3
Usiedliśmy na trawie, a sad, o który dbali mędrcy wyglądał pięknie podczas zachodzącego słońca, które jak zwykle nie było zbyt wyraźne i przypominało to, jakie widziałem na planecie, z której dopiero co przybyłem. Massani na samym początku wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, mówiąc do mnie:
- Hmmm… To dla ciebie Alex, wiem, że lubisz...
- Ależ Massani, nie wiem, co powiedzieć…
- Hmmm… Nie musisz nic mówić.
- Jestem w szoku.
- Hmmm… Wiem, że chciało Ci się palić.
- To wy tu macie papierosy?
- Hmmm… Powiedzmy, że taki jeden przyjaciel mi z tym pomógł.
- Jestem ogromnie wdzięczny za to.
Poczułem ekscytacje i otworzyłem paczkę, po czym powąchałem papierosa, którego właśnie wyciągnąłem. Jeszcze nigdy, o ile pamiętam papierosy nie pachniały tak dobrze, jak ten, który właśnie wyciągnąłem. Zauważyłem, że owa paczka papierosów była koloru ciemnoniebieskiego ze złotymi obramówkami, jednak żadnego napisu, ani też cyfry na niej nie znalazłem. Zapytałem się mędrca, czy mam odejść z nim dalej, bo wiem, że niektórym to przeszkadza. Jednak starzec z uśmiechem powiedział, żebym usiadł obok niego i delektował się tym doświadczeniem, jakim jest palenie.
Pierwszy papieros od kilku dni wywołał u mnie lekki zawrót głowy, ale za to był bardzo smaczny. To musi być jakiś luksusowy towar. - pomyślałem
Rozluźniłem się i położyłem na trawie, puszczając dym do góry… To było ciekawe doświadczenie i nie wiedziałem jakim cudem i skąd Massani miał papierosy oraz zapalniczkę, ale i tak byłem za to wdzięczny. Mężczyzna zawsze był dla mnie miły i nie przeszkadzało mu nic, co robiłem. Miałem też wrażenie, że nigdy nie widział, że robię coś nie tak.
Nie rozmawiał ze mną tak, jak to robił Surp i też nie nauczał. No może z wyjątkiem tego jednego razu, kiedy podpalając drugiego papierosa, powiedział do mnie, żebym spojrzał na to jako doświadczenie, z którego się wyrasta.
- Massani, jak mam rozumieć to, co powiedziałeś?
- Hmmm… Alex… Hmmm…Wszystko to, co robisz, jest tylko doświadczeniem, w dodatku tymczasowym.
- Czyli nic nie jest na stałe?
- Hmmm… Może z wyjątkiem zmiany, która nią jest...
- Jeśli dobrze rozumiem, to z papierosów wyrosnę?
- Hmmm… Tak, kochany jeden… Hmmm… Nie tylko z papierosów.
- Myślałem, że jest w tym coś złego, żeby palić.
- Hmmm… Powiem Ci tak… Hmmm… Może palisz tylko dlatego, że komuś innemu to przeszkadza i jest to część rozwoju duszy.
- Kiedy to mówisz, to mam wrażenie, że nigdy nic złego nie zrobiłem.
- Hmmm… Nikt z nas nie zrobił…Hmmm… I też nie zrobi.
- Jak dobrze to słyszeć...
Musiałem wyciągnąć pamiętnik i zapisać tę informację, którą przekazał mi Massani, bo była bardzo pozytywna. I tak zapisałem słowa w pamiętniku.
”Alex nigdy nie robisz nic złego i też nie zrobisz, ponieważ twoje życie, to wszystko, to ciągła zmiana, przy której wybierasz sobie doświadczenia, z których sobie po prostu wyrastasz”.
Po zapisaniu słów przeczytałem słowa mężczyźnie, po czym się zapytałem:
- Czy dobrze zrozumiałem to, co powiedziałeś?
- Hmmm… Dla mnie bardzo dobrze… Hmmm… Jednak tu chodzi o twoje własne indywidualne…Hmmm… Spojrzenie.
- Dziękuje… Ile mi to radości sprawiło.
- Hmmm… Cieszy mnie to...
Kurcze, takie proste słowa, a ja od razu czuje, że odżyłem. Zapaliłem sobie jeszcze jednego papierosa i było to dobre doświadczenie. Z mędrcem tamtego wieczora nie rozmawialiśmy więcej, tylko delektowaliśmy się chwilą.
Cóż można rzec? Na pewno te wszystkie doświadczenia są potrzebne, bo jak inaczej będę wiedzieć?
Wieczorem tuż przed zaśnięciem dużo myślałem o Xapitulinusie. On wcale nie był taki zły, tylko pokazywał mi pewne cechy, których sam nie zauważałem, na przykład moją upartość czy egoizm. Po spotkaniu z Massanim miałem inne spojrzenie, patrząc na wszystko jako doświadczenie, z którego się wyrasta, a to dopiero jest wiedza… Gdybym wyrósł z takimi informacjami, to wtedy na pewno życie byłoby znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze.
Wtedy to też wróciłem do Surpa i rozmowy z nim o Watykanie i systemie szkolnictwa.
To powinna być konstrukcja naszej cywilizacji, a nie jakiś stary wypierdek mamuta siedzący na tronie i gadający jakieś stare historie splecione w jednej książce, w dodatku czekający na to, aż trup wstanie z drewna i ich ocali… Nic dziwnego, że w świecie, w którym wyrosłem, istniał taki chaos... Choć nie ukrywam, że mój świat miał wiele różnorakiej wiedzy i tylu różnych mistrzów, którzy mówili o różnych sprawach, ale żaden z tych systemów wierzeń na mnie nie działał. Może wynikało to z tego, iż słowa nie były dla mnie metodą nauczania, za to doświadczenia, jakie przechodziłem już tak.
To były doświadczenia, które mnie formowały i zmieniały. Chciałem być dobrym człowiekiem i żyć dobrze, jednak nawet tak zwane: „prawo przyciągania” nie do końca działało na mnie... Kreowałem wiele lat dużo pieniędzy, żeby nie musieć być na zwolnieniu lekarskim, ale nigdy też nie mogłem ich wygrać. Pieniądze były dla mnie jak woda… Działały na jednych, a na innych na przykład takich jak ja, to już nie.
Zacząłem patrzeć po pewnym czasie na pieniądze, jako doświadczenie, z którego się wyrasta.
Pamiętam, jak podczas jednej mani, siedziałem i godzinami przyglądałem się obrazkowi żyda, który jest stary i ma dużo monet, jednakże czy był on taki szczęśliwy?
Poza tym ta cała gonitwa za pieniędzmi i płaceniem rachunków była nudną zabawą... Fakt, że miałem gdzie spać i lubiłem dekorować mieszkania, które często zmieniałem, ale mimo tego czułem pustkę w środku…
Były momenty, gdzie chodziłem głodny, bo system, w jakim żyłem, miał tyle paragrafów i oczekiwań, że po części czułem, iż jest to mordercza maszyna, przez którą ludzie cierpią, czekając przy tym na kolejną wypłatę albo na rozwiązanie swoich problemów.
Może nie ma nic złego w pieniądzach, ale jak już wspominałem wcześniej, na mnie one po prostu nie działały... Próbowałem pracować, ale wtedy to też działy się ze mną dziwne rzeczy, jakby ataki, depresja... Może nie każdy był stworzony do pracy?
A może praca była, tylko niekoniecznie taka, jak mówiła mi mama… Czyli, że musisz iść do pracy, żeby zarabiać. Zarabiać, na co dokładnie?
No za coś trzeba żyć?
No ale przecież życie dzieje się samo z siebie... Poza tym
widziałem ilu ludzi, którzy ciężko pracowali, lądowali w domu dla starców, samotni i z demencją, wracając wspomnieniami do swojego dzieciństwa, bo to były miejsca, w których czuli się kochani i bezpieczni.
Massani jest wspaniałym istnieniem, w sumie jak każdy z mędrców. Surp przekazywał mi wiedzę, o dziejach dramatycznej drodze ludzkości. Rumus zazwyczaj nic nie mówił i tylko się uśmiechał… Właściwie, to nie pamiętam, abym w ogóle wymienił z nim choćby jedno słowo. Podobnie było z Amusem, którego bardzo często widywałem w towarzystwie owego Rumusa.
Natomiast bardzo mieszane uczucia miałem odnośnie do Siliona, ponieważ w jego spojrzeniu jest coś nieszczerego… Tak, jakby coś ukrywał. W sumie był to jedyny z mędrców, któremu powiedzmy, iż nie do końca ufałem. Mimo to akceptowałem go takim, jakim był. W końcu byliśmy jednym i tym samym.
Akceptacja to część nauki, którą tutaj poznałem. Tak jak i cierpliwość, która nie zawsze wydawała być się dobra, ale jak to mawiał Surp: „Wszystko w swoim czasie, podróżniku, ani sekundy krócej, ani sekundy dłużej”.
Ostatnie tygodnie, a może i miesiące, stały się monotonne. Z mędrcami praktycznie nie rozmawialiśmy, bo nie było, o czym i to po części sprawiało, że się nudziłem. Jednak starałem się widzieć coś pozytywnego w tej sytuacji. W końcu w moich czasach ludzie ciągle gadali, a tu przynajmniej panował spokój.
Lubiłem siadać w sadzie tam, gdzie paliłem papierosy, które dostałem od Massaniego. W sumie to było kilka momentów, w których mędrzec podarował mi paczkę fajek. Lubiłem to miejsce tak, jak lubiłem taką czarną butelkę, do której wrzucałem pety, aby nie zaśmiecać wyspy.
Owoce zaczęły już rosnąć i stają się coraz bardziej dojrzałe. Klimat w sumie bez zmian… Nie zauważyłem, aby tutaj często padało, czy też wiało. Nie było zbyt ciepło, ani też zbyt chłodno… Może z wyjątkiem nocy, gdzie leżąc na materacu, brakowało mi jeszcze dodatkowego koca.
Pewnego dnia niespodziewanie pojawił się Surp, który przysiadł się do mnie i trzymając jabłko w dłoni, zaczął ze mną rozmawiać:
- Wiem, że ostatnio więcej momentów spędzasz w ciszy, ale tak właśnie ma to wyglądać.
- Rozumiem, że to część procesu?
- Zgadza się…
- Weź to jabłko.
- Dobrze, dziękuje.
- Pragnę, abyś mu się przyjrzał i powiedział to, co widzisz.
- To jest jabłko, które mi dałeś.
- Co jeszcze widzisz?
- Kolor, kształt…
- Jest znacznie więcej.
- W takim razie posłucham.
- Każdy przedmiot we wszechświatach ma swoją własną częstotliwość, a co więcej, one wszystkie są w ciągłym ruchu. Tak jak to jabłko, a ty możesz czuć i kontrolować te wibracje, czyż nie?
- Jak mam to rozumieć Surp?
- Kiedy zgłębisz swój dar, wszystko stanie się łatwiejsze i wtedy nie tylko będziesz rozumieć, ale również naprawdę będziesz wiedzieć poprzez czucie.
- Czyli wiedza czytana mi tego nie zapewni?
- Doświadczenie to wiedza, ponieważ słowa nie koniecznie są metodą nauczania.
- Dlatego u was jestem, aby się nauczyć?
- Właśnie…
- Dziękuje Surp za to, choć nie do końca rozumiem.
- Niebawem, kiedy przejdziesz przez doświadczenie, pojmiesz to nie z poziomu umysłu, ale z poziomu serca.
- Niebawem, to znaczy kiedy?
- Wszystko w swoim czasie, gwiezdny, ani sekundy dłużej, ani sekundy krócej…
- Ten idealny moment…
- Widzisz… O to właśnie nam chodzi.
- Teraz zaczynam rozumieć powód mojego przybycia… Czyli to nie był przypadek, że tutaj jestem?
- Tu nie ma przypadków tak, jak nasze spotkania, które były zaplanowane znacznie wcześniej niż do nas dotarłeś.
- To ciekawe, co mówisz.
- Mówię tylko tak, jak jest.
- Jednak tego nie rozumiem.
- Ponieważ przyszłość tak jak i przeszłość się przenikają.
- Jeszcze tego nie rozumiem, ale jestem Ci ogromnie wdzięczny, że to mówisz.
- My tobie również… Wiem, że chcesz się zapytać jeszcze o coś.
- Tak, zgadza się…
- Więc pytaj gwiezdny.
- Chodzi mi o zgłębienie mojego daru.
- Jest wyjątkowy, ale pamiętaj gwiezdny, że dar to nie tylko siła, ale również wielka odpowiedzialność oraz wybory.
- Czyli mając dar, trzeba używać go sercem.
- Wiesz przecież, że umysł łatwo jest oszukać, ale serca się nie da.
- Masz racje Surp… To jak to jabłko, które wibruje samo z siebie, tak jak drzewo, które sprawiło, że jest.
- Właśnie… Dzisiejsza lekcja zakończona…
- Dziękuje Surp… Ja tu jeszcze zostanę.
- Ja gwiezdny również, choć nie koniecznie w ten sposób będę obok…
Rozmowa z Surpem dobrze mi zrobiła, zacząłem obserwować wszystko i zgłębiać to, o czym z nim rozmawiałem.
Wiem jedno, że to wszystko, co mnie otacza, świeci wibrując przy tym, a ja jestem częścią tego wibrującego czegoś…
Wychodzi na to, że jestem jak te jabłko, które nie było dojrzałe, jak mi się wydawało, tylko lekko kwaśne. Mimo to w niewyjaśniony sposób zniknęło w moim brzuszku.
Kolejny zapis.
Od wielu nocy śni mi się pewien mężczyzna. To nie jest sen erotyczny, ani też sen, gdzie wyobrażam sobie, że coś między nami będzie... Ten mężczyzna jest jakby pod wodą i widzę takie szklane przesuwane drzwi, a za nimi jest pełno wody, gdzie pływają różne przedmioty… I tam pośród nich wyłania się ów mężczyzna, który wali pięścią w szybę u drzwi, po czym traci przytomność. Mam wrażenie, jakby umierał wielokrotnie i był zamknięty tam bardzo długo.
Zastanawiam się, czy ma to jakiś sens, czy może sen chce mi coś powiedzieć? Czasami też mam wrażenie, że mogą to być jakieś wizje senne, ponieważ ten sen wydaje się bardzo realistyczny. Może powinienem porozmawiać o tym z mędrcami?
Kręcę głową, kiedy o tym myślę, a w dodatku czuję, że to nie jest właściwe. W takim razie będę musiał przerobić ten sen samotnie.
Kolejna noc i kolejny ten sam sen. Jestem już tym zmęczony… Jest dalej noc, a ja nie czuję potrzeby, by iść dalej spać. Postanowiłem, że zejdę do jadalni po jabłko. Wchodząc do pomieszczenia, zapaliłem światło i pomyślałem o latarce. W niewyjaśniony sposób znalazłem się tuż przy jednej z szafek, po czym otworzyłem ją, wyciągając chwilę później ową latarkę…
O latarka! - pomyślałem
Chwilę po tym poczułem się dziwnie, ponieważ znalazłem ją bardzo szybko. Dosłownie wyglądało to tak, jakbym wiedział, gdzie ona leży. Zajrzałem jeszcze raz do owej szafki i dostrzegłem, że takich latarek jest kilka, dlatego postanowiłem, że tą sobie zatrzymam.
Latarka oprócz tego, że była bardzo lekka i miała dobre światło, to nie posiadała ona żadnych baterii. Wyglądała jakby była z przyszłości albo z jakiegoś filmu Sci-fi.
Mimo to czułem, że mi się przyda.
Kolejna noc i kolejny sen, ale tym razem obudziłem się o świcie, w momencie, kiedy mędrcy udawali się do swoich zajęć w sadzie. W sumie to nigdy nie wracali do środka, aż do samego południa. Tego dnia, czułem czyjąś obecność. Dosłownie, jakby ktoś był ze mną i mnie prowadził. Nagle znalazłem się w pomieszczeniu, o którym istnieniu nie miałem pojęcia. Następnie ruszyłem w kierunku jasnobrązowego regału i dotknąłem go w bok, a ten się rozsunął. Postanowiłem wejść do środka, a kiedy to zrobiłem, ukryte drzwi się zasunęły, a ja znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu. Użyłem więc latarki i kiedy ją włączyłem, zobaczyłem schody prowadzące w dół.
Podążając tym tropem, zszedłem w dół i doszedłem do drzwi, które wydawały się mieć jakieś zabezpieczenie.
Nie widziałem tam klawiatury z pin kodem, ale za to ujrzałem tam jakiś płaski ekran. Dotknąłem go palcem i nagle usłyszałem głos oznajmujący odmowę dostępu.
Zdziwiłem się i nacisnąłem drugim palcem, po czym znów pojawił się ten sam dziwny głos.
Odmowa dostępu? Może tu jest coś ukrytego? - pomyślałem
Postanowiłem dla żartów położyć swoją dłoń i nagle dostrzegłem, jakby moja ręka była skanowana. Po chwili głos oznajmił możliwość wejścia, a właściwie brzmiało to tak: ”Witamy Kapitanie Alex. Bariera otwarta”.
To mnie zdziwiło, ale wszedłem do środka, myśląc, że może ten komputer się pomylił i muszę wykorzystać szansę, by dostać się do środka. Nagle lampy samoistnie się zapaliły, a ku moim oczom ukazał się widok różnych dziwnych maszyn, jak również komputerów. Uruchomiłem jeden z tych urządzeń i zacząłem przeglądać zawartość.
Znalazłem coś o projekcie Omega, ale poczułem silne uczucie, że muszę opuścić to miejsce i wyjść z owego pomieszczenia… I tak też zrobiłem. Wychodząc z ukrytego pomieszczenia, zauważyłem przez okno wracających mędrców, a kiedy się odwróciłem z myślą, żeby im wyjść na powitanie, to nagle przede mną stał Silion, który po chwili zapytał:
- Co tutaj robisz?
- Wyglądam sobie przez okno.
- Ta część nie jest dla ciebie do przebywania.
- Dobrze już więcej tu nie przyjdę… Poza tym i tak przez to okno dużo nie widać.
- Cieszy mnie to, a teraz możesz już sobie iść.
Co za jakiś gbur z tego Siliona… Zachowywał się dość dziwnie i wyczułem, że jest lekko zdenerwowany, jakby coś ukrywał. Może on wie o tym pomieszczeniu i chce je przede mną ukryć? Chwila… Przecież ja tam wszedłem do środka. Zeskanowało moją rękę, mówiąc, że jestem kapitanem? Coś tu się nie zgadza... W dodatku ten sen, który kolejny raz się powtórzył.
I tej nocy zszedłem na dół, udając się w kierunku tunelu, który był częściowo zasypany ziemią. Nie patrząc na wyzwania, zacząłem się przedzierać między zasypanymi częściami tego długiego rękawa, aż doszedłem do miejsca, w którym znalazłem się w ogromnej przestrzeni. Zapaliłem latarkę, wyglądało to, jakbym był na jakimś promie albo coś w tym stylu.
Ściany były białe z dodatkami koloru niebieskiego. To pomieszczenie było zbyt wielkie, aby je teraz zwiedzać. Pomyślałem, że za niebawem świta i muszę wracać tak, aby mędrcy mnie nie nakryli. Kiedy już miałem się wycofać, pojawiła się silna wizja, która wywołała u mnie uczucie bólu głowy. Ta wizja była identyczna tak, jak ten sen, który od kilku nocy mi się śni. Nagle, zamiast wracać, zacząłem nieświadomie iść do drzwi, w których były schody prowadzące w dół. Zacząłem schodzić po nich coraz szybciej, aż dotarłem do metalowych drzwi, które otworzyłem w podobny sposób, jaki odbył się w ukrytym za jasnobrązową szafą pomieszczeniu. Wszedłem do środka i zobaczyłem szare betonowe pomieszczenie, a w nim jakieś biurko i kilka szaf z szufladami. Podszedłem bliżej, zapalając latarkę i rozejrzałem się dookoła. Nagle, dostrzegłem szklane rozsuwane drzwi, do których podszedłem, oświetlając przy tym jego wnętrze latarką. Dostrzegłem, że owe pomieszczenie, wypełnione było wodą i pływały w nim różne rzeczy. Chwilę później wyłoniła się postać, ta sama postać wołająca o pomoc, co w moich snach. Wystraszyłem się, ale postanowiłem na spokojnie przyjrzeć się temu bliżej.
Mężczyzna zaczął unosić się do góry i wyglądało to, jakby właśnie umarł. Niezwłocznie, nie myśląc o tym, co robię, otworzyłem drzwi i porwał mnie strumień wody, który zalewał owo pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Dobrze, że zasłoniłem głowę ręką, bo to uderzenie w ścianę byłoby bolące. Fakt, iż ręka mnie bolała i to bardzo, ale pomimo tego ruszyłem do pionu, by odnaleźć ciało mężczyzny.
Kiedy woda opadła, pomieszczenie zmieniło swój wygląd i zamiast betonowych ścian nagle zobaczyłem jakby płytki, przypominające pszczeli ul…
Chwile później dostrzegłem leżącego w kącie mężczyznę, do którego podszedłem. Wyglądał na nieżywego, przynajmniej tak mi się wydawało.
Zauważyłem, że postać niespodziewanie zaczęła oddychać, po czym ocknął się, krztusząc się przy tym, jednocześnie wypluwając wodę ze swoich ust, a wyglądało to tak, jakby wrócił do życia. Podszedłem bliżej, a ten wyglądał na wściekłego, próbując mnie przy tym uderzyć. Zauważyłem, że z jego rąk wydobyły się jakby kolce, po czym odskoczyłem, upadając przy tym na podłogę, a on trzymał swoją kolczastą dłoń tuż przy mojej twarzy i ciężko oddychał. Owa postać patrzyła się na mnie, a im dłużej się mi przyglądał, tym zaczynał robić się spokojniejszy. Po chwili owe kolce wsunęły się w jego ręce, a krew i dziury, z których zostały wysunięte kolce, nagle zniknęły.
Mężczyzna usiadł na podłodze i zasłonił ręce twarzą.
Popatrzyłem chwilę na niego, po czym przemówiłem:
- Nie musisz się mnie bać...
- Gdzie ja jestem?
- W roku 6013...
- A dokładniej?
- Sam nie wiem do końca, ponieważ właśnie odkryłem to pomieszczenie.
- Posłuchaj, jak tu przybyłem, był rok 2626.
- Po co tu przybyłeś?
- Dostaliśmy propozycję nowego życia, to był nowy projekt nazwany Omega.
- Czytałem o nim wczoraj.
- Wydajesz się inteligentnym człowiekiem, więc powiedz mi, skąd jesteś?
- Z Ziemi.
- Chodzi mi o datę…
- Z 2013.
- I co tu robisz?
- Zostałem zabrany w przyszłość, ponieważ cywilizacja ludzi strzeliła sobie samobója, a wszystkie kontynenty zostały zalane.
- Czyli nie zdążyliśmy wystartować?
- Wystartować?
- Tak… Celem naszego spotkania, było polecieć platformą w górę, aby uniknąć ponownej katastrofy, taka, jaka miała miejsce w roku 2028.
- Więc jesteś częścią załogi Omega?
- Tak…
- Gdzie jest reszta załogi?
- O ile dobrze pamiętam, to jedna z platform wystartowała zbyt wcześnie, a na samym jej pokładzie znajdowało się 111.000 członków, którzy tak naprawdę powinni być na tej.
- Posłuchaj, muszę Cię stąd wydostać, ale na górze jest tylko mała wyspa.
- Dam sobie radę...
- W porządku może znajdziemy jakieś miejsce, gdzie będziesz mógł przeczekać, aż czegoś nie wymyślimy.
- Muszę tylko się stąd wydostać...
- Spokojnie, postaram Ci się pomóc i załatwić jakiś statek…
- Mówisz o statkach kosmicznych?
- Tak, tu się takich używa.
- Powiedz coś więcej...
- Przybyłem tu na naukę, aby uniknąć kataklizmu i zagłady ludzkiego gatunku.
- Ludzie, to same kłopoty, więc mnie nie interesuje, że wyginęli… Właściwie, to nawet mnie to cieszy.
- Nie lubisz ludzi?
- Nie… Zrobili mi zbyt dużo krzywdy.
- To podobnie jak mi.
- Jak się nazywasz?
- Alex.
- Ja jestem Logan.
- Fajnie…
- Poczekaj… Wydajesz się znajomy… Powiedziałeś, że nazywasz się Alex.
- Tak zgadza się, ale ja ciebie widzę pierwszy raz na oczy.
- Kapitan Omegi nazywał się Alex i był do ciebie bardzo podobny... No może trochę szczuplejszy.
- Jak otworzyłem inne pomieszczenie, to komputer przywitał mnie słowami: „Kapitan Alex”… O co tu chodzi?
- Ty jesteś Kapitanem Omegi.
- Ja? Przecież… Jak to…
Nie umiałem sobie wyjaśnić, byłem jakby w szoku.
Logan opowiedział, że byli mutantami, które były zbierane z różnych linii czasowych przez pracowników agencji S.H.I.E.L.D, która stworzyła ściśle tajny projekt OMEGA.
Po upadku ludzkości miała to być nowa rasa, która nie musiałaby już więcej toczyć wojen ani też walk, jak również nie tracić czasu na budowy i eksperymenty, ponieważ Omega była w pełni wyposażona i gotowa, aby z powrotem osiąść na Ziemi, jako centrum nowego świata. To miał być nowy czas tej Ziemi… ”Wielki Czas Mutantów”... Najwidoczniej komuś ten plan się nie spodobał…
- Logan, mówiłeś, że jesteś mutantem, a ja niby Kapitanem tej platformy... Skoro ludzie mieli wyginąć, to nie mogłem dowodzić załogą mutantów, będąc człowiekiem.
- Najwidoczniej jesteś jednym z nas.
- Mówisz, że jestem mutantem?
- Co Cię do mnie sprowadziło?
- Ty...
- Jak?
- Miałem dziwne męczące sny z Tobą w roli głównej, dokładnie tak, jak ta sytuacja, kiedy byłeś pod wodą i ciągle tonąłeś.
- Czyli ściągnąłem Cię tu intuicyjnie.
- Wychodzi na to, że tak... Wiesz, cieszę się, że ten sen był prawdziwy i mogłem Ci pomóc się wydostać.
- Jak męczący był sen?
- Bardzo męczący… Tak jakby realistyczny. Widziałem, jak toniesz i umierasz przy tym wiele razy…
- Ja nigdy nie umieram… Podobnie jest z Tobą.
- Posłuchaj, muszę już iść, ale tu wrócę… W porządku?
- Jeszcze nie wiem, czy w porządku, ale zwiedzę czy czasem jeszcze jest ktoś na tym pokładzie...
- Świetnie, samemu nie dałbym sobie rady.
Ruszyłem w kierunku tunelu, przez który tu wszedłem, gdy nagle usłyszałem głos:
- Znalazłem to w kieszeni, wydaje się działać.
- Wiesz, co to jest?
- Tak, to komunikator Omegi. Na razie wydaje się, jakby nie było w nim zasięgu, ale jest tu funkcja X-Jurnal do nagrywania.
- Świetnie, to mi się na pewno przyda.
- Tylko proszę, nie pokazuj tego nikomu.
- W porządku będę pamiętać.
- Lepiej, jak będziesz nagrywał wszystko, to urządzenie ma nieograniczoną pamięć.
- Dobrze, a co z Tobą?
- Na pewno znajdę tu jakiś inny komunikator.
- Posłuchaj, jest jeszcze jedno miejsce, tam za tunelem.
- Mów…
- Ten tunel, przez który przeszedłem, może i jest trochę długi, ale na końcu jego jest wyjście do budynku. Na końcu długiego korytarza skręć w prawo, tam będzie brązowa szafa, a za nią ukryte pomieszczenie. Skoro jesteś członkiem załogi, to na pewno będziesz mieć dostęp i tamtędy wejdziesz.
- Pamiętam, to jest centrum bazy S.H.I.E.L.D.
- Nic mi to nie mówi, ale w każdym razie tam są komputery i inne urządzenia. Tylko proszę, bądź ostrożny.
Wtedy mężczyzna pokazał zaciśniętą pięść, z której wyłoniły się jakby kolce i pokazał mi je, mówiąc, iż świetnie da sobie radę.
- No widzę, że masz niezbędne wyposażenie, to ja już będę szedł.
- Kiedy znajdę tu jakiś inny komunikator, to odezwę się do ciebie.
- Świetnie, ja niebawem wrócę z czymś do jedzenia.
- Nie musisz się o to martwić, dam sobie radę.
- No dobrze to w takim razie już idę.
- Idź, a ja tu się rozejrzę.
Kiedy wyszedłem z dziury, byłem jeszcze mokry oraz ubrudzony ziemią. Wtedy to znów na moich oczach pojawił się nikt inny jak Silion, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Co tutaj robisz?! - zapytał ozięble Silion
- Zwiedzam sobie...
- Nie masz prawa chodzić, gdzie Ci się żywnie podoba! Masz iść do swojego pokoju!
- Wiesz Silion, jesteś strasznie zgryźliwym i upierdliwym staruchem, podejrzewam u ciebie trudne dzieciństwo wywołane brakiem miłości.
- Masz stąd iść natychmiast!
- Dobrze już dobrze... I tak muszę się wykąpać.
- Przecież jesteś cały mokry...
- Bo tam jest dużo wody.
- Daleko doszedłeś? - zapytał się z zaciekawieniem
- W sumie to tylko kilka metrów, bo później była już sama woda, w którą zresztą sam widzisz… Wpadłem.
- Właśnie o tym mówię... Co jakby Ci się coś stało?
- Martwisz się o mnie? Jesteś kochany...
Po tych słowach mężczyzna spojrzał się na mnie dziwnie, a ja podszedłem i go przytuliłem. Ten zaczął coś mamrotać pod nosem, bym go nie dotykał, bo jestem mokry i brudny, więc go puściłem. Odchodząc, dopowiedziałem tylko, że jestem mu wdzięczny za troskę i już więcej nie wejdę w niepowołane mi miejsca… Ta kąpiel to była moja nauczka.
Oczywiście to do końca nie było prawdą, bo miałem takie wrażenie, jakbym musiał udawać.
Wziąłem prysznic i przebrałem się w ubrania, które przyniósł mi Rumus. Odświeżony i w czystych ubraniach wyszedłem na dwór, gdzie czekała mnie kolejna niespodzianka.
.