To dość zabawne, że po raz kolejny, tak jak teraz, byłem zamknięty bez drogi ewakuacji. To jakaś karma czy co?
Nagle przede mną stanął starzec, ten, który ukazał się wcześniej. Tym razem nie był sam, towarzyszyło mu dwóch jego, jak to nazwałem: „goryli.”

– Idziesz za mną! – usłyszałem głos

Zobaczyłem migotanie, które sprawiło, że bariera ochronna zniknęła. Wtedy podniosłem się i ruszyłem za nimi. Doszliśmy do tunelu, który był zimny i ciemny. Na jego końcu znajdowało się światło. Czułem się tak, jakbym wychodził z ciemnej jaskini na powierzchnię. Jakbym za chwilę miał ujrzeć słońce. Jednak tak się nie stało. Kiedy doszedłem do końca tunelu, oślepił mnie blask światła, które jak miliony gwiazd oświetlało sklepienie. Wydawało mi się, że nadal znajdowałem się pod ziemią. Droga zakończyła się stromym wybrzeżem, a moim oczom ukazał się widok miasta, które wyglądało jak starożytne. Struktura budownictwa była bardzo nowoczesna. To doskonałe miasto otoczone było fioletową wodą. Wyglądało to, jak wielkie jezioro, a na nim małe wyspy porośnięte dziwną kolorową roślinnością, której nigdy wcześniej nie widziałem. Rozglądałem się jeszcze przez chwilę, po czym starzec dotknął mego ramienia i w jednej chwili znaleźliśmy się po drugiej stronie wody. To stało się tak szybko, że ledwie zdążyłem mrugnąć okiem. To niesamowite… - pomyślałem
Ruszyliśmy naprzód, szedłem niepewnie i wolno. Miasto wyglądało na opuszczone. Nie widziałem innych mieszkańców. Pośrodku miasta znajdowała się jakby kryształowa piramida, a kiedy się do niej zbliżyliśmy, naprzeciw mnie ukazało się wejście. Starałem się za dużo nie myśleć, bardziej koncentrowałem się na podziwianiu widoków mimo tych okoliczności.

Tuż przed wejściem stało sześcioro mężczyzn. Jednym z nich był Xapilitunus, który nie wyglądał na zadowolonego. Zresztą nie po raz pierwszy. Nie słyszałem żadnych głosów w głowie, może z wyjątkiem szumu w uszach. Starałem się usłyszeć coś poza tym brzęczącym dźwiękiem, jednak nie zdołałem. Jakby dookoła panowała zupełna cisza. Jeden członek grupy podszedł do mnie i przemówił rozkazującym tonem, bym wszedł za nim do środka budowli.

– Ty mówisz?! – zapytałem

Zauważyłem, że owa postać nie była wcale podobna do tutejszych mieszkańców. Jak by to ująć najlepiej? Wyglądała podobnie do człowieka. Miał pięć palców. Był niższy niż reszta, ale wyższy o prawie głowę ode mnie. Posiadał uszy jak ja i komunikował się ze mną poprzez mowę w języku angielskim. Dodatkowo zauważyłem, że miał ciemne, lekko kręcone, dłuższe włosy, sięgające za brwi. Obserwował mnie bacznie brązowymi oczyma.

– Ty mówisz! – powtórzyłem ze zdziwieniem
– Tak, podobnie, jak ty. – odparł i dodał po chwili: Wchodzimy do środka.

Wskazał na wejście do piramidy. Kiedy wkroczyliśmy do wnętrza, zobaczyłem, że piramida w środku była pusta. Prócz kamiennej podłogi widziałem jedynie znajdującą się pośrodku budowli skałę, z której wypływała woda.

– Po co mnie tu przyprowadziłeś? – zapytałem
– Twój organizm jest wyczerpany i musisz napić się wody ze świętego źródła. Ta święta woda postawi Cię na nogi.
– Czyli będę żył?
– Nie możemy przecież pozwolić, byś umarł… Przynajmniej nie teraz…

Te słowa sprawiły, że nie wiedziałem, co mam myśleć.
Mężczyzna wziął małe naczynie i podstawił je pod wodę, tak by wypełniło się po brzegi. Chwilę później podał mi je i powiedział, żebym wypił jego zawartość. Obydwoma rękoma chwyciłem naczynie i zrobiłem, co kazał. Nie czułem lęku, bo przecież rozmówca wyraźnie oznajmił, że nie chcą mnie zabić… Przynajmniej nie teraz… Cokolwiek to miało znaczyć, czy coś… Chwilę później mężczyzna znowu przemówił:

– Teraz usiądziemy i poczekamy, aż się zregenerujesz.
– Kim jesteś?
– To nie ma teraz znaczenia… Ważne jest to, kim ty jesteś. To przecież o ciebie tu chodzi, prawda?
– O mnie? Ja jestem zwykłym człowiekiem…

Rozmówca spojrzał na mnie tak, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem, po czym kontynuował rozmowę:

– To, co zrobiłeś, nie jest człowiecze, wręcz przeciwnie… Używając waszych słów, ujmę to tak… Jesteś potworem.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Ludzie, sądząc po waszej historii, są zdolni do wielu złych i okrutnych czynów, ale to, co ty zrobiłeś, wykracza poza ten schemat.
– Powiem tak… Jestem już zmęczony tym całym obwinianiem mnie za coś, czego do końca nie jestem świadomy. Czy nie lepiej się skupić na rozwiązaniu tej sytuacji?
– Jednak nie jesteś taki głupi.
– Więc powiedz mi, proszę, co mam zrobić? Jak mogę to wszystko naprawić?
– Nie możesz naprawić, ale możesz to powstrzymać…
– Powstrzymać… Ale jak?
– Po pierwsze, przestań próbować opuścić Matrix, bo i tak zostaniesz powstrzymany…
– Mimo to i tak będę próbował.
– Jesteś naiwny…
– Coś jeszcze?
– Wszystkie informacje zostaną Ci przekazane w odpowiednim momencie… Teraz trzeba się udać w długą podróż.
– W jaką podróż?
– W obecnej sytuacji im mniej wiesz, tym lepiej dla wszystkich. Musisz uzbroić się w cierpliwość i wykonywać polecenia.
– Tak jest, kapitanie! – powiedziałem z uśmiechem na twarzy, ale w odpowiedzi dostrzegłem tylko dziwne spojrzenie mężczyzny

Po chwili opuściliśmy kryształową budowlę i ruszyliśmy do statku, który znajdował się po drugiej stronie piramidy. Miejsce przypominało lotnisko albo raczej ogromny parking w centrum handlowym.

– Którym lecimy? – zapytałem z ciekawości
– Tym, który jest mój. – odparł
– Wszystkie wyglądają podobnie…
– Wszystkie oprócz tego… – wskazał palcem na jeden ze statków

Miałem ochotę się roześmiać, bo akurat ten był jak fiat 126p wśród reszty ferrari.

– Będziemy lecieć tym czymś? – zapytałem z ironią
– Na piechotę raczej nie pójdziesz… – odparł z irytacją w głosie

Tuż przed wejściem na pokład odwróciłem się jeszcze, by ostatni raz spojrzeć na miasto i zobaczyłem kilkadziesiąt istot stojących na krawędzi miasta, które się nam przyglądały. Stali nieruchomo, jakby byli z kamienia, gapiąc się tymi swoimi wyłupiastymi gałami.

– Ohyda… – powiedziałem, po czym dodałem: Szykuje się impreza z okazji mojego wyjazdu, widzę.
– Nie jest tak, jak myślisz.
– Nie? To, czemu nagle mieszkańcy tu przyszli i się na nas gapią?
– Jeśli już, to gapią się na ciebie.
– W sumie to im się nie dziwię. Jestem super i moje piękno doprowadza ich do szału.
– Zamknij się i siądź tam.
– Gdzie, na podłodze? Przecież tu nie ma siedzeń…
– Siadaj i zamknij się w końcu.

Zrobiłem, jak kazał... Nie odezwałem się, chociaż czułem, że muszę iść do toalety. Mój pęcherz był prawie pełny. Nic dziwnego, bo zawsze chce mi się siusiu po wypiciu wody. Statek ruszył i opuścił planetę. Minął pewien czas od startu, kiedy kątem oka zauważyłem migającą lampkę przy panelu sterowania. Intuicyjnie wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego. Po kilku minutach lampka zgasła, a chwilę później przestał pracować silnik. Zgasły również lampy główne i zapanował półmrok.

– Tylko tego brakowało… – usłyszałem
– Co tym razem nie tak?

Spojrzałem jeszcze raz na wyświetlacz. Wszystkie lampki zgasły. Towarzysz podróży usilnie próbował naciskać przyciski, ale bez skutku.

– A ja wiem, co się stało…

Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja dokończyłem żart z Ziemi:

– Statek się zepsuł. Ha-ha! – w odpowiedzi na jego mordercze spojrzenie dodałem tylko: W porządku, już jestem cicho…

Mój towarzysz był zdenerwowany, a ja siedziałem w kucki i opuściłem głowę, próbując myśleć o czymś przyjemnym, gdy nagle usłyszałem donośny głos, który w moich uszach brzmiał jak bełkot i nic z niego nie rozumiałem. Starałem się zachować cierpliwość i nie komentować ani nie zadawać pytań dla własnego dobra.

– Jeszcze kilka minut wytrzymam… – mruczałem pod nosem do siebie, aż w końcu podniosłem się i oznajmiłem zdecydowanym tonem: Muszę do toalety, teraz! Już!
– Do czego?
– Tam, gdzie król piechotą chodzi! – zaczęły mi się udzielać emocje

Facet popatrzył na mnie z takim zdziwieniem, jakby ducha zobaczył.

– Siku, kurwa! Rozumiesz, co to znaczy?! Lać mi się chce!
– O to Ci chodzi… Są ważniejsze sprawy niż twoje potrzeby fizjologiczne, więc ostatni raz powtarzam, zamknij się i nie przeszkadzaj! – powiedział, po czym odwrócił głowę w kierunku panelu sterowania
– Ważniejsze sprawy, jak na przykład zwarcie systemu zasilania enteralnego, które powstało prawdopodobnie z poluzowania się przewodu połączeniowego z cylindrem hipersieciowym… – wyrecytowałem
– Mówiłem Ci, żebyś… Poczekaj, co ty teraz powiedziałeś?

Stałem oburzony ze skrzyżowanymi rękoma naprzeciw niego i ani myślałem odpowiadać.

– Powtórz jeszcze raz, co powiedziałeś!
– Że jestem fajny?
– Raczej irytujący…
– Intrygujący też mogę być.
– Masz mi powtórzyć, co powiedziałeś!
– Kazałeś mi być cicho, więc się nie odzywam.
– Wcześniej mówiłem, że masz być cicho, a teraz masz mówić, co wiesz!
– Sądząc po twoim zachowaniu, wnioskuję, że musiałeś mieć trudne dzieciństwo… Współczuję…
– O czym ty mówisz?
– Może jednak się mylę…
– Mów, co wiesz!
– Zaczynam rozumieć, że moje piękno wywołuje u ciebie stres… Przyzwyczaisz się.
– Nie to miałem na myśli, tylko to, co powiedziałeś, zanim rozpocząłeś tę dyskusję!
– Że mi się chce siku.
– Przestań się wygłupiać! Możesz choć raz być poważny?!
– Sorry, koleś, ale obserwując ciebie, nie potrafię.
– Jesteś…
– Uroczy… Dziękuję... Tobie też nic nie brakuje.
– Masz mi powiedzieć, co wiesz na temat systemu enteralnego!
– Nic nie wiem, tak mi się powiedziało…
– Radzę Ci współpracować ze mną dla twojego dobra.
– Ja naprawdę się nie znam na urządzeniach elektrycznych czy samochodach, a co dopiero mówić o statkach kosmicznych.
– Przecież sam mówiłeś o systemie enteralnym. A może się przesłyszałem?
– Może i coś powiedziałem, ale to samo z siebie wyszło.

Mężczyzna odwrócił się plecami, rozejrzał po pokładzie i po chwili zabrał się do roboty. Nie widziałem dokładnie, co robi, ale skutki jego działania były pozytywne i już po kilku minutach lampki na wyświetlaczu, komputer pokładowy oraz silnik zadziałały. Chwilę później powiedział:

– To nam na razie wystarczy, by dostać się na najbliższą planetę i naprawić resztę.
– Oby szybko, bo za chwilę popuszczę...
– Za pięć minut według pomiaru entersatilarnego wylądujemy na planecie Zoe.
– Zoe? Dziwna nazwa jak na planetę...
– Ziemia też brzmi zabawnie dla niektórych. Nazwa jak nazwa.

Po kilku minutach wylądowaliśmy i opuściliśmy statek. Poczułem, że zakręciło mi się silnie w głowie.

– Przyzwyczaisz się… Tu jest czyste powietrze, a tam możesz zrobić to, co potrzebujesz. – powiedział mój towarzysz, wskazując na jakiś krzak, do którego chwilę później podszedłem

Rozpiąłem rozporek, odwróciłem głowę i zobaczyłem, że mój współpodróżny patrzy na mnie.

– Możesz się odwrócić? Proszę… Nie załatwię się, jak będziesz tak patrzył… To mnie krępuje. – wyjaśniłem

Kiedy odwrócił głowę, poczułem błogość. Chyba pierwszy raz w życiu miałem tak ogromną przyjemność z tego, że mogę siusiu. To uczucie sprawiło, że łzy szczęścia spłynęły po moich policzkach i chyba wtedy pierwszy raz czułem, jakbym nigdy nie był gotowy. Nagle moje delektowanie się zostało przerwane przez ziemię, która zaczęła drżeć. Z oddali słychać było zbliżający się jakby przedzierający się przez drzewa i krzewy, ryk.

– Do statku, natychmiast! – krzyknął mój towarzysz

Stałem jak wryty. Jak zamurowany. Nie wiedziałem, co robić... Chwilę później z krzaków wyłonił się wielki potwór przypominający nosorożca. Tyle że był cały czarny, wysoki na sześć metrów, a rogów miał na twarzy niezliczoną liczbę. Może to nie zabrzmi zbyt elegancko, ale w tym momencie popuściłem ze strachu, a serce waliło mi, jakby za chwilę miało się wyrwać z piersi i uciec, jak najdalej się da.

– Nie ruszaj się, stój spokojnie… – usłyszałem jakby z echem odbijającym się w każdej komórce mojego umysłu.
Ruszyć się? Jak? Przecież nogi mam jak z betonu – wyszeptałem półgłosem

Zwierz parsknął w moją stronę. Poczułem dziwny i okropny zapach jakby siarkę zmieszaną z kupą.

– No to mam przerąbane… – powiedziałem sam do siebie

Chwilę później usłyszałem, jak coś upada obok moich stóp.

– Chwyć to i naciśnij guzik! – krzyknął mężczyzna

Schyliłem się z wysiłkiem i złapałem za dziwny metalowy przedmiot. W tym samym momencie zwierz, się na mnie rzucił. W ciągu jednej chwili znalazłem się w jego paszczy. Zrobiło się ciemniej niż podczas bezgwiezdnej nocy. Zaciskające się na moim ciele zęby wbijały się jak szpilki, powodując paraliż. Ostatkiem sił palcami starałem się wykryć przycisk i w końcu się udało… Krzyknąłem z całych sił:

– Co teraz?!
– Wbij to w niego!!

Jak usłyszałem, tak też zrobiłem, a w tym samym momencie rozległ się przerażający ryk, a ściskająca mnie szczęka rozluźniła się, po czym potwór upadł, a ja, cały w jego ślinie, stałem nadal w tym samym miejscu, trzymając włócznię. Po chwili podbiegł do mnie współtowarzysz i poderżnął gardło bestii.

– Wszystko dobrze? Jesteś cały? – zapytał

Spojrzałem na swoje ręce i ujrzałem krew zmieszaną ze śliną.

– Brzydzę się krwi… – powiedziałem, po czym zemdlałem

Kiedy wróciła mi przytomność, poczułem, jak jakaś dłoń gładzi mnie po głowie. Powoli otworzyłem oczy i ujrzałem siedzącego obok mężczyznę, który patrzył na mnie z czułością.

– Już wszystko dobrze. Wszystko jest dobrze. Jesteś bezpieczny…
– Gdzie jestem? – zapytałem półgłosem
– Jesteśmy w bezpiecznym miejscu… – odparł – Musisz się tego napić, to Cię szybko postawi na nogi.
– Co to jest?
– To święta woda z piramidy, którą piłeś już wcześniej. Musisz dojść do siebie, a ta woda Cię wzmocni i usunie resztki toksyn z organizmu.
– Jakich toksyn? – zapytałem ze zdziwieniem
– Widzisz, podczas ataku Ternister ostrzeliwuje ofiarę malutkimi strzałami. To sprawia, że ofiara jest sparaliżowana i nie może uciec.
– Pamiętam, że czułem, jakbym miał nogi z betonu, ale nie pamiętam chwili ukłucia.
– Tak właśnie działają te bestie.
– Kim one są?
– To mieszanki DNA wielu gatunków międzywymiarowych, eksperymentów z udziałem demonów i ich wspólników z sił ciemności. Jak na razie w naszej okolicy nie ma ani jednego, więc możesz być spokojny.
– To dobrze.
– Uruchomiłem system ostrzegający. Jeśli się zbliżą na około pięć kilometrów, to spokojnie zdążymy odlecieć.
– To dobrze, ale co ze statkiem, czy wszystko już naprawiłeś?
– Tak, naprawiłem wszystko podczas twojego snu.
– Długo spałem?
– Prawie trzy wschody.
– To dosyć długo…
– Tak. A przy okazji… Mam na imię Selit.
– Jestem Alex.
– Wiem, kim jesteś…
– Dziękuję Selit za uratowanie mi życia… – powiedziałem zachrypniętym głosem, po czym powoli z pomocą mojego wybawcy podniosłem się do pionu

Rozejrzałem się dookoła. Ujrzałem jezioro, góry i lasy i poczułem się, jakbym znów był na Ziemi.

– Co to za szum za drzewami? – zapytałem
– To wodospad.
– Chcę go zobaczyć. Mogę?
– Oczywiście, z przyjemnością się tam przejdę. Takiej okazji nie chciałbym przegapić.

Kiedy doszliśmy na miejsce, poczułem się dziwnie. Miałem wrażenie, jakbym już tu kiedyś był. Jednak to uczucie szybko minęło. Piękne widoki i czyste powietrze, a może atmosfera tego miejsca sprawiła, że poczułem wolność i już za chwilę rozebrałem się do naga i wszedłem do wody. Woda była krystalicznie czysta, jak również biorąc pod uwagę pobliski wodospad, ciepła. Zanurzyłem się w niej, delektując się tą chwilą. Nagle ujrzałem w mojej głowie obrazy. Były to wspomnienia z Astipolisunem.

– Ja już tu byłem! Ja naprawdę tu kiedyś byłem! Znam to miejsce! – zawołałem
– Co mówisz? – zapytał Selit, który siedział na brzegu rzeki i mnie obserwował
– Ja już tu byłem! – krzyknąłem w jego stronę i po chwili dodałem: Znam tę planetę, znam to miejsce!

Zacząłem płynąć w kierunku brzegu. Myślałem, że to była mania, że to mi się tylko wydawało… – zacząłem gadać jak najęty

Drzewo, przy którym siedział mój współpodróżnik, było tym samym, przy którym siedziałem, pisząc pamiętnik, podczas gdy Astipolisun się kąpał. Teraz wszystko nabrało sensu. Ja naprawdę narozrabiałem, ale jeszcze nie pamiętałem co. Usiadłem, zasłaniając twarz rękami, by ukryć łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nie chciałem płakać, ale obrazy wspomnień były tak realne, że nie mogłem się powstrzymać. Czułem też, że ciężar, jaki nosiłem w sobie, powoli znikał. Selit przysiadł się do mnie, objął mnie i powiedział:

– Alex, nie smuć się... Jesteś dobrym człowiekiem. Nie wierzę, że zrobiłeś coś specjalnie. Myślę, że to był po prostu zbieg okoliczności…
– Naprawdę tak uważasz?
– Tak… Wiedziałem to od początku, od kiedy pierwszy raz zobaczyłem twoje niebieskie oczy.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego.

– Wcześniej nie byłeś zbyt miły w stosunku do mnie. Co się zmieniło?
– Wiem, przepraszam… Większość była Ci przeciwna, więc i ja wpadłem w ten schemat myślenia. Jednak teraz, kiedy Cię widzę i patrzę w twoje oczy, czuję, że jesteś niewinny…
– Selit, a co, jeśli tak nie jest? Jeśli się mylisz?
– Czuję, że to nie jest twoja wina. Czuję, że to podstęp…
– Podstęp?
– Inne cywilizacje kierują swoją złość i obarczają Cię winą… Za bardzo się na tym skupiają i nie mogą dostrzec tego, co się naprawdę za tym wszystkim kryje.

Skinąłem głową, że zgadzam się z tym, co mówi, po czym Selit kontynuował:

– Mówiłeś, że tu byłeś… Czy pamiętasz z kim? Jakieś imię, nazwy może?
– Tak, już od kilku lat miałem dziwne wspomnienia i pamiętałem różne imiona, ale do tej pory myślałem, że to choroba dwubiegunowa. Nie umiałem wyjaśnić, skąd to wszystko się bierze w mojej głowie.
– Rozumiem, a teraz powiedz, proszę, kto to był?
– Mój przewoźnik, który zabrał mnie do mędrców na moją planetę i z tego, co pamiętam, to jakby cztery tysiące lat w przyszłość…
– A pamiętasz jego imię?
– Jego imię to…

Serce waliło mi jeszcze mocniej, poczułem strach, po czym dokończyłem:

– Astipolisun.
– A wiesz, kim on naprawdę jest?
– Wiem, moim przewoźnikiem.
– Nie tylko… Astipolisun to istota będąca pół człowiekiem, pół demonem.
– O matko…
– To nie wszystko… On jest również następcą tronu. Synem Wielkiego Cesarza Ahlina i Demonicznej Cesarzowej.

Po tych słowach zbladłem na twarzy, po czym zapytałem z wielkim zdziwieniem:

– A kim ona jest?
– Niektórzy mówią na nią „Czysta Destrukcja”.
– To ona mnie ściga…
– Jest jeszcze coś, co chyba musisz wiedzieć…
– Słucham…
– Zostałem wyznaczony, aby Cię osobiście oddać w jej ręce. W nagrodę nasze cywilizacje nie zostaną zgładzone.
– I ty w to wierzysz?
– Jest podpisany kontrakt.
– Na Ziemi ludzie też podpisują kontrakty z ciemnością i nie zdają sobie sprawy z tego, że to ich trzyma w niewoli ich zasad i czasu.
– Nie za bardzo rozumiem…
– To w sumie bez znaczenia. Powiedz mi proszę, jedno, Selit.
– Co takiego?
– Zrobisz to?
– Takie dostałem rozkazy, nie mogę tego zmienić… Przykro mi.
– Czyli chcesz mnie oddać w jej ręce?
– Wybacz mi, proszę.
– Rozumiem Cię, Selit… Robisz swoje – powiedziałem ze smutkiem, po czym dodałem: Tylko dlaczego sama się po mnie nie pofatygowała?
– Taki jest jej plan działania. Ta podróż ma wytworzyć w tobie obawy i lęki. Mamy być dla ciebie dobrzy, a za chwilę okrutni, to ma Cię osłabić i w jakiś sposób ogłupić, tak abyś zaczął robić to, czego ona pragnie, bez zbędnych pytań.
– To brzmi jak pranie mózgu. Tak jakby chciała przejąć kontrolę nad moim umysłem.
– Tak ona działa…

Nie chciałem za bardzo zagłębiać się w cel podróży, więc postanowiłem nieco zmienić temat.

– Selit, czy to prawda, że na planecie, z której pochodzi Astipolisun… No wiesz… Kiedy dwoje istnień uprawia… No wiesz… Gdy się łączą dwie istoty... Znaczy się, czy to jest widziane jako małżeństwo?
– Mówisz o planecie Usthonia?
– Tak, chyba tak się nazywa.
– Tak, zgadza się. Czy chcesz mi przez to powiedzieć, że ty i on… Że wy…
– Nie wiem… Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie…
Mam pewne przebłyski, ale dokładnie, w stu procentach, nie mogę potwierdzić, że takie zdarzenie miało miejsce…

Selit wstał, odszedł ode mnie na kilka metrów i stał w ciszy przez dłuższą chwilę. Siedziałem pod drzewem, patrząc na wodę, próbując się zrelaksować, gdy w pewnym momencie stwierdziłem, że horyzont nabrał jakby innego kształtu.

– Czy te góry tam wcześniej były? Selit, czy po tej wodzie są halucynacje?
– Nie. O co Ci dokładnie chodzi?
– Spójrz tam! – pokazałem palcem w kierunku horyzontu
– Nie, to nie są góry… W dodatku się ruszają! Alex! Biegiem do statku, musimy uciekać, bez zbędnych pytań!

Dobiegając do statku, usłyszałem dziwny dźwięk z jego wnętrza. To był alarm ostrzegawczy, ale my byliśmy ogłuszeni szumem wodospadu i nie mogliśmy go usłyszeć. Wbiegliśmy na pokład, drzwi się zasunęły i nagle unieśliśmy się w górę. Przyglądałem się uważnie, jak Selit stoi, nie dotykając niczego, a statek sam się unosi. Wiedziałem, że nie jest to odpowiedni moment, by mu przeszkadzać. Kiedy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości, poprosił, bym zobaczył, ile tam jest potworów. Podszedłem do okna, a moim oczom ukazał się widok tysiąca bestii, które niszczyły wszystko na swojej drodze, zostawiając po sobie spustoszenie.

– Alex. Tej planety nie uratujemy… Nie damy rady. Jest już za późno...
– O czym ty mówisz? Ten statek nie ma laserowej broni?
– Nie ma jako takich, a gdyby nawet była taka możliwość, nie pokonalibyśmy ich z tej odległości. To była twoja ostatnia wycieczka na tę planetę.
– Selit proszę Cię, nie mów tak… Wiesz dobrze, że to miejsce w niewyjaśniony sposób jest dla mnie ważne.
– Ze względu na Astipolisuna. Tylko dla niego, prawda?
– Czy ty jesteś zazdrosny?
– Ja? Na mojej planecie nie ma czegoś takiego jak zazdrość, nie znamy jej. Zazdrość to objaw niedojrzałości duszy. Zresztą nie męcz mnie więcej, niedługo spotkasz się z tym swoim kochasiem.
– Daj spokój, mówisz o dojrzałości duszy, a rozmawiasz ze mną w tak dziecinny sposób. Dlaczego nie powiesz tego, co naprawdę czujesz? I dlaczego nazywasz go moim kochasiem?
– Zawsze jesteś taki samolubny i myślisz tylko o sobie?! Nie czujesz, że ta planeta umiera i moja nadzieja wraz z nią?
– Selit, spójrz na mnie! Nie odwracaj głowy!

Podszedłem do niego i próbowałem spojrzeć mu w twarz. Zdążyłem tylko zauważyć, że na jego policzku pojawiła się łza.

– Wszystko będzie dobrze, Selit… Wszystko już jest dobrze…
– Nie! Nie wszystko jest dobrze, chociażby ta planeta, czy przejąłeś się nią? Czy przejąłeś się choćby tym, że ona czuje tak samo, jak ty i ja? Otóż nie, bo wciąż wszystko kręci się wokół ciebie! Czy przejąłeś się tym, że bez drzew i wody, którą wypiją Tornistry, ta planeta stanie się suchą skałą? Czy przejmujesz się, że miliardy istnień mieszkających na tej planecie ginie bez powodu, bo jedna egoistyczna cesarzowa miała taki kaprys? Nie! Nie pojmujesz tego! Nie wiesz, jak to jest czuć drugie istnienie. Wy, ludzie, nie umiecie czuć nic poza sobą samymi. Jesteście zimni! Udajecie dobrych, jeśli czegoś chcecie, a gdy wykorzystacie to, macie, to jak sami mówicie w dupie. Taka jest prawda o was. To waszą planetę powinni zniszczyć, nie tę!

Nie wiedziałem, co powiedzieć po tej lawinie słów. Dlaczego akurat ta planeta nagle stała się dla niego taka ważna? Po chwili, gdy chciałem zadać pytanie, poczułem, że on płacze. Jego emocje spowodowały, że mi również zrobiło się smutno. Tak jak on miałem ochotę sobie popłakać, ale nie mogłem. Nie mogłem znów pozwolić sobie na płacz… Na pewno nie teraz… Płacz dla mnie w tych okolicznościach równał się z poddaniem, a podróż w nieznane dopiero się rozpoczęła…

.

Pobierz pliki