14


Nazajutrz tuż po śniadaniu, postanowiliśmy odwiedzić ojca Selita. Nicole zaproponowała, że ułatwi nam drogę i zawiezie nas na miejsce. Oczywiście nawet Chris zaoferował swoją pomoc i jazdę na swoim grzbiecie, a Birgitte postanowiła, że zostanie w domu i trochę w nim posprząta.
Fakt, że już mieliśmy opuszczać miejsce, wywołał u mnie trochę smutne uczucie, ale zarazem czułem ekscytację przed nowymi przygodami.
Nie jestem wielkim znawcą życia, ale to doświadczenie pokazało mi, że jako ludzie przyzwyczajamy się szybko do miejsc, jak też i ludzi… Życie to ciągła zmiana i czasami warto się jej poddać… Poczułem się, będąc w tym miejscu, że moja misja jest wykonana i idziemy do następnej… Do następnego nieznanego poziomu, jakbyśmy dosłownie, byli w jakiejś grze. Choć przebywaliśmy u Nicole kilka dni, to wystarczyły one, aby się zaprzyjaźnić. Poza tym bardzo się polubiliśmy, lecz mimo to wiedziałem, że zostaje ona w dobrych rękach. W dodatku dla niej samej, jak i nowych mieszkańców, był to całkiem nowy początek i również zupełnie nowe życie.

A co z moim życiem? Nie będę narzekać, bo jest, jakie jest…

W sumie ja najbardziej marzyłem o tym, by wrócić na Omegę, a dokładniej mówiąc na Lerthimeln… Mimo wszystko, to Ziemię traktowałem jako gość, jako tymczasowy przystanek, bo tak naprawdę nie było tu nic specjalnego… Fakt, iż to były smaczne naleśniki, jak również pizza i oczywiście przepyszne ciasto, które zrobiliśmy wraz z Birgitte… Pomimo iż jedzenie było pyszne, to czułem, jakby te smakołyki mnie obciążały i sprawiały, że biegałem nawet kilka razy do toalety. Czułem się tak, jakby moje ciało nie przyjmowało pokarmów, a może ich wcale nie potrzebowałem? Biorąc pod uwagę, iż żyłem bardzo długo w kosmosie, to nie pamiętam, abym jadł zbyt często. Oczywiście jedzenie ziemskie sprawiało, że puchłem i nawet kawałek ciasta sprawiał, że czułem się tak, jakby mi się przytyło przynajmniej 10 kilo. Może to jakaś alergia, czy coś?
W sumie to i tak nie ma znaczenia, bo teraz wychodzimy z domu, żegnając się z Birgitte, z którą mocno się wyściskaliśmy, ruszając przed siebie. Tym razem na grzbietach naszych przyjaciół, aby dotrzeć do celu szybciej, niż na własnych nogach.

To było ciekawe doświadczenie, widząc Selita jadącego na grzbiecie wielkiego i umięśnionego jelenia. Pewnie podobnie wyglądało to, kiedy siedziałem na grzbiecie jednorożca. W sumie tak sobie myślę, że Nicole doczekała się tego momentu, aby Selit ją dosiadł. He-he!
Zwierzaki biegły poprzez łąki i las… To była przygoda, którą chciałem się delektować… Mieć możliwość przejechać się na jednorożcu, to dla mnie bezcenne doświadczenie oraz swojego rodzaju zaszczyt.
Kiedy dotarliśmy do pobliskiej drogi, zeszliśmy z grzbietów naszych przyjaciół, a ci przemienili się w swoje naturalne postacie… Nagle, tuż przed nami znikąd pojawiła się Birgitte. Nicole ze zdziwieniem zapytała:

- Jakim cudem tu jesteś?
- Sama tego nie rozumiem… Dopiero co zmywałam naczynia.
- Jednak tu jesteś…
- Wiesz… Bardzo intensywnie o was myślałam.
- I w dodatku masz mokre ręce. Ha-ha!
- Chodź tutaj…

Opisać ten moment słowami, kiedy kobiety z radości rzuciły się na siebie i się zaczęły całować, był magiczny… Nawet Chris wydawał się bardzo zadowolony z tego widoku… No tak, kilka lat temu stracił rodzinę, a teraz wyglądał, jakby dostał troszkę inną, ale za to znacznie lepszą… Rodziców, którzy nie pozwoliliby wysłać go ani do szkoły, ani też sierocińca.
W sumie też bym tak chciał być wychowywany z dala od zgiełku miast i szkół, w których i tak nie ma żadnej wiedzy. Ten mały rozrabiaka, pokazał mi coś, czego żaden system szkolnictwa nie miał… Magię, która roztacza się dookoła, a co za tym idzie, to wtedy już wiedziałem, że nie jestem szaleńcem, ponieważ widzę coś, czego nie widzą inni.
Jeśli ktoś z ludzi opisałby mi dziwną historię, czy też doświadczenie, to uwierzyłbym, przecież sam sporo doświadczyłem… Zabawne, że przypomniał mi się psychiatra, do którego chodziłem, przecież oni mi nie wierzyli, kiedy opowiadałem im, że widziałem inne istoty, nawet te demoniczne… Kogo się słuchać? Na pewno nie żadnego przemądrzałego i wykształconego człowieka, który uważa, że z takimi jak my, coś jest nie tak, albo chce nam podawać leki, abyśmy żyli światem, w którym nie ma magi i koncentrowali się na zarabianiu pieniędzy… Na pewno też nie ludzi, którzy mówią, że mamy ADHD, bo ci pseudo dorośli, zapomnieli o magi i o tym, że dzieci nie koniecznie chcą wiedzieć, jak działa życie czy wszechświat, ale za to chcą się tylko i wyłącznie bawić… Dorośli pragną, aby dzieci się koncentrowały tylko po to, aby nimi manipulować i rządzić, jakie powinny być według nich.

ADHD to nie choroba, a nadpobudliwość energetyczna, która u dzieci ma za zadanie ożywiać je, a wymęczeni ciężką pracą i problemami dnia życia codziennego rodzice, nie mają na to siły i w ten sposób uważają, że z dziećmi jest coś nie tak, bo nie żyją według standardów pseudo dorosłych tak, jak to było z babami, które prowadziły sierociniec. Od dzieci można się dużo dowiedzieć i tak po spotkaniu z Chrisem, mogłem zobaczyć jego oczami coś, co wydawać się było pod nosem, ale ja po prostu tego wcześniej nie widziałem. Zresztą, mam Selita, który mnie zawsze wysłucha, nawet jak większej części tego, co powiem, nie zrozumie, no ale Selit to Selit… Mój Selit i nawet nie mam zamiaru go zmieniać, bo w moich oczach już jest idealny i dokładnie taki, jaki powinien być.

Jeśli chodzi o Nicole, to była ona bardzo męska w swojej energii, ale również miała ojcowską opiekuńczość, którą przelewała na Chrisa, zabierając mu broń. Może te jelenie jaja miały jej pokazać część jej energii, którą wypierała. W sumie teraz wyglądała na bardzo szczęśliwą i widzieć jej przemianę, było dla mnie cudem tak, jak jej niesamowicie wspaniałą partnerkę Birgitte, która jak się okazało, miała jeszcze jedną moc, o której istnieniu nie wiedziała. Była nią teleportacja fizyczna do innego miejsca. Wystarczyło, aby kobieta skupiła się na danej osobie i ot tak mogła się przenieść z jednego miejsca do drugiego. Teraz kiedy kobieta była z nami, a w powietrzu unosiła się miłość, nie pozostało nam nic innego, jak wraz Selitem zostawić naszych szczęśliwych przyjaciół i udać się do szkoły Xaviera.

Kiedy pożegnaliśmy się ze wszystkimi, Nicole i Chris przemienili się w swoje dary, a Birgitte usiadła na grzbiecie jelenia i przytulając go, cała trójka odeszła w stronę, z której ów wcześniej przybyliśmy. Obserwowałem ich jeszcze przez chwilę, zanim nasi przyjaciele zniknęli w gęstwinie lasu, po czym wraz z moim mężem zaczęliśmy spacerować w wyznaczonym kierunku. Kiedy zbliżaliśmy się do terenu szkoły, ujrzałem znajomy jasnozłoty samochód, do którego podszedłem, pukając z uśmiechem w okno kierowcy.

- Witaj Staś…
- Witajcie…
- Czekasz na nas?
- Właściwie, to na moją Birgitte.
- Birgitte jest już w znacznie lepszym miejscu.
- Chcesz powiedzieć, że umarła?!
- Spokojnie Stan…
- To, co jej jest?
- Ma się świetnie i żyje swoim pięknym życiem.
- Czyli się spóźniłem…
- Wiem, że ją bardzo lubiłeś.
- Ja Ci dam lubiłeś łobuziaku…
- No co Stasiu się tak złościsz?
- Ja jej nie lubiłem…
- No to w końcu lubiłeś czy nie?
- Ja ją kochałem.
- W porządku, zakochałeś się w Birgitte i wcale Ci się nie dziwie.
- Jest taka piękna…
- Jest, mi też przypadła do gustu…
- Ona mogła być moja…
- Staś, jeśli ją kochasz to wiedz, że ona jest już bardzo szczęśliwa i spełniona.
- Kim on jest?
- Kto?
- Ten jej facet… Ja temu łobuziakowi pokaże.
- Stasiu, jakby Ci to wyjaśnić…
- Normalnie… Co chcesz powiedzieć?
- Birgitte zakochała się w pewnej kobiecie i to w dodatku z wzajemnością.
- Kobiecie mówisz?
- Tak…
- Tylko nie mów, że to ta, co się w jelenia przemieniała.
- Dokładnie ta…
- Czułem, że między nimi coś jest…
- One również to czuły…
- Czy moja Birgitte jest szczęśliwa?
- I to bardzo szczęśliwa…
- To nie pozostaje mi nic innego, jak pozwolić być jej szczęśliwą.
- Nam też Stasiu… Dlatego tu jesteśmy.
- Tyle czekania na nic…
- Rozumiem, że czekałeś tu dość długo?
- Teraz, to i tak nie ma to żadnego znaczenia.
- Staś… Widzę, że posmutniałeś.
- Wiesz chłopczyku…
- Mów śmiało Staś…
- Moja żona Joan, dla której rysowałem nasze życie, opuściła mnie 13 miesięcy temu… Birgitte była moją nową nadzieją, że znów mogę się zakochać i być szczęśliwy… Czuje, że kolejna kobieta złamała mi serce, odchodząc…
- Staś, jak to mówisz, to chce mi się płakać, czuje jakbym czuł to samo, co ty…
- Ja nie płacze chłopczyku, tylko się wzruszyłem, a to jest różnica… - powiedział Staś, machając przy tym swoim palcem
- Masz racje Staś…

Dziś 12 listopada, poniedziałek, a oto wydarzenia dnia… - powiedział głos w radiu, przerywając przy tym muzykę, która leciała w tle… Stan wyłączył radio, mówiąc, że już ma dość tego biadolenia, po czym dodał:

- Mam nadzieje, że te trzy miesiące zlecą szybko.
- Nie za bardzo Cię rozumiem Stan…
- Przecież już nic tu nie mam.
- A dzieci?
- Córka da sobie radę… Poza tym bardzo ją rozpieściłem.
- Stan, przecież nic złego nie zrobiłeś.
- Rozpieściłem swoją córkę, ale teraz zaczynam rozumieć, że ją tak mocno kochałem, iż chyba przelałem na nią część miłości, jaką miałem do swojej drugiej córki, która zmarła raptem kilka dni po urodzeniu…
- Na pewno zrobiłeś to wszystko jako dobry i kochający ojciec.
- Chcesz mnie pocieszać chłopczyku?
- Przecież widzę, że łezka Ci się zakręciła w oku…
- Wzruszyłem się tylko chłopczyku…
- Ja też Stan… Ja też…
- Dobrze zmieńmy temat, bo się jeszcze mi tu rozpłaczesz chłopczyku…
- W porządku, a na jaki?
- Idziecie teraz do Charlsa?
- Tak, chcesz iść z nami?
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty i chyba wrócę do domu.
- No dobrze Staś, my i tak tylko na chwilę tam idziemy…
- A gdzie idziecie dalej?
- Na spotkanie z mamą Selita…
- Mówisz o Moira…
- Tak, właśnie o niej… - wtrącił Selit
- Jak chcecie, to mogę was do niej zawieść.
- Będzie nam bardzo miło.
- Wiesz, w sumie to może nie jest tak źle, jak myślałem…
- Widzisz Staś…
- To jedziemy teraz…

Plan naszej wizyty u ojca Selita zmienił się praktycznie pod jego domem i wraz ze Stasiem udaliśmy się w podróż.
Mężczyzna znów był zadowolony z tego, iż jedziemy na spotkanie z mamą Selita. Najwidoczniej chciał poznać innych przyjaciół… To zabawne widzieć Stasia, który niekiedy zachowywał się tak, jak małe dziecko.
Podczas tej długiej jazdy opowiedział nam o swoim życiu, o jego żonie, jak również o córce, które kochał i był z nich dumny.
Życie nie zawsze jest takie, jakbyśmy tego chcieli i nawet rozłąka z tymi, których kochamy, jest nam potrzebna. Może to jest jakaś nauka i odchodzą z naszych żyć istoty, które po części były aktorami, abyśmy z nowym nastawieniem mieli przestrzeń na nowe życie i nowych przyjaciół.
Wraz z Selitem czułem się dobrze w towarzystwie Stana. Wiem, że ponoć spędziłem z nim wieczność, będąc w czarnej dziurze, jednak tego nie pamiętałem i mimo to czułem, że gdzieś w głębi mnie, znam go od zawsze.

Staś podczas naszej rozmowy wspomniał też o mamie Selita, która wydawała się wieść podwójne życie ze wzgląd na naszą wielowymiarowość, jak wyjaśnił Stan, odnosząc się do doświadczeń z czarnej dziury i tego, co tam doświadczył oraz widział. W jednej linii czasowej matka Selita pracowała dla CIA, a w drugiej była genetykiem działających na rzecz mutantów i ponoć nawet sama była mutantką, która potrafiła inkarnować się we własnej osi czasu, zachowując przy tym pamięć poprzedniego życia, a co za tym idzie, miała większy wgląd na możliwość wydarzeń w równoległych rzeczywistościach oraz ich przyszłości…
Wygląda na to, że Selit powstał z bardzo ciekawej mieszanki mutantów. Ciekawiło mnie też, czy Selit w tej wielowymiarowości, ma jakieś rodzeństwo oprócz tego z Saanythas?

Wraz z Selitem mieliśmy nadzieję, że poznamy jego mamę pracującą w dziedzinie genetyki mutantów, jednak wylądowaliśmy w rzeczywistości, gdzie jego mama pracowała dla agencji rządowej CIA.
Dojechaliśmy na miejsce i Stan zaparkował niedaleko budynku, w którym pracowała mama Selita.
Kiedy wysiedliśmy z samochodu, pojawił się ponownie silny i przeszywający ból głowy, który brzmiał jak piskliwy dźwięk…

Kolejny zapis.

Książę był zabawny, jego rodzina wraz z poddanymi wyginęła, a on się cieszył. Musiałem sam przyjrzeć się owej sytuacji, abym mógł ją lepiej zrozumieć. Rodzina Księcia tworzyła swego rodzaju hierarchię, no bo oni byli dwoje i w dodatku mieli dziecko. Aby zapewnić mu dobry rozwój, mieszkali w wielkim pałacu i mieli mnóstwo służby, aby ta im usługiwała, spełniając ich zachcianki. Oprócz służby, mieli miliony poddanych, aby podziwiali ich, jak chodzą w przepychu i dostatku, tak jakby mieli zaniżoną wartość. Rodzice Małego Księcia tak naprawdę nigdy nie byli szczęśliwi, jednak nie wiedzieli, czym jest prawdziwe szczęście.
Thanos, który wydawał na pierwszy rzut oka być się zły, pokazał mi coś, co sprawiło, że otworzyłem oczy. Fakt, że zrobił to, aby pozyskać jeden z kryształów nieskończoności, jednak Mały Książę nieświadomie zwinął mu go sprzed nosa…
Ta istota, zwana Thanos, choć była pełna bólu i przemocy, marzyła o pokoju we wszechświatach. Pozbywając się hierarchii, pozbył się również niewolników, a to miało wpływ na odrodzenie całej planety i na jej nowy początek, dla tych wybranych, którzy przetrwali… Tego Książę nie wiedział, jak również nie wiedział, że jego miejsce, tak naprawdę było na Niebiańskiej Planecie Eshoss, aby poprowadzić swoją cywilizację w zupełnie inny sposób, jak robili to jego rodzice. Fakt, że Książę wybrał życie na Ziemi, ale jego dusza pochodziła z innego wymiaru i pewnego dnia, po doświadczeniach na Ziemi, Mały Książę ze wszystkich odbytych lekcji oraz doświadczeń, musiał wrócić na swoją pierwotną planetę, aby wraz z jego ludźmi sprowadzić po raz ostatni Światło na całą planetę.

Kolejny Zapis.

Obudziłem się, leżąc na ławce. Selit siedział obok mnie i masował mi głowę. Powoli uniosłem się do góry i poczułem, że boli mnie głowa, po czym chwile później zapytałem:

- …Selit, co się stało?
- Nagle odpocząłeś oczy…
- Znaczy, że zemdlałem, czy coś?
- Tak…
- A gdzie Staś?
- Postanowił wrócić do domu.
- Myślałem, że przywita się z twoją mamą.
- Wiesz, miałem odczucie, że on miał zupełnie inny plan.
- W porządku… To wchodzimy do środka, tak?
- Powolutku kochany. Jeszcze chwile odpocznij…
- Selit, czuje się dobrze.
- W porządku, to w takim razie idziemy.

Wstając z ławki, zakręciło mi się w głowie, a mój mąż to zauważył i posadził mnie znów na ławce. Nie wiedziałem, co dokładnie się dzieje i skąd pojawiają się te dziwne odczucia, jak również silne bóle głowy. Pomyślałem tylko, że do dupy jest ta cała Ameryka i pewnie tutejszy klimat mi nie służy… Chwilkę po tych myślach, zaproponowałem Selitowi, aby tuż po spotkaniu z jego mamą, jak najszybciej się to da wrócili na Omegę. Selit przypomniał o braku statku, jak również poinformował, że Simon jeszcze nie odpowiedział na wcześniejszą wiadomość, którą do niego mój mąż wysłał...

Po kilku dłuższych chwilach wstaliśmy z ławki i udaliśmy się do budynku, w którym na dzień dobry odbyła się rewizja rzeczy osobistych. To zastanawiające, ale przechodząc przez bramki, te wykryły metal, a z tego, co wiem, to nie posiadaliśmy niczego. Po krótkiej rewizji rzeczy osobistej, mogliśmy udać się do recepcji, w której siedział mężczyzna przeglądający coś w telefonie.

- Dzień dobry, jestem Selit i proszę o spotkanie z Moira MacTaggert…
- Czy mają panowie umówione spotkanie?
- To sprawa rodzinna, byliśmy w okolicy.
- W takim razie proszę poczekać.

Mężczyzna wykręcił numer i wspomniał imię Selita, po czym odkładając słuchawkę, powiedział, że możemy udać się na czwarte piętro…
Udaliśmy się do windy, a ja czułem się dość dziwnie… Ci wszyscy ludzie w czarnych garniturach wyglądali bardzo podejrzanie. Nawet zwróciłem uwagę, że w dziwny sposób się na nas patrzyli.
Kiedy dotarliśmy na czwarte piętro, Selit postanowił zapytać się przechodzącą kobietę o Moire, a ta wskazała nam drogę i chwile później udaliśmy się we wskazane nam miejsce.
Doszliśmy do jakiejś większej sali, przy której znajdowało się kilka biurek… Dostrzegłem kilka drzwi i postanowiliśmy podejść do jednych z nich, na których widniał napis: Moira MacTaggert…
Zapukaliśmy i weszliśmy do środka. Przywitała nas kobieta, która właśnie wstała od biurka, ściągając przy tym swoje okulary, ukazując swoje niebieskie oczy.

- Witam, to wy mnie szukaliście?
- Tak, zgadza się.
- Jestem Moira.
- Jestem Selit, a to Alex.

Moira podała nam rękę, po czym wracając na swoje miejsce, poprosiła nas, abyśmy usiedli. Kiedy to zrobiliśmy, kobieta zapytała:

- Więc, co was do mnie sprowadza?
- Nie wiem, od czego zacząć, to dość delikatna sprawa. - oznajmił Selit
- W porządku, proszę mówić śmiało.
- Czy poznajesz mnie?
- Nie do końca rozumiem…
- W dzieciństwie zostałem odebrany swojej matce.

Podczas tej rozmowy bolała mnie bardzo głowa, słyszałem jakieś telefony i rozmowy dochodzące zza drzwi. Dla mnie był to bełkot, który wywoływał u mnie ból głowy i łapiąc się za nią, postanowiłem wyjść z pomieszczenia. Selit zauważył, że coś się dzieje i wstał za mną, mówiąc, że musimy wyjść z budynku… Zaniepokojona kobieta wstała i zapytała:

- Powiedz tylko, o co Ci chodzi?

Wtedy ja spojrzałem się na nią i powiedziałem:

- To jest Twój syn Moira...
- Arthur!
- Zgadza się… - odpowiedział Selit
- To nie jest odpowiednie miejsce na tę rozmowę… Lepiej będzie, jak wyjdziemy na zewnątrz… - powiedziała kobieta

Całą drogę do wyjścia, czuliśmy się bacznie obserwowani przez tutejszych pracowników. W pewnej chwili omdlałem, a Selit wziął mnie na ręce, wynosząc z budynku…
Kiedy byliśmy na zewnątrz, kobieta zaproponowała, abyśmy udali się do pobliskiego parku, gdzie tam będą mogli na spokojnie porozmawiać…
Ja nagle poczułem się znacznie lepiej i Selit mnie postawił na ziemię, gdzie resztę drogi szedłem o własnych siłach.
Kiedy doszliśmy do parkowego trawnika, ściągnąłem buty i włożyłem je do kieszeni. Czułem, że to ważny moment w życiu Selita, jak i kobiety, więc postanowiłem im nie przeszkadzać, przyglądając się okolicy…
Mimo to dyskretnie słyszałem, o czym rozmawiali:

- Więc zabrała Cię agencja rządowa?
- Tego nie wiem, ale zostałem uprowadzony przez inną, nieprzyjazną cywilizację, która robiła na dzieciach eksperymenty.
- Czyli moje odczucia były dobre...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pracując dla agencji wysłali mnie na rutynowe badania, przy których okazało się, że jestem w ciąży. Zdziwiłam się, bo od dawna z nikim się nie spotykałam.
- I co się stało dalej?
- Pracodawca dowiedział się o ciąży i tuż przed porodem, zostałam umieszczona w prywatnej klinice, gdzie po porodzie została mi usunięta pamięć.
- Czyli odebrali Ci mnie?
- Zgadza się... Kiedy ich się zapytałam o to, co robię w szpitalu, to powiedzieli mi, że zemdlałam, a kilka dni później moje piersi zaczęły się znacznie powiększać, co dawało uczucie, iż urodziłam dziecko… Poza tym odkryłam więcej śladów tego, iż byłam w ciąży i urodziłam.
- Dlaczego zostałaś w tej firmie?
- Ponieważ, to była dla mnie jedyna możliwość, aby Cię odnaleźć.
- Dość trudna sprawa, biorąc pod uwagę, że byłem w kosmosie.
- To aż tam Cię zabrali?
- Tak, ale w odpowiednim momencie pojawili się nowi opiekunowie, którzy mnie przygarnęli.
- A ten chłopak to kto?
- To mój mąż.
- No tak, jesteś już dorosły i dokonujesz własnych wyborów.
- Nie podoba Ci się to?
- To nie tak, po prostu miałam nadzieję, że będę mieć wnuki…
- Już masz i to nawet kilkoro.
- Ah tak? Adoptowałeś z Alexem?
- Właściwie to dzieciaki, które powstały z obydwóch nas.
- Znaczy obydwaj jesteście ojcami biologicznymi?
- Zgadza się.
- A jak moje wnuki się nazywają?
- Manuel i Simon…
- Ładne imiona.
- To bliźniaki…
- Brzmisz, jakbyście mieli znacznie więcej dzieci.
- Bo tak jest…
- No dobrze nie będę więcej pytać, bo to i tak jest dla mnie dość dziwne…
- Dziwne?
- Może bardziej niezrozumiałe…
- Rozumiem, że nie codziennie się dowiadujesz, że ma się dzieci, które mają już wnuki.
- Ja wiedziałam, że jesteś, nawet Cię szukałam od bardzo dawna… Jednak bez względu na to, co robiłam, nie mogłam znaleźć nic, co z Tobą zrobili…
- Ja też nie wiedziałem o twoim istnieniu, aż do momentu, gdzie Alex pomógł mi z odnalezieniem ciebie i ojca.
- To ty wiesz, kim jest Twój ojciec?
- Nie chce wam przeszkadzać, ale musimy stąd iść i to jak najszybciej! - powiedziałem zdenerwowanym głosem
- Co jest Alex?
- Ktoś nas namierza i jakby chciał do nas strzelać.

Wtedy Selit rozłożył ręce na boki, tworząc coś w rodzaju bariery energetycznej, a my zaczęliśmy biec w niej przez park. W momencie biegu powiedziałem o tym, że najpierw zauważyłem jakiegoś gościa, który robił nam zdjęcia, a później jakiegoś drugiego kolesia z bronią, z której czerwonym laserem namierzał Moire. Kobieta zaznaczyła, że w zaistniałej sytuacji nie mogą wrócić do jej biura, a my biegliśmy przed siebie, nie wiedząc, do czego to wszystko zmierza. Kiedy się odwróciłem, dostrzegłem kilkunastu agentów w garniturach, którzy do nas strzelali.
Na szczęście kopuła ochronna, jaką wytwarzał Selit była na tyle silna, że żadna kula nie mogła się przez nią przebić. To zabawne, ale widziałem nabój, jak zostaje zmiażdżony, tuż przed moim nosem…
Park wydawał się duży, a ja powoli zaczynałem odczuwać zmęczenie wywołane uciskami na głowie.
Myślałem, że za chwile zemdleje, gdy nagle dostrzegłem duży cień, jakby od przelatującego samolotu…

W pewnym momencie tuż przed nami zaczął lądować dziwny pojazd. Otworzyły się drzwi w samolocie i zobaczyliśmy mężczyznę siedzącego w środku, który właśnie machał do nas, abyśmy weszli na pokład. Wydawało się, że ten mężczyzna próbuje nam pomóc. W obecnej scenerii nie mieliśmy innego wyjścia, niż udać się w kierunku pojazdu i kilka momentów później, wskoczyliśmy do środka i drzwi się zasunęły, a my unieśliśmy się w górę. 

.



.

Pobierz pliki