19
Ocknąć się nago na środku ulicy, koło parku w dziwnym mieście, nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń. Nagość może być opacznie rozumiana przez ludzi. Kobieta, która stała obok, wzięła syna i zaczęła odchodzić lekko zawstydzona, a ten mały, radosny szkrab powiedział do mnie: Do zobaczenia Książę...
Fajny ten dzieciak… - pomyślałem
Chwilę później zjawiło się dwóch policjantów, którzy zaproponowali mi mandat, za obnażanie się w miejscu publicznym. Jednak moment później zjawili się moi znajomi i kobieta ściągnęła swój żakiet, abym ja mógł się nim zakryć. Policjanci nie wyglądali na zbyt zadowolonych, gdy do rozmowy wtrącił się Tony, informując, że zaszło małe nieporozumienie, natomiast ja nieświadomie powiedziałem do Logana:
- Kurcze, ale ci panowie wyglądają, jakby pracowali w cyrku.
- To są ubrania służbowe i wlepie Ci mandat za obrażanie oficera na służbie. - powiedział jeden z policjantów
- To nie jest obraza oficera, tylko obraza niedowartościowanego ego…
- Proszę się zatrzymać, zabieramy go na komisariat.
- O jakie dzieci z przedszkola, co zastraszają swoim niedowartościowanym ego…
- Alex… Powstrzymaj się z takimi żartami, dopóki nie znajdziemy się na statku. - powiedział Logan lekko się śmiejąc
- Przecież oni sami chcą to usłyszeć.
Wtedy policjanci zaczęli się szarpać, aby mnie przechwycić i żakiet panny Potts upadł na chodnik. Nie wiem, co się wtedy stało, ale wydobył się ze mnie ryk, który powiedział:
- Wy niedowartościowane egoistyczne szczury! Jesteście obłudni i fałszywi tak, jak wasze dziecinne uniformy na halloweenowe party dla dzieci w przedszkolu. Sami wysyłacie swoje kutasy po internecie, chwaląc się nimi… Sami biegacie nago, chcąc się ruchać, a drugie istnienie, jak już jest nagie w miejscu publicznym, to chcecie je karać! Internet to też miejsce publiczne, wy egoistyczne pasożyty! Wy obłudni czciciele trupów! Bo waszemu ego się coś nie podoba! Kto wam dał prawo, aby karać drugie istnienie i zamykać w więzieniach?! Kto wam dał prawo dotykać i znęcać się nad drugim istnieniem?! Na pewno nie ja! A teraz won mi z miasta! Won mi od drugiego istnienia, wy parszywe demony! Pozamykam was w egoistycznych strefach, gdzie tam spędzicie resztę swoich żałosnych żyć, aż do całkowitej przemiany w Światło!
Czego ty chcesz od nas?! My tylko i wyłącznie wykonujemy swoją pracę.
Wykonujecie i wyłącznie pracę swojego niedowartościowanego ego! Nie ma na tej Ziemi miejsca dla takich jak wy!!! To już jest wasz koniec! Won powiedziałem demony! Won!
Policjanci się wystraszyli i uciekając w popłochu, bezczelnie wzywali przy tym posiłki…
- Tak! Kutasami machajcie do swoich kolegów z przedszkola! Bo przecież za to macie płacone!
Wtedy to Logan chwycił mnie przez ramię i zanim weszliśmy na pokład statku, zdążyłem wykrzyczeć ostatnie słowa w kierunku policjantów:
- Tak! Uciekajcie jak szczury z tonącego pokładu! Jebani heterycy! Tchórze, a nie heterycy! Wooooon! …Koniec przekazu.
- Podziwiam Cię za twoją szczerość…
- Dziękuje Logan, przecież wiesz, że tylko prawdziwych przyjaciół stać na taką szczerość.
- Masz rację… He-he!
Weszliśmy na pokład, gdzie chwilę później weszła Pepper wraz z Tonym, po czym statek odleciał.
- Dokąd teraz mam lecieć Tony?
- Do mojej posiadłości, tam będziemy bezpieczni.
- W porządku, włączam barierę niewidzialności.
- Dobra Logan, a pamiętasz lokalizacje?
- Tak…
Chwile później Tony zwrócił się do mnie, mówiąc:
- Posłuchaj Alex, jestem szanowanym obywatelem tego miasta, a ty robisz mi obciach...
- Przecież ja nic takiego nie zrobiłem...
- Nakrzyczałeś na policjantów.
- Bo się mieszają nie do swoich spraw.
- Oni po prostu dbają o porządek w miastach.
- A wiesz, jaką oni mają karmę do spłacenia?
- O czym ty teraz mówisz?
- Myślisz, że jak chodzili do szkoły i są na tak zwanej służbie, to ich ochroni przed spłatą karmy?
- Jakiej karmy? Chyba nie tej dla kotów… A tak przy okazji, to może jesteś głodny?
- Nie jestem głodny, tylko wściekły…
- Głodny kotek to zły kotek... Logan, może zatrzymajmy się w markecie po jakiegoś whiskasa?
- W ogóle kim ty jesteś, że ze mną tak rozmawiasz?
- Twoim przyjacielem.
- Ah tak? A jak się nazywasz?
- Przecież wiesz, że Tony.
- Nie wiem, człowieku widzę Cię na oczy pierwszy raz.
- Właściwie, to już się wcześniej spotkaliśmy.
Wtedy do rozmowy wtrącił się Logan, mówiąc, aby Tony dał mi spokój, żeby znów nie doszło do podobnej sytuacji, jaka wcześniej miała miejsce. Tony tylko stwierdził, że po prostu nie może się oprzeć pokusie, aby się nie podrażnić z kotkiem, na co Logan zaznaczył, że to nie jest odpowiednie miejsce na to, ze względów takich, że jesteśmy w trakcie lotu… Przez moment zrobiła się przerwa, po której wylądowaliśmy na jakiejś posiadłości.
Kiedy opuściliśmy statek, Tony sobie zażartował, mówiąc:
- To idź, załatw swoje potrzeby koteczku i jak co, to jesteśmy w środku.
- Panie Tony, ja naprawdę nie rozumiem, o co panu chodzi…
- Tak tylko sobie żartuje.
- Tyle że te żarty nie są wcale śmieszne, jeśli jedna ze stron nie ma bladego pojęcia o żartach w stylu kotku… Podrywa mnie pan, czy co?
- He-he! No aż tak się nie rozpędzaj Alex, powiedzmy, że nie do końca jesteś w moim typie.
- To dobrze, bo pan też w moim nie jest…
- Uff, nawet nie wiesz, jak mi ulżyło…
Chwilę później podszedłem do Logana, informując go, że mam dosyć tego kolesia i chcę stąd już jechać, jednak ten nalegał, abym został ze względu na to, iż potrzebuje ubrań… No tak, żakiet Pepper nie do końca pasuje do mnie, jednak dzięki niemu mogłem zasłonić pewne intymne miejsca.
Weszliśmy do dużego domu, kiedy Tony znów zwrócił się do mnie, mówiąc, abym z nim się udał… Mężczyzna wszedł ze mną do jednego z pokoi i wyciągnął z szafy dres podobny do tego, który miałem wcześniej, informując, abym go założył. Kiedy zacząłem się ubierać, Tony odwrócił się plecami do mnie i ja postanowiłem zrobić to samo, kiedy zakładałem spodnie. Kiedy założyłem i zapiąłem bluzę, powiedziałem:
- Dziękuje Tony…
- Ależ drobiazg Alex…
- Mogę się ciebie zapytać, o to, czy ty masz wszędzie takie same dresy?
- Wiesz, jeśli coś mi się spodoba, to kupuję tuzinami… A co nie podoba Ci się?
- Jest wygodny…
- Właśnie dlatego mam ich kilkaset.
- To pan jest właścicielem tego apartamentu, w którym byliśmy wcześniej?
- Właściwie, to całego wieżowca...
- I wynajmuje pan go dla innych?
- Nie, jest cały dla mnie.
- Czyli wybudował pan sobie wieżowiec, żeby się drażnić z ludźmi, którzy nie mają gdzie mieszkać?
- Posłuchaj, jestem miliarderem i nie interesuje mnie to, czy komuś to przeszkadza, czy nie.
- Jest pan po prostu gburem i tyle.
- Tony…
- Słucham?
- Nie gbur, tylko jestem Tony.
- Dobrze panie Tony…
- Poczekaj… Wróć… Mów mi po prostu Tony.
- Dobrze Tony, powiem tak, nie do końca jestem świadomy, co tu dokładnie robię. Logan mnie tu przywiózł, a ja chcę lecieć z powrotem.
- Ty mnie naprawdę nie pamiętasz?
- Tak szczerze, to nie…
- Logan mówił, że masz zaniki pamięci.
- Tak, dokładnie i właśnie dlatego nie czuję się komfortowo w dziwnych i nieznanych mi miejscach.
- Wiesz, powiem Ci, że już tu byłeś wcześniej.
- Tu? Znaczy się w tym domu?
- Tak, zgadza się.
- Z jakiego powodu? Jeśli mogę spytać?
- Mieliśmy spotkanie i miałem Ci przygotować strój.
- Strój?
- Chodź za mną…
Udaliśmy się do pewnej pracowni, która wydawała się ukrytym pomieszczeniem. Wtedy to mężczyzna otworzył coś w rodzaju rozsuwanych drzwi, które znajdywały się na jednych ze ścian w pomieszczeniu i tam zobaczyłem jakby różnorakie stroje. Mężczyzna wyjął jeden ze strojów, po czym zapytał się mnie:
- Jak Ci się ten podoba?
- Wygląda jak strój do nurkowania.
- Powiedzmy, że jest podobny, jednak zmieniłem materiał, z którego powstał Twój kostium.
- Mój kostium?
- Nie podoba Ci się?
- Jest w porządku.
- Powiem Ci tak szczerze Alex, że mnie osobiście czegoś w nim brakuje, ale jeszcze sam nie do końca wiem co…
- Jest cały biały...
- A ty co byś w nim dodał?
- Bo ja wiem? Może jakieś złote dodatki, czy coś w tym stylu? O! Takie jak ten biały i czarny garnitury mają. - wypowiadając te słowa, wskazałem palcem na bardzo eleganckie ubrania, które znajdowały się w szafie
- Ach, już rozumiem, o co Ci chodzi… - powiedziawszy to, Tony zamknął dyskretnie szafę, po czym dodał: Chciałbym, abyś przymierzył ten kostium na chwilę.
- Pan tak serio?
- Poważnie, no już przymierz…
Kiedy przymierzyłem odzienie, Tony odwrócił się plecami ode mnie, abym mógł się na spokojnie przebrać, a ja zrobiłem to samo, co on, po czym mężczyzna włączył telewizor, w którym usłyszałem wiadomości.
”Uzbrojony napastnik otworzył ogień w szkole podstawowej w Nowym Jorku. Zginęło 58 osób, a kilkanaście kolejnych zostało rannych. Wśród zabitych jest 50 dzieci i ośmioro dorosłych.
Policja bada obecnie sprawę, dlaczego doszło do tego zdarzenia i jakie były motywy działania młodego mężczyzny. Niebawem przedstawimy więcej informacji.
To nie jest najszczęśliwszy dzień dla mieszkańców Nowego Jorku… Po raz kolejny zostali zaatakowani, tym razem przez ogromną panterę, która dewastowała i podpalała budynki w całym mieście. Zjadając niewinnych ludzi, w tym kobietę z dzieckiem jak widać w załączonym materiale… Jeszcze nie oszacowano, ile padło ofiar podczas ataku pantery”.
- A już oglądałem ten film… - powiedział lekko spłoszony Tony, po czym zmienił kanał telewizyjny
”Bardzo groźny nagi i niestabilny psychicznie mężczyzna, który biegał dziś w godzinach popołudniowych w Central Park zabił kilkoro policjantów na służbie, po czym straszył kobiety z dziećmi, onanizując się przy tym. Sprawca nie został jeszcze schwytany przez służby. Prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności”.
- Ależ oni kłamią…
- O czym teraz mówisz? - zapytałem
- Nic, nic… Same nudne bajki w tej telewizji… - odparł Tony, po czym zapytał się mnie, zmieniając przy tym temat: A jak Twój kostium?
Pokazałem się Tony’emu w kostiumie, który wydawał leżeć się na mnie jak ulał. Mężczyzna powiedział, że jeszcze go ulepszy i w odpowiednim czasie go dostane. Nie rozumiałem, o co chodzi, gdy ten niespodziewanie wyjął dyskretnie kostium przypominający odzienie, które używane było na Omedze.
- Skąd ma pan taki kostium?
- Sam zaprojektowałem.
- Wyglądają identycznie jak nasze kostiumy na Omedze.
- Jakby Ci to wyjaśnić… To ja je stworzyłem…
- Pan?
- Mów mi Tony.
- Dobrze Tony, czyli to ty zrobiłeś kostiumy, które ma załoga Omegi?
- Owszem…
- Czyli poznaje twórcę ubrań z Omegi?
- A co? Nie podobają Ci się?
- Owszem podobają i to bardzo, są wygodne i dopasowują się do ciała tak, że skóra oddycha…
- Tylko że nie podoba Ci się kolor?
- Czarny to nie za bardzo ciekawy kolor.
- Wiesz, dostaliście ode mnie również białe wersje.
- Nie przypominam sobie, aby ktoś je nosił.
- Kapitan Anton zazwyczaj używał białego stroju.
- To pan zna Kapitana Antona?
- Oczywiście, że znam, to był mój dobry przyjaciel.
- Czyli to pan mu załatwiał whiskey?
- Nawet papierosy dla ciebie.
- Pan dużo wie na mój temat.
- Ponieważ się znamy Alex…
- Szkoda, że nie pamiętam, może wtedy byłbym milszy dla ciebie.
- Zazwyczaj to jesteś i lubisz moje żarty.
- Tyle że teraz ich nie rozumiem…
- W porządku, pewnego dnia pamięć Ci wróci.
- Skoro tak mówisz.
- Posłuchaj, nie jestem takim gburem, jak Ci się wydaje… Po prostu są pewne sprawy, do których się nie mieszam.
- W porządku szanuje to Tony, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Cieszy mnie to…
- Wiesz Tony, po prostu wydaje mi się, że masz jakieś duże ego…
- A kto go nie ma? Poczekaj…
- Mam poczekać na co?
- Czoło Ci się świeci.
Mężczyzna podszedł do szuflady i wyciągnął coś w rodzaju tableta, po czym zrobił nim zdjęcie mojego czoła i powiedział: Jarvis, zeskanuj proszę ten symbol...
- Do kogo pan mówi? - zapytałem
- Do komputera.
- Rozmawiasz z maszynami?
- Z ludźmi też mi się zdarza.
- Ma pan dość wyjątkowe poczucie humoru.
- Ty też Alex i przestań do mnie mówić pan… Czy ja wyglądam na starego?
- Jakbyś Tony się trochę ogolił, to na starcie 10 lat mniej.
- Zawsze jesteś taki szczery, jak stracisz pamięć?
- W zasadzie… To chyba tak.
- Czasami jak coś powiesz, to człowiekowi się żyć odechciewa…
- Yyyy… Dziękuje?
- Proszę, a teraz, jeśli chcesz, to możemy udać się na mały posiłek.
- Dobrze, a czy mam się przebrać?
- Wracasz na Omegę, prawda? Dlatego strój Ci się przyda.
- Dziękuje, a dresy?
- Dresy mogą tu zostać…
Udaliśmy się do jadalni, gdzie Pepper przyszykowała jedzenie, a telewizja była włączona. Wtedy to też Tony podbiegł szybko i wyłączył owe urządzenie, dodając, że zjemy wszyscy w spokoju. Cała trójka wydawała się, jakby była lekko speszona, próbując przy tym coś przede mną ukryć, a ja nie wiedziałem do końca po ich zachowaniu, o co im chodzi. Usiedliśmy do stołu, gdzie wszyscy zaczęli być jakby milsi, patrząc się jednocześnie na siebie, jakbym zrobił im coś złego. Pepper zwróciła się do mnie, abym poczęstował się tym, co znajdowało się na stole, gdzie tam zobaczyłem różne posiłki od homara do cheeseburgerów. Jednak żadne z tych potraw nie wywarło na mnie uczucia, aby je zjeść. Pepper zapytała się, czy jestem wegetarianinem, na co odpowiedziałem jej, że chyba tak, ale jakoś nie mam za zbytnio apetytu. Wtedy kobieta kazała mi chwile poczekać i zaczęła coś szykować, informując, że to będzie lekka potrawa dla mnie. Logan wyglądał, jakby miał apetyt, podobnie jak sam Tony.
Im to chyba smakuje wszystko… - pomyślałem
Po dłuższej chwili podeszła Pepper, podając mi coś w rodzaju sałatki. Skosztowałem trochę, po czym poczułem się dość dziwnie. Nie wiem z jakiego powodu, ale zaczęła mnie silnie boleć głowa, a nawet zakręciło mi się, po czym próbując wstać od stołu, zemdlałem…
Kolejny zapis.
- Amberlyuss, powiedz dokładnie, jak wygląda opis wyświetlających się obrazów?
- Wiesz chłopczyku, to tak, jakbyś siedział w takiej bańce, która wyświetla wiele różnych obrazów.
- To ciekawe…
- Tak i to bardzo, bo możesz wybrać sobie każdy z obrazów tak, jak ja to zrobiłem, obserwując mutanty.
- A jacy oni są… Ci mutanci?
- Wyglądają podobnie do ludzi z Ziemi, ale potrafią się zmieniać i do tego mają różne moce.
- Czyli są takimi potężnymi istotami?
- Tak, mogą na przykład przechodzić przez ściany lub wywołać burzę albo nawet zniszczyć cały wszechświat.
- To straszne.
- Wiesz, ten zły pan Thanos, który zniszczył moją planetę, pstryknął tylko palcem i połowa istot we wszechświecie, po prostu tak sobie zniknęła.
- Tak po prostu? Wystarczyło, że pstryknął palcem? O tak? - wtedy to pstryknąłem palcami
- He-he! Chłopczyku, nie do końca tak było.
- A jak było?
- Zebrał sześć kamieni nieskończoności…
- Czyli nie możemy nic z tym zrobić, aby go powstrzymać?
- Właściwie, to możemy i z tego, co pokazała książka, to już robimy.
- W zasadzie to siedzimy na statku…
- Nie tylko tu chłopczyku…
- Co masz na myśli Amberlyuss?
- Jesteśmy tu, ale też i tam…
- Tam to znaczy gdzie?
- Wszędzie chłopczyku… To taka wielowymiarowość.
- Nie za bardzo rozumiem... Wyjaśnij…
- Może obejrzymy wspólnie książkę?
- Mówisz o Księdze Wszelkiego Istnienia?
- Tak chłopczyku, tam znajdziesz wszystkie informacje, jak również odpowiedzi.
- To w takim razie zróbmy to…
- To jak chłopczyku… Jesteś gotowy na nową przygodę?
- Oczywiście Amberlyuss…
- To zaczynamy…
Po skończonym wyświetlaniu Amberlyuss długo ze mną rozmawiał na temat tego, co widzieliśmy.
Kiedy zrobiła się cisza, ten nagle postanowił wybrać się w dalszą podróż… Z Małym Księciem mieliśmy już ustalony plan działania i ucieszyłem się, że z pomocą jego statku, będę mógł wylecieć z czarnej dziury.
Uczucie, kiedy opuszcza się pomieszczenie, w którym tkwiło się bardzo długo, może być ciężkie, ponieważ w międzyczasie już zaaklimatyzowaliśmy się do miejsca pobytu. Jednak to miejsce, to tylko chwila, jak klatka filmowa w filmie.
Czasami z przyzwyczajenia przyglądamy się starej części klatki filmu, zapominając o tym, że to tylko film, a prawda kryje się za całym obrazem, który postrzegamy. Amberlyuss udał się do swojego statku i tuż po naszym wylocie, drzwi się zasunęły, a nasze statki rozłączyły… Nagle światła w statku jakby przygasły, a podłoga przyciągnęła mnie, jak magnez… Poczułem nawet silny ból w klatce piersiowej, podczas tego upadku…
Piąty zapis.
Kochane plastikowe pudełeczko.
Jestem Alex z Polski…
Czasami powraca mi pamięć… Wydaje się, jakbym wszystko zapominał… Chyba zbyt długo już siedzę w zamknięciu, dlatego nagrywam tę wiadomość…
Obecnie przebywam na pokładzie statku kosmicznego, przykuty do podłogi. Tak już sobie leże tutaj od dłuższego czasu.
Czas spędzony tutaj, nie jest mi znany… Robię ten zapis po to, aby się wygadać i po części też z nudów. Czuję, że jest to swego rodzaju terapia dla mnie, tak, bym nie zwariował z samotności… Co mogę powiedzieć o sobie?
Urodziłem się w świecie pełnym chaosu i wojen… Ludzie byli wobec siebie okrutni i fałszywi. Atakowali i bili… Cały świat, w jakim wyrosłem, otoczony był energią zła. Nawet w telewizji i w grach komputerowych istniała przemoc. Horrory, które oglądałem, miały na mnie bardzo negatywny wpływ tak, jak filmy z zabijaniem drugiego istnienia, a te z kolei sprawiały, że dostawałem depresji i miałem po nich traumę… Oj mam jakiś ucisk na głowie… Pewnie minie…
Ludzie się ze mnie wyśmiewali, jakbym był gorszy i nic niewart… Narzekali tylko na swoje prace i życia…
Ciągła gadanina i myśli, które uderzały we mnie jak bumerang.
Boże, ile ja się przez ludzi wycierpiałem…
Ich bogiem, był jakiś trup na drewnie, a ja czułem, że to mnie boli i kiedyś odwiedzając ojca, dostrzegłem, że trzyma moje zdjęcie oparte, o taki krzyż ze zwłokami. Czułem się tak, jakby niby nic nieznaczące przedmioty, miały ogromny wpływ na to, że cierpię… A robiłem to, wiele długich lat. Powiedziałem wtedy, aby ojciec ściągnął moje zdjęcie i nie trzymał więcej je na zwłokach, bo to sprowadza na mnie cierpienie. Tak samo moja mama, kiedy ją odwiedziłem i poprosiłem ją, aby ściągnęła zwłoki z drewna, to mi odpowiedziała, że jest to jej Bóg i tego nie zrobi. Czciciele trupów, dosłownie!
Czułem się, jakby ludzie chcieli się mnie pozbyć, karać mnie za moją miłość do nich, ale tak szczerze mówiąc, za ponad 2000 lat odtwarzanej mojej męki, to jaki los powinien spotkać ludzkość?
Jeśli chcieliby, aby to się skończyło, musieliby oddać mi wszystko to, co posiadają i założyć białe ubrania, tak aby moje Królestwo mogło nareszcie przyjść, a ja po raz ostatni sprowadziłbym do nich Światło na Ziemię! Innej drogi dla ludzkości, żeby to się wreszcie wszystko skończyło, jak również do pokoju na Ziemi, nie ma!
Ja jestem drogą! Zawsze nią byłem, a oni co mi robili?! Czcili trupa, zamiast radować się wraz ze mną… Fałszywi i obłudni przyjaciele czekający na mój powrót, a ja cały czas z nimi byłem! Antychryści, a nie przyjaciele…
No tak, moją prawdziwą wiedzę i drogę do domu ojca zmanipulowała ciemność. Pomijając ten fakt, to wszystko, co mi zrobili ludzie, nigdy, ale to przenigdy nie zostanie wybaczone… Skoro zrobili ze mnie wroga, udając moich przyjaciół czczących trupa dla tych swoich obłudnych i satanistycznych świąt, to co dostaną w zamian? Skoro lubią się w to ze mną bawić, to z miłości do nich, będę robić tak, jak oni mi, aż im się nie znudzi ta zabawa… I tego dnia nastąpi pokój na Ziemi!
I jeszcze ze mnie króla zrobili, bo sami utonęli w swoich kłamstwach i obłudzie…
Poza tym te ich wszystkie krzyże, które tak ludzie uwielbiają, znajdują się na całej planecie, a tam, gdzie krzyż, tam jest moje Królestwo, mój prywatny teren, który ludzkość mi przygotowała swoją głupotą i naiwnością. Tak więc cała planeta jest moja i mojej świętej rodziny i nic na niej nie należy do żadnego człowieka... To jest moje dziedzictwo i spadek, za wszystkie wyrządzone mi od tysięcy lat krzywdy… Za odtwarzanie co roku mojej męki i wielkiego cierpienia. Za wszystkie obrazy ze sztyletami w moim sercu, jak również mojej świętej matki… Za wszystkie korony cierniowe… Ludzie patrzyli się na obrazy i do nich modlili, a nie widzieli sztyletów wbitych w nasze serca? Te wszystkie satanistyczne relikwie, to jedno wielkie kłamstwo i nie mają absolutnie żadnej wartości… Tak jak krzyż nie jest symbolem żadnej wiary, ani też zmartwychwstania do życia wiecznego, ani też drogą do domu… To tylko zwykły symbol męki i podłości ludzkości wobec siebie samych i innych ludzi, nic więcej…
W sumie ten trup na drewnie ludzi i tak nie uratuje, ale ja za to tak… A ludzie zabijali swoją jedyną i ostateczną drogę na to, by się to wszystko skończyło…
Tylko pytanie, czy ludzie by mi uwierzyli, kiedy żyją w tak silnej iluzji separacji od Boga i czarnej magii, nałożoną przez głowy kościelne? Przecież jakby się wydało to, jak ludzkość została oszukana, to po tych wszystkich kościołach zostałby sam popiół… Już nawet nie chcę myśleć, jaki los spotkałby przedstawicieli tych satanistycznych instancji.
Jedno jest pewne… Prawdziwi przyjaciele zostaną ze mną w swoich sercach, a fałszywi odejdą…
Pokazałbym z chęcią ludzkości, jak się oddziela ziarna od plew, choć wiem, że wielu nie spodobałoby się to… Jednakże zrobiłbym to jedynie po to, aby moich umiłowanych przyjaciół nikt już nigdy więcej nie zwiódł, ani też nie oszukał… Tak, aby ich droga była klarowna z pełną pamięcią tego, kim naprawdę są, jak również tego, jak bardzo są potężni… To, że mi było ciężko, nie oznacza, iż inni muszą również przez to piekło przechodzić…
Przypomniałem sobie, że kiedyś w Szwecji miałem sąsiadów z Polski… Niby szczęśliwa rodzinka z kasą… Piotr prowadził jakąś firmę z lampami… Kiedyś się go zapytałem, czy mógłby mi pomóc z pracą, bo chciałem zmienić na troszkę lżejszą niż sprzątanie na noce. Ten mi zaś odpowiedział, że jak przyjechał do Szwecji, to mu tak łatwo nie było, więc mi nie pomoże… Księdza z żoną Małgosią se przyjmował i w sobotę do kościoła wraz z rodzinką chodzili, żeby sobie potem pochlać i w niedziele wypoczywać… Takim ludziom, którzy byli podli wobec mnie, nigdy, ale to nigdy, przenigdy nie wybaczę… Tak, jak córce Piotra, która myślała, że nie widzę tego, jak mi pokazuje środkowy palec… Fałszywi i obłudni czciciele trupów, tak zaślepieni kasą, że mnie nawet nie rozpoznali… He-he! Oj odwiedziłem wielu i wielu mnie nie rozpoznało, a to był tylko test… Sprawdzian dla ludzkości… Tacy ludzie za swoje wybory nic ode mnie nie dostaną…
W sumie, co mi tam, wszyscy i tak otrzymają swój los w czasach ostatecznych, a ja już tego dopilnuje… Czekali na moje powtórne przyjście, tacy wierni katolicy, a zgotowali sobie taki los, że lepiej nie mówić… Ojej! I plawda się wylaaała! He-he! A naród twój dostąpił zbawienia. He-he! Radujcie się narody, bo wasz Jezus zmartwychwstał i przypomniał sobie, co i kto mu zrobił, jak również jaki wobec niego był… I teraz z miłością dobierze się pazernym i chciwym egoistom doo duuupy! He-he!
Jackpot!
Nie wiem skąd i dlaczego te wszystkie słowa wypływają ze mnie… Próbuję poprzez wygłupy powstrzymać łzy… Udawać szczęśliwego, kiedy tak naprawdę cierpię… Może to po prostu proces uzdrowienia… Przecież w końcu mogę się porządnie wypłakać, wykrzyczeć i nikt mi w tym nie przeszkodzi… Nie powie, że to nie wypada lub będzie próbować mnie pocieszać… Łzy są dobre i uzdrawiają duszę, tak więc będzie lżej…
Pamiętam, że im byłem starszy, tym depresja się pogłębiała, a co za tym idzie, złość, jaką czułem… Ci śmieszni ludzie, byli tak naiwni, że dawali sobie pokojowe nagrody nobla, a pokoju na świecie dalej nie było widać. Te ich bankiety i wszystkie święta, w których zabijali i zjadali zwierzęta, wydawały być się obłudne i barbarzyńskie, aczkolwiek to normalne dla demonów. Podczas mojego dzieciństwa działo się wiele niewyjaśnionych rzeczy, które dla dorosłych robiły ze mnie kłamcę, a im więcej ludzi widziało, że coś jest ze mną nie tak… Otrzymywali odpowiednią do oceniania mnie wersję. Taka jest część mojej mocy, którą poprzez swoje zabobony mi oddali…
Jak mam z nimi się nią podzielić, kiedy Ci widzą we mnie wroga? Dawać im energię i podnosić im wibracje, po to, aby kreowali potrzeby materialne i problemy? Nie ma mowy! Tą mocą podzielę się tylko z tymi, którzy wybiorą iść ze mną w sercu na równi, jak jeden i ten sam. No tak, ale do tego ludzie musieliby założyć białe ubrania, abym mógł ich zabrać do naszego prawdziwego domu… Do Światła, którym jest Królestwo Niebieskie… Przecież oni powinni to wiedzieć, że jesteśmy wybrani… Tymi, którzy mają sprowadzić Niebo na Ziemię… Jeśli miałaby być jakakolwiek misja, to właśnie to nią jest i nie ma nic ważniejszego niż to…
Płaczę… Łzy spływają mi po policzkach… Tak bardzo chce wrócić do domu, a siedzę zamknięty na tym jebanym statku… Nawet nie wiem dokładnie gdzie… Ucisk na głowie jeszcze nie minął…
Mama mówiła, że jestem jak otwarta księga i za dużo mówię o sobie. A ja mówiłem tylko, to co przychodziło... To, co było we mnie lub innych…
Widziałem dużo rzeczy, jak również słyszałem. Kiedy byłem nastolatkiem, to wiedziałem moment, w którym mój dziadek umarł, zanim się dowiedziałem od mamy. Płakałem wtedy dużo, siedząc przy jego trumnie i tam wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie wiedziałem do końca, co się dzieje. Siedząc na tapczanie, czułem obecność dziadka, jakby siedział obok i dosłownie trzymał mnie za rękę, a trumna z jego zwłokami znajdowała się przede mną. Czułem nawet ciepło i tę wersję przedstawiłem rodzinie. Jednak ci stwierdzili, że kłamie i wymyślam niestworzone rzeczy. Kiedy miałem osiemnaście lat, wracałem po kilku piwach z baru, a na uszach miałem słuchawki z głośną muzyką wydobywającą się z walkmana. Na ulicy było pusto, a to był środek tygodnia i choć nie miałem daleko do domu, przechodziłem przez pasy, jako iż światła ruchu drogowego były wyłączone. Rozejrzałem się, po czym ruszyłem przed siebie i wtedy to dość głośny stanowczy głos krzycząc, powiedział do mnie: „Stój”!!!
Wtedy też się zatrzymałem, a tuż przede mną dosłownie przejechał samochód… Ten głos uratował mi życie, a jadący szybko samochód, pojawił się dosłownie znikąd. Przecież na tej długiej ulicy rozejrzałem się i żadnego pojazdu nie widziałem, dopiero kiedy zrobiłem raptem kilka kroków, pojawił się ten pirat drogowy.
Tak… Było wiele sytuacji, których nie można zrozumieć, a ludzie mi nie wierzyli. Byli jakby zaślepieni, tą swoją przemądrzałą dorosłością. Przecież nawet moja mama słyszała jakiś czas po śmierci dziadka jego głos, który powiedział, żeby dała im jeść, a chodziło o moją rodzinę na wsi. Mama wtedy nakupowała dużo jedzenia i pojechała do nich na wieś, aby im to dać. Wracając do mnie, zawsze wiedziałem wcześniej, jeśli na świecie miały dziać się wielkie wydarzenia. Czasami wiedziałem, a czasami miałem prorocze sny, gdzie, tak na przykład, jak sen, w którym występuję w roli korespondenta, jest ciemno, a za mną odjeżdżają autokary wypełnione trupami… Kilka dni później, okazało się, że był jakiś zamach w jednym z rosyjskich teatrów i w telewizji pokazano autokary z ciałami, identycznie, jak w moim śnie. Podobnie było, kiedy zawaliły się dwie wieże World Trade Center. Byłem w szoku, ponieważ nie rozumiałem tego, dlaczego widzę wydarzenia do przodu.
Urodzić się w świecie, w którym ludzie są egoistyczni i patrzą się na ciebie spod oka, jest dość dziwne.
Kazano mi chodzić do szkoły, a ja nie potrafiłem się tam skupić. Psychologowie, specjalna klasa… Ludzie robili wszystko, abym żył ich zagubionym i pełnym cierpienia, przemądrzałym światem. Nawet praca mnie męczyła, nie mówiąc już o nauce… Urodziłem się w świecie pełnym betonowych dróg i murów. Może dlatego wolałem przebywać na wsi, choć i tam działy się różne rzeczy i często uciekałem, chowając się dziadkom. Patrząc oczami dziecka, to rodzice chyba nie zdają sobie sprawy, jak pieprzą swoim dzieciom ich życia. Depresja miała swój punkt kulminacyjny w roku 2008… To wtedy miałem głowę obciążoną migreną, jak również silne bóle na całym ciele. Wydawało się, jakby ciężka praca nie była odpowiednią dla mnie drogą, a to, co doświadczałem, było skutkiem ubocznym owej pracy. W sumie patrząc po ludziach, którzy ciężko pracowali na starość, mieli różne dolegliwości, schorzenia i choroby. Ojczym pracował wiele lat rękoma i kiedy zaczął robić się starszy, jego ręce zaczęły być niesprawne. Wychodzi na to, że wszystko, co robili ludzie, miało wpływ na nasze zdrowie… Tak jak alzheimer, który był wywołany przepełnionym umysłem czymś, co nie było prawdziwą wiedzą…
Zabawne, że ludzie byli ogłupieni do tego stopnia, iż uważali, że jeśli nie masz wykształcenia, to jesteś nikim, a jak je masz, to już jesteś kimś. Tylko że najbardziej oczytani i inteligentni ludzie lądowali jako bezdomni na ulicach, ponieważ ich wiedza nie zgadzała się z systemem, w jakim żyli. W sumie to ludzie mieli takie przerośnięte ego, że nawet mały błąd stylistyczny w tekście potrafił wywołać oburzenie. Jeszcze się wyzywali nawzajem od debili i do szkoły wysyłali i że będzie lepiej, jak się nauczysz poprawnie pisać…
Te ludzkie ego zaczyna być zabawne… A jakie komentarze ludzie sobie dawali… Oj czytałem niektóre…”Ty idioto naucz się pisać… Powrót do szkoły Cię czeka…”
Sami debile od debili innych wyzywali… He-he! To jest właśnie cała wiedza szkolnictwa, czyli jeden wielki śmietnik.
No i tak wyglądał świat, w jakim wyrosłem, gdzie największym egoistom przeszkadzała nawet pisownia, już nie mówiąc, o jakiś małych błędach ortograficznych… He-he! No, ale ego musi się gdzieś dowartościować, skoro wyrosło się w takim, a nie innym systemie wierzeń, w którym i tak nie ma żadnej wiedzy. Może dlatego tylu ludzi wybierało zawody jako politycy?
Bydło kontra bydło i zabawa trwa, a później zamachy terrorystyczne i wojny.
Postanowiłem prowadzić dialog sam ze sobą…
- No, ale jak do tego doszło? Jak to możliwe?
- Może Watykan niech odpowie na to pytanie? Co mówicie?
- Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący… Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich na cześć i chwałę swojego imienia, a także na pożytek nasz i całego kościoła świętego.
- Składanie ofiary to raczej brzmi całkiem jak satanizm?
- I właśnie dlatego, chodźcie do szkoły, uczcie się i kontynuujcie psychiatryk, żebyście mogli iść do pracy i dać księdzu na tacę, bo może pewnego dnia, ten trup na drewnie wstanie i zmartwychwstanie, a następnie was od złego wybawi…
- He-he! I dajcie nam chleba powszedniego, abyśmy po tej mące jeszcze bardziej głodni chodzili…
Ja pitule, ale schiza… He-he!
Dawać kolejną podwyżkę żywności, mieszkań i paliw i niech pracują jeszcze więcej i się modlą do trupa o wybawienie! He-he! Tylko róbcie tak, żeby na ofiary w zamachach terrorystycznych i wojny, kościół święty miał, bo oni są tacy biedni… No tak, skoro ludzie chcieli podwyżek swoich prac, rent i emerytur, to rząd w zamian im dawał podwyżki… He-he!
Jak pójdą do pracy, to zobaczą, jakie życie jest ciężkie, a my damy im wirusy i zrobimy im lockdown… He-he!
No bo jak nie masz pracy, to jesteś nikim. Jeszcze się niewolnicy sami do prac wysyłali nawzajem, bo według nich powinno się pracować tak, jak oni sami to robią… Oj, gdyby ludzie się dowiedzieli, w jakim Auschwitz wyrośli i go kontynuują, to nie wiem, czy ich ego nie padłoby na zawał…
No tak… Od dziecka cie uciszali, to później jest wielka gadanina… Wychodzi na to, że ludzkość to jedna wielka gadanina, w której nie ma żadnych konkretów, tylko spekulacje, jak według jednostki powinno wyglądać życie… I jak kto inny powinien żyć według opinii kogoś z niedowartościowanym systemem szkolnictwa ego.
Ludzie są naprawdę zabawni… Nawet mają pomoc humanitarną i zbiórki, tylko żeby zarabiać pieniądze i kontynuować swój bałagan… Tyle kurwa pieniędzy na bankowych kontach, a tyle głodujących i bezdomnych.
Dochodzę do wniosku, że ta cała pieniężna schizofrenia to diabeł, taki energetyczny pasożyt… Miliardy cierpią, żeby garstce żyło się dobrze… No tak, najwięksi mordercy tego świata, w którym wyrosłem, zarabiali kupę pieniędzy…
No, ale ich stać na to, żeby żyć bezkarnie… Najlepiej karać niewinnych i oszukanych ludzi. Właściwie, to niech oni sami się każą i sądzą nawzajem i za to dostaną wypłatę. Oczywiście najpierw podpiszą papierek o zaufaniu poufności, żeby się to tylko nie wydało… He-he!
Wychodzi na to, że ludzie bardziej kochają papierki niż siebie samych… Czyli to tego naprawdę uczą w szkołach?
Faktycznie, wychodzi na to, że system szkolnictwa ma tyle wartościowej wiedzy…
Dla mnie osobiscie to ta cała szkolna wiedza, jest wiedzą wielkiego, niedowartościowanego, śmierdzącego i gadatliwego ego, które nigdy nie będzie zadowolone…
System żywych trupów i tyle na ten temat!
W sumie to nie moja sprawa, co robią inni… Zresztą i tak nie mogę mieć nad tym żadnej kontroli…
Jak wierzą, że ich wybory są właściwe, a później chorują, zażywają leki i się operują, to ich sprawa…
Przecież jakby byli inteligentni, to wszystko mogłoby być za darmo i dostępne 24h. Zamiast tych wszystkich supermarketów i galerii, mogliby mieć oranżerię z owocami tak, jak zamiast betonowych parkingów również krzewy i drzewa owocowe… Jedzenie mięsa jest barbarzyńskie i niskowibracyjne, w dodatku jedzenie mięsa to była typowa dziedzina demonów, które uwielbiały krwiste mięso i wojny, a ludzie są czymś znacznie więcej i w tym przypadku zostali oszukani z jego jedzeniem. Wiem, że ludzie lubili się tłumaczyć, że oni lubią jeść mięso, ale wstawiać słodkie zwierzątka w postaci zdjęć i filmów to, co innego? Kurcze wyrosłem w świecie pełnego ironii, zabawek, gdzie nawet do przytulania dawano mi słodkie pluszowe zwierzaczki, które tuliłem, a później dawali mi mięso do jedzenia? Rozumiem, że ten tok myślenia prowadzi do całkowitego weganizmu całej cywilizacji ludzi, ale za to zwierzęta w końcu byłyby wolne od wykorzystywania ich do produkcji żywieniowych i sztucznej hodowli. Tak, owoce to najlepsze rozwiązanie dla wszystkich ludzi. Drzewa i krzewy rosną same z siebie i nie trzeba dużo robić przy nich. Poza tym, wszyscy byliby zdrowi i nie ofiarowywaliby swoich żyć na przetrwanie i szukania rozwiązań, a co za tym idzie, wszyscy byliby wolni i szczęśliwi bez reklamowania swoich produktów, które i tak powstawały tylko po to, aby zarabiać na naiwności innych. Nawet produkty, tak zwane wegańskie miały więcej chemii, niż zwykłe jedzenie i nie były, aż takie zdrowe dla organizmu.
Na pewno ta planeta by się ucieszyła, jakby ludzkość dojrzała do tego, że pieniądze nie są jedyną drogą i jest znacznie więcej prostszych oraz pozytywniejszych rozwiązań, które działają dla wszystkich mieszkańców Ziemi. W ten sposób, każdy by wziął odpowiedzialność tylko za siebie biorąc to, co potrzebuje, kiedy chce i nikt nie musiałby myśleć o pomocy drugiemu człowiekowi, czy szukania w środkach finansowych rozwiązań głodu na świecie. Skoro jest głód na świecie, to znakiem tego, że politycy nie wykonują swojej pracy i są zbędni. Tak, to dobry tok myślenia, bo zniknęłyby też wszystkie walki i wojny, a to na pewno zmniejszyłoby to potrzeby wszelakich ciężkich prac, wojsk, policji, więzień, urzędów, fabryk i produkcji metalu, szkła, jak też plastiku, a co za tym idzie zniknęłyby wtedy wszystkie śmieci i praktycznie wszystkie problemy za jednym razem. No i ludzie nie musieliby ciężko pracować na te wszystkie chemikalia i zabawki, które je ranią, zanieczyszczając przy tym środowisko. Zniknęłyby korki i zanieczyszczenia powietrza, bo kiedy znikają samochody, samoloty i pociągi oraz wszystkie zabawki, jakimi ludzie operowali, to znikają również wypadki i potrzeba służb ratunkowych oraz naprawczych. Czyste powietrze i krystalicznie czyste wody całkowicie za darmo i bez żadnego wysiłku, dosłownie w ciągu jednej chwili, bo to jest takie proste.
Ludzie wtedy na pewno żyliby w zgodzie z naturą i żyli długo i szczęśliwie. Pewnie wtedy zniknęłaby też ta cała zbędna gadanina, kłótnie i pytania i każdy żyłby swoim snem, szczęśliwy i był wolny… A zresztą, to i tak nie moja sprawa… No i co dalej? Wygadałem się już chyba… Właściwie, to jak na razie nie mam nic więcej do powiedzenia…
Minęło kilka bardzo długich i leniwych chwil w ciszy, kiedy niespodziewanie pojawił się dziwny głos, który powiedział:
- Zapomnij.
- Co mam zapomnieć? Gdzie ja jestem? Halo? Czy ktoś mnie słyszy? Co to za miejsce? Co tutaj robię? Ojej chyba statek się porusza… Co się dzieje? Wszystko się trzęsie! Oj, chyba to już jest koniec i za chwilę umrę… Nie!!!