8


Kiedy weszliśmy do hangaru Omegi, Selit postanowił wziąć jeden ze statków platformy. Statek był bardzo nowoczesny i miał wiele gadżetów, których wcześniej nie widziałem.
Omega ogólnie miała wiele statków, tak samo, jak i hangarów, które znajdywały się na wielu poziomach. Tak więc były hangary duże, które mogły pomieścić kilka tysięcy statków, a były też takie małe, gdzie zmieściłoby się maksymalnie pięć pojazdów.
Sama platforma była ogromna i często pracownicy używali hangarów w celu przemieszczania się z jednej części Omegi na drugą, taki system komunikacji miejskiej, wygodny i szybki. Ja do tej pory znałem tylko jeden hangar główny, który znajdował się koło pokoju Kapitana oraz pokoju dowodzenia. To był również hangar dla gości odwiedzających platformę.
Statek, którym mieliśmy się udać, był koloru białego i nie był on zbyt duży. Mężczyzna później wyjaśnił, że są to statki między wymiarowe, których używa się do tak zwanych tajnych misji. Ten, na którym się obecnie znajdywaliśmy, był jedynie przeznaczony dla dwóch osób, a dużo większe statki znajdywały się w innych hangarach. Opuściliśmy hangar, a chwile później przestrzeń planety Lerthimeln, udając się w kierunku Ziemi. Podróż na Ziemię tym statkiem wydawała się dłużyć, Selit był zaś zajęty prowadzeniem statku, a ja z nudów robiłem swoje zapisy.

Gdy nareszcie pojawiliśmy się w przestrzeni orbity Ziemi, wstając z podłogi, wyjrzałem przez okno statku.
Była noc i Selit postanowił odczekać do rana, zanim swobodnie wylądujemy, więc siedzieliśmy i obserwowaliśmy okolice.
Patrząc na to wszystko, przypomniało mi się, że kiedy byłem dzieckiem, lubiłem patrzeć w gwiazdy, jednakże trzeba było znajdywać się bardzo daleko od miast, aby widok był klarowniejszy... Wszystkie hałaśliwe pojazdy, jakich ludzie w moich czasach używali, które zakłócały przy tym piękną ciszę. Boże! Jak ja kochałem ciszę, wtedy to też czułem, że naprawdę odpoczywam… A ludzie tak ciężko pracowali, aby tę ciszę zakłócić, po czym szukali rozwiązań choćby w medytacji, by móc wrócić do swojego wewnętrznego spokoju. I na ten cały psychiatryk ludzie szukali rozwiązań w lekach i w środkach finansowych.
Dla mnie było to ciekawym doświadczeniem obserwować wszystko z góry, miałem troszkę inny poziom patrzenia, jakby nowe spektrum, bo teraz zamiast gwiazd z ziemi widziałem oświetlone miasta na Ziemi. Czy mi się podobał widok z góry? Owszem… Widok był fajny, ale te sztuczne światła miast, zasłaniały widok na całe niebo.
Zaczęło świtać, wtedy to też dostrzegłem jeszcze więcej szczegółów, a mój partner poinformował, że znajdywaliśmy się w regionie Stanów Zjednoczonych. Nigdy nie byłem w USA, więc ucieszyła mnie ta przygoda.

Selit wybrał wylądować na polanie w jednym z tutejszych lasów. Docelowe miejsce znajdywało się kilkanaście mil od obecnego położenia. Selit był dość wyjątkowy, jeśli chodzi o myślenie, bo zamiast wylądować jak najbliżej celu podróży, to ten upatrzył sobie dość długą podróż po ziemi... Może miał plany pozwiedzać sobie okolice? W każdym razie tam gdzie on, tam i ja… Czuje, że będzie niezła przygoda!

Podczas lądowania oprócz lasów rozciągających się daleko dostrzegłem również jakiś kanion.
Nieopodal lasu znajdywało się miasteczko. Mówię miasteczko, ponieważ nie widziałem tam wysokich konstrukcji, jakie są w dużych miastach, jednak owo miasteczko samo w sobie było dość duże, jak na moje oko oczywiście.
Selit użył osłony wibracyjnej, aby nasz statek był niewidoczny dla ludzi i innych istnień. Kiedy opuściliśmy pokład, miło było stanąć na trawie, ale jednocześnie miałem takie dziwne uczucie, jakby ktoś nas obserwował. Poinformowałem o swoich uczuciach Selita, jednak ten stwierdził, że tylko mi się wydaje. Podczas spaceru do pobliskiego miasteczka, nagle mój towarzysz powiedział, że również, jak i ja, czuje się obserwowany i bardzo niezręcznie. Ja tylko przytaknąłem, ponieważ, to uczucie towarzyszyło mi od samego opuszczenia statku.
Idąc przez las, Selit wykrył leśną dróżkę prowadzącą, do owego miasteczka, a z niej udało nam się opuścić przestrzeń owego lasu.

Kiedy to zrobiliśmy, zobaczyłem rzekę, jak również mostek i tory kolejowe. Tuż za nimi znajdywały się budynki. Zbliżyliśmy się i dostrzegłem dużą ilość ludzi, gdzie każdy szedł w swoim kierunku, czymś zajęty po drodze… Jedni ludzie siedzieli i pili kawę czytając przy tym gazety, a inni jakby dokądś się spieszyli… I znów przypomniało mi się dzieciństwo, kiedy wyrastałem w takim świecie w centrum wielkiego miasta, jakim była Warszawa. Tam oprócz spalin, non stop był hałas i hałaśliwe tramwaje. Może właśnie dlatego wybrałem wieś z dala od takiego zgiełku.
Było spokojniej w lesie, niż kiedy znajdywaliśmy się w centrum tego miasta. Ludzie, których mijaliśmy, patrzyli się na nas, w dość dziwny sposób… Jedni jakby się uśmiechali głupio, a inni patrzyli ze zdziwieniem, jakby ducha zobaczyli.
Wtedy to też Selit stwierdził, że musimy się przebrać w odpowiednie ciuchy, by wtopić się w tłum.

- Selit, ale my nie mamy ubrań...
- Wiem Alex, dlatego wejdziemy do sklepu.
- No tak, ale żeby wejść do sklepu i coś wziąć, trzeba mieć pieniądze.
- No tak, faktycznie... Więc użyjemy tego.
- Co to jest?
- To karta płatnicza Antona.
- Żartujesz? Skąd ją masz?
- To są karty do wypraw na Ziemie, każdy na Omedze ma taką.
- Zabawne, ale ja nigdy nie widziałem takiej karty…
- Członkowie załogi mają takie, w sumie jest to jedna karta, tylko Simon z Manuelem zrobili identyczne kopie, aby każdy mógł ich używać.
- No dobrze, ale przecież w kieszeniach ich nie nosicie.
- Nie, one są tylko na statkach do wypraw wielowymiarowych.
- A jest jakiś limit zakupów?
- Mówisz o kosztach, jakie są tu na Ziemi?
- Właśnie o tym…
- Z tego, co wiem, to ta karta nie ma żadnych limitów…
- No to idziemy na zakupy Selit, kupimy sobie fajne ciuszki.
- Co masz na myśli, mówiąc fajne?
- Coś innego niż te szarawe garnitury, co większość mieszkańców tutaj nosi.
- Masz rację, wyglądają zabawnie z tymi sznurkami na szyi...
- Ten krawat ma dodać elegancji.
- Dla mnie to wygląda tak, jakby ktoś próbował popełnić samobójstwo.
- Ha-ha! Masz racje… Śmieszni są ci ludzie.
- Pamiętaj, że ty pochodzisz z tej planety.
- Ależ obciach… Aż mi się głupio zrobiło.
- Przesadzasz… Chodź, wejdziemy do tego sklepu.
- W porządku.

Weszliśmy do pobliskiego sklepu z odzieżą, a lekko zdziwiona ekspedientka zapytała się, czy może nam w czymś pomóc. Ja odpowiedziałem tylko, iż na razie się rozglądamy, a ta fałszywie się uśmiechnęła i wzięła do ręki swój telefon, patrząc się raz w niego, raz na nas.
Czułem się bardzo dziwnie i powiedziałem do Selita na głos, że czuje się w tym sklepie, tak jak niemile widziany gość, poza tym te ciuchy nie mają żadnego kunsztu, a ceny wygórowane, tak samo, jak i wielkie ego właściciela owego sklepu. Wtedy to też ekspedientka się oburzyła, ale nic nie powiedziała, a ja pocałowałem Selita i biorąc go za rękę, opuściliśmy pomieszczenie.
Kopara jej opadła i to mocno… - pomyślałem

- Selit zatrzymajmy się na chwilę.
- Dobrze, ale potrzebujemy ubrań.
- Może tak pójdziemy intuicyjnie?
- Znaczy jak?
- Nie tam, gdzie chcemy, tylko tak jak czujemy, aby iść.
- Masz rację, zobaczyłem pierwszy sklep z ubraniami i postanowiłem tam wejść.
- Mnie tam na sam widok tego sklepu odrzuciło…
- To w takim razie idziemy tak, jak mówiłeś.

I tak też zrobiliśmy, chodziliśmy sobie po uliczkach, aż w końcu dotarliśmy do jakiegoś małego sklepiku, który nie był tak zauważalny, jak inne drogie sklepy.
Weszliśmy do środka, a tam przywitał nas uśmiechnięty starszy pan w okularach.
Czuliśmy się swobodnie, a pan ekspedient z wąsikami nam całkowicie nie przeszkadzał i panowała tu dość sympatyczna energia.
Co to był za sklep? Coś w rodzaju lumpeksu, bo było trochę ciuchów i troszkę innych rzeczy.
Mimo to znaleźliśmy mały dział z ubraniami dla mężczyzn i zaczęliśmy je przeglądać.

- Widzisz Selit, to są fajne ubrania.
- Zupełnie inne od tych, jak w tamtym sklepie...
- I ceny też są przystępne, zamiast 100 dolarów za chłam, to 1 dolar i to za dwie świetne bluzy.
- To mi się podoba...
- To przymierzamy, tam są tak zwane przebieralnie.
- Myślałem, że to kapsuły do innych wymiarów.
- Ha-ha! Dobre sobie Selit...

Wybraliśmy ciuchy, a później je przymierzyliśmy. To było dość zabawne zobaczyć Selita w bluzie z kapturem. Taką, jaką sobie wybrał, była to szara. Mnie natomiast spodobała się bluza jasnoniebieska, na której nie było żadnego napisu tak jak w przypadku Selita, gdzie na środku był czarny napis Armani z logo, przypominającego orzełka.
Zabawne, że wybrane przez nas ciuchy leżały na nas jak ulał. W sumie wystarczyło na nasze skafandry założyć bluzy i już wyglądaliśmy inaczej. W pewnym momencie przyciągnęły mnie dekoracje stojące na półce, więc podszedłem do nich i zacząłem je przestawiać. Gdzieś obudziła się we mnie pedantyczność i poczułem się na chwilę, jakbym tu pracował i układał towar.
Zabawne, ale ten miły pan tylko się uśmiechnął i nic nie powiedział. Czułem, że pozwala mi na to, bym mógł tu zrobić lekką przemianę. Kiedy byłem prawie gotowy, zniecierpliwiony Selit nalegał, abyśmy zapłacili za bluzy i szli dalej. Powiedziałem, że jeszcze chwilka i jestem gotowy… I tak też było, chwilę później staliśmy z bluzami przy kasie, a Selit trzymał kartę w ręku.

Starszy pan poinformował nas, że niestety tu nie można płacić kartą, więc oznajmiłem, że znajdziemy inny sposób, choćby znaleźć jakiś bankomat. Jednak ekspedient powiedział, że nie musimy płacić za te bluzy. Selit się lekko zdziwił z uprzejmości mężczyzny, a ten wyjaśnił, że prowadzi ten sklep nie dla pieniędzy i że są to ciuchy, które są podarunkami od innych ludzi, którzy kupili coś w innych sklepach, a później im się znudziło, po czym oddali je tutaj.
Mężczyzna powiedział, że wiele rzeczy ma jeszcze oryginalne metki i były nieużywane tak, jak nasze bluzy. Powiedziałem na głos, że życie bez pieniędzy jest takie proste… Zobacz Selit ile to ułatwia spraw. Jednak sam Selit nie rozumiał, o czym mówię, ale ekspedient doskonale wiedział, o czym mowa i podzielił moją wypowiedź.
Byliśmy ogromnie wdzięczni i szczęśliwi, że mogliśmy otrzymać odzienie. Starszy pan również podziękował za to, że zająłem się jego rzeczami w sklepie, po czym nawet stwierdził, że teraz wygląda to znacznie lepiej i łatwiej jest coś znaleźć.
Podziękowaliśmy za miłe spotkanie i opuściliśmy sklep, udając się dalej.

- Widzisz Selit, jaka różnica?
- Mówisz o tych cenach?
- O tym też, ale chodzi mi o kontrast obsługi.
- No tak… Tu była bardzo dobra i pozytywna energia.
- Dokładnie… Tam, gdzie byliśmy wcześniej, nie było aż tak miło.
- Przynajmniej mogliśmy zobaczyć kontrast.
- Masz racje… No to gdzie teraz?
- Przed siebie…
- W porządku.

Chodziliśmy tak pewien czas, aż doszliśmy do białego budynku, gdzie znajdywał się hotel, a obok niego restauracja. Wtedy zapytałem się Selita, czy ma ochotę spędzić noc w tym miejscu, zamiast wracać do statku. Miałem ochotę odpocząć, ponieważ te betonowe drogi i budynki sprawiały wrażenie, jakbym nie mógł klarownie myśleć. Nawet sam Selit wydawał się zmęczony. Niespodziewanie podeszła do nas jakaś kobieta i zaczęła rozmawiać z Selitem, a ja w międzyczasie poczułem się, jakbym miał za chwilę zemdleć i upadłem na ziemię. Kiedy tam leżałem, dostrzegłem rzekę i jakby przez nią w naszą stronę biegł rozwścieczony wielki jeleń.
Podniosłem się gwałtownie i tuż przed tym, jak jeleń był blisko, odepchnąłem kobietę, jak również Selita, po czym odtrąciłem z całych sił owego zwierzaka. Kobieta upadła na ziemię, a ja chwyciłem Selita i wbiegliśmy do restauracji, w której dostrzegłem tuż przy wejściu drewniany wóz, tyle że bez kół.
Rozwścieczony jeleń wbiegł za nami, po czym w niewyjaśniony sposób nagle znalazł się w owym wozie, a ja w ostatniej chwili zdążyłem zamknąć drzwi, używając do tego drewnianej deski, która robiła za zaczep. Same drzwi miały jakby okna z krat.
Wyglądał, jak wóz cyrkowy dla zwierząt, bo widziałem w nim nawet słomę. Nagle dostrzegłem kobietę, która była lekko przy tuszy i miała lekko kręcone falowane, brązowe włosy. Miała ona zwykłe ubrania, tak jakby dresowe i nagle przemówiła do nas, mówiąc:

- Może wejdziesz tu do środka, to wyrównamy rachunki.
- Raczej nie, pani już podziękujemy…

Wtedy chwyciłem Selita za rękę i pobiegliśmy schodami na górę, w której znajdywała się duża sala z barem pośrodku i z wielkimi oknami po bokach. Podszedłem do jednego z nich i zobaczyłem jelenia, który uciekał, a tuż chwilę później ujrzałem energetyczne niebieskie kule, które wydawały się lecieć w jego stronę.

- Selit ktoś chyba chce tego jelenia zabić…
- I dobrze, skoro atakuje.
- Selit nie poznaje Cię, mówisz tak ozięble…
- Mówię tak, bo to coś chciało nas zabić.

Selit miał racje, z wyjątkiem jednego... Ten jeleń był agresywnie nastawiony tylko w stronę Selita, a to nie był typowy jeleń. Wyglądał na potężnego i dobrze zbudowanego samca. Kolor jego sierści był żywo pomarańczowy z niewielkimi białymi łatkami. Oczywiście też miał piękne poroże.

- Selit, ale ten jeleń to nagle zmienił się w kobietę!
- Też to zauważyłem…
- Kim ona jest?
- Nie mam pojęcia...
- Ona chciała wyrównać z Tobą rachunki…
- Nic mi o tym nie wiadomo Alex…

W czasie naszej rozmowy obserwowałem uciekającego jelenia i wydawało się, że ów zwierz został postrzelony w tylną nogę. Mimo to dalej biegł i nawet zatrzymujący pociąg na stacji i wysiadający z niego ludzie, nie mogli go powstrzymać... I nagle zniknął gdzieś w lesie...

- Selit jak dobrze, że udało się jej uciec.
- Mnie to wszystko jedno Alex…
- Tobie to tak, ale ja się cieszę, że jej nie zastrzelił ten ktoś...
- To nie była typowo ziemska broń…
- Domyślam się...
- Musimy wiedzieć, kto strzelał z tak nietypowej broni.
- Może ten koleś, co siedział przy stoliku w pomieszczeniu obok.
- Spostrzegawczy jesteś.

Może zabrzmi to dziwnie, ale kiedy wbiegaliśmy do wnętrza owej restauracji, zobaczyłem jakby oddzielne pomieszczenie z szeroką futryną i stolik, przy którym siedział mężczyzna. Selit poprosił, bym opisał, co dokładnie zarejestrowałem…
I tak opisałem mu sytuacje, że przy wejściu do pomieszczenia siedział dość duży mężczyzna przypominający świętego Mikołaja, tyle że miał szare długie włosy oraz brodę, a na sobie miał ciemnobrązowy płaszcz, a tuż obok niego leżała jakaś ciemnozielona szmaciana torba.
Kiedy zamknąłem to zwierzę w klatce, to odwróciłem się na chwilę i dostrzegłem, iż ten starszy pan oprócz tego, że trzymał małą filiżankę w ręku, to miał na lewym oku czarną opaskę, a spod płaszcza wyciągał, wstając przy tym powoli jakiś srebrny metalowy z pół metra długi sprzęt, na którego końcu znajdywały się jakby trzy lub cztery zgięte palce. Wiem, że wszystko działo się szybko i w niewyjaśniony sposób znów przypomniał mi się moment, kiedy prawie co zemdlałem i leżąc widziałem jak jeleń z agresją biegł w stronę nikogo innego, jak samego Selita.

- Czyli mówisz Alex, że ten gość miał coś w rodzaju broni?
- Tak, zgadza się...
- I na końcu to urządzenie miało jakby palce?
- Takie zagięte palce stykające się u góry...
- To by wyjaśniało te laserowe kule.
- Laserowe?
- Tak, jeśli dobrze zrozumiałem Twój opis, to ów mężczyzna, miał laserową albo energetyczną broń i te kule wydostawały się ze środka.
 Możliwe, że tak jest...
- Na pewno w swoim czasie się to wyjaśni.
- Wiesz… Może lepiej będzie, jak wrócimy do statku, ta Ameryka jakaś jest dziwna…
- Przecież sam chciałeś tu przyjechać Alex.
- Tak, tylko po to, byś się mógł spotkać z twoimi biologicznymi rodzicami i nic więcej.
- To w takim razie do statku jeszcze nie wrócimy.

Nagle do pomieszczenia weszła kelnerka, informując nas, że ta część restauracji jest zamknięta i nie możemy tu przebywać. Jednak my w pewnym stopniu ją olaliśmy i dalej wyglądaliśmy przez te duże okna. Kobieta nagle zaczęła podnosić do nas głos, mówiąc, że za chwilę wezwie kierownika, jeśli nie opuścimy lokalu.
Pomyślałem, że ludzie są straszne skarżypyty, dosłownie, jak dzieci w przedszkolu i w tym momencie zacisnąłem pięści, a chwilę potem do pomieszczenia przyszedł jakiś szczupły facet i rozkazał nam opuścić miejsce. Nie wiem, co się wtedy stało, ale nieświadomie zacząłem krzyczeć w kierunku owych ludzi:

- Wy egoistyczne pasożyty! Nie macie żadnego prawa, aby decydować o tym, kto może przebywać w tym miejscu a kto nie!

Mężczyzna odpowiedział, że jest to własność firmy i to oni decydują. Wtedy znów zacząłem krzyczeć w ich stronę:

- Nic tu nie jest wasze, wy egoistyczne pasożyty z poziomem przedszkola! Próbujące żerować na dobrach tej planety oraz kontrolowania innych. Ta planeta należy do Golden Universe Light Family i jest to jedyny prawowity właściciel, a co za tym idzie to wszystko, co znajduje się na tej Ziemi, nie należy do żadnego człowieka, tylko do Rodziny z Wielkiego Światła! Tak więc teraz wynosić mi się stąd i to już!!! Możecie zapomnieć o jakimkolwiek napiwku! A teraz woooon demony!!!

W czasie kiedy wypowiadałem te słowa, całe pomieszczenie trzęsło się jak podczas trzęsienia ziemi, szklanki i talerze spadały, a chwilę później, jakby jakaś energia wystrzeliła i wszystkie szyby w oknach pękły jakby od silnej eksplozji, która nie pochodziła ode mnie.
Ludzie zaczęli w panice uciekać, a we mnie rosła coraz większa agresja.

- Zniszczę wam ten wasz ułomny świat! Tu nic nie należy do was! Nic tu nie jest wasze! Jakiego Boga żeście stworzyli?! Koniec przekazu.

Z sufitu zaczynały spadać lampy, a ściany zaczynały pękać. Ja według opisu Selita stałem z bardzo zaciśniętymi pięściami, jakbym był wyłączony, wtedy to Selit chwycił mnie na ręce i wyniósł mnie na taras, gdzie stamtąd wyskoczył wraz ze mną na ziemię. Tuż chwile później budynek zaczął się walić, a ja ocknąłem się w momencie, kiedy Selit powiedział, że musimy uciekać. Słyszałem tylko syreny i krzyczących ludzi, aż do momentu, gdzie nagle nie przestaliśmy biec i znaleźliśmy się w małej ulicy, na której końcu dostrzegłem las.

- Selit odpoczniemy chwile... - powiedziałem zdyszany
- Dobrze, ale tylko na chwilę.
- Wiesz Selit, to miasto jest naprawdę dziwne.
- Zgadzam się...
- Pójdźmy do statku i polećmy do twoich rodziców, będzie znacznie szybciej.
- W porządku tam jest las, więc idziemy.
- Czuje, żeby nie iść tą drogą.
- Jednak tu jest znacznie bliżej.
- Wiem Selit, ale mam takie przeczucie, że coś przeoczyliśmy.
- To co chcesz zrobić?
- Skręćmy w tę uliczkę.
- W porządku…

Kiedy weszliśmy w uliczkę, dostrzegliśmy, że na jej końcu znajdywał się znowu las. Ten las musiał znajdywać się dosłownie dookoła miasta, ponieważ gdziekolwiek nie poszliśmy i w którą uliczkę nie weszliśmy, zawsze widzieliśmy drzewa, jak nie na końcu ulicy, to przed budynkami tak, jak i w restauracji.

Idąc pobocznymi uliczkami miasta, doszliśmy do pewnego zaułka. Poczułem intuicyjnie, aby wejść do jednego miejsca, którym była kawiarnia. Selit się lekko opierał, ponieważ nie widział sensu, jednak ja nalegałem i w końcu weszliśmy do środka. Miejsce miało przyciemniane szyby i atmosfera w nim była stonowana z delikatnym oświetleniem, gdzie wszystko wyglądało, jakby już była noc. Naprzeciw nas stanęła piękna rudowłosa, krótko obcięta kobieta, z uśmiechem na twarzy, trzymając w ręku jakby dwa szklane pucharki z lodami koloru pistacjowego. Niespodziewanie moim oczom ukazał się tłum tej samej kobiety, ubrane w różnorakie stroje i wykonujące różne czynności. Samo pomieszczenie było wypełnione śpiewem chórku piosenki, który śpiewał jakby piosenkę o jakieś Birgitte. Mimo tej niesamowitej iluzji, wraz Selitem podeszliśmy do baru, który znajdywał się naprzeciw okien i stołów z krzesłami znajdujących się obok. Przywitaliśmy się z barmanką, a ja powiedziałem do niej:

- Niesamowita mutacja Birgitte.
- Skąd wiedziałeś, że jestem oryginałem?
- Twoje kopie nie mają Światła.

Kobieta się lekko zdziwiła, a ja w tym czasie odwróciłem się i cały hologram wytworzony przez Birgitte zniknął.
Dostrzegłem tylko, że przy jednym stoliku, który znajdywał się tuż przy wejściu, siedział starszy mężczyzna w okularach, a na głowie miał taką szaroczerwoną czapeczkę z daszkiem. Z powrotem odwróciłem głowę w stronę kobiety, a mój partner przywitał się, mówiąc:

- Jestem Selit, a to jest Alex.
- A ja Birgitte.
- Słyszeliśmy twoje imię, tuż na samym początku... Miło Cię widzieć.
- Was również… Jednak nie rozumiem, jak to się stało, iż moja mutacja sama się ujawniła, kiedy tu weszliście… Zazwyczaj jestem bardzo ostrożna z okazywaniem tego.
- Możliwe, że Alex, coś w tobie aktywował, ponieważ to on czuł, aby tutaj wejść...
- Ciekawy jest ten Alex.
- Oj i to bardzo…

Spojrzałem się na Selita, a następnie na Birgitte, po czym kobieta zadała do Selita kolejne pytanie.

- Więc również jesteście mutantami?
- Tak, zgadza się...
- Jeszcze wcześniej nikogo takiego tutaj nie spotkałam, to dla mnie dość nowe doświadczenie.
- Dla nas też powiedzmy, ponieważ niedawno odkryliśmy to, że jesteśmy owymi mutantami.
- Ja o swoim darze wiedziałam od dziecka.
- U nas nie do końca wiemy, jak to się zaczęło, bo mieliśmy często czyszczoną pamięć.
- Współczuje wam...
- Spokojnie, wszystko jest dobrze…
- Jeśli mogę zapytać, to jaka jest wasza mutacja?
- Sami do końca nie wiemy, dowiedzieliśmy się na razie tylko tyle, że ja nazywam się agent Nocny Motyl, a Alex to Książę… Z tego, co mówił o swoich wizjach, to zmienia się w wielkie zwierze, coś w rodzaju kota lub panterę.
- To interesujące... Możecie powiedzieć, co was sprowadza do tego miasteczka?
- Mój ojciec, o którym istnieniu dopiero co się dowiedziałem.
- Wiecie, gdzie mieszka?
- Wiemy tylko, że nazywa się Charles i prowadzi jakąś prywatną szkołę...
- Ciekawi jesteście… A czy twoja matka wie o tym spotkaniu?
- Z nią też będę musiał się spotkać, ale ona jeszcze o tym nie wie.
- Zdumiewająca jest twoja historia Selit…

Kobieta, wypowiedziawszy te słowa zwróciła się do mnie pytając:

- A jaka jest twoja historia Alex?
- Moja? Nawet nie pamiętam...
- Więc co tu robisz?
- Pomagam mężowi… Znaczy już teraz byłemu.

Po tych słowach Selit powiedział do mnie stanowczym głosem, iż wystarczy już z tym byłym, a kobieta uśmiechnęła się i powiedziała do nas:

- Więc jesteście małżeństwem… Zaczyna się robić coraz ciekawiej.

Wtedy ja wtrąciłem się i zwróciłem się do Birgitte.

- A jaka jest twoja historia? Taka piękna istota i pracuje w takim miejscu?
- Rodzice kazali mi się uczyć, ale mnie to w ogóle nie interesowało i koniec końców wylądowałam tutaj...
- Czyli zmusili Cię, abyś pracowała?
- Tak, żeby coś mieć trzeba pracować, tak działa nasz system.
- Ten system jest bardzo dziwny… Wybacz, ale jesteś zbyt wartościową istotą, żeby pracować dla takiego starego pryka.

Nagle zza pleców usłyszałem głos mężczyzny.

- Ej ty! Nie pozwalaj sobie łobuziaku… Ta kobieta parzy świetną kawę i robi niezłe naleśniki.

Po jego słowach pomyślałem tylko, że loda pewnie też. Chwile potem zwróciłem uwagę, że naleśniki znajdywały się na jego stoliku wraz z kubkiem kawy, po czym spojrzałem się na owego dziadka, a ten powiedział do mnie:

- Ja ciebie skądś kojarzę łobuziaku…
- Nie wiem, o czym pan mówi, jesteśmy tu pierwszy raz…

Mężczyzna wstał z krzesła i podszedł do mnie, przyglądając się mi bardzo dokładnie. Zajęło mu to chwilę, po czym z uśmiechem na twarzy powiedział:

- Już pamiętam Cię chłopczyku.
- Pamięta mnie pan?
- To ja Stan!
- Jaki znowu Stan?
- Stan Lee chłopczyku...
- Coś mi się przypomina, ale nie za bardzo rozumiem…
- Alex cierpi na zaniki pamięci… - wtrącił Selit

Mężczyzna się tylko spojrzał na niego i pomamrotał pod nosem coś w stylu: Aha… Po czym znów powrócił do rozmowy ze mną.

- Czarna dziura chłopczyku…
- Czy może pan jaśniej?
- Żaden pan, tylko… Poczekaj… Jak ty do mnie mówiłeś? To tak, jakby po polsku było… Aha już wiem Stasiu.
- Stasiu? Coś mi świta, ale dalej nie pamiętam… Możesz mi wyjaśnić, proszę?
- Jasne chłopczyku… Poznaliśmy się w czarnej dziurze, dałem tam Ci taki czerwony kryształ, a ten zlał się z twoim Niebiańskim kryształem, który wyłonił się z twojej klatki piersiowej.
- Ciekawe… Mów dalej.
- Spędziliśmy na pokładzie twojego statku bardzo długo, a ja wtedy miałem 9 lat.
- Dalej nic mi to nie mówi...
- Widzę, że naprawdę nie pamiętasz, a szkoda…
- Ja również nie wiem, dlaczego tak się dzieje...
- Miło było Cię zobaczyć chłopczyku, pomimo iż mnie nie pamiętasz.
- Ciebie również Stasiu.
- Ty się nic nie zmieniłeś od tamtej pory, no może z wyjątkiem ubrań… He-he!

Wtedy Selit wtrącił, zwracając się do mnie:

- Alex pamiętasz, jak ukradłeś mój statek i wleciałeś nim do czarnej dziury?
- Coś jakby przez mgłę...
- Spędziłeś tam bardzo długo, a my wraz z załogą Omegi nie mogliśmy Cię zlokalizować, a kiedy wróciłeś, dowiedziałeś się o istnieniu bliźniaków.
- Poczekaj… Chcesz mi powiedzieć, że w czarnej dziurze wydarzyło się więcej, niż pamiętam?
- Przecież Simon próbował Ci o tym powiedzieć...
- Wkurza mnie to Selit, że wciąż zapominam, ale ciebie o dziwo zawsze tak?

Kobieta była zachwycona przebiegiem naszej rozmowy, a starszy pan zrezygnowany, postanowił wrócić do stolika oraz jedzenia swoich naleśników. Wtedy też ja powiedziałem do męża, że dziwnie się czuje z tym wszystkim i nie potrafię zrozumieć swojego istnienia. Selit mnie przytulił i powiedział, że dobrze jest pamiętać, jak również dobrze jest nie pamiętać… Dodał coś o tym, iż pewnie dlatego jesteśmy razem, aby Selit miał na mnie oko i mnie pilnował. W niewyjaśniony sposób przypomniałem sobie o Fionie i o obrączkach, które nam dała, jednak nie rozumiałem w tamtej chwili przekazu zawartego w tej wizji. Barmanka spojrzała się na nas i zapytała, czy mamy może ochotę na kawę lub coś innego, oczywiście na koszt firmy. ;)
Wtedy ja odpowiedziałem:

- Może napije się tej pysznej kawy, o której mówił ten pan… A ty Selit?
- Ja to jedynie wodę, jeśli można.
- Oczywiście, już podaje. - powiedziała Birgitte

Kobieta znów przykuła mi swoją uwagę i kiedy już obsłużyła Selita, podała mi kawę, a ja po chwili przemówiłem:

- Wiesz Birgitte czuję, że nie zasługujesz, by tu pracować i że jest coś znacznie lepszego dla ciebie niż to miejsce…
- Na pewno tak jest, ale tu mam płacone.
- Płacone za co? Żeby obsługiwać nasze ego?

Kobieta się roześmiała i powiedziała:

- Praca jak praca... Poza tym z moim wykształceniem nie znajdę lepszej.
- A kto w ogóle powiedział, że musisz pracować?
- Rodzice…
- To się nie trzyma kupy.
- Też to czuje, ale nie chcę ich ranić.
- Ty nie ranisz nikogo, oni sami się ranią.
- Nie rozumiem Cię Alex...
- Musisz zapomnieć wszystko, czego Cię nauczono.
- Tak po prostu mam zapomnieć?
- Właśnie tak...
- Nawet rodziców?
- Nawet… Pamiętaj, że rodzice nigdy nie będą zadowoleni i myślą, że wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci, gdy tak naprawdę pieprzą im rzeczywistości i kreują, raniąc ich przy tym, że muszą pracować, być kimś, a potem się dziwią, dlaczego ich dzieci są takie, a nie inne... Jak również, dlaczego są nieszczęśliwe albo umierają… Pamiętaj, że dzieci są zawsze mądrzejsze od rodziców, a to rodzicom nie koniecznie się będzie podobać.
- Czuje, że masz racje, jak o tym mówisz.
- A ja czuje, że powinnaś to zostawić i pójść wraz z nami.
- Alex, ale ja tak nie mogę po prostu tego zostawić.
- Możesz i to bez żadnych skrupułów.
- No ale szef by mi dał naganę albo zwolniłby mnie z pracy...
- Birgitte… Ci wszyscy szefowie, tak jak i wszyscy politycy to wielcy niedowartościowani egoiści, którzy są jak komary…
- Komary?
- Tacy mali krwiopijcy, którzy wykorzystają, a później zrobisz choćby nawet malutki błąd, to będą Cię zastraszać karami i w końcu i tak ciebie wyrzucą. Nawet jeśli to nie ty zawinisz.
- Masz racje, ale…
- Tu nie ma miejsca na żadne „Ale”… Panienka bierze natychmiast swoje rzeczy i wychodzimy stąd.
- No ale ja nie mogę naprawdę...
- Jesteś wolnym istnieniem i żadnemu niedowartościowanemu egoistycznemu człowiekowi nie musisz się spowiadać ze swoich wyborów, jakich dokonujesz.
- Alex, mam klientów…
- To nie są twoi klienci Birgitte, bo tylko niedowartościowani egoiści mają tak zwanych klientów, czy też niewolników w swoich pracach, aby się nachapać pieniędzmi kosztem innych. Tylko byle ich śmierdzącemu ego było dobrze.
- No tak… Zgadzam się Alex.
- Odpowiedz tak szczerze Birgitte… Ilu niewolników potrzeba, abyś mogła zarobić na swoje potrzeby, które i tak nie będą nigdy do końca spełnione?
- No dobrze, a ten pan?
- Świetnie da sobie radę bez ciebie, bozia rączki dała, więc kawę i naleśniki sam może sobie zrobić, a nawet i krowę wydoić.
- Alex, boję się...
- Birgitte pamiętaj, strach, to tylko iluzja.
- Czyli mam się nie bać?
- Dokładnie... Co się dzieje, kiedy nie ma w tobie strachu?
- Czuje, że odżywam…
- To jest właśnie twoja wolność Birgitte!
- Wiesz… Czuję ekscytację, jak o tym myślę, aby to wszystko tak po prostu zostawić.
- To w takim razie, chodź z nami.
- Dobrze, poczekajcie chwilę.

Birgitte wybiegła z radością na zaplecze, a kiedy wróciła z kurtką i torebką, powiedziała głośno:

- Wychodzimy i tak już miałam dość tego miejsca i tej żenującej pracy! Nareszcie czuję się wolna!

Wtedy z siedzenia wstał Staś i powiedział do nas:

- Jeśli moja Birgitte wychodzi, to ja też… - po czym po chwili dodał, pytając się, czy może nas podwieźć.
- Tak oczywiście Staś… Z miłą chęcią. - odpowiedziałem
- To… Gdzie jedziemy?
- Do szkoły Charles’a.
- Mówisz o szkole Profesora Xavier’a?
- Tak… Chyba tak.
- Długo czekałem na to, by się tam wybrać.
- Więc wiesz, gdzie się znajduje?
- No pewnie… Idziemy do mojego auta.

Kiedy wychodziliśmy, słońce prawie zachodziło. Niedaleko lokalu stał stary jasnozłoty samochód, a Stan wyjął kluczyki i otworzył drzwi, mówiąc:

- Na co jeszcze czekacie? Wskakujcie do środka!

Zdziwiłem się, bo ten samochód wyglądał jak zabytkowy kabriolet, ale po chwili weszliśmy do środka. Birgitte usiadła z przodu, a ja wraz z Selitem na tylnym siedzeniu. Kiedy ruszyliśmy, mężczyzna podekscytowanym i radosnym głosem powiedział:

- Będąc w czarnej dziurze, dzięki Alexowi zobaczyłem prawie wszystkie życia mutantów...
- Zobaczyłeś gdzie? - zapytała kobieta
- Kiedy poznałem Alexa, ten siedział uwięziony na statku z Księgą Wszelkiego Istnienia.
- A to ciekawe Stan, mów dalej.
- Wtedy to widziałem praktycznie wszystkie mutacje, a była ich dość spora liczba i wśród nich ujrzałem również Charles’a, do którego jedziemy… Powiem szczerze, że czekałem długo na tę możliwość, aby go poznać.
- Kim jest ten Charles?
- To najpotężniejszy umysł na Ziemi, który pomaga mutantom w ich ewolucji, jak również odnalezieniu siebie oraz ogarnięciu ich wyjątkowej zdolności, jaką jest mutacja. Znając jego historię, to na pewno już wie, że do niego jedziemy i na nas czeka.

Wtedy ja wtrąciłem, mówiąc do Selita.

- Widzisz Selit… Twój tata też jest mutantem i to w dodatku z najpotężniejszym umysłem na planecie, a ty jesteś jego synem… Wiesz, co to oznacza Selit?
- Nie… Nie wiem Alex.

Wtedy Stan wtrącił, mówiąc:

- To oznacza Selit, że jesteś synem jednego z najpotężniejszych mutantów i masz pewnie dar, który jest znacznie mocniejszy od twojego ojca.
- Czyli to by mogło być powodem, dlaczego nam wciąż usuwają pamięć… - stwierdził Selit
- Z takimi umysłami i mutacjami jak wy trzeba być ostrożnym, bo dla niektórych istot jesteście bardzo niebezpieczni…
- To bardzo dobry powód, aby oczyścić nam pamięć.
- Spokojnie, Twój ojciec Ci pomoże i to nie tylko z odzyskaniem pamięci...
- Z czym jeszcze?
- Sam zobaczysz…
- Widzisz Selit? Nie ma przypadków, a ty się tak opierałeś, żeby tu przyjechać. - odparłem
- Nie tylko, żeby tu przyjechać...
- No tak, do kawiarni też nie chciałeś wejść, bo Ci się nie podobało.

Wtedy kobieta powiedziała, że jej się nie podobało wyjść z pracy i zostawić kafejkę bez żadnych skrupułów, ale teraz, kiedy siedzi z nami czuje, że ożyła i jest to fantastyczna przygoda.
Wtedy Stan powiedział do niej, żeby się o nic nie martwiła, bo tam, gdzie jadą, otrzymają nową drogę, jak również w pewnym stopniu nowe życie.

- Stare musi odejść, aby nowe lepsze mogło przyjść, takie jest odwieczne prawo kreacji. - powiedziałem na głos
- Mądrze powiedziane chłopczyku, a teraz gaz do dechy!

Cała droga nie była daleka, choć mimo tego, była ona przyjemna. Śmialiśmy się i cieszyliśmy każdą chwilą. Birgitte zapytała Stana, dlaczego tak ochoczo odwiedzał kafejkę, w której jeszcze niedawno pracowała. Stan wyjaśnił, iż wiedział, że jest mutantką i bardzo ją lubi. Dodał również, że miał nadzieję, iż pokaże mu na własne oczy jej niezwykłą mutację.
Wtedy też kobieta uśmiechnęła się w jego stronę i nagle usłyszałem tę samą piosenkę, jaką słyszeliśmy, wchodząc do kafejki wraz z Selitem. Spojrzałem się na niego, a on wyglądał dokładnie, jak sama Birgitte, a chwile później spojrzałem się w boczne lusterko od strony kierowcy i zobaczyłem tam też odbicie owej kobiety… Byłem zafascynowany tymże widokiem, a tuż potem przyglądałem się w lusterku wstecznym i wyglądałem tak jak ona. Mieliśmy wszyscy niezły ubaw, a po zakończonej projekcji Staś wydawał być się spełniony. Jednak to zdarzenie mnie zastanowiło. Przecież Staś był z nami w kafejce, kiedy kobieta się przemieniła, ale to dopiero teraz mógł to zobaczyć na własne oczy. Postanowiłem się jej zapytać, jak to jest możliwe. Birgitte odpowiedziała, że jej mutacja pozwala w pewnym stopniu mieć kontrolę nad tym, kto może to zobaczyć, a kto nie. Mutantka oprócz tego, iż była bardzo piękna, była też bardzo inteligentna. Czułem całym sobą, że dobrze, iż wyrwaliśmy ją z rąk tego kafejkowego pasożyta.

.



.

Pobierz pliki