12



Obudziłem się dość wcześnie. Sny były dość dziwne i było w nich dużo samochodów oraz różnych wypadków. Wyglądało to, jakby różne linie czasowe nakładały się na siebie i pojazdy dosłownie znikąd wjeżdżały na siebie niespodziewanie, rozbijając się przy tym.
Nie do końca rozumiałem, skąd biorą się owe męczące sny i postanowiłem przewietrzyć głowę, wychodząc przed dom.
Poranek był dość chłodny, a dookoła była niewielka mgła.
Obserwując teren, dostrzegłem, że do domu Nicole nie było żadnej, prowadzącej drogi. Zacząłem się zastanawiać dlaczego… Wtedy to też otworzyły się drzwi i kiedy się odwróciłem, zobaczyłem Nicole, która podeszła do mnie, mówiąc:

- Też nie możesz spać?
- Śniły mi się dziwne rzeczy.
- Mnie również…
- Wiesz Nicole? Tak się zastanawiam…
- Mów śmiało.
- Zauważyłem, że do tego domu nie ma żadnej drogi, czy też dróżki.
- Kiedyś była…
- I co się stało?
- Wiesz, od wypadku rodziców nie lubię samochodów i kiedy tu się przeprowadziłam, to miałam wspomnienia, jak podjeżdżamy tu samochodem.
- To było męczące dla ciebie?
- Tak i to bardzo… Pewnego dnia byłam już zmęczona i zła na to, co się stało i postanowiłam zaorać drogę, oraz posadzić na niej drzewa, oraz trochę roślinności i tak po kilku latach, droga całkowicie zniknęła.
- Świetna robota.
- Wiesz, kiedy się przemieniam, to mogę biegać między drzewami, poza tym czuje się bezpieczniej, a przy okazji wiem, że nie przyjedzie tu żaden samochód.
- Czyli masz miejsce kryjówki?
- Może nie tyle, ile kryjówki, ale miejsce na tyle daleko od drogi, aby mieć spokój.
- W sumie, to Ci się nie dziwię ludzie używają takich hałaśliwych maszyn, które je zabijają.
- I jeszcze chcą ich więcej.
- To zastanawiające, bo kiedy o tym mówisz, to przypomina mi się wczorajsza rozmowa.
- Była ciężka...
- Tak, ale po części konieczna.
- Fakt, aczkolwiek jakoś nie mogłam usnąć.
- Chris wydaje się spać dobrze.
- Jest młody.
- Młody i samotny.
- Mnie też zrobiło się go żal…
- Już wiesz, co z nim zrobić?
- Na pewno nie oddam go tym zołzom z sierocińca.
- Ja też bym tego nie zrobił.
- W sumie, jeśli mu się tu podoba, to może ze mną zostać…
- No tak, on już wie, jak opróżnić Ci lodówkę, a to już coś. He-he!
- He-he! Masz racje… Zabawny jest ten młodzieniec, polubiłam go bardzo i choć dopiero co się pojawił w moim życiu, to czuje z nim więź.
- Ja również to wyczułem.
- A zmieniając temat… Myślisz, że Birgitte też by chciała tu zostać?
- Wiem, że na pewno Cię lubi.
- Ja w sumie też i to bardzo… A to jest takie dziwne uczucie w środku.
- Co mówi Ci to uczucie?
- Tylko się nie śmiej, okej?
- W porządku.
- Kiedy ją zobaczyłam wczoraj bez tej tapety na twarzy, to pomyślałam sobie, że jest piękna i to jest mój książę, na którego czekałam.
- To chyba dobrze, co nie?
- Wiesz… Ona i ja jesteśmy kobietami.
- No tak, ale ja z Selitem to niby co? Ha-ha!
- Myślisz, że to coś złego, kiedy osoby tej samej płci się sobie podobają?
- Myślę, że to nie ma żadnego znaczenia, jaką drogę wybieramy, ale czy w tej drodze jesteśmy szczęśliwi.
- No tak... Wiesz Alex, dużo myślałam o tym, co mi powiedziałeś.
- Co masz na myśli?
- Zanim udaliśmy się do szkoły Charles’a, mówiłeś, że w odpowiednim momencie pojawi się istota, z którą zaznam spełnionej miłości…
- Nie pamiętam tego, abym to mówił.
- Może ty nie, ale ja za to tak.
- Mimo to uważam, że zasługujesz na miłość.
- I właśnie to samo mi powiedziałeś…
- Do czego zmierzasz?
- Kiedy mówiłeś o miłości, powiedziałeś, że pojawi się istota. Nie powiedziałeś, że to będzie mężczyzna, ani kobieta… Chodzi mi o to słowo, w sensie istota.
- Birgitte też jest istotą.
- Właśnie o tym mówię Alex.
- Czy ty się zakochałaś?
- Myślę o Birgitte non stop.
- Porozmawiaj z nią.
- Głupio się czuje, a co jeśli ona…
- Stop, zatrzymaj się… Nie ma co, jeśli…
- To co mam zrobić?
- Pozwól, niech to samo się ułoży.
- No tak…
- Birgitte i tak nie ma dokąd iść, poza tym czuje, że Chris pasuje do was.
- Ja też to czuje… Właściwie, to czuje się tak, jakbym odzyskała rodzinę. To głupie...
- Nicole, przecież te uczucia, które mamy są po coś i nie są wcale głupie.
- No tak masz racje…
- Daj sobie czas i daj też czas Birgitte… Nawet jeśli, to i tak nie ma znaczenia, bo przecież masz piękny związek ze swoim wnętrzem.
- Właśnie, o tym mówiłeś tam przed szkołą.
- Widocznie tak jest.
- Tyle że nie wiem, co mam robić...
- Możesz zaufać, że wszystko jest dokładnie takie, jak powinno być.
- Zaufać mówisz?
- A masz inne wyjście w zaistniałej sytuacji?
- Właściwie, to nie.
- Hm, zacząłem robić się głodny…
- Chyba trzeba będzie udać się do sklepu.
- To dość daleko co?
- Dla mnie rzut beretem.
- Nie chciałbym Cię obciążać kosztami i tak już dużo dla nas zrobiłaś, pozwalając nam tu zostać.
- Alex przestań… Spotkanie z wami to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała od wielu lat. I jestem niezmiernie wdzięczna, że mogłam was spotkać.
- Wiesz Nicole, ja również jestem za to spotkanie wdzięczny.
- To wiesz co… Ubiorę się i pobiegnę do sklepu.
- To zajmie Ci pewnie kilka godzin?
- Maksymalnie godzinę, ponieważ nie tak jest daleko stacja benzynowa, na której mają różne produkty.
- Tak sobie myślę, patrząc po tych leśnych owocach, że może zrobilibyśmy jakieś ciasto z owocami.
- Albo naleśniki.
- He-he! Lubię naleśniki.
- Chris też.
- Zauważyłem… Wiesz, że jak poznaliśmy Birgitte w kafejce, to ona robiła tam naleśniki?
- Nie żartuj!
- Mówię serio.
- Ma kobieta zdolności.
- I również dużo miłości w sobie.
- Wiesz, w sumie ja też mam.
- I Chris też.
- Kurcze, nie wiem, co mam powiedzieć...
- Może nie mów nic, tylko daj sobie chwilkę na przewietrzenie umysłu.
- Wiesz, jednak przebiegnę się do tej stacji na małe zakupy.
- Może Ci pomogę, przecież w ręku nie będziesz tego nieść.
- He-he! Mam specjalny plecak do tego.
- Czyli używasz plecaka na zakupy?
- Wiesz, takiego dużego plecaka…
- To super…
- Dobrze, to idę się przebrać i lecę po kilka rzeczy do sklepu.
- W porządku, ja tu jeszcze chwile podumam.
- Nie lepiej z widokiem na jezioro?
- Tam pewnie jest Selit.
- To dlaczego do niego nie pójdziesz?
- To jest jego wolna przestrzeń i czuje, aby jej nie naruszać.
- Masz rację… Wy dajecie sobie wolność z tego, co pamiętam.
- Dokładnie tak jest.

Kobieta wróciła do domu i po kilku minutach wyszła, przemieniając się w jelenia, po czym zaczęła biec między drzewami. Ja pomyślałem o Selicie i postanowiłem ukradkiem zerknąć na niego. Kiedy doszedłem za budynek, dostrzegłem, że Selita tam nie ma, dlatego postanowiłem wejść do domu i go odnaleźć.

Kiedy wszedłem do środka, panowała cisza, oprócz jednego pokoju, w którym smacznie chrapał Chris.
Zacząłem dyskretnie rozglądać się po pomieszczeniach, ale nigdzie nie znalazłem Selita.
Postanowiłem ponownie wyjść z domu i obchodząc go, rozglądałem się za nim, jednak nigdzie go nie dostrzegłem.
Może Selit mnie zostawił? A może poszedł do swojego ojca?
W sumie, to mu się nie dziwie… Chwila, on wczoraj chciał wrócić do statku. W takim razie, jeśli tak się stało, to poczekam na niego, aż przyleci po mnie.
Czułem się dość dziwnie, ponieważ Selit jak mi się wydawało, powinien mi powiedzieć, jeśli zamierza dokądś iść, jednak tym razem nie wspomniał ani słowa. Fakt, że Selit nigdy nie śpi, sprawił, że nie wiedziałem do końca, kiedy wyszedł, jak również tego, kiedy wróci.
Postanowiłem uzbroić się w cierpliwość i usiadłem na leżaku, przyglądając się widokowi jeziora oraz lasu…

Myśli znów zaprowadziły mnie do samochodów. Pomyślałem, że samochodem można by było pojechać na większe zakupy i Nicole nie musiałaby się fatygować sama.
Jednak kiedy dotarłem do punktu wyobrażania sobie samochodów, nagle moja głowa zaczęła wyświetlać sceny z wypadkami samochodowymi, podobnie, jak w moim śnie.
Niby samochody są potrzebne, a z drugiej strony są hałaśliwe, zanieczyszczają powietrze i nas ranią.
Pamiętam, jak byłem dzieckiem i byliśmy w odwiedzinach w szpitalu, to widziałem członków rodziny z połamanymi nogami i spuchniętymi twarzami. Siostra mojej mamy wraz z jej mężem i dwójką dzieci mieli wypadek i prawie co nie zginęli. To był okropny widok i na pewno traumatyczne przeżycie dla nich. Przypomniałem sobie ów zielony samochód, który stał za stodołą u babci. Z pojazdu nie zostało zbyt wiele i wyglądał na nieźle skasowany…
Cud, że przeżyli… - pomyślałem

Wiem, że ludzie lubią wyzwania, ale zacząłem dochodzić do wniosku, że jako ludzie, nie uczymy się na tak zwanych błędach. Dlaczego tak mówię? Ponieważ po wypadku oprócz mojej cioci, a siostry mamy, praktycznie wszyscy mieli samochody. Ja ogólnie nie byłem specjalnie za takimi pojazdami i chyba było to też spowodowane pamięcią wypadku swojej rodziny. Do prawa jazdy również mnie nie ciągnęło. Ojczym się śmiał, że specjalnie dla mnie wszystkie drzewa musiałyby być gumowe. Jak się okazuje, to nie tylko dla mnie, ponieważ on sam miał samochód i wielokrotnie były sytuacje z małymi stłuczkami.
Wydaje się, że ludzkość lubi swoje zabawki tak, jak katastrofy lotnicze czy pociągowe. Ludzie tak ciężko pracują na te mordercze zabawki, aby później wydawać kolejne pieniądze na szpitale i służby ratunkowe. Przecież to niedorzeczne… To musi być jakaś choroba naszej cywilizacji. Pamiętam, jak ludzie chcieli, aby ich dzieci robiły prawo jazdy, a kiedy te kończyły 18 lat, to rodzice kupowali im samochód, a później ich dzieci nie wracały do domu i w zamian za taki prezent urodzinowy, był pogrzeb, a później ludzie zastanawiali się, jak do tego doszło.
Gdybym powiedział ludziom, że te ich zabawki, to tak naprawdę mordercze maszyny, to znając życie stwierdziliby, że jestem niestabilny psychicznie i gadam głupoty. Jednak obserwując wydarzenia z ostatnich godzin, to wydaje się, że po części mam rację i ludzkość swoją upartością, robi sobie więcej krzywdy niż to jest warte.
Nie rozumiem jednej rzeczy… Ludzie muszą ciężko pracować, aby mieć samochody, które trzeba naprawiać, sprzątać i płacić ubezpieczenia. Wychodzi na to, że tak naprawdę ludzkość pracuje na potrzeby swojego ego i zabawek, które i tak wcześniej czy później ich skrzywdzą.
Możliwe, że to jest właśnie największe wyzwanie w życiu. Ze zdobytych doświadczeń, przestać kontynuować dotychczasowe życie. Przecież mam dwie nogi i mogę chodzić. Tak, jak tu przyszliśmy z Nicole na piechotę.
Właściwie, to żadne z nas nie miało zegarka i nawet nie wiem, ile czasu zajmuje dotarcie tutaj, nie mówiąc już o kilometrach od drogi, jakie przemierzyliśmy, lecz pomimo to, udało nam się dotrzeć na miejsce.
To wcale nie taki głupi pomysł mieszkać z dala od ludzi i całego zgiełku, jaki panuje w miastach. Z dala od świata wielkiego ego, który tworzy więcej chorób i chaosu, aby bawić się swoimi morderczymi zabawkami.
Nawet zwykła drabina może stać się przyczyną wypadku i z tego, co pamiętam, to również o takich historiach słyszałem.
Pamięć tego, iż wyrosłem w hałaśliwej Warszawie sprawiał wrażenie, jakbym chciał się znaleźć z dala od tego metalowego, plastikowego i betonowego świata, w którym tak, jak powiedział Chris, nie było żadnej wiedzy, a tylu niby mądrych i wykształconych ludzi żyło w świecie złudzeń i marzeń, które z mojego nowego punktu widzenia, były wyssane z palca tak, jak cała wiedza, którą operował system szkolnictwa, prowadząc cywilizacje ludzi do samo destrukcji.
To by wyjaśniało, dlaczego urodziłem się w świecie pełnym cierpienia… Ludzie pracowali na to, by mieć rzeczy, a w końcu i tak umierali, zostawiając po sobie to wszystko. Fakt… Może sprawia to jakąś radość na chwilę, ale czy ja byłem szczęśliwy, żyjąc życiem człowieka?
Przecież z jakiegoś powodu odbyłem podróż w przyszłość, a powrót wraz z Selitem na Ziemię wydawał się nieprzypadkowy… Wydaje mi się, że ta podróż ma ukryty, większy cel i czuję, że pewnego dnia poznam całą prawdę, tak, aby nigdy więcej nie powtórzyć tego, przez co przeszedłem.

Niespodziewanie przede mną stanął Chris.

- Dzień dobry Chris. Wyspałeś się?
- Dzień dobry, tak. Wiesz, gdzie jest Nicole?
- Poszła do sklepu po jakieś zakupy…
- Aha, czuje się dość dziwnie, że jej tu nie ma.
- Możesz się przysiąść i poczekać ze mną.
- Też na nią czekasz?
- Czekam na Selita.
- Czyli poszli razem?
- Nie... Kiedy rozmawiałem z Nicole, to Selita już nie było.
- Wyszedł w nocy.
- Jak to w nocy?
- Widziałem go z okna, myślałem, że chce sobie pospacerować.
- No tak, miał latarkę.
- Miał, ale zrobiłem swoją sztuczkę i było widno.
- Wiesz, w jakim kierunku poszedł?

Wtedy chłopiec wskazał palcem, a ja już wiedziałem, że był to kierunek, z którego przyszliśmy.

- Martwisz się o niego?
- Chyba raczej nie...
- Boisz się, że nie wróci?
- Może trochę.
- Nie martw się, on na pewno da sobie radę.
- Skąd ta pewność?
- Po prostu to czuje.
- Więc zaufam twojemu uczuciu. Dziękuję Chris.
- Spoko.

Chłopiec nagle wstał i wbiegł do domu. Usłyszałem, jak powiedział głośno:

- Nicole już jesteś!

Postanowiłem udać się do środka i upewnić się, że kobieta wróciła.
Kiedy wszedłem do wewnątrz, ujrzałem Chrisa przytulającego Nicole, zrobiło mi się miło, kiedy widziałem ich razem. Chwile później na dół zeszła Birgitte, do której chłopczyk podbiegł i również ją przytulił.

Kilka minut później śniadanie było gotowe. Amerykańskie tosty i kakao były nowym początkiem, lecz niestety tego ranka przy stole brakowało mi Selita i czułem się z tym dość dziwnie.
Nie umiałem zrozumieć do końca, dlaczego nic nie powiedział, bo jeśli poszedł po statek, to mogłem przecież iść wraz z nim... No, chyba że poszedł do ojca to już inna sprawa. Nie miałem innego wyboru niż poczekać.

To dość dziwne uczucie, kiedy zasypiasz i osoba, którą kochasz, jest w pobliżu, a kiedy się budzisz, to jej nie ma.
Wiem że Selit jest wolny i może robić co chce, jednak tego dnia nie podobało mi się to... Może w jakimś stopniu czułem się przez niego porzucony, a może jak zwykle wyolbrzymiałem. Wiem, że kiedy coś nie jest tak, jak myślę, to wtedy mój umysł szaleje i wytwarza niestworzone historie, jak to według niego powinno wyglądać. Jednak rzadko kiedy ma racje. Wydaje mi się, że umysł człowieka jest dość niewyjaśnioną maszyną, która potrafi z małej błahostki stworzyć wielkie coś… No tak, zawsze jest łatwiej, kiedy mamy klarowną odpowiedź na pytanie, jednak dopóki owej odpowiedzi nie otrzymamy, to w ciele występuje uczucie niepokoju. Myśląc o Selicie nie czuje, że mnie zdradza, czy kogoś poznał. Przypomniało mi się, że takie uczucia obawy przed zdradą miały miejsce, kiedy randkowałem z innymi. Może wynikało to z mojej niedojrzałości, a może jest tego inna przyczyna? Przecież jeśli Selit mnie zostawił i wrócił na Omegę, oznacza to, że zostanę uwięziony w Ameryce. Przecież nie mam paszportu ani wizy. Poza tym znając życie, to ci biurokraci zadawaliby pewnie wiele pytań, jakim cudem przyjechałem do tego kraju. Przecież jakbym im powiedział, że statkiem kosmicznym, to by mi odpowiedzieli, że skoro przyleciałem statkiem, to mogę również nim odlecieć… He-he!
No dobra muszę trochę sobie pożartować, bo inaczej zwariuje z natłoku myśli.
Może się przejdę na jakiś mały spacer po okolicy, ale co jak Selit wróci… Może lepiej, jak będę trzymać się blisko domu.

Dzień mijał, a Chris wraz z dziewczynami wygłupiali się na pomoście i nawet się kąpali w jeziorze. Wyglądali na takich szczęśliwych, a ja włóczyłem się czekając na Selita, który jakoś się nie zjawiał. Nie miałem ochoty na zabawę, poza tym jakoś mnie nie ciągnęło do wody. Postanowiłem, że wezmę szybki prysznic, aby zmyć z siebie myśli, po czym wróciłem na taras i usiadłem na leżaku, obserwując moich przyjaciół.
Po pewnym czasie postanowiłem się zdrzemnąć…
Chyba minęło kilka godzin, a ja obudziłem się, dostrzegając, że moich przyjaciół nie ma na pomoście.
Słońce już prawie zachodziło, wszedłem do domu, gdzie Nicole i Birgitte kręciły się w kuchni, a mojego męża dalej nie było.
Na pewno niebawem się zjawi… - powiedziały dziewczyny, uspokajając mnie przy tym

Jakiś czas później zasiedliśmy wspólnie do stołu, kosztując pizze, którą dziewczyny same zrobiły, jednak ja nie miałem jakoś apetytu. Fakt, że była smaczna, ale nie wtedy, kiedy tęskniłem.
W pewnym momencie chłopiec nas uciszył, po czym nasłuchiwał tak, jakby ktoś szedł.
Pomyślałem, że może to jest Selit, jednak chłopiec po chwili powiedział szeptem, że w okolicy grasuje jakiś człowiek, który nie ma dobrych zamiarów.
Nicole poprosiła Chrisa, by wyjaśnił, co dokładnie czuje.
Chłopiec opisał, że jest to starszy duży pan, który ma ze sobą dziwną broń i idzie po śladach jakby zwierzęcia.

Nicole postanowiła przygasić światła, a ja czułem się poddenerwowany. Serce waliło mi mocno, dosłownie tak, jakbym chciał uciec.
Nie wiedziałem do końca, co się dzieje, aż do momentu, w którym przypomniałem sobie sytuacje z miasta i owego mężczyznę, który strzelał do Nicole. Wtedy to też zwróciłem się do kobity szeptem, mówiąc o swoich odczuciach.

- Nicole, to na pewno jest ten sam facet, który do ciebie strzelał.
- Skąd to wiesz?
- Chris go opisał.
- Duży facet z brodą, jak święty Mikołaj i ma na sobie długi ciemny skórzany płaszcz, a w ręku jakąś srebrną broń…
- To właśnie jego widziałem. - wtrącił Chris
- Musimy coś wymyślić albo się ukryć.
- Może zastawimy na niego pułapkę? - zaproponował Chris
- To też dobry pomysł, ale na razie musimy być cicho.

Jeśli Chris wyczuł niebezpieczeństwo, to oznaczałoby, że ma on więcej darów niż tylko zabawa słońcem i przemiana w jednorożca. Ten młodzieniec wydawał się bardzo inteligentny… Rzekłbym nawet, że zbyt inteligentny, jak na swój wiek.
Postanowiłem, że będę uważnie słuchać, o czym mówi, tak aby nasza współpraca pomogła nam w pozbyciu się intruza.
Poza tym miałem nadzieje, że Selit teraz nie wróci, a nawet jeśli jest on w pobliżu, to znając broń starego mężczyzny, jest w wielkim niebezpieczeństwie.

Udaliśmy się do piwnicy, gdzie mieliśmy w ciszy przeczekać, aż mężczyzna przejdzie dalej. Nicole wcześniej zamknęła wszystkie okna oraz drzwi… Jedynie co mogliśmy zobaczyć z piwnicy, to dwie strony budynku przez niewielkie okna, jakie tam się znajdowały.

Selit gdzie jesteś? - pomyślałem
Ta cała sytuacja była dość niewygodna. Nie mieliśmy kogo powiadomić, poza tym nie było tu drogi, więc nawet gdybyśmy wezwali policje, to nie dotarliby oni na czas. I oczywiście Chris zostałby prawdopodobnie odebrany i zabrany z powrotem do sierocińca.
Może jest jakiś sposób, aby ta sytuacja wreszcie się skończyła? - powiedziałem na głos

Wtedy to Chris odpowiedział, pytając mnie, dlaczego nie użyje swojego komunikatora.
Faktycznie całkowicie zapomniałem o tym.
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem urządzenie, po czym wybrałem funkcje kontaktu z Selitem… Używałem jej kilka razy, ale bez żadnego odzewu w moją stronę.
Wydawało się, że mija kolejna godzina, kiedy w ciszy siedzieliśmy w piwnicy. Chris dalej wyczuwał zagrożenie, które z każdą minutą wydawało się nasilać. To, czego nam chłopiec wtedy nie powiedział, był fakt, że jego mutacja miała w sobie radar o zasięgu 10 kilometrów, co oznaczało, iż gdybyśmy o tym wiedzieli, to mielibyśmy więcej czasu na to, by chociażby uciec z posesji, jednak teraz według Chrisa mężczyzna zbliżał się w naszym kierunku i znajdował się około 100 metrów od domu.
Jak wyjaśnił chłopiec, był on bardzo zrelaksowany w naszym towarzystwie i dopiero kiedy wspólnie w ciszy zasiedliśmy przy stole, to mógł on z większą dokładnością stwierdzić, iż wyczuł owe zagrożenie, jakim był mężczyzna idący w stronę domu.
Serce stanęło mi w gardle i bałem się, podobnie jak reszta moich przyjaciół. Mimo to chciałem wierzyć, że ten mężczyzna zniknie raz na zawsze i nie dojdzie więcej do spotkania z nim.

Po dłuższej chwili usłyszeliśmy głos dochodzący zza domu.

- Wiem, że tam jesteś Nicole… Może wyjdziesz i sobie porozmawiamy…
- Skąd ten dziad wie, jak się nazywam? - zapytała Nicole
- Ten facet chyba Cię od dawna obserwował. - odpowiedziałem
- Na pewno mnie zobaczył, jak byłam na stacji i po śladach, doszedł aż tutaj.
- No tak… To chyba jakiś myśliwy.
- I chyba nie lubi kobiet… He-he! - zażartowała Nicole
- Bez względu na wszystko, zostańcie tutaj.
- Co chcesz zrobić?
- Czuję, że muszę wyjść.
- Alex…
- Spokojnie, zakradnę się i będę go obserwować, a wy tu zostańcie i postarajcie się być cicho.
- W porządku Alex, tylko bądź ostrożny.

Powoli opuściłem piwnicę i udałem się na parter, dyskretnie wyglądając przez okna, aby dostrzec myśliwego. Nie umiałem tego wyjaśnić, ale w pewnym momencie tak jak i słuch, tak i wzrok zaczął mi się wyostrzać. Wyraźnie słyszałem każdy krok owego mężczyzny tak, jak i moje oczy wydawały się widzieć wszystko wyraźniej, pomimo iż była noc.
Skradałem się z okna do okna, jak kot, obserwując cel.
Myśliwy znów zawołał Nicole, mówiąc jej, że dla jej dobra powinna opuścić dom i się poddać.

Poddać? Komu? Jakiemuś niedorobionemu dziadkowi z pukawką? - pomyślałem
Czułem, że muszę jeszcze na chwilę zejść do piwnicy, aby upewnić się, że moi przyjaciele zostaną na dotychczasowych miejscach.
Kiedy już się upewniłem, wychodząc z piwnicy, usłyszałem, że klamka w drzwiach się porusza.
Chwilę później usłyszałem walnięcie, jakby pięścią w drzwi, a następnie pojawił się ponownie głos myśliwego, tym razem był on znacznie głośniejszy i brzmiał groźniej, po czym usłyszałem zza drzwi:

- Otwieraj te pieprzone drzwi albo wejdę do środka i pożałujesz, że się urodziłaś parszywy mutancie. To i tak już jest twój koniec, oczyszczę tę Ziemię z takich istot, jak ty, abyście wiedzieli, że ludzie są znacznie bardziej wartościowi niż wy dzieci diabła!

Co za palant… Ktoś powinien mu dobrać się do tyłka, tylko kto? - pomyślałem

Mężczyzna znów zaczął krzyczeć:

- Nikt Ci tu nie pomoże, jesteś sama i bezradna jak sarna… Ha-ha! Urodziłaś się dziwką i umrzesz tak, jak ona!!! Słyszysz to potworze!! Wyłaź albo spalę twoją kryjówkę wraz z Tobą.

Nie wiedziałem, czy ten mężczyzna jest zdrowy na umyśle, czy pod wpływem jakiegoś alkoholu. Ciśnienie zaczęło się podnosić, a moje wnętrze stawało się coraz bardziej burzliwe… Zacisnąłem pięść i zacząłem odczuwać złość, nad którą nie mogłem zapanować. Otworzyłem gwałtownie drzwi, a chwile później wydobył się ze mnie ryk.

.



.

Pobierz pliki