22



- Czuję, byśmy wylądowali na tej planecie.
- To kiepski pomysł Alex.
- A to dlaczego?
- Bo to jest planeta demonów.
- Planeta Zoe?
- Zgadza się.
- Wiesz, że to ja je tutaj sprowadziłem?
- Sprowadziłeś demony na tę planetę?
- To długa historia, ale w skrócie tak.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Aby dać im tymczasowy dom, w którym przejdą transformację i zostaną przywrócone do Światła.
- Piłeś coś?
- Nie, a co?
- Bo gadasz głupoty.
- Światło nie jest głupotą, tylko Domem.
- Myślałem, że cały wszechświat jest domem.
- To tylko tymczasowe doświadczenie.
- Jakbyś żył tak długo, jak ja, to byś mówił inaczej.
- Dużo przeszedłeś w swoim życiu?
- Zbyt dużo, ale to nie było życie, tylko piekło.
- To tak jak wszyscy, nawet te demony.
- Wiesz, do czego te istoty są zdolne?
- Wiem, że są zdolne do wszystkiego, ale nie są groźne.
- Słyszałeś o wojnie z nimi?
- Nie.
- Kiedyś toczyła się wielka bitwa o planety, gdzie demony niszczyły planetę po planecie.
- Bo były prowadzone do tego.
- To nie zmienia faktu, że są złe.
- Te istoty urodziły się w ciemności podobnie jak ludzie, ale to nie oznacza, iż one nie potrafią świecić.
- Znowu mówisz o Świetle?
- Tak, bo one noszą w sobie to samo Światło, co ty i ja.
- Ja nie noszę w sobie żadnego Światła…
- Każde istnienie je nosi, mniej lub więcej rozwinięte.
- Skąd to wiesz?
- Bo na początku było Światło, a tam, gdzie jest początek tam też i koniec.
- Nikt nie zna początku.
- Ten, który poznał początek, zna również i koniec.
- Zabieram Cię na Omegę, musisz odpocząć, bo gadasz głupoty ze zmęczenia.
- To nie głupoty, tylko prawda.
- Dla mnie głupoty...
- Skoro tak uważasz, to proszę, wysadź mnie tutaj i możesz sobie lecieć, gdzie chcesz.
- Nie ma takiej opcji Alex... Odwiozę Cię na Omegę.
- To ja sobie sam tu przylecę.
- Nie będziesz pamiętał tego.
- Wykasujesz mi pamięć, czy coś?
- Nie ja.
- Więc kto?
- Nie mogę Ci powiedzieć, bo byś tego nie zrozumiał...
- Widzisz, to jest tak samo, jak wcześniej mówiłem o Świetle.
- Nie jest tak samo… Ty wymyślasz jakieś głupoty, a to o czym mówię, to fakt.
- Za bardzo siedzisz w umyśle… Musisz wyjść poza tą skrzynkę swojego umysłu, a wtedy zobaczysz, że jest znacznie więcej niż to, co widzisz.
- Majaczysz, masz może gorączkę?
- Posłuchaj… Bardzo mocno czuję, że muszę lecieć na tę planetę.
- A ja czuję, że muszę Cię odwieść.
- Widzę, że się nie dogadamy.
- Bo nie słuchasz tego, co do ciebie mówię.
- Ty też nie.
- Dobra… Jak chcesz… Wysadzę Cię, ale będę w pobliżu.
- Dziękuję.
- Jeśli spróbują coś Ci zrobić, to je pozabijam.
- Raczej martwi mnie ten statek.
- Gdzie go widzisz?
- Spójrz tam. - pokazałem palcem
- To pewnie ich statek wojenny.
- Moja intuicja mi mówi, że ten statek to zagrożenie dla nich.
- Najwidoczniej tak musi to być.
- Myślisz, że to przypadek?
- O jakim przypadku mówisz?
- Skoro pojawiliśmy się tutaj, a im grozi niebezpieczeństwo, to znak, że możemy im pomóc.
- O nie! Ja nie mam zamiaru pomagać tym istotom!
- Więc proszę, pomóż mi…
- Skoro chcesz pomocy, to odwiozę Cię na Omegę.
- Proszę, zawieź mnie na tę planetę.
- I co chcesz, żebym robił dalej?
- Nie wiem, możesz sprawdzić, co to za statek i czego oni tutaj szukają.
- To zbyt ryzykowne...
- Zaufaj mi...
- Dobra.
- Dzięki.

Mój przyjaciel włączył barierę niewidzialności i poleciał ze mną na ziemię, gdzie tuż za miastem opuścił pokład i udałem się w kierunku dziwnej budowli, przypominającej bunkier. Żelazne drzwi były otwarte, postanowiłem wejść do środka. Powoli ruszyłem po pół ciemnym pomieszczeniu w stronę, z której dobiegał dźwięk, jakby ktoś tam chodził. Uchyliłem delikatnie skrzypiące drzwi, aby zajrzeć do środka i ujrzałem postać ubraną na czarno. Owa postać mnie dostrzegła swoimi czarnymi i fałszywymi oczami, po czym podchodząc do mnie, przemówił:

- Co tutaj robisz człowiecze?
- Zwiedzam sobie.
- Kim jesteś?
- Jestem Alex.

Wtedy istota jakby zamarła bez ruchu ze zdziwieniem na twarzy. Minęło kilka chwil, zanim postać przybliżyła się do mnie i zaczęła bacznie obserwować, chodząc przy tym dookoła mnie. Miałem wrażenie, jakby mnie obwąchiwał.

- Więc mówisz, że jesteś Alex.
- Tak, zgadza się.
- I jesteś z Ziemi?
- Tak, dokładnie.
- Co tutaj robisz?
- Czułem, aby tutaj przylecieć.
- Ach tak?
- To wasz statek tam w górze?
- Jaki statek?
- To wy nie macie statków?
- Kiedyś mieliśmy, ale nasz okrutny pan nam je zabrał.
- Jak Cię zwą?
- Jestem Mercurius, członek rady starszych.
- Witaj Mercurius… Czyli ten statek w górze to nie jest wasz?

Wtedy postać zaczęła przeglądać monitory, na których zobaczyłem trzy statki, które wylądowały w okolicy, a z nich wyszły postacie przypominające ludzi. Mercurius wyglądał na zdenerwowanego i zwracając się do mnie, zapytał:

- To są twoi ludzie?
- Nie.
- Co oni tam mają?
- To wygląda jak jakaś broń.

Wtedy demon pobiegł w stronę wyjścia i chwilę później usłyszałem jakby zamykane drzwi, po czym po chwili wrócił, zamykając drzwi do pomieszczenia i wrócił ponownie do przeglądania monitorów.

- Nie podoba mi się to.
- Mnie też Mercurius, dlatego tu jestem, aby Wam pomóc.
- Pomóc? Ha-ha dobre. Tylko nasz najokrutniejszy cesarz może nas wybawić…
- Jaki cesarz?
- Cesarz, który według przepowiedni miał po nas wrócić i zabrać ze sobą do Domu… Tylko on nas może uratować.
- Dziwnym zbiegiem okoliczności, przybyłem tutaj, kiedy jesteście w niebezpieczeństwie.
- Tyle że ty nas nie możesz uratować, ale on tak.
- Tyle że to jest jakaś przepowiednia, a ja jestem tu żywy wśród was.
- Nasz pan wiedziałby, co robić. Tylko on jest najmądrzejszy w całym wszechświecie.
- Ty tak na poważnie?
- Tak... On jest najokrutniejszy ze wszystkich cesarzy. Najmądrzejszy z najmądrzejszych.
- Nie ważne… Spójrz! Rozstawili jakiś sprzęt i odlatują.
- Czego oni chcą?
- Nie wiem, ale się dowiemy.

Chwilę później zobaczyliśmy na monitorach, jak wszystkie demony upadły nieprzytomne na ziemię. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a Mercurius się wściekł ze strachu. Ja stałem i obserwowałem, dostrzegając, że statki wracają. Kiedy wyszli z nich ludzie, postanowiłem, że wyjdę na zewnątrz i dowiem się, co się stało.

- Mercurius zostań tutaj, dopóki nie wrócę! To rozkaz!
- Oni zabili wszystkich! Mordercy! Pasożyty!
- Zostań tu…
- Nie zostawiaj mnie samego!
- Rozkazuję Ci tu zostać!!!
- To jesteś ty wasza upiorność! Wróciłeś po nas!
- Tak… Właśnie tak.
- Co zamierzasz nasz panie?
- Dowiedzieć się, co wam zrobili i się zemścić.
- To naprawdę jesteś ty! Mogę Cię przytulić?
- Dobrze.

Mercurius był jakby wzruszony, a kiedy mnie przytulał, czułem, jakby to było szczere z jego strony. Chwilę później demonek tak się do mnie przykleił, że go odepchnąłem w nagrodę za dobre zachowanie, a ten zaś po chwili głupkowato zaczął się śmiać, a ja natomiast opuściłem pomieszczenie, udając się do wyjścia, a kiedy wyszedłem na zewnątrz, dostrzegłem leżące ciała demonów. Podszedłem do jednego z nich i sprawdziłem puls. Okazało się, że demony żyją, ale są nieprzytomne i z tą informacją wróciłem do budynku, gdzie zza drzwi wyglądał Mercurius. Zdałem mu raport i udałem się w kierunku statków, gdzie dostrzegłem kilkunastu żołnierzy, rozbijających jakby obóz. Podszedłem do nich bliżej, a kiedy ci mnie dostrzegli, wyciągnęli broń i skierowali ją w moją stronę.

- Spokojnie! Proszę nie strzelać!
- Kim jesteś?
- Jestem Alex.
- Co tutaj robisz?
- Chcę dowiedzieć się, co tu zaszło i co im zrobiliście?
- To nie twoja sprawa!

Wtedy usłyszałem męski głos, który oznajmił, aby mnie aresztować. Żołnierze podbiegli i wykręcając mi do tyłu ręce, skuli mi je kajdankami, po czym na siłę zaciągnęli mnie na statek, gdzie posadzono mnie na krześle. Chwilę później na pokład wszedł dobrze zbudowany mężczyzna, kierując się w moją stronę.

- No proszę… Ta bestia wygląda jak człowiek.
- Bo ja jestem człowiekiem z Ziemi…
- Sir.
- Słucham?
- Jestem człowiekiem z Ziemi Sir.
- Niech Ci będzie…
- Zamilcz!
- Widzę, że nie macie za krzty kultury osobistej.
- Nie wyraziłem zgody na to, byś się do mnie odzywał!
- Odzywam się, kiedy chcę.
- To ja tu decyduję o tym, kiedy ktoś może się odezwać!
- Kim pan jest?
- Komandor Jax.
- Proszę mnie wypuścić!
- To ja o tym decyduje!
- Ma pan wielkie ego…
- Milcz!
- Możesz sobie być komandorem, ale to nie zmienia faktu, że zachowujesz się jak prostak!
- Zaraz Ci strzelę kulkę w łeb i się skończy twoje gadanie!
- Proszę powiedzieć, co im zrobiliście?
- To nie twoja sprawa!
- Właśnie że moja.
- Ta planeta jak wszystko, co się tu znajduje, należy do Amerykańskiego rządu.
- Przywłaszczacie sobie planety?
- Jesteśmy potęgą we wszechświecie...
- Raczej miernotą jak na moje oko.
- Miernota to siedzi na tym krześle.
- Jestem Alex z Polski.
- Waszego kraju już nie ma.
- Jak to nie?
- Wasi naiwni przywódcy go nam sprzedali za grosze. - po tych słowach komandor splunął na ziemię
- To nieprawda!
- Posłuchaj… My Amerykanie przejęliśmy wszystkie kraje, bo jesteśmy najlepsi.
- Wy Amerykanie doprowadziliście do zagłady ludzkiego gatunku i zabiliście Ziemię.
- Kłamiesz!
- Dlatego zostałem zabrany w przyszłość, aby powstrzymać to szaleństwo.
- I mówi to jakiś Polaczek.
- Dumny Polak, a wie pan dlaczego?
- Nie, powiedz.
- Bo ten, którego powiesiliście na drewnie, urodził się w Polsce i to on jest prawowitym spadkobiercą za wszystkie krzywdy, jaką ludzkość mu wyrządziła.
- Co za stek bzdur!
- Nasz Stwórca też urodził się w Polsce wraz z potężnymi Archaniołami i Serafinami!
- Stwórca nie istnieje!
- No tak, bo wy z choinki się urwaliście.
- Nie wiem, dlaczego z Tobą w ogóle rozmawiam.
- Bo ma pan dość kłamstw?
- To ty mnie próbujesz oszukać!
- Ja próbuję was uratować!
- Mów, co tutaj robisz?!
- Odwiedzam swoją rodzinę…
- Te bestie to twoja rodzina? Ha-ha!
- Tak samo, jak pan nią jest.
- Moja rodzina jest na Ziemi.
- Ja właśnie stamtąd pochodzę, a z demonami macie wiele wspólnego, bo tak powstała wasza rasa.
- Co za brednie.
- Od początku, kiedy powstaliście jako ludzie i zostaliście posadzeni na Ziemi, zaczęliście się wymieniać muszelkami i przywłaszczać sobie wszystko.
- To teraz ty jesteś moją własnością!
- Nie jestem niczyją własnością!
- Posiedzisz sobie tu kilka dni i zmienisz zdanie.
- Myślicie, że jak mnie tu trzymacie, to coś zmieni?
- Spokojnie… Już niedługo się ciebie pozbędziemy…
- Czyli jestem dla was niewygodny?
- Tak...
- Proszę mi powiedzieć komandorze, ilu ludzi pan stracił podczas tej służby?
- To ja tu jestem od zadawania pytań!
- Tak mówią niewolnicy.
- O czym ty mówisz?!
- Proszę niech mi pan najpierw odpowie na moje pytanie… Ilu ludzi pan stracił?
- Niech Ci będzie... 80% załogi…
- I chce się pan pozbyć jeszcze jednego?
- Ty nie jesteś członkiem mojej załogi.
- Myli się pan i to bardzo.
- Nie widzę, abyś miał na sobie mundur mojego oddziału.
- Sama twarz nie wystarczy?
- Twarz to za mało.
- A fakt, że tak jak pan, urodziłem się na Ziemi?
- To nie zmienia faktu.
- Każdy, kto się urodził na Ziemi, jest częścią jednej załogi, którą miał pan chronić, a nie się pozbywać.
- Posłuchaj chłopcze... Nie jesteś żadnym żołnierzem, ani też nie masz uprawnień, aby wchodzić ze mną w dyskusję, więc lepiej się zamknij!
- Wy ludzie i wasze śmierdzące niedowartościowane, pazerne ego.
- Zamknij się!
- Tak, zamknij się, bo prawda jest dla was niewygodna...
- Jaka prawda?!
- Zostaliście oszukani i zniewoleni przez ciemność.
- Ta jasne...
- Macie wyprane umysły waszym hitlerowskim systemem szkolnictwa, religią i pieniędzmi!
- Co za głupoty gadasz?! Zamknij się wreszcie!
- To, że urodziliście się w takim systemie, nie oznacza, że musicie go kontynuować.

Po tych słowach komandor uderzył mnie w twarz. Czułem ból, ale o dziwo nie czułem strachu. Zacząłem się przyglądać mężczyźnie, który wydawał się zdenerwowany. W pewnym momencie dostrzegłem mały złoty krzyżyk wystający zza jego koszuli i po krótkiej chwili zapytałem:

- A ten krzyż, który pan nosi?
- To nie twoja sprawa!
- Czuję, że się pan myli.
- Czy muszę Ci łeb odstrzelić, abyś się wreszcie zamknął?
- Rozumiem, że jest pan katolikiem.
- To nie twoja sprawa!
- Moja, bo pańskimi czynami, hańbi pan ten symbol, jak również człowieka, którego powiesiliście na drewnie, a który mówił o tym samym, co ja teraz.
- Powiedz jeszcze tylko jedno słowo, a zobaczysz…
- Zobaczę, że mam rację?

Wtedy mężczyzna po raz kolejny uderzył mnie w twarz, po czym wydał polecenie do jednego z żołnierzy stojących w pobliżu, aby ten mnie przypilnował, dając mu tym samym wolną rękę, aby zrobił ze mną, co chce, po czym komandor Jax opuścił pokład. Kilka dłuższych chwil, patrzący się na mnie żołnierz, powiedział:

- Podziwiam Cię za twoją odwagę.
- Ja ciebie również.
- Mnie? A to dlaczego?
- Ponieważ pracujesz dla takiego Hitlera, którego nie obchodzi Twój los i zabiłby Cię, kiedy zrobiłbyś wbrew jego rozkazom.
- Ty nie jesteś taki sam jak inni…
- Jestem, tylko doświadczyłem wolności i poznałem prawdę.
- Długo tu już jesteś?
- Na tej planecie? Cóż… Dopiero, co przyleciałem.
- A w kosmosie?
- Wieczność.
- Mówiłeś, że urodziłeś się na Ziemi.
- Tak, ale zostałem zabrany tutaj, ponieważ ziemianie zostali zgładzeni, a planeta umarła.
- Co się stało?
- Wasze polityczne, religijne dogmaty, które doprowadziły do zagłady ludzkiego gatunku.
- Mówiłeś, że zostaliśmy oszukani?
- Tak. Ze wszystkim…
- Powiedz coś więcej?
- Zostaliście oszukani z religią, polityką i systemem szkolnictwa, stając się przy tym niewolnikami ciemnych energii oraz sztucznej inteligencji. Z pokolenia na pokolenie, zastraszani, nauczeni, aby walczyć ze sobą nawzajem, widzieć siebie jako konkurencję i się wykorzystywać... Byście ciągle pracowali na spłaty długów, które nigdy nie były wasze, próbując przetrwać, aby tylko wam samym żyło się dobrze, zapominając, że wszyscy jesteśmy jednością.
- Proszę, mów dalej…
- Uwierzyliście, że pieniądze są wasze… Że to jedyna droga do obfitości i wolności, a tak naprawdę co wam z tych pieniędzy? Wielka gadanina, popisy, wirusy, wojny, podwyżki, zastraszanie siebie nawzajem i dodatkowo ta cała sztuczna biurokracja.
- Tak po prostu to jest.
- Nie… To wy pozwoliliście uwierzyć sobie, że tak jest, skacząc sobie nawzajem do gardeł, walcząc i strajkując nie o prawdziwą wolność, ale o kontynuowanie i ochronę tego okropnego systemu niewolnictwa, myśląc, że musicie dla niego pracować.
- Nie wiem, co mam powiedzieć...
- Możesz zawsze wykonać polecenia swojego komandora.
- Co masz na myśli?
- Możesz zrobić ze mną, co chcesz…
- Nie mogę zrobić tego, co bym chciał.
- Przecież wyraźnie dostałeś rozkaz, więc śmiało… Strzelaj.
- Nie czuję, aby to zrobić.
- Więc powiedz, co ty byś chciał ze mną zrobić?
- Nie ważne… To i tak by nie mogło się wydarzyć.
- A co? Komandor Cię ukarze za to, że wykonałeś jego polecenie?
- On miał na myśli zupełnie coś innego.
- Widzisz?
- Co takiego?
- Jesteś inny niż reszta.
- Posłuchaj, mój ojciec i dziadek byli żołnierzami.
- I chcesz, aby twoje dzieci kontynuowały ten psychiatryk?
- Nie mam dzieci i nie będę ich mieć.
- To tak jak ja, ale mimo to myślę o tych maluchach, które rodzą się w niewoli, aby miały piękne dzieciństwo bez karania i prania mózgów, tak aby pamiętały nasz wspólny dom i to, kim naprawdę jesteśmy.
- Przejmujesz się innymi?
- Czasami bardziej niż sobą samym.
- Masz rodzeństwo?
- Nie.
- Ja też nie w dodatku jestem ostatni z naszej rodziny.
- Czyli zmieniasz tor lotu swojej rodziny i kończysz?
- Nie za bardzo rozumiem?
- Mówię o ślubie z kobietą i rodzinie.
- Wiesz? To raczej by nie wyszło.
- Zawstydziłeś się... Spokojnie, ze ślubami też zostaliście oszukani. I wiesz co?
- Co takiego?
- Pieniądze, to jest dno, a wolność jest wszystkim! Bycie prawdziwym sobą jest wszystkim... Prawdziwym sobą, a nie udawanym, aby Cię lubiano i kochano za to, jakim ktoś chce, abyś był.
- Mogę się ciebie o coś zapytać?
- Śmiało, pytaj…
- Robiłeś to kiedyś z facetem?
- Wiele razy i to nie tylko z facetami.
- Jak to jest?
- To zależy od tego, z kim to robisz i jak to robisz. Wiesz, musi być ta iskra, to uczucie, które nie pochodzi z głowy, tylko z serca.
- Uczono mnie, że to jest złe.
- Od kiedy miłość i wolność jest zła?
- Masz rację, ale…
- Ta planeta…
- Co z nią?
- Ta planeta to Zoe i na niej zdarzyło mi się doświadczyć takiego zbliżenia… Kilka razy.
- Przecież to planeta zamieszkała przez te ciemne potwory.
- To nie są potwory, tylko demony. Zresztą, moje demony…
- Jak to twoje?!
- Moje, bo ja je tu sprowadziłem.
- Ty? W jakim celu?
- Chciałem im dać tymczasowy dom, w którym przejdą spokojnie swoją transformację.
- Kim dla nich jesteś?
- Opiekunem, a dla nich ich cesarzem, na którego czekają.
- To jesteś ty na tym wielkim posągu, który stoi na skałach?
- O ile mi wiadomo, to tak.
- Więc jesteś bardzo ważną osobą?
- Tak samo ważną, jak każde istnienie w kreacji.
- Chcę Ci pomóc.
- Ja sobie poradzę, ale właściwe pytanie brzmi, kto pomoże tobie?
- Nie chcę Cię zabijać.
- Wypuścić też nie możesz, bo wtedy sam byś zginął?
- Zgadza się…
- To jest właśnie system niewolnictwa, o którym rozmawialiśmy.
- Zacząłem to rozumieć, tylko teraz szukam jakiegoś rozwiązania.
- Możesz wyciągnąć komunikator z mojej kieszeni.

Mężczyzna się lekko zdziwił, po czym podchodząc bliżej do mnie, zaczął delikatnie obmacywać moje kieszenie. Wyglądał, jakby ta czynność wywoływała u niego uczucie lekkiego zawstydzenia, ale po chwili wyciągnął nadajnik z kieszeni i zapytał:

- Co mam z nim zrobić?
- Wybierz funkcję połączenia z Loganem.
- Widzę, już dzwonię.

Po chwili usłyszałem znajomy głos dobiegający z komunikatora:

- Alex wszystko w porządku?
- Tak, ale potrzebuje twojej pomocy.
- Gdzie jesteś?
- Na pokładzie statku komandora.
- Jesteś cały?
- Tak, choć przykuty… Pomaga mi jeden z żołnierzy, który jest przyjacielem…
- Dobra, będę miał to na uwadze. Za chwilę się widzimy. Tylko jeszcze dokończę pewną sprawę.
- Super.

Kiedy zakończyliśmy rozmowę, żołnierz zapytał się mnie:

- Twój przyjaciel Ci pomoże?
- Tak, jest bardzo efektywny w swoich działaniach, więc za chwilę go poznasz.
- Za chwilę?
- Daj mu pięć minut.

Po tych słowach usłyszeliśmy strzały dochodzące z zewnątrz i kilka innych dźwięków oznajmujących walkę.

- To twoi przyjaciele?
- Przyjaciel.
- Jest sam?
- Tak i jak już wcześniej powiedziałem, jest on bardzo efektywny w swoim działaniu.
- To słychać, ale…
- Obawiam się, że z twojej załogi zostaniesz tylko ty, więc będziesz nareszcie wolny.
- Do czego zmierzasz?
- Do wyjścia.
- A co ze mną?
- Jesteś wolny.
- Nie do końca…
- A kto Ci zabroni?
- Część mojej floty jest na orbicie.
- Więc nie zdążysz się z nimi pożegnać.
- I co teraz?
- Pójdziemy na randkę… Jeśli chcesz oczywiście.
- Naprawdę to mówisz?
- A masz inne plany?
- Właściwie, to nie.
- To super... Za chwilę ruszamy.
- Za chwilę?

W tym momencie w drzwiach stanął Logan. Wyglądał na lekko zmęczonego i ubrudzonego, a jego koszulka była podziurawiona, jakby od strzał z broni palnej. Chwilę później podszedł do mnie, a z jego rąk wysunęły się ostrza, którymi przeciął kajdanki.

- Dzięki Logan.
- Drobiazg Alex. To Twój przyjaciel?
- Tak, jest po naszej stronie.
- Wygląda na lekko zdenerwowanego.
- Za chwilę mu przejdzie.

Po tych słowach podszedłem do żołnierza i pocałowałem go namiętnie w usta, po czym powiedziałem:

- No dobra żołnierzyku, pierwszy etap masz za sobą.

Jednak mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko spoglądał raz na mnie, raz na Logana, a ten z kolei stwierdził, że czas się zbierać, więc ruszyliśmy ku wyjściu. Kiedy opuściliśmy pokład, widziałem dym i ciała leżące dookoła. Żołnierz zwrócił się z przypomnieniem, że za chwilę zlecą się żołnierze z głównego statku, który stacjonuje nad nami. Mężczyzna się zdziwił, kiedy Logan oznajmił, że ten teren jest już czysty.

- Widzę Logan, że dobrze się bawiłeś.
- Tak Alex i odkryłem coś ważnego.
- Co takiego?
- To był statek Hydry.
- Czyli to nie byli Amerykańscy żołnierze?
- Możliwe, że zostali oszukani. Na pokładzie znalazłem różne urządzenia.
- Powiedzieli mi, że to misja ściśle tajna… - wtrącił mężczyzna
- Dla kogo tak naprawdę pracujesz? - zapytał Logan
- Dla Amerykańskiego rządu.
- Co mówi Ci nazwa Hydra?
- Pierwszy raz słyszę tę nazwę.
- Zaraz to sprawdzimy.

Logan chwycił żołnierza za fraki i wyciągnął zaciśniętą pięść z wystawionymi szponami skierowanymi w gardło mężczyzny.

- Proszę… Nie rób tego! Ja naprawdę nic nie wiem o tej Hydrze!
- W porządku, tylko sprawdzałem.
- Uff…

Logan puścił żołnierza, a ten zaczął mówić:

- Myślałem, że pracuję dla Amerykańskiej armii.
- A te eksperymenty? Co o nich wiesz?
- Mieliśmy szukać jakiegoś specjalnego leku dla chorych na raka.
- Przecież wasz rząd już ma wszystko, co jest potrzebne.
- Jak to? Nie rozumiem.
- Tu chodzi o pieniądze… - wtrąciłem
- O pieniądze?
- Tak, ktoś na waszej naiwności zarabia grube pieniądze… Wykorzystują was, tworzą sztuczne misje, każą wam szukać, abyście byli zajęci, a kiedy umieracie, to ktoś dostaje grube pieniądze za to, że zginiecie.
- Te pieniądze zazwyczaj są dla rodzin ofiar.
- Tak… Tylko i wyłącznie ułamek procenta prawdziwej sumy, czyli innymi słowy, są to ochłapy…
- Boże! My naprawdę zostaliśmy oszukani!
- Spokojnie, to normalne przy przebudzeniu.
- Przebudzeniu?
- Tak się dzieje, kiedy ciemność Cię budzi i odkrywasz, że świat, w którym się urodziłeś, nie jest prawdziwy, pełen manipulacji i chaosu.
- I co dalej?
- Dalej idziemy na randkę, tylko najpierw uratujemy moje dzieciaki.
- Mówisz o demonach?
- Tak, właśnie o nich, a ty nam pomożesz.
- W jaki sposób?
- Czego użyliście, że wszystkie demony padły w ciągu jednej chwili?
- Świstu.
- Świstu?
- To taka maszyna, która wyrzuca ogromną falę energii. Nie zabija przy użyciu odpowiedniej częstotliwości, ale za to usypia… Używaliśmy jej do przejmowania koloni.
- Dobrze, a co można zrobić, aby ich obudzić?
- Za jakąś dobę same się obudzą.
- Czyli moje dzieciaki śpią i są bezpieczne?
- Tak.
- Są jakieś skutki uboczne po użyciu tego świstu?
- Mogą czuć zmęczenie, mdłości oraz ból głowy.
- Obudzą się same, tak?
- Dokładnie…
- Więc mamy niecałą dobę na to, by wybrać się na randkę.
- Naprawdę tego chcesz?
- Przyda się nam chwila relaksu.
- A Twój przyjaciel?
- Nie jesteś w moim typie, więc z wami na randkę nie pójdę… - powiedział ironicznie Logan
- Logan?
- Tak Alex?
- Przejdę się z tym żołnierzem na spacer.
- W porządku, tylko powiedz, czy ten żołnierz ma jakieś imię?
- Robert. Jestem Robert…
- W porządku Robert, tylko bądź grzeczny, bo te rączki mnie swędzą, aby ich użyć.
- Widziałem, co zrobiłeś z moim oddziałem, więc obiecuję, że będę grzeczny.
- Dobrze to idźcie, a ja tu jeszcze poszperam.
- W porządku Logan. Będziemy niedaleko.

Wraz z Robertem ruszyliśmy na spacer w kierunku wodospadu. Miałem nadzieję, że dalej istnieje, biorąc pod uwagę, że demonki pobudowały sobie świątynie i różne budowle, które powiedzmy szczerze… Wyglądały okropnie, jakby za chwile miały rozsypać się na kawałki. Wyszliśmy z miasta i doszliśmy do polany, na której tuż za drzewami znajdował się wodospad. Dostrzegłem dziwne ogrodzenie, a w pewnym momencie tabliczki z ostrzeżeniem, na których widniał napis: „Teren prywatny należący do wielkiego cesarza Alexa. Wejście bez pozwolenia grozi obcięciem kończyn i torturami”. Po przeczytaniu tabliczki ruszyłem w kierunku ogrodzenia, popychając je lekko, a ów płot się przewrócił.

- Teren prywatny sobie stworzyły kochane pojeby...
- Alex, może lepiej tam nie wchodzić?
- Przecież to mój teren.
- No tak…
- To ruszamy.

Przeszliśmy przez część polany, a zza drzew zaczął wyłaniać się wodospad. Miejsce było piękniejsze, niż zapamiętałem, a co więcej, kwitnących tam drzew i krzew, było znacznie więcej. Kiedy zbliżyliśmy się do wodospadu, dostrzegłem, że woda jest czysta, tak więc bez wahania zdjąłem ubrania i wbiegłem do wody, a chwilę później dołączył do mnie Robert.

- Niesamowite... Ta woda jest ciepła.
- Przyjemnie tu, prawda?
- I pięknie.
- Czujesz smak wolności?
- Wolności?
- To jest wolność i to całkowicie za darmo.
- Jesteś niesamowity.
- Dziękuję… - powiedziałem, chlapiąc przy tym mężczyznę wodą

Zaczęliśmy się wygłupiać w wodzie, aż w końcu Robert powiedział:

- A co mi tam…

Przyciągnął mnie, całując mnie przy tym. Później pocałunek przeniósł się na plażę, na której puściły wszystkie opory dające nam niesamowite doświadczenie. Wiedziałem, że to, co się wydarzyło, było jednorazowe i Robert nigdy nie zazna takiej rozkoszy, jaką doświadczył, będąc ze mną. Wiedziałem też, że jest ktoś inny dla mnie, ale to nie miało żadnego znaczenia, ponieważ ani on, ani ja nie mieliśmy żadnej kontroli nad tym, co się działo.

Później leżeliśmy i rozmawialiśmy o systemie niewolnictwa, w jakim się urodziliśmy. Opowiedziałem mu o moim znajomym, który lubił chodzić nago i kiedy rozebrał się w pracy, to pracodawcy wysłali go na leczenie i zmusili go do przyjmowania lekarstw, kiedy tak naprawdę ten człowiek nie robił nic złego, a wręcz przeciwnie… Odważnie pokazywał swoją wolność i ekspresję swojego istnienia. Ludzie boją się być wolni. Nie dziwię się im, kiedy z dziada pradziada żyli w zastraszaniu, kierując swoją uwagę na to, co robią inni. Co wypada, a co nie… Robert słuchał uważnie, kiedy opowiadałem o znajomej, która marzyła o tym, by kochać się ze swoim mężem na plaży, jednak obawiali się reakcji innych i tego, co sobie o nich inni pomyślą. Tak… To był cały złożony system niewolnictwa myśli. Pytania, co inni powiedzą. Bo to nie wypada. Tak nie wolno. Tu, gdzie byliśmy, wypadało wszystko i po raz kolejny na tej planecie poczułem się całkowicie wolny i niespodziewanie znów kochałem się z Robertem. Mężczyzna był mojego wzrostu, miał brązowe oczy z odcieniami zielonego. Był również dobrze zbudowany i umięśniony. I na pewno nie jedna kobieta marzyła o takim mężczyźnie… Na Ziemi, jak opowiadał Robert, był swego rodzaju kasanową. Był z wieloma kobietami, co wyjaśniało po części, dlaczego był tak dobry w te sprawy. Jednak ze mną znalazł coś, czego nie znalazł u żadnej kobiety, a i sam seks jak stwierdził, był najlepszym, jakiego doświadczył "Ever" bez żadnych oczekiwań, bez kontroli, bez pytań i bez planowania… I tak zanim doszło do połączenia między nami, patrzyliśmy się sobie w oczy, a później jakby podniosła się wibracja i pojawiło się uczucie miłości, a reszta działa się sama z siebie.

Robert tego dnia stracił całą swoją załogę, ale za to odzyskał wolność i otrzymał doświadczenie, którego chciał doświadczyć, bez potrzeby zamartwiania się o to, że ktoś się dowie. Zresztą z tego, co opowiedział, jego rodzina zginęła w dość dziwnych okolicznościach, a przyjaciół jako takich na Ziemi nie miał. Wiedziałem, że mężczyzna nie może zostać na tej planecie z demonami, a jego powrót na Ziemię wiązał się z długimi i męczącymi procesami sądowymi w dodatku z masą pytań. Musiałem coś wymyślić, aby mu pomóc, dlatego postanowiłem poradzić się Logana, który wiedział znacznie więcej, niż ja.

Nastała noc i postanowiliśmy rozpalić ognisko. Owa noc pod krystalicznie czystym niebem, usłanym miliardem gwiazd, sprawiła, że kochaliśmy się wiele razy. Jakbyśmy nie mogli przestać, aż do momentu, kiedy obudził mnie blask słońca i uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Podniosłem głowę i zobaczyłem Logana, który nam się przyglądał. Wstałem i podszedłem do niego, pytając o to, czy wszystko w porządku.

- Mógłbyś się ubrać? - zapytał Logan
- Krępuje Cię moja nagość?
- Po prostu wolę, jak jesteś ubrany.
- A ja lubię swoją nagość. Też powinieneś zrzucić z siebie te ubrania i się wykąpać…
- Tak, żebyś się na mnie patrzył.
- Logan, co Ci jest? Myślałem, że mamy to wyjaśnione. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Wolę określenie rodziną.
- No i świetnie... Więc w rodzinie nie ma wstydu ani tajemnic.
- To nie o to chodzi.
- Więc o co?
- Demony niebawem się obudzą.
- Dobrze, to w takim razie obudzę Roberta i ruszamy.
- Tylko nie zapomnij się ubrać.
- He-he! To miłe, że się o mnie troszczysz.
- To nie jest troska, po prostu uważam Cię za kogoś bardziej wartościowego niż to, co teraz pokazujesz.
- Przecież ty też się kąpiesz nago. Nie rozumiem Cię...
- To nie o to chodzi.
- Więc o co?
- To nie ma znaczenia.
- No dobrze, to się zbieramy.

Obudziłem Roberta i chwilę później się ubraliśmy, ruszając w kierunku miasta. Zauważyłem po drodze dużo krzyży z trupem. Wyglądało to dosłownie, jak na Ziemi, może z wyjątkiem tego, iż postać wyglądała inaczej. Czułem, że znałem tę istotę i nagle pomyślałem o Urielu. Musiałem udać się do bunkra, w którym znajdował się jeden z członków rady starszych, a przy okazji dowiedzieć się, dlaczego mają trupa na drewnie i system, który jest tak podobny do tego z Ziemi. Demon był wystraszony, kiedy wszedłem do pomieszczenia, tak, jakby bał się o swoje życie.

- Mercurius… Musisz mi wyjaśnić kilka kwestii.
- O panie, proszę! Nie krzywdź mnie!
- Skąd ta myśl, że chcę Cię skrzywdzić?
- Widziałem, co zrobiliście z żołnierzami.
- Logan to zrobił, aby was uratować.
- Uratować nas? Niegodnych?
- Najwidoczniej los chce wam pokazać, że jesteście godni.
- Oni wszyscy nie żyją!
- Żołnierze owszem…
- Mówię o swoich.
- Ach tak, spoko… Niedługo powinni się obudzić.
- Długo się nie ruszają… To oni naprawdę żyją?
- Tak, spokojnie.
- Wasza straszliwość, czy mogę poprosić o pozwolenie na zadanie pytania?
- Tak, pod warunkiem że ty również mi odpowiesz na moje.
- Dobrze wasza mściwość... Dlaczego nas zostawiłeś na 3000 lat?
- Ja was nie zostawiłem… Dostaliście Uriela, który miał się wami w moim imieniu zajmować. W ogóle to gdzie on jest?
- Według zapisów został wygnany…
- A ten trup na drewnie?
- Z tego, co wiem, miał go odstraszyć, aby nigdy tu więcej nie wrócił.
- Dlaczego?
- Bo tylko ty jesteś najgroźniejszym i jedynym cesarzem. Lud się zbuntował, chciał Cię, a nie jego.
- Mnie?
- Tak... Według świętych zapisów byłeś najbardziej brutalnym z cesarzy. Pozbyłeś się wielkiej Cesarzowej oraz jej potomków.
- Co jeszcze mówią te wasze zapisy?
- Widziałeś ten pomnik?
- Ten na skałach?
- Tak…
- Widziałem tę mierną podobiznę.
- Nie podoba się waszej upiorności?
- Szczerze? To strata czasu na budowę pomników, a poza tym, ten kamień w ręku jest zbyt duży.
- To symbol twojej potęgi i obietnicy twojego powrotu. Tak długo czekaliśmy na Twój powrót.
- A ten trup Uriela i te budynki?
- To nasza wiara, która miała na celu zachowania pamięci.
- Czyli czcicie zwłoki na drewnie?
- Nie… My plujemy na nie. 
- A ta cała technologia i wiedza?
- Została zaczerpnięta z twojego świata, aby być bliżej ciebie wasza upiorność.
- Wiesz, że to stek bzdur i kłamstw, tak jak w świecie, z którego pochodzę?
- Chcieliśmy, abyś był z nas dumny.
- Pyśki kochane… To nie tędy droga.
- Więc co wasza mściwość zamierzasz z nami zrobić?
- Tego jeszcze nie wiem, ale przydałby się tu Uriel.
- Uriel nie ma wstępu na tę planetę.
- Ja mu pozwalam.
- Czy wasza upiorność zdaje sobie sprawę z tego, jak zareagują na to inne demony? Przecież to byłby ogromny skandal.
- A przy okazji wasza kara…
- Żaden z demonów nie zgodziłby się na jego powrót, poza tym Uriel na pewno już nie żyje... Minęło tyle tysięcy lat.
- Uriel proszę, usłysz mnie. Jestem na Zoe.
- Do kogo wasza upiorność mówi?
- To nie twoja sprawa.
- Tak wasza mściwość.
- Posłuchaj pyśku, przeszliście dużą transformację. Zmieniliście się i o dziwo nie zniszczyliście tej planety.
- Bez twojej zgody wasza mściwość, nie mogliśmy nic zrobić.
- Dlatego wymyślę dla was jakąś karę.
- Mam nadzieję, że będzie okrutna.
- Oj będzie! Taka, że zapamiętacie tę lekcję na całą wieczność.
- Wasza mściwość jest zbyt łaskawy dla nas. Dziękuję…
- Nauczyliście się dziękować?
- To nasza modlitwa.
- Modlitwa? W jednym słowie?
- Nasza modlitwa brzmi tak...
- Słucham.
- Wasza największa mściwość, cesarzu wielki, któryś z Usthoni nas zabrał i ukarał swą sprawiedliwością, zostawiając nas na Zoe na wieki... Twoja chwała będzie na zawsze, a Twój powrót, na który czekamy wszyscy w chwale twojej agresji i krzyku, by gniew twój Boży wylał się na nas, abyśmy dostąpili zbawienia, choć niegodni ciebie stanęli obok ciebie. Dziękuje… Dziękuje… Dziękuje.
- To dość dziwna modlitwa.
- Sami ją wymyśliliśmy… - powiedział z dumą
- To da się wyczuć…
- Teraz czekamy na, to co rozkażesz.
- To sobie jeszcze poczekacie, abyście odczuli moje przyjście.
- Tak! O dzięki Ci panie za to, że nas tak uwielbiasz. Dozgonnie wdzięczni.
- Zamilcz robaku!!!
- Ohh błagam! O więcej najstraszliwszy panie! Zrobię dla ciebie wszystko!
- W takim razie zrób mi laskę! - zażartowałem
- Wasza upiorność, to wbrew naszemu prawu, poza tym nie jestem godzien, aby być twoim mężem.
- Przecież to tylko laska...
- Czyżby wasza upiorność zapomniał, że nasze najwyższe prawo mówi, iż pierwszy kontakt fizyczny jest obowiązkowym małżeństwem? A ja już mam żonę.
- To nie macie tu rozwodów?
- Mamy… Kiedy dojdzie do zdrady, winowajca zostaje stracony, a małżonek lub małżonka, zostaje zamykana w lochu do końca życia w celu pokory dla innych demonów.
- Macie naprawdę nasrane w tych głowach.
- Takie jest odwieczne prawo wasza mściwość.
- Oj mściwość to dopiero będzie... Poczekaj cierpliwie, aż otrzymasz swój los.

Nie umiałem zrozumieć, dlaczego demony delektowały się tym, że byłem dla nich opryskliwy i bezczelny. Ludzie na Ziemi to pewnie by się obrazili, a tu wyglądało to, jak nagroda. Postanowiłem skontaktować się z Loganem i wyciągnąłem komunikator.

- Logan, jak wyglądają sprawy?
- Jesteśmy na orbicie.
- Jesteśmy? To Robert jest z Tobą?
- Tak, przeszukujemy pokład i sprawdzamy technologię, jaką tu mają.
- Znaleźliście coś ciekawego?
- Tak... Mają tu zmniejszacz przedmiotów.
- Co jeszcze?
- Urządzenie, które niszczy technologię.
- To są bardzo dobre wiadomości. Co jeszcze?
- Robert przeszukuje komputer.
- Daj mi go na chwilę.
- Dobra...
- Cześć Alex.
- Hej, znalazłeś coś? 
- Na razie tylko zaszyfrowane informacje o Hydrze.
- Czyli zostaliście oszukani?
- Tak, celem naszej misji nie było szukanie lekarstwa na raka.
- To wiadomo.
- Myślę, że powinieneś to zobaczyć sam.
- Dobrze, za chwilę przylecę, tylko wydam rozkazy.
- W porządku, czekamy.

Kiedy się rozłączyłem, potrzebowałem chwili na zastanowienie, po czym zwróciłem się do Mercuriusa, wydając krzykliwe polecenie.

- Mam do załatwienia pewną sprawę i pod moją nieobecność dopilnujesz, aby zebrać wszystkie demony na polanie pod skałą, a kiedy tu wrócę, wydam wasz sprawiedliwy wyrok!
- Co tylko wasza mściwość rozkaże.
- Rozbierz się do naga do czasu, kiedy reszta nie zacznie się budzić i pilnuj swoich ubrań.
- Tak wasza mściwość.
- No, na co czekasz?! Rozbieraj się i to teraz już!!!
- Tak, najmściwszy z najmściwszych...

Może to zabrzmi dziwnie, ale nic innego mi nie przychodziło do głowy, a rozebranie Mercuriusa do naga wydawało się upokarzające dla niego, a zarazem widziałem zadowolenie w jego fałszywych oczkach. Pilnowanie ubrań było dość zabawne, ale dopiero kiedy opuściłem pomieszczenie, zacząłem się śmiać, udając się tym samym do statku. Po drodze ściągnąłem plakietkę z ciała komandora i wszedłem do statku, udając się tym samym do przyjaciół. Opuszczając pokład w hangarze, zobaczyłem Roberta, który wyglądał na wystraszonego, trzymając w ręku broń skierowaną w moją stronę.

- Nie podchodź bliżej, bo strzelę!
- Robert, co jest?
- Muszę wykonać rozkaz misji!
- Jakiej misji?
- Jesteś na liście najbardziej poszukiwanych ludzi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Odnalezienie ciebie jest teraz celem naszej misji.
- Przestań się wygłupiać, przecież twoja załoga już nie istnieje.
- Misja trwa, dopóki jest ostatni żołnierz.
- I nasza rozmowa o wolności poszła się jebać...
- Nie zbliżaj się potworze!
- Raczej to ty się tak zachowujesz.
- Wcale nie!
- Boisz się mnie?
- Tak i to bardzo!
- Po tym wszystkim, czego doświadczyliśmy?
- Jakbym wiedział to, co teraz wiem, to bym tego nie zrobił.
- Przecież wiesz, że Logan Ci tego nie daruje.
- Nie dowie się niczego.
- Już się dowiedział.
- Jak to?
- Trzymam w ręku komunikator z Loganem na linii. Wyluzuj, wszystko jest dobrze…
- Nie! Muszę Cię zabić i zebrać twoje DNA.
- Tak, jak DNA demonów?
- Tak.
- Wiesz, że oni chcą tego tylko po to, by stworzyć broń przeciwko ludzkości? Powiedzieć Ci, co cię czeka, kiedy dasz im to, co chcą?
- Nagroda i awans.
- I ty w to wierzysz?
- Tak, obiecali...
- Hydra obiecała? Przecież kiedy tylko dasz im to, czego chcą, pozbędą się ciebie, bo nie będziesz już im potrzebny.
- Kłamiesz!
- Myślę, że w tajnych aktach na pewno znajdziesz to, o czym mówię.
- Nie mogę Ci zaufać!
- Możesz! I to zrobisz.
- Mam rozkazy!
- To nie jest rozkaz armii tylko Hydry, a to jest różnica. Dla kogo pracujesz?
- Dla armii Stanów Zjednoczonych.
- Więc nie pracujesz dla Hydry... Zrozum, jesteś tylko marionetką w ich chorej zabawie.
- Lepiej go posłuchaj, bo mówi prawdę… - wtrącił Logan, który niespodziewanie się pojawił

Robert się spłoszył i nie wiedział, co ma zrobić z pistoletem i w kogo ma mierzyć. Wydawał być się roztrzęsiony.

- Posłuchaj Robert, proszę… Odłóż broń i chodź, sprawdzimy akta.
- Nie, bo wiem, że mi zrobicie krzywdę.
- Raczej damy Ci klucz do twojej wolności.
- Boję się was… Jesteście mutantami!
- Mutanty sranty… Jesteśmy po stronie ludzi.
- Mnie w to nie mieszaj Alex… - wtrącił Logan
- Widzisz? Kłamiecie!
- Opowiadałem Ci o losach ludzkości…
- No i co z tego?
- Ty nie wiesz, kim on jest? - wtrącił Logan
- Wiem! Jest potworem takim jak ty!
- Mylisz się i radzę po dobroci, abyś odłożył broń.
- Nie! Nie mogę tego zrobić!
- Jak chcesz.

Wtedy Logan dał mi sygnał, a ja zacząłem powoli odchodzić w kierunku statku, odwracając uwagę Roberta. Niespodziewanie Logan rzucił się na mężczyznę, wytrącając broń z jego ręki. Chwilę później podszedłem do Roberta, który leżał wystraszony na podłodze i wyciągnąłem do niego rękę, uśmiechając się przy tym.

- Alex, nie zbliżaj się do mnie!
- Robert, spokojnie, przecież jakbyśmy mieli zrobić Ci krzywdę, to już dawno byśmy to zrobili.
- Wy jesteście potworami!
- Aha, czyli mam rozumieć, że drugiej randki nie będzie?

Logan podszedł do mężczyzny i chwycił go, unosząc do pionu, informując, że idziemy do komputera, aby ten zobaczył na własne oczy, co tak naprawdę się dzieje. Robert miał opory, aby z nami współpracować, jednak Logan był stanowczy i zmusił go do współpracy. Kiedy dotarliśmy do komputera, użyłem plakietki komandora do uruchomienia jego zapisów, a chwilę później komputer poinformował o wprowadzeniu hasła zabezpieczającego.

- Robert, jakie jest hasło?
- Nie wiem, tylko komandor Jax miał dostęp do tej informacji.
- Musi być coś, o czym mówił. Pomyśl…
- Nie wiem.
- Macie jakiś sprzęt do kodowania?
- Tak, powinien tu gdzieś być.
- Znasz się na tym, bo sprawdzałeś tajne informacje, kiedy z Tobą rozmawiałem wcześniej?
- Tak, ale…
- Więc pozwalam Ci działać.
- Dlaczego mnie zmuszacie do tego?
- My Cię nie zmuszamy, tylko prosimy, a to jest różnica.
- No dobrze, zrobię to.

Mężczyzna podszedł do niewielkiego urządzenia, po czym podłączył je do komputera. Chwilę później na wyświetlaczu pojawiło się hasło, które Robert wpisał. Po wpisaniu do komputera hasła: „nocna furia”, otworzyło się wiele plików. Zaczęliśmy je przeglądać. Były tam różne zapisy, odkryliśmy prawdę o rodzinie Roberta, która została wymordowana w celu ubezwłasnowolnienia owego żołnierza. Według zapisów mężczyzna również był poddany jakieś hipnozie, o której nie był świadom, a kiedy przeczytał i zobaczył zdjęcia, wpadł w panikę. Wyglądał, jakby jego świat się zawalił. Foldery skrywały wiele tajemnic… Ukryte siedziby Hydry, eksperymenty z ludźmi i innymi istotami. Czarna lista z poszukiwanymi mutantami, wśród których widniałem i ja.

- Logan, co to za bzdury na mój temat?
- To nie są bzdury, tylko prawda.
- To dlatego Robert nazywał nas mutantami…
- Alex, ty nie pamiętasz swoich mutacji.
- Tu są nawet filmy, jak się przemieniam w to coś.
- To nie ma znaczenia.
- Jestem w lekkim szoku, ale dam radę to strawić.
- To dobrze.
- Co zrobimy z Robertem?
- Był poddany hipnozie, więc na pewno trzeba tym się zająć w pierwszej kolejności.

Ponownie spojrzałem się na Roberta, który wyglądał na bardzo zszokowanego. Jakby miał jakąś traumę, a jego oczy wypełniały łzy. Zrobiło mi się go żal, ale mimo to wróciłem do przeglądania zapisów.

- Logan, musimy to zeskanować i zabrać ze sobą. Te informacje muszą zostać ujawnione.
- Chcesz je przesłać na Ziemię?
- A jest taka możliwość?
- Z tego, co tu widzę, to tak.
- Zobacz, tu są nawet plany wojny z Ukrainą z udziałem prezydenta Rosji. Wydaje się, jakby ten człowiek bał się tego, co ma zrobić…
- To nie wszystko… Zobacz.
- Plany zamachu na Amerykański rząd i zabójstwo prezydenta USA.
- Jeśli tak się stanie, to ludzkość czeka zagłada.
- Tak, jeśli chińska Hydra zrzuci na Europę bombę atomową, to będzie koniec.
- Tu są plany wirusów i przymusowych szczepień. Kto za tym stoi?
- Hydra.
- Czyli mają gdzieś siedzibę główną.
- Siedziby mają w każdym kraju.
- No ale chodzi o tę główną.
- Mówi Ci to coś?
- Hm, Watykan? Przecież to jest stolica apostolska, czy coś.
- Według zapisów mają wpływ na wszystkie kraje.
- Myślisz, że prezydent Rosji został zmanipulowany do wywołania tej wojny?
- Myślę, że to Watykan jest centrum dowodzenia większości wojen i eksperymentów.
- Czyli to oni są odpowiedzialni za zniszczenie planety oraz wymordowanie całej ludzkości.
- Na to wygląda, że Watykan to zaczął, ale Amerykanie to dokończyli...

Nagle usłyszeliśmy strzał, odwróciłem głowę i zobaczyłem Roberta, siedzącego na podłodze pod ścianą z opuszczoną głową. Podszedłem szybko do mężczyzny i wyciągnąłem pistolet z jego ręki. Nie wiedziałem, co się dzieje, byłem w szoku, a zarazem było we mnie zrozumienie w zaistniałej sytuacji. Mężczyzna wyglądał na martwego i nie pozostało nic innego, jak pozwolić Robertowi odejść. W tym całym szaleństwie jakoś nie mogłem się skupić, po czym powiedziałem do Logana:

- Rób dalej swoje, a ja muszę się odświeżyć... Idę znaleźć jakiś prysznic.
- Na końcu tamtego korytarza po prawej.
- Dzięki.

.



.

Pobierz pliki