroli nad czymś, czego nigdy nie będziecie w stanie kontrolować, nie otrzymacie tej pomocy.
Rozmowę przerwał płacz dziecka, na który zareagowałem podejrzliwie. Po czym zwróciłem się do Xapitulinusa:
- Słyszałeś to?
- Tak jakbym miał uszy.
- Zapomniałem, że ich nie masz, przepraszam.
- Posłuchaj mnie. Nigdy więcej nie przepraszaj, bo nigdy nic złego nie zrobiłeś. Nikt z nas nie zrobił i nie zrobi.
- To tak z grzeczności.
- To nie jest grzeczność.
- Nie, a co?
- Programowanie w was poczucia winy.
- Nie myślałem wcześniej o tym.
- Więc teraz wiesz, a zatem powiedz, co usłyszałeś?
- Płacz dziecka.
- Wchodzimy na pokład i proszę, byś trzymał się za mną.
- W porządku.
Weszliśmy do środka. Wnętrze było równie dziwne w środku, jak i na zewnątrz pojazdu. Wszystko wyglądało jakby ośmioboczne sześciany, które wyglądały dosłownie jak labirynt luster, tworząc efekt łączenia się ścian, sufitu oraz podłogi. Można dostać oczopląsu od samego patrzenia. Sama akustyka wnętrza była jak dźwięk falowy z echem. Coś w rodzaju pogwizdywania wiatru połączonego z dość dziwnym, ale irytującym skrzypiącym piskiem.
- Skąd pochodzi ten dźwięk?
- Alex, masz uszy, a nie umiesz słuchać.
- Tu się wszystko jakby z echem odbija, nie wspominając o tych lustrach.
- Zamknij oczy, wycisz się.
- Tych dźwięków jest więcej.
- Skąd one dobiegają?
- Ten jeden dochodzi stamtąd. - wskazałem palcem
- To ruszamy Alex.
Ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. Znalezienie tu drzwi nie należało do łatwego zadania, ale już wkrótce z pomocą słuchu i dotyku odkryłem przestrzeń, która ukazała drzwi do innego pomieszczenia. Zastanawiające były dla mnie te lustrzane ściany, które w niewyjaśniony sposób ukrywały drzwi. Jedno było pewne… Konstruktorzy tego pojazdu musieli mieć dość nietypowy wzrok. Jak na przykład muchy na Ziemi. Choć akurat nie jest to najlepszy z przykładów.
- Zobacz tam Xapitulinus, wejście.
- To znaleźliśmy pomieszczenie z terrarium.
- O kurwa!
- Co jest Alex?
- To mała lwiomałpka. Mój mały lwiomałpopyszczek. Możesz to otworzyć?
- Jasne.
Kiedy tylko otworzyła się plastikowa szyba, stworzenie rzuciło się w moje ramiona. Mimo iż nie spotkaliśmy się wcześniej, czułem z nią więź. Tę samą więź, kiedy biegałem z jej rasą. Po krótkiej chwili maluch zaczął skakać, tuptać swoimi małymi nóżkami, jakby chciało mu się siku, czy coś.
- Alex, on potrzebuje się przebiegać, najwidoczniej był zamknięty zbyt długo.
- Xapitulinus?
- Tak?
- Czy mogę od ciebie dostać to coś do strzelania?
- Możesz, ale przecież nie lubisz zabijać.
- Takie istoty, które znęcają się nad moimi przyjaciółmi, z przyjemnością rozpierdolę. Strzele tym pojebusom w łeb, żeby kurwy się nauczyły raz na zawsze.
- Połowy tego, co myślisz, nie rozumiem, ale za to dostrzegłem, że uaktywniła się w tobie twoja druga męska natura.
- O czym ty znowu myślisz?
- No wiesz sam, że do tej pory używałeś swojej kobiecej części. Właściwie to energii, a teraz zaczęła ukazywać się skrywana w tobie męska część.
- Co chcesz mi przez to przekazać?
- Poznajesz swoją drugą część siebie i będziesz musiał to w sobie balansować.
- To jakaś praca czy zadanie?
- Nie, to się dzieje samo z siebie, ale im mniej oporu temu stawiasz, tym łatwiej dochodzi do balansu, pomiędzy powiedzmy dwoma istotami zamieszkującymi w twoim ciele.
- Jakie dwie istoty?
- Męska i żeńska.
- Po co one mają się balansować?
- Aby zachować balans, poprzez scalenie się w jedno.
- Okej, rozumiem, że to proces ewolucji naszego gatunku.
- Powiedzmy droga do wolności.
Nie za bardzo rozumiałem Xapitulinusa. Patrząc na swoje życie na Ziemi, ludzie mi mówili, żebym się zachowywał jak facet, a nie jak kobieta. I czasami tak było, ale to nie byłem prawdziwy ja. W świecie kobieta-mężczyzna czułem się zagubiony. To było jak dwa różne światy, a każde z nich miało do zaoferowania coś innego. Inne doświadczenie czy też pokusę. Oczywiście, że były sytuacje, gdzie zakładałem kobiece ciuchy i się malowałem przy pomocy znajomych i było to dobre doświadczenie. Nawet zabawne. Kobieta była ze mnie piękna. Może dziecinne to było, ale przyjemne zarazem. Oczywiście, że miałem doświadczenie tak jak i z kobietami, tak i z mężczyznami, ale w tym wszystkim kryło się uczucie… Uczucie pustki, którego nie umiałem zrozumieć. Nagle z natłoku myśli zrobiło się niewygodnie w mojej głowie. I usłyszałem dziwny dźwięk.
- Słyszałeś to może Xapitulinus?
- Alex! - powiedział mężczyzna, odwracając głowę i pokazując brak uszu
- Zapomniałem się sorki.
- Rozmawialiśmy już na temat przeprosin.
- Zapomniałem się…
- Dlatego Ci przypominam.
- Dziękuje, że to robisz.
- W porządku… Więc co usłyszałeś?
- To jakby płacz dziecka. Dobiega zza ściany.
- Widzę, że słuch Ci się wyostrzył.
- A ty nie słyszysz?
- Czuje wibracje, ale nie potrzebuje uszu do tego by czuć i rozumieć dźwięki.
- Dobra, panie mądraliński ruszamy dalej. Nie opuścimy tego pokładu, dopóki nie upewnijmy się, że wszystkie uwięzione istnienia są bezpieczne.
- Urodzony przywódca. - powiedział roześmiany Xapitulinus
Wypowiedzi przedmówcy nie skomentowałem. Czułem, że tym razem ważniejsze było odnalezienie tajemniczego głosu.
Wtedy mój przyjaciel powiedział: Alex tu jest kolejne pomieszczenie… - i po tych słowach weszliśmy do środka, po czym powiedziałem tylko: O kurwa!!!
W pokoju, który miał pełno dziwnych szklano-podobnych klatek i wyglądał jak laboratorium, dostrzegłem kilkanaście ciał ludzkich dzieci. To, co oni zrobili z nimi i ich ciałami nie dam rady opisać… Ogarnęła mnie złość i chęć zemsty, za wszystkie krzywdy wyrządzone tym małym bezbronnym istotom. W momencie, kiedy moje pięści się zacisnęły, tak jak szczęka, gdzie prawie zęby zaczęły mi pękać, usłyszałem słowa: Tato jak dobrze, że już jesteś…
Spojrzałem się na małą dziewczynkę. Wyglądała na 6-8 lat. Miała długie jasne włosy i delikatną twarz. Wyglądała jak Aniołek. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, a w międzyczasie mój znajomy wypuścił ją z uwięzienia, po czym mała rzuciła mi się w ramiona, ściskając mnie przy tym mocno… Kim ona jest? - pomyślałem
W odpowiedzi na to pytanie pojawił się głos Xapitulinusa.
- To twoja córka z Ziemi.
- Moja córka?
- Co cię tak dziwi, przecież masz jeszcze syna.
- Boże! Ja mam dzieci? Jestem ojcem?
- Nie zapomnij, że masz również męża.
- Nie zapomniałem o Selicie, tylko nie rozumiem, jak to się stało.
- Czy ty musisz tak się ciągle zastanawiać nad tym, co i jak? Nie możesz się po prostu radować tym faktem bez powodu?
- Radować się!? Ja jestem w szoku.
- Przejdzie Ci, to są twoje dzieci duchowe. Tak jak Twój mąż.
- Duchowe?
- No co ty Alex nie wiesz?
- Wiem o czym?
- To jest twoja pierwotna rodzina.
- Czyli?
- Pierwsze twoje dzieciaki, jakie miałeś…
- To chyba dobrze.
- Pewnie, że dobrze.
- A jak mam się jej zapytać o imię?
- A jak to robisz na Ziemi?
- Po prostu pytam.
W tym momencie dziewczynka przerwała naszą rozmowę.
- Jestem Amelia.
- Amelia.
- No co ty tato, zapomniałeś moje imię?
- Chwileczkę, przecież ja nic nie mówię do ciebie. Jakim cudem wiesz, o czym myślę?
Xapitulinus miał kolejny powód do śmiechu. Jak zwykle była to moja ciekawość pytań. Po krótkiej chwili śmiechu towarzysz przemówił:
- Ona czyta w myślach podobnie, jak my to teraz robimy.
- Więc dlaczego porozumiewa się przez mowę?
- Widzisz Alex, dzieci w waszych czasach mają takie dary, których jeszcze nie do końca są w pełni uaktywnione. Pamiętaj, że dzieci zawsze są inteligentniejsze od rodziców.
- Masz na myśli, żeby rodzice nie powariowali, że mają tak wyjątkowe dzieci?
- Dokładnie... Nie każdy rodzic na waszej planecie jest gotowy na spotkanie z prawdą o swoim dziecku.
Po tych słowach Amelia przerwała swoim delikatnym głosem, zwracając się do mnie.
- Tato, dlaczego nas zostawiłeś? Tata się martwi, braciszek się martwi i ja się martwiłam.
- Kochanie przepraszam…
W tym momencie usłyszałem Xapilitunusa, który stanowczym głosem powiedział: Tylko Alex! Odpowiedziałem do mężczyzny: Dziękuję, po czym wróciłem do rozmowy z małą dziewczynką.
- Widzisz kochanie, ten tata tutaj spotyka Cię pierwszy raz. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego mnie tam nie ma, ale to spotkanie pokazuje mi, że będę obserwować wydarzenia, by nigdy Was nie zostawić.
- Wiem tato, że to zrobisz. Kocham Cię bardzo mocno…
- Ja Was też bardzo mocno kocham, a teraz sprawdzimy, czy jeszcze ktoś tu jest obecny i potrzebuje pomocy.
- Tato, wiesz, to było straszne to, co oni robili, ale ja się nie bałam. Wiedziałam, że po mnie przylecisz.
- Ty dużo wiesz, prawda?
- Czasami więcej od ciebie, ale tak działa nasza rodzina. Dopełniamy się, wiesz?
- Jesteś cudem, wiesz?
- Wiem, codziennie mi to mówisz w domu.
- Ty mówisz też po polsku?
- Tak jak ty.
- No fakt...
Trochę się zdziwiłem, że dziewczynka tak dobrze znała język angielski, jak również i polski, ale w jej spojrzeniu oraz w słowach pojawiło się dość wyjątkowe uczucie.
Dom… Skąd ta nagła tęsknota za domem? Za rodziną... Skąd pojawiają się łzy w moich oczach, kiedy myślę o mojej rodzinie... W tej tęsknocie kryje się coś więcej. Czy to jest miłość?
- Alex! Pobudka.
- Zamyśliłem się Xapitulinus.
- To już nie pierwszy raz.
- Co teraz?
- Wyprowadź swoją córkę i twojego małego przyjaciela ze statku, a ja jeszcze poszperam.
- W porządku…
Pamiętam moment, w którym na swoich rękach trzymałem swoją córkę i za rączkę prowadziłem lwiomałpkopyszczka. To był moment, w którym pojawiła się nowa wizja. Chodziło o dzieci, a mianowicie o to, by nie musiały one przechodzić przez takie samo piekło, jakie ja przechodziłem na Ziemi. Zapragnąłem z całego serca, by żadne, ale to żadne dziecko więcej nie musiało cierpieć. Poczułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej, a w oczach pojawiły się łzy. Poczułem się, jakbym był kochany, ale ta miłość, była zupełnie inna od tej, jaką znałem. Wychodząc z labiryntu luster, ujrzeliśmy polanę i dzienne światło.
Poczułem się znów wolny, tak jak mały biegacz, który ruszył do przodu, by sobie pobiegać. Wiedziałem, że tego potrzebuje i nie ucieknie, a ja miałem czas, aby poprzebywać z moją córką. Niestety ta chwila nie trwała zbyt długo z powodu nadlatujących statków, które pojawiły się nagle nad nami.
Xapitulinus wyszedł ze statku, informując, że na pokładzie nie ma więcej żywych istnień. Korzystając z okazji, zapytałem się go, oto kim są pasażerowie owych pojazdów, które właśnie lądowały w pobliżu. Wyjaśnił, że są to patrole, z którymi skontaktował się wcześniej. Nagle z jednego statku wyłoniła się znajoma postać. To była Yllone.
- Miło znów Cię spotkać Alex… - zwróciła się do mnie
- Jak się cieszę na Twój widok.
- Ja również, o i widzę, że twoja córka też tu jest.
Amelia puściła moją rękę i pobiegła do Yllone.
- Cześć kochanie.
- Cześć Yllone, jak dobrze Cię widzieć.
- I ciebie również Alex.
Moja ciekawość przerwała ich rozmowę. Nie mogłem wytrzymać i zapytałem się mojej znajomej.
- To wy się znacie?
- Alex, oczywiście, że znamy. Tu wszyscy się znają.
- Dlaczego ja o tym nie wiem?
- Ponieważ, jeszcze powiedzmy, nie dotarłeś do tego momentu w swojej świadomości.
- Yllone, możesz mi sprostować sytuację?
- Alex, my częściej się widujemy, od kiedy mieszkacie z dala od miasta.
- Z dala od miasta?
- Mieszkacie w górach, macie piękny dom i wielki ogród, który zresztą sam stworzyłeś.
- Czyli mam dom?!
- Co Cię tak dziwi, przecież w końcu było to twoim marzeniem, czyż nie?
- Czyli mam rodzinę i dom...
- I przyjaciół, którzy odwiedzają was z innych planet i wymiarów.
- Amelia wspomniała coś o moim zniknięciu na Ziemi, czy wiesz coś o tym?
- Alex wiem, ale tego Ci nie zdradzę, ponieważ pewne sprawy muszą odbywać się za kurtyną, byś zrobił to, co do ciebie należy. Jakbyś wiedział zbyt dużo, istnieje duże ryzyko, że zmieniłbyś pewne fakty, a to zmieniłoby całkowicie bieg wydarzeń w twoim życiu. Właściwie to już zmieniło.
- Czyli im mniej wiem teraz, lepiej dla mnie, tak?
- Tak Alex…
- Dużo was tutaj.
- Wiesz, oczyszczamy planety z pozostałości toksycznych istot.
- To wasza praca?
- Nie, to nasz obowiązek dbać o to by wszystkim istotą żyło się jak najbezpieczniej i pozytywnie.
- Dużo się zmieniło, odkąd mnie nie było?
- Tak… Cesarzowa też zniknęła, ale wiemy, że ukrywa się, by znów zaatakować.
- Proszę, nie mów tak…
- Alex, muszę mówić, tak jak jest, a nie tak jak ty chcesz usłyszeć. Musisz zrozumieć, że wam ludziom wiele rzeczy się nie podoba.
- Masz rację. Myślałem, że już po wszystkim i że wrócę do domu.
- Jak widzisz przed Tobą jeszcze dalsza podróż.
- Muszę odnaleźć syna Selita.
- Xapitulinus Ci pomoże, zresztą przyda nam się też twoja pomoc i poprosimy Cię o odwiezienie biegacza na jego planetę.
- A wy tego nie możecie zrobić?
- Alex, wiem, że i tak będzie Ci po drodze, ale więcej Ci nie zdradzę.
- Wiesz, jak ja się teraz czuję? Wszyscy wiedzą więcej niż ja.
- Spokojnie, wszystko jest ok.
- A kto się zajmie moją córką?
- Nie martw się, odwieziemy ją do domu. Zobacz, jak mała się cieszy.
- A dlaczego ja nie mogę tego zrobić?
- Alex, dlatego że masz, powiedzmy ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- A co z tymi eksperymentatorami?
- Zajmiemy się nimi, to nie Twój problem, w porządku?
- Oczywiście.
- Tylko że ich krew mam na sobie.
- Dobrze, że powiedziałeś.
Po tych słowach kobieta zawołała członków ekipy, mówiąc o tym, że trzeba nas wszystkich oczyścić, zanim polecimy w dalszą podróż. Nawet liwiomałpopyszczek został oczyszczony, tak samo, jak moja duchowa córka. To było dość ważne, bo nawet jedna mała kropelka tej mazi po dłuższym czasie mogła się odtworzyć. A kiedy to by się stało, byłoby bardzo niedobrze. Kiedy zakończyło się nasze oczyszczenie, pożegnałem się ze wszystkimi i z małym przyjacielem ruszyliśmy do statku. Jeszcze tuż przed wejściem na pokład odwróciłem głowę po raz ostatni, ale ku mojemu zdziwieniu nikogo już tam nie było. Może zmienili swoją częstotliwość… - pomyślałem
- No to co tuptusiu? Lecimy do domu? Widzę radość w twoich oczach, trzeba tylko Cię zabezpieczyć i proszę bez tuptania teraz, dobrze?
Lwiomałpka spojrzała się na mnie z pełnym zrozumieniem, mimo tego, iż jej małe nóżki dalej były w ruchu. Dotarcie do celu zajęło mi dosłownie chwilę. Poczułem się dumny z siebie, że potrafię sterować statek kosmiczny myślami. To było coś, a nie jakieś gry komputerowe na Ziemi. Kiedy wylądowałem i opuściłem pokład Lwiomałpka poleciała w kierunku lasu, z którego wyłoniło się niewielkie stadko jej gatunku. Czułem, że to spotkanie będzie uczczone ich biegiem. Czułem radość w sobie, widząc znów te stworzenia. Chwilę później zobaczyłem statek, który ląduje tuż obok mnie, a na niebie pojawiły się setki innych pojazdów.
Mam przejebane! - pomyślałem
Dziwna postać opuściła pokład i zbliżyła się w moim kierunku. Błony u dłoni i stóp, ciemnozielona gadzia skóra i odstające jak grube kolce na twarzy ułożone jak wachlarz tuż przy końcu głowy. Reptilianie… - pomyślałem
No to mam już faktycznie przerąbane. Kiedy zbliżył się do mnie, usłyszałem głos w mojej głowie.
- Ta ziemia jest prywatna i nikt bez pozwolenia nie może na niej lądować.
- Przepraszam, zapomniałem o tym…
- Umiesz powiedzieć: przepraszam, to znaczy, że jesteś człowiekiem.
- Tak urodziłem się na Ziemi.
- To nie jest istotne. Masz opuścić tę przestrzeń.
W momencie, kiedy już prawie byłem gotowy iść, podszedł jego kolega i zapytał mnie, patrząc się na księgę, którą trzymałem w objęciach jak małe dziecko.
- Co ty tam trzymasz?
- To mój pamiętnik nic takiego…
- Masz mi go pokazać natychmiast.
- Proszę, wybacz mi, ale to jest dla mnie ważne.
- Ważne, że jesteś tu bez zgody na Niebiańskich przestworzach i podlegasz prawu, które tu obowiązuje. Tak więc masz pokazać to, co tam trzymasz.
Statki, które wisiały wcześniej nad nami, nagle zaczęły lądować. Zrobił się tłum... Istoty stały dosłownie dookoła mnie, a ja czułem się osaczony.
- Naprawdę proszę was, pozwólcie mi odlecieć.
- To my decydujemy o tym, rozumiesz? Więc podaj tę księgę.
Ja zacisnąłem ją jeszcze mocniej, gdy z tłumu wyłonił się jeden z gadów i po chwili przemówił:
- Co to za zamieszanie?
- Człowiek przyleciał na planetę i się buntuje. W dodatku trzyma tam jakąś księgę. - powiedział jeden z gadów
- To ja jestem tu dowódcą, tak więc poproszę Was o powrót na statki. - odpowiedział dowódca
I już po chwili zrobiło się więcej miejsca. Oprócz dowódcy zostało jeszcze trzech jego współtowarzyszy.
- Teraz możemy porozmawiać spokojnie Alex… - powiedział
- Skąd znasz moje imię?
- Skup się przez chwile i przypatrz się nam.
- Ja was już gdzieś widziałem.
- Wielokrotnie nawet.
- Dlaczego was nie pamiętam? Chociaż chwileczkę… Coś sobie przypominam. Przed wieloma laty miałem taki dziwny sen, w którym rozmawiałem z wami na jakimś statku i wiem, że byłem bardzo zadowolony. Pamiętam, że kiedy odwróciłem się, zapomniałem o tym, co tam zaszło.
- Czasami używamy tej sztuczki, by nie zakłócać rytmu życia ludzi, rzecz jasna dla ich dobra.
- No dobrze, a co właściwie tu robicie?
- Jesteśmy strażnikami Niebiańskich przestworzy.
- O ile pamiętam to ta planeta należała do Azdylejów.
- Tak było… Jednak teraz należy do Wspólnoty Zjednoczonych Niebiańskich Planet.
- Widzę, że dużo się pozmieniało, odkąd tu byłem ostatni raz.
- Na lepsze niż sądzę.
- Jak mam to rozumieć?
- Odkąd zniknęła Demoniczna Cesarzowa, zniknęło również pustoszenie, które po sobie pozostawiała. Opiekunowie wszystkich planet zainteresowanych rozwiązaniem zebrały się w jednym miejscu i zdecydowali, że jedynym rozwiązaniem jest stworzenie jednego mocarstwa bez względu na odległość czy też wymiar. Dlatego tu też jesteśmy. A niebawem zastąpią nas inni strażnicy z innych części galaktyk… A wracając do tego, co trzymasz w ręku, mogę poprosić, byś mi to pokazał?
- W porządku, ale tylko na chwilę.
Kiedy wyciągnąłem w jego kierunku księgę, on chwycił za nią i stanął jak sparaliżowany, po czym powoli puścił księgę i powiedział:
- Kiedy dotknąłem księgę, nagle usłyszałem głośne bicie serca. Poczułem się, jakbym sam nim był, a zarazem poczułem się bardziej żywy. Czy ta księga to nie jest przypadkiem Księga Wszelkiego Istnienia?
- Tak, to jest ta księga i dlatego jestem o nią ostrożny.
- A czy my również możemy ją dotknąć? - zapytali się towarzysze
- Oczywiście nie ma problemu… - odpowiedziałem
Istoty, które wcześniej odeszły do statków wróciły i jeden po drugim dotykali księgi i każdy z nich mówił o swoich odczuciach, które były identyczne. Ostatni ciekawski, dotykając księgi, przyciągnął ją do siebie, a owa księga spadła na trawę, uchylając dziwną kartkę, która wyłoniła się spośród pustych uchylonych stron. Schyliłem się po księgę oraz kartkę, która ukrywała się przez tyle lat.
- Co to jest? - zapytali moi towarzysze
- To list, ale nie mogę wam go przeczytać.
- W porządku.
- Ta księga ma coś tajemniczego w sobie.
- Oczywiście… Mimo to dziękujemy za to, iż było nam dane jej dotknąć i poczuć serce wszystkiego, co jest.
- Nie ma sprawy.
- Alex widzę, że nasze nauki nie poszły na marne.
- Słucham?
- Prowadzisz sam statek.
- To wy mnie uczyliście?
- Uczyliśmy Cię wielu rzeczy, ale ty nas również… Powiem Ci coś w tajemnicy Alex. Jesteś pierwszym człowiekiem do tej pory, który nas się nie bał na pierwszym spotkaniu. No i nie nazwałeś nas Reptylianami, z czego się cieszymy.
- Oj chyba przygaszę to szczęście, ponieważ nazwałem jednego z was, kiedy opuściłem pokład. Może nie tyle, ile nazwałem, co pomyślałem, że może to Reptylianie.
- Miałem bardziej na myśl coś w rodzaju: „O, jaki to straszny potwór to na pewno Reptylianie”.
- Ha-ha! Nie no tak nie zrobiłem.
- No właśnie. A teraz czy możesz mi powiedzieć, co tu robisz?
- Od początku, czy tylko w skrócie?
- A długa ta historia?
- Jakieś powiedzmy sto pięćdziesiąt lat, właściwie to wieczność.
- To może zbyt długo by opowiadać całość, wystarczy w skrócie.
- No dobrze… Tę planetę pokazał mi mój mąż. Byliśmy tu kilka razy. Miał pozwolenie ze względu na to, iż ich cywilizacje współpracowały ze sobą. Potem zabiłem swojego wcześniejszego męża, czyli syna demonicznej cesarzowej, po czym zabiłem ją, a potem z niewyjaśnionych okoliczności znalazłem się w czarnej dziurze i spędziłem w niej dość długo. Spędziłbym pewnie jeszcze dłużej, ale iż dostałem wsparcie jak uruchomić statek i wylecieć z dziury zrobiłem to, zanim pojawili się mędrcy, którzy chcieli usunąć mi pamięć po raz kolejny z resztą… Aż w końcu tuż przed opuszczeniem czarnej dziury otrzymałem wiadomość od mojego męża, który teraz leży gdzieś w zamknięty w kopule, a chwile potem otrzymałem wiadomość od mojego męża syna, o którym istnieniu nie wiedziałem. Na mojej drodze stanął znajomy statek. Komputer poinformował o otrzymaniu nowej wiadomości, a na ekranie pojawił się nagle Xapitulinus. Napotkaliśmy eksperymentatorów. Udało nam się ocalić jednego z biegaczy, który zamieszkuje akurat na tej planecie. A ja potrzebowałem odpocząć… Stworzyć plan działania, a tę planetę znałem najlepiej i oto tu jestem tak w skrócie.
- W takim razie powiem tak w skrócie, że możesz odwiedzać tę planetę, ile Ci się podoba. I powiem to twoimi słowami... Przepraszam za zachowanie jednego z moich członków.
- Rozumiem, wykonywał swoją pracę. Nie musisz mnie nigdy przepraszać.
- Cieszę się, że to rozumiesz, a teraz powiedz czy jest coś, w czym możemy Ci pomóc?
- Tak, potrzebuje informacji na temat tego, gdzie może znajdować się syn Selita, jeśli istnieje taka możliwość, byłbym niezmiernie wdzięczny.
- Czy masz nazwę planety, na której on się znajduje?
- To nie planeta, tylko platforma.
- Platform jest wiele. Ma jakąś nazwę?
- Omega… Platforma Omega.
- Dziękuje... W porządku Alex, teraz kiedy współpracujemy ze sobą, mamy kontakt z większością cywilizacji. Proszę Cię jednak o zachowanie cierpliwości, to może trochę potrwać.
- Spokojnie nie spieszy mi się, pójdę na plażę w międzyczasie.
I tak też zrobiłem... Usiadłem w tym samym miejscu, gdzie spałem ostatni raz z Selitem i zacząłem bawić się piaskiem, gdy nagle ujrzałem zapalniczkę, jak się okazało działającą, a ja postanowiłem zabawić się w poszukiwacza skarbu i odkryłem kolejną niespodziankę. Paczkę papierosów, a później półpełną butelkę whiskey. Ucieszyłem się, że tego dnia zapomniałem ze sobą zabrać moje skarby. Napiłem się z butelki. Westchnąłem głęboko i sięgnąłem po list, który skrywała księga. Przeczytałem go na głos.
”Tylko ty masz dostęp do tego listu. Żadna istota go nie ujrzy, jak też żadna istota go nie przeczyta. On jest i wyłącznie do ciebie Książę".
Wydawało się, jakby ukryta w nim była wiadomość. Początek tego listu udało mi się zapisać w dzienniku pokładowym, a reszta treści znikała w mojej głowie za każdym razem, nawet kiedy próbowałem go zapisać, ale bezskutecznie. To jakaś magia czy co? Dlatego postanowiłem, że muszę się napić. Tak dla relaksacji. W tym momencie przerwał jeden z członków grupy.
- Alex wiemy gdzie jest syn Selita… Tu masz zapis drogi... - powiedział, dając mi płytkę
- Naprawdę ogromne dzięki chłopaki. Naprawdę nie wiecie, ile to dla mnie znaczy. Jestem ogromnie wdzięczny za pomoc.
- Wzajemnie… Aaa i jeszcze jedno w komunikatorze znajduje się kontakt do mnie tak więc, jak będziesz czegoś potrzebował, to już wiesz, co masz robić.
- Tak wiem i jeszcze raz dziękuję.
- A mogę się zapytać, o to, co pijesz?
- To whiskey. Otrzymałem ją od Kapitana Omegi.
- Jestem bardzo ciekaw, jak to smakuje. Mogę?
- Śmiało smacznego.
- Cóż za eksplozja smaku normalnie jakby wulkan wybuchnął.
- Napij się jeszcze trochę, zanim twoi koledzy zobaczą, bo patrząc po butelce, to nie starczy dla wszystkich.
I nic dziwnego, że by nie starczyło. Jego jama ustna była bardziej rozciągliwa i pojemna niż moja. Jego łyk moich 10.
- Wiesz Alex. Niebawem się spotkamy i napijemy się tego razem. Ten napój jest naprawdę super.
- Spoko mamy kontakt.
- Wspomniałeś coś o kapitanie statku Omegi, czy mi się wydawało?
- Tak byłem gościnnie u niego.
- Naprawdę świetny człowiek był z Antona.
- Co masz na myśli, mówiąc, że był?
- Kilka dni temu mu się odeszło do innego wymiaru.
- Znasz Kapitana? Wiesz, gdzie jest Omega?
- Tak... Pomagaliśmy mu z jego platformą. Wymieniliśmy się informacjami. Potem nic o nim nie słyszałem, aż do tego dnia, gdy odszedł.
- Muszę tam lecieć natychmiast! Mogę poprosić jeszcze o jedną przysługę?
- Oczywiście…
- Pomożecie mi tam trafić?
- Alex. My już to zrobiliśmy. Dostałeś przewodnik.
- No tak, ale to przewodnik do Simona.
- Zgadza się, więc leć.
- Znaczy, że Simon jest na Omedze?
- Tak… No leć już.
- Jeszcze raz dziękuje wam i do szybkiego zobaczenia.
Ruszyłem ku statkowi i usłyszałem lekki śmiech za plecami. Jeden ze śmiejących się głosów mówił coś w stylu, że to na pewno musi być człowiek, bo mu się spieszy. Moja reakcja była taka, że tylko przyspieszyłem kroku i wbiegłem do statku. To teraz jak to było z tą dyskietką? Aha wkładamy. Cel podróży - Platforma Omega. W drodze do Omegi dużo myślałem o tym, czy to wszystko nie jest jakimś snem. Miałem wrażenie, jakbym nie do końca wiedział jakim sposobem pojawiają się istoty na mojej drodze i dlaczego. Mimo to czułem wdzięczność, bo wsparcie przychodziło w odpowiednich chwilach, a czasami miałem wrażenie, jakbym nigdy nie był sam.
.