7


Kiedy przetarłem swoje oczy z łez, odwróciłem głowę i zobaczyłem członków załogi. Simon podszedł do mnie i przytulił mnie. Ten moment był pełen miłości i współczucia. Dla nowych ludzi był to zupełnie inny świat. Wiedzieli, że śmierć nie jest aż tak dramatyczna, jak to wygląda z naszej perspektywy. Dokładniej mówiąc, śmierć jest tylko iluzją. Chwilę później usłyszałem głos Simona, który powiedział:

- Tato, Selit stoi obok ciebie i trzyma Cię za rękę.
- Jak to?
- Wycisz umysł i pozwól sobie to poczuć.

Tak też zrobiłem. Zaufałem, że właśnie tak jest, a ufność, choć w pewnym stopniu jest naiwna, tym razem zaowocowała. Nagle poczułem jego rękę na moim policzku. Chwilę później usłyszałem: Wszystko jest dobrze… Jestem z Tobą. Z poziomu umysłu nie mogłem sobie wyjaśnić, że on dalej jest. Że tak naprawdę nikt donikąd nigdzie nie idzie. Chwilę później podeszła Sue, a następnie kolejni członkowie załogi Omega. Z każdym z nich doświadczyłem uczucia miłości i współczucia. Pełne zrozumienie tego, co czułem.

- Wiesz Alex? Rodzina jest wieczna… - powiedział Jimmy
- Wieczna? Odparłem z niedowierzaniem.
- Tak... Możesz wierzyć lub nie, ale wszyscy tam jesteśmy.
- To dość trudne.
- Wydaje się takie, ponieważ będąc w 3D, nigdy nie zrozumiemy, jak to działa. Jest to po prostu niemożliwe.
- Nawet jak będę próbować?
- Nawet.
- Czyli muszę puścić poszukiwania?
- Tak będzie lepiej.
- Brakuje mi Selita... Spędziliśmy razem piękne chwile.
- Czy twoje szczęście, było spowodowane jego obecnością?
- W pewnym stopniu tak.
- Dlaczego?
- Mogłem go widzieć, dotknąć.
- Czy ty byłeś szczęśliwy tylko dla tego?
- Dawał mi powody.
- On pragnął jedynie twojego szczęścia, ale nie był jego powodem.
- Co masz na myśli?
- On Ci pokazał, że możesz wybrać jakąkolwiek drogę. Zrobić jak to się mówi wiele głupstw, ale nigdy Cię nie oceniał. Bynajmniej świadomie.
- Chcesz powiedzieć, że on mnie kochał bezwarunkowo?
- Tak jak my wszyscy.
- Czyli nie potrzebnie się wysilałem.
- Twój wysiłek zaowocuje w przyszłości. Jednak twoja walka z ciemnością zabrała Ci więcej czasu. Wybrałeś to, zamiast się delektować jego obecnością.
- Tak mało go doceniałem. Masz rację, byłem egoistyczny.
- To nic złego... Po prostu nie wiedziałeś. Poza tym ofiarowałeś swoje życie i marzenia, by pomóc ludzkości i innym cywilizacjom.
- Nie byłem jedynym, który to zrobił.
- Widzisz, jesteś inteligentnym istnieniem.
- Więc dlaczego tak to boli?
- Dlatego, że wybrałeś to doświadczenie.
- Więc jak mam się z tym uporać? Z tym wszystkim, co mnie spotkało?
- Czas leczy wszystkie rany. To dobry przyjaciel, jeśli mu się zaufa.
- Mam ufać? Jak długo?
- Tyle ile potrzeba. Zaufanie pokazuje, że jesteś przyjacielem kreacji.
- Ufam i to bardzo, choć chwilami czuję się naiwny.
- To jest normalne i w tym przypadku, również nie jesteś sam.

Po rozmowie otrzymałem możliwość spędzenia czasu sam na sam. Usiadłem na plaży i patrzyłem się na ocean. Był spokojny. Lustrzana tafla, która odbijała błękitne niebo. I horyzont tak daleki, a zarazem bliski. Jakby niebo i ziemia stawały się jednym. Planeta Trzech Słońc była wyjątkowa. To na niej zakochałem się w Selicie. To na niej zakochałem się we wschodzie trzech słońc. I to tu poznałem moich biegających przyjaciół. Kochane lwiomałpkopyszczki.
W pewnym momencie wygrzebałem z piasku butelkę whisky, spojrzałem się na nią i po chwili zakopałem w piasku z powrotem. Miałem szansę, by utopić smutek w alkoholu, ale to nie zmieniłoby nic. Właściwie tylko bym wpadł w depresję i męczył się z kacem. Nie tym razem diable… Nie tym razem… - pomyślałem

Po raz pierwszy w życiu, jeśli można to tak nazwać, odmówiłem sobie alkoholu. Może dlatego, że wybrałem być trzeźwy. Wybrałem bycie klarownym, a może ktoś z drugiej strony wziął mnie za rękę i powiedział: „Nie”... Jest dla ciebie znacznie lepsza droga.

Jedno jest pewne. Musiałem wrócić na Omegę i stawić czoła rzeczywistości. Prawda jest taka, w jaką chcemy wierzyć, ktoś powiedział. Więc moja jest taka, że Selit dalej istnieje, tylko w innym wymiarze i jest bardzo szczęśliwy.
Te myśli dodawały mi otuchy oraz napełniały spokojem.
Kiedy wróciłem na Omegę, wszystko wyglądało jak wcześniej, tak jakby nic się nie wydarzyło. Postanowiłem się przespać. Przypomniałem sobie o tym, że sen pozwala puścić pewne rzeczy. Tak też zrobiłem... Obudziłem się następnego dnia. Stwierdziłem, że zajmę się czymś pożytecznym i zajrzałem do komputera pokładowego.

Przeglądając zapiski, znalazłem wzmiankę o tym, iż zadaniem Omegi było znalezienie planety, na której mogłaby tymczasowo osiąść. Potrzebowali planety, a ja miałem już plan. Postanowiłem zaprosić Sue na małą rozmowę. Kiedy kobieta przyszła powiedziałem:

- Sue... Wiem, że ostatnio dużo się działo, ale czuję, że potrzebuję porozmawiać z Tobą.
- Rozumiem, że chodzi o Selita?
- Tym razem o zupełnie coś innego.
- Powiedz, o co chodzi?
- Wyczytałem w zapisach Antona, że pragnęliście osiąść na jakiejś planecie.
- Zgadza się, ale co chcesz przez to powiedzieć?
- Ta planeta, na której byliśmy ostatnio, jest w sumie wolna. Może to dobra droga dla was. Czuję, że powinniście ją otrzymać.
- Alex, z planetami są pewne procedury.
- Wiem, że są, ale czy to nie jest dobry pomysł?
- Jest Alex, nawet bardzo dobry.
- Więc o co chodzi?
- Zaskoczyłeś mnie.
- Posłuchaj Sue... Wiem, jak bliźniaki ciężko pracują nad tym, by stworzyć sztuczny wymiar w którym, będzie miejsce dla wszystkich na wakacje. Zmianę otoczenia.
- Rozumiem, co chcesz powiedzieć, jednak nie jestem przekonana w stu procentach.
- Zanim podejmiesz decyzję, może stwórzmy możliwość, aby chociażby tam przebywać. Ta planeta jest naprawdę wspaniałym miejscem, a ja mam kontakty.
- W porządku... Powiadomię wszystkich o tej możliwości.
- Wspaniale.

Strasznie się ucieszyłem, że mogę zrobić wreszcie coś dobrego nie tylko dla siebie, ale również innych. Okazało się, że mieszkańcom spodobał się ten plan. Omega przycumowała na orbicie Lerthimeln, a stamtąd udaliśmy się naszymi statkami. Kiedy byłem na miejscu, miałem piękną wizję z miejscem, w którym Omega mogła osiąść. Nie byłoby potrzeby naruszania planety i budowania domów. Poza tym były tu owoce Aaonsak, które były o wiele lepsze niż te na Omedze. Kiedy delektowaliśmy się planetą, nagle przyleciały statki. Okazało się, że była to znajoma mi rasa. Rozmowa z nimi nie była zbyt przyjemna tym razem. Mimo starań wytłumaczenia, iż ta planeta należy do Niebiańskich Planet i jako ich przedstawiciel mam prawo zdecydować, kto może przebywać na tej planecie. Powiedziałem, również o planie, iż załoga Omegi ewentualnie się tu osiądzie na stałe. Byłem dość zirytowany postawą jednego z członków opiekunów planety i zażądałem rozmowy z moim przyjacielem, a ich kapitanem. Kiedy ten przyszedł, ja się ucieszyłem. Wytłumaczyłem spokojnie, gdy ten praktycznie wyraził zgodę. Jednak chwilę później podszedł jeden z członków jego grupy i pokazał pustą butelkę po whisky i pety z papierosów. Wtedy się przyznałem, że ja to zrobiłem. Ten fakt, że nieświadomie zaśmiecałem tę planetę, miał swoje skutki i kapitan, który był strażnikiem tej planety, zakazał nam przebywania na niej.

- Powiedz, co mam zrobić, aby dostać pozwolenie?
- Wiem, że nie zaśmieciłeś planety specjalnie… Jednak sam wiesz dobrze jaki on jest.
- Pamiętam go z pierwszego spotkania tutaj.
- No właśnie... Więc sam wiesz.
- Musi być jakieś rozwiązanie.
- Będziesz musiał porozmawiać z najwyższą radą.
- Z najwyższą radą?
- To rada starszych inaczej. Tylko że najwyższa. Oni decydują.
- W porządku... W takim razie gdzie ich znajdę?
- Jest ktoś, kto może Ci pomoże.
- Kto taki?
- Spójrz za siebie.

Odwróciłem głowę i ujrzałem tuż za sobą nikogo innego jak Xapitulinusa. To dość interesujące, że akurat zawsze się pojawia znikąd. Podziękowałem i zwróciłem się do Xapitulinusa.

- Śledzisz mnie czy co?
- Byłem w pobliżu i chciałem się przywitać.
- Świetnie.
- Co, nie cieszysz się na mój widok?
- Cieszę się, bo potrzebuję twojej pomocy.
- Wiesz, pomogę Ci, ale jak sam rozumiesz, nie jesteśmy tu całkiem sami.
- Przestań się wygłupiać. Chodzi o coś zupełnie innego.
- Więc proszę mów, o co chodzi?
- Potrzebuje dostać się do rady starszych. Tych najwyżej.
- I ty chcesz, żebym Cię tam zabrał?
- Proszę...
- Pomyślałeś, że może mam inne plany?
- A masz?
- Właściwie to tak.
- Możesz powiedzieć jakie?
- Wybieram się do rady najwyższej.
- Ty sobie ze mnie żartujesz.
- Żartuję, bo lubię.
- Więc mogę lecieć tam z Tobą?
- Myślę, że znajdzie się wolne miejsce.
- Bosko... Dzięki. Możesz tylko chwilkę poczekać?
- Poczekać?
- Tak. Mam jeszcze jedną sprawę do moich przyjaciół.
- W porządku.

Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku statku jednego z bezimiennych, a kiedy doszedłem na miejsce, zwróciłem się do ich przywódcy, zatrzymując go, gdy ten już chciał wejść na pokład swojego statku.

- Wiem, że troszczycie się o tę planetę i błogosławię Was za to. Poproszę Cię kapitanie, abyś odwiedził Omegę i odebrał prezent dla ciebie i twoich przyjaciół, który trzymam w gabinecie Antona. Wiem, że na długo to wam nie wystarczy, ale na Ziemi jest tego znacznie więcej. Moi ludzie pewnego dnia będą tak szczęśliwi, że im alkohol ani inne używki nie będą potrzebne. Dlatego odwiedzicie mnie na Ziemi i będziecie mogli wziąć to, czego ludziom nie będzie już potrzebne. Bo tu w kreacji wszystko jest chciane.
- Alex, odmówiliśmy Ci planetę, a ty dajesz nam prezenty? Kim ty jesteś?
- Jestem Alex. Unikalną cząstką was.
- Jesteś wielki.
- Bez waszego udziału, byłbym tylko pustką.
- Dziękuję w imieniu całej mojej załogi.
- I ja wam dziękuję w imieniu mojej.
- Skontaktuję się z Tobą i odwiedzę na Omedze. Jednak poproszę Cię, abyś również odwiedził naszą planetę. Bo tak właśnie czuję.
- Zrobię to z przyjemnością. Do zobaczenia zatem moi kochani bezimienni.
- Widzimy się, a teraz idź i zrób to, co masz zrobić.

Tym razem postanowiłem poinformować Sue o moim planie, a chwilę później opuściłem planetę. Podczas podróży Xapitulinus był wyjątkowo miły. W pewnym stopniu sprawiło to, że czułem się bardziej komfortowo. Zadawałem pytania, a on odpowiadał. Najbardziej nurtujące mnie pytanie było to, na jakiej planecie znajduje się rada starszych. Xapitulinus opowiedział, że znajdują się oni na dużym statku. Tam znajdowało się ich centrum dowodzenia. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłem bardzo długi, ale za to wąski biały statek. Podobnie jak na Omedze, znajdował się tam hangar, do którego wlecieliśmy. Opuszczając pokład, miałem wiele myśli. Nie wiedziałem, jak wyglądają, ani też czy są sympatyczni. Obserwowałem drogę do pomieszczenia, w którym się znajdowali. Nagle na naszej drodze pojawiło się dwóch strażników, którzy zapytali o cel naszej wizyty. Xapitulinus, powiedział im o powodzie mojego przybycia i pozwolono nam iść dalej. Kiedy wszedłem do wielkiego pomieszczenia, ujrzałem około dwunastu istot, które siedziały przy długiej ławie. Podszedłem bliżej i zapytałem, czy mogę poprosić o zgodę na osadzenie się na Planecie Trzech Słońc. Wtedy jeden z członków rady wstał i powiedział:

- Wchodzisz tutaj i prosisz, a się nie przedstawiłeś.
- Cześć... Jestem Alex z Polski i jestem gejem.
- W jakim celu tu przybył?
- By poprosić o pozwolenie, aby Omega mogła osiąść na Planecie Trzech Słońc.
- Jest wiele planet, które mają trzy słońca, masz imię tej planety?
- Tak. Chyba tak… Lerthimeln się nazywa, o ile czegoś nie przekręciłem.
- Nie wyrażam zgody, możesz już iść.
- Słucham?! Proszę powiedzieć, dlaczego nie?
- Bo tak postanowiłem.
- Mnie tu przysłała ta planeta. To w jej imieniu tu jestem.
- Niech sama się do nas zgłosi zatem. Poza tym nawet nie znasz dokładnie jej imienia.

Czułem się oburzony. Już chciałem wyjść, ale nagle się cofnąłem. Zacisnąwszy pięści, powiedziałem:

- Siedzicie tylko i gadacie ze sobą, ale jak przybywa istota, to nie macie czasu. Czym jesteście tak bardzo zajęci?!
- To nie twoja sprawa… - odpowiedział jeden z nich
- Oczywiście, że nie moja. Jesteście najwyższą radą i waszym zadaniem jest reprezentowanie wszystkich istnień, a wy tylko tu siedzicie i gadacie o niczym. Was nie obchodzi nic innego niż wy sami. Stare egoistyczne wypierdki mamuta. Żadnego z was pożytku!

Powstało oburzenie. Starzec, który mi odmówił, nagle wstał i zwrócił się do jednego z siedzących na drugim końcu długiego stołu mężczyzny, który od samego początku jako jedyny się uśmiechał.

- AaraKey… Pomóż swojemu dziecku.
- Przecież dobrze sobie radzi. Ha-ha!
- Mówię o tym, byś mu pomógł wyjść.

Poczułem ucisk w głowie. Jakby ogromna energia przejęła kontrolę nade mną. Czułem, że tracę kontrolę i nagle z moich ust wydobył się ogromny krzyk. Wszystko zaczęło się trząść jak podczas trzęsienia ziemi, gdy z moich ust wypłynęły następujące słowa:

”Jakiego Boga stworzyliście?! Bóg nie ma zasad, reguł, ani ograniczeń! Bóg jest miłością! Jakiego zatem stworzyliście Boga, się was pytam?! Ja zawsze wam mówię tak bez względu, jakie doświadczenia sobie wybieracie! Odbieram wam wszystkim bez wyjątku wolną wolę, a jedynie co wam dam to tymczasowy wolny wybór. Bo taka jest miłość Stwórcy! Wasz czas dobiega końca i otrzymacie swój los u końca waszych dni. Nikt was nie uratuje, a przede mną nikt, ani nic się nie ukryje. Zrozumieliście to?!”

Praktycznie cała rada starszych była w panice. Nie wiedząc, co się wydarzyło. Tylko AaraKey oraz Musellen, który był po mojej stronie, nie odczuli tego gniewu, który ze mnie wypłynął. Nagle ucisk w głowie zniknął i zauważyłem, że AaraKey śmiał się głęboko. Jego widok sprawił, że zacząłem się śmiać wraz z nim, choć nie ukrywam, iż nie byłem świadomy tego, co zaszło. Mimo to ten śmiech był zaraźliwy. Następnie do śmiania się dołączył Musellen. Reszta rady starszych zaczęła uciekać, jakby się za nimi kurzyło. Dosłownie jak szczury z tonącego pokładu. Wtedy dalej śmiejący się AaraKey podszedł do mnie i poprosił, abym z nim się udał.
Myślałem, że mam opuścić statek. Jednak mężczyzna zaprowadził mnie do innego pomieszczenia i tam zaczął ze mną rozmawiać.
 
- Witaj Prins Assayan. Jestem AaraKey, Twój duchowy ojciec, jak również brat z Plejadian.
- No ale ja jestem Alex.
- Assayan to twoje imię duchowe z Niebiańskich Planet.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Pokaże Ci coś.

Mężczyzna rozłożył lekko ręce i ja poczułem, by zrobić podobnie jak on. Chwilę później znaleźliśmy się w pięknym miejscu. Było tam tyle Światła i kolorów, których wcześniej nie widziałem. Poczułem się, jakbym był w domu. Miejsce wyglądało znajomo. Czułem się, jakbym widział je już w swoich wizjach, będąc jeszcze na Ziemi. Przyglądałem się pięknu, które mnie otaczało, jakbym był tam, doświadczając wszystkiego w jednej chwili. Nagle ku moim oczom pojawiła się niebieska planeta. Wtedy AaraKey przemówił:

- Widzisz Prins Assayan, to są ludzie, a tu w tym miejscu, są wasze Wyższe Ja i jesteśmy zawsze obok was z wami. Widzimy was i kochamy, każdego bez wyjątku, bez względu, jakich wyborów dokonujecie. My po prostu nie widzimy, że coś robicie źle.
- Skąd to uczucie separacji?
- To dlatego, iż przez przypadek doszło do oddzielenia naszych wszechświatów. Dlatego również i wasza planeta doświadczyła bolesnej separacji od Złotego Wszechświata.

Niebiańskie planety były częścią Złotego Wszechświata. Podobnie było z Ziemią, którą w moich czasach ludzie znali jako Gaje, a od ponad 200,000 lat była zniewolona przez ciemność. Planetę, którą zobaczyłem w jednej z wizji, nazywała się Terra. Terra była świetlista. Panowała tu wolność, radość i miłość. Gaja, którą znałem z Ziemi, również przechodziła przez transformacje. Okazało się, że Terra to była wcześniejsza Gaja. Zanim ciemność pojawiła się na Terra. Wtedy też została zmieniona nazwa, a co za tym idzie częstotliwość planety. Jednak to już nie miało znaczenia, kiedy zobaczyłem, jak frekwencja ziemi wzrasta. Proces, w którym Gaja powoli wzrastała względem frekwencji Złotego Wszechświata, aby rozdzielone światy scaliły się w jeden wspólny.

Nagle ujrzałem wielkie istoty, które odziane były w świetliste szaty mieniące się jak wyjaśnił później AaraKey wszystkimi barwami, jakie kiedykolwiek powstały. Jedną z tych istot, byłem ja. Dostojny z wielkim kolorowym pióropuszem na głowie. Miał czarne oczy, które wydawały się widzieć poza całą iluzją. Istota zbliżyła się do mnie i powiedziała:


„Jesteśmy jednym ty i ja.
Należymy do siebie.
Pozwól odejść wszystkim lękom.
Ufaj temu procesowi.
Ufaj Mi.
Ufaj nam.
Ufaj, że razem w tym jesteśmy.
Ufaj, że zawsze Cię wspieram.
Za każdym razem wiedz, że zawsze jestem dostępny dla Ciebie.
Ty i ja jesteśmy jednym”


Po tych słowach zrobiło mi się błogo i pojawiły się łzy. Poczułem jakby wszystko dosłownie wszystko, było dobrze. Wtedy AaraKey pokazał mi między innymi swoją inkarnację na Ziemi. Wyglądało to, jakby nasza rodzina była kompletna. Widziałem klarownie, kto był moją siostrą, a kto bratem. To było jak spełnienie marzeń. Marzeń o rodzinie. Jednak moja prawdziwa rodzina była po drugiej stronie. Na Ziemi była to tylko jej energetyka.
Również wtedy pojawiło się pytanie. Czy kiedyś to wszystko się zakończy i znów się połączymy? Wtedy AaraKey odpowiedział:

- Kiedy Ziemia osiągnie wibrację Złotego Wszechświata, zlejemy się w jedną całość.
- I zawsze będziemy już razem?
- Zawsze… To, co kiedyś zostało oddzielone od Światła, zostanie do niego przywrócone. Dlatego ufaj całym sercem. Całym swoim istnieniem, że tak właśnie jest.
- Ufam.

Nie wiedziałem dokładnie, do czego to zmierza. Wtedy nagle zobaczyłem obraz. Czułem szczęście i radość jednak to, co się działo wychodziło poza każde słowo, jakie znałem. Widziałem oczami nieskończoną ilość ludzi, którzy ubrani byli na biało. Widziałem dużo Światła, jak również dużo pięknych uśmiechów. Czułem niesamowitą wibrację, której towarzyszyła piękna muzyka serc. Jakby serca śpiewając jak jedno, tworzyły Niebiański Chór Aniołów. Totalne spełnienie. To było jak Niebo. Właściwie to było niebo, które było na ziemi. Świat, gdzie nikt od nikogo niczego nie chciał, a wszyscy byli szczęśliwi. To był świat pokoju. Nie widziałem tam błękitnego nieba ani drzew, ponieważ wszyscy tam widzieliśmy swoje wewnętrzne Światło. Dostrzegłem jednak, że trawa była tam tak soczyście zielona i wszyscy stąpaliśmy po niej dumnie boso. Nie było tam myśli ani uczucia zimna czy też ciepła. Nie było tam, że coś jest dobrze, a coś nie. Jak stan wiecznego zakochania się w miejscu, gdzie nie istniał czas. Byliśmy tam wszyscy razem… Byliśmy kompletni…
Zostałem wybudzony z tego snu. Kiedy AaraKey zakończył wyświetlać projekcję, nagle znalazłem się na statku, gdzie nie było już aż tak pięknie. Postanowiłem się zapytać:

- AaraKey, co to było?
- To nasza przyszłość.
- Nasza przyszłość? Jest tak piękna, że brak mi słów…
- Dlatego musiałeś to zobaczyć, bo tu nie ma słów, które mogłyby to wszystko opisać, tego, kim naprawdę jesteśmy.
- Dziękuje, że mi to ukazałeś.
- Drobiazg… Jednak teraz będziesz musiał trochę zapomnieć z tej przygody.
- Dlaczego?
- Ponieważ są pewne rzeczy, które musisz zrobić.
- W porządku... Możesz mi wymazać pamięć.
- Nic podobnego nie zrobię.
- Mówiłeś, że zapomnę.
- Tylko tymczasowo.
- W porządku.
- Pamiętaj kochany jeden, że my Rodzina Światła, jesteśmy tutaj, aby uzdrowić uczucie utraty i rozdzielenia. W dniu, w którym wibracja Ziemi osiągnie taką samą wibrację, jaka jest w Złotym Wszechświecie, scalimy się razem. Poczuj połączenie z rodziną i błogosławieństwa, które do ciebie płyną. Ramię w ramię... Serce do serca... Pamiętaj to, kim naprawdę jesteś. Niech konstrukcja tego, kim naprawdę jesteśmy, utrwali się już w Tobie na zawsze.
- I zawsze będziemy razem?
- Już jesteśmy kochany.

AaraKey zrobił coś, co sprawiło, że zapomniałem to, co się działo. Jedynie co pamiętałem, to rozmowę ojca z dzieckiem. Całe zajście zniknęło z mojej głowy, a ja nagle zapytałem:

- Wydaje się, że ty nie bierzesz niczego na poważnie.
- Bo wiem, czym to jest.
- Czy mogę zapytać o to, czym to jest?
- Tak.
- Co to?
- Ohyda ziejąca pustką…
- Nawet jak to mówisz, nie brzmi to poważnie.
- Bo tu naprawdę nic nie dzieje się poważnego. Nigdy...
- Przy tobie czuje się jak sknera.
- To minie... Spójrz na to, jako doświadczenie, z którego i tak wyrośniesz.
- Dobrze.
- Assayan?
- Tak AaraKey?
- Czuję, że muszę Ci powiedzieć, jak to jest z planetami, bo to Ci się przyda. Może nie teraz, ale w przyszłości.
- Dobrze. Wysłucham Cię...
- Wy jako cywilizacja nie wiecie, że aby osiąść na planecie, potrzeba coś jej ofiarować. Wasi starożytni mieli dostęp do tej informacji.
- Do czego zmierzasz?
- Zanim przybyliśmy na waszą planetę i powstała cywilizacja ludzi ofiarowaliśmy to, co mogliśmy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ofiarowaliśmy naszego syna.
- Co z was za rodzice?
- Kochający.
- Chyba to nie o mnie chodzi?
- O ciebie też.
- Nie strasz mnie.
- Posłuchaj uważnie.
- W porządku w tej sytuacji nie mam innego wyjścia niż to zrobić.
- Assoyuss, to Twój brat.
- Czyli on tam jest?
- Już nie… Ponieważ ciemność, jaka tam panowała, więziła go, jak również inne istnienia.
- O matko to straszne!
- Dlatego wysłaliśmy Cię na zamianę.
- Mnie?
- Tak, ciebie kochany.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Ty byłeś dzieckiem cud. A właściwie to byłaś i jesteś.
- Kochany Filo mnie się o to pytał. Tylko chwila, jaka byłaś?
- Assayan to nasza córka.
- Myślałem, że to był on?
- W Złotym Wszechświecie nie ma ogromnej różnicy między kobietą a mężczyzną… My jej po prostu nie widzimy.
- Poczekaj… Miałem kiedyś wizje, że rodzę się na dość nietypowej planecie jako dziewczynka jakiejś pary królewskiej.
- To wspomnienie Ci podarowaliśmy, abyś z czasem przypomniał sobie Twoje Niebiańskie pochodzenie. Nie tylko ty, bo nas na Ziemi jest znacznie więcej.

Po tych słowach powróciła wizja, jaką AaraKey pokazał mi wcześniej, kiedy byliśmy w drugim pomieszczeniu. Mężczyzna wyjaśnił, że zostałam nazwana dzieckiem cud i stworzona do ogromnego zadania przemiany planety, a co za tym idzie wszystkiego, co jest. Byłam więziona przez ciemność, podobnie jak mój brat, ale miałam moc takiej, jakiej żaden człowiek nie posiadał. Byłam jak połączenie Nieba i Ziemi. I to ze Złotego Wszechświata płynęła ze mnie moc, jak również siła Najwyższego Światła… I to przeze mnie spływało Światło na całą kreację od mojej rodziny. To wtedy również został mi pokazany mój tak zwany homoseksualizm. Potęga świadomości pamięci tego, iż jestem energią żeńską, która reinkarnowała się w ciele mężczyzny. Dlatego też nie czułem się wygodnie z istotami o ciele kobiecym. I tak też było z wieloma istotami, które się reinkarnują na Ziemi. Mieli pamięć tego, że byli kobietami w ciele mężczyzny. Więc to nie była żadna choroba lub myśl, że Bóg stworzył kobietę i mężczyznę. Ta silna pamięć, która sprawiała, iż ludzie czuli, że muszą się operować, zmieniając płeć. U jednych było to silne uczucie, a u innych przebiegunowanie świadomości energetyki żeńskiej do męskiego ciała, nie miało żadnego znaczenia i szybko się zaaklimatyzowali z nową tożsamością. W świecie, w którym rodzili się ludzie, nie było prawdziwej wiedzy. To była wiedza ciemności, aby podzielić ludzi i wytwarzać chaos. Tylko po to, by te ciemne energie mogły się tym karmić. Brak wiedzy prowadzi do konfliktów, ponieważ ludzie korzystali tylko ze świadomości, jaka była dostępna tylko dla ludzi, stworzyli wypaczony obraz Boga, który karze i zabrania, jest niesprawiedliwy i ma jakieś ograniczenia… I tak swoją bezwarunkową miłością, ludzie, wierząc, że tak jest, wytworzyli choroby i wirusy. Dlatego jako dziecko cud w postaci Alexa zostałem wybrany na opiekuna planety, na której mieszkali ludzie, jak również opiekuna Księgi Wszelkiego Istnienia. Ciemnym się to bardzo nie podobało. Jako Opiekun Księgi Wszelkiego Istnienia stałem się reprezentantem wszystkiego, co jest i wszystkich, ale także reprezentantem Boga na Ziemi. A Bóg jest miłością… :) Jednak nie byłem od nikogo lepszy i tak jak każda istota w kreacji miałem swoje do przerobienia. Tę cudowną rozmowę przerwał zbulwersowany członek rady, który zawołał AaraKey’a.

I tak po zakończonej rozmowie, doszliśmy do sali, z której wyszliśmy. AaraKey pozdrowił i wszedł do środka. Ja ruszyłem do Xapitulinusa, który wydawał być się zniecierpliwiony. Nagle usłyszałem za plecami jak ktoś mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem jednego z rady, który podszedł do mnie.

- Prins Assayan. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś otrzymał zgodę na osiedlenie się na planecie Lerthimeln. Ponieważ Bóg zawsze mówi tak.
- Mogę zapytać się skąd taka decyzja?
- Zobaczyłem symbol na twoim czole.
- Jaki symbol?
- Symbol Księgi Wszelkiego Istnienia. To ty ją otworzyłeś… Prawda?
- Tak, zgadza się.
- Dziękuję Prins... Dziękuję...
- I ja dziękuję… Proszę, czy mógłbyś mi powiedzieć, o co chodzi z tym symbolem na czole?
- Jedynie co mogę o nim powiedzieć to to, że jest to święty symbol wszystkich istnień. Symbol jedności oraz zwycięstwa Światła.
- Czy on jest widoczny cały czas?
- Energetycznie tak, ale istoty, które nie mają czystych intencji, nie zobaczą go i nie zobaczą tego, kim naprawdę jesteś. Jedynie co zobaczą w tobie, to to, co sami mają do przepracowania.
- Już rozumiem.
- Opiekun księgi jest zmieniany co 400 miliony eonów lat. Mimo to, opiekuna obowiązują te same zasady co inne istnienia… Tu nie ma wyjątków.
- Cieszę się, że mi to mówisz.
- Rozumiem, że nie lubisz hierarchii.
- Zgadza się.
- Pewnego dnia będziesz musiał zaakceptować to, bo tu wszystko jest po coś.
- Jeszcze raz dziękuję.
- To ja tobie dziękuję. Czy masz ze sobą nawigator?
- Tak, tu jest.
- Wspaniale... Wyślę wiadomość z potwierdzeniem przydzielenia planety.
- Wspaniale… Jestem ogromnie wdzięczny za pomoc.
- Dziękuję, za tak wspaniałe spotkanie.

Pożegnałem się i ruszyłem w kierunku Xapitulisuna, który był lekko niecierpliwy. Byłem zadowolony ze spotkania, pomimo iż większa część jego została mi zatuszowana.
Jedyne co pamiętałem to fakt, iż nawiązałem nowe kontakty. W pewnej chwili znów poczułem ucisk głowy. Odwróciłem się nieświadomie i zawołałem: Musellen.
Mężczyzna się odwrócił i podszedł do mnie. Spojrzałem mu prosto w oczy, a moja ręka spoczęła na jego policzku i wtedy powiedziałem: Jesteś tak bardzo mocno kochany.

Po tych słowach wydawało się, jakby coś w nim pękło, po czym zaczął płakać jak małe dziecko. Podziękował, odchodząc gwałtownie. Chwile później ucisk zniknął, a ja odwróciłem się i podziękowałem Xapitulinusowi za pomoc i choć ten wydawał się ciekawy tego, co zaszło, nie umiałem mu tego w słowach opisać... Jak również tego, co zaszło u rady starszych. Jedno było pewne, że wracam na Omegę. 

.

Pobierz pliki




.