15
Życie wydaje być się zabawne… W jednej chwili zdobywasz wspaniałych i kochających przyjaciół, a za chwile wielu wrogów, którzy do ciebie strzelają i próbują Cię przy tym zabić…
Może tu nie chodziło o mnie czy Selita, ale o Moira, która była na celowniku. Pomijając ten fakt, to kula leciała także prosto w moją twarz, a co za tym idzie, stając się znajomymi z mamą Selita, otrzymaliśmy w prezencie wrogów.
Wiedziałem, że ten moment, w którym do nas strzelano, był nieprzypadkowy tak, jak te dziwne spojrzenia w agencji CIA. Pierwsze co mi przyszło do głowy, wspominając te dziwne postacie w garniturkach, to to, iż były to demony, które przybrały ludzką postać i zwodziły Moire, która dla nich pracowała, będąc nieświadoma tego, że każdy jej nawet najmniejszy ruch jest śledzony i kiedy zrobi coś, co czego według nich nie wypada, to ci będą próbowali ją zabić.
Wracając do momentu, kiedy znaleźliśmy się na tym dziwnym pokładzie, ku naszym oczom, ukazał się nikt inny, jak sam Charles, czyli ojciec Selita. Pamiętam to spojrzenie, kiedy oczy mężczyzny i Moira spotkały się, to wiedziałem, że już jest coś na rzeczy.
Charles wyjaśnił nam, że wyczuł, iż jesteśmy w zagrożeniu i przyleciał z odsieczą dla nas. Jak się okazało później, to był ostatni dzień w pracy kobiety… Przypadek? Raczej nie…
- Czy my się znamy? - zapytała Moira
- Tak Moira, zgadza się. - odparł Charles
- Dlaczego tego nie pamiętam? W ogóle, o co tu chodzi?
- To nie jest czas i miejsce, aby wyjaśnić tak długą historię.
- W porządku…
- Obiecuję, że wyjaśnię wszystko, po wylądowaniu, dobrze?
- W porządku… Wiesz, że to nasz syn?
- Wiem, miałem przyjemność go poznać wcześniej.
- Czyli przyszedł do ciebie pierwszy?
- Chyba nie widzisz tego, jako konkurencji?
- Wiesz Charles, próbuje sobie to wszystko poukładać. Kiedy pojawił się Arthur, to wszystko się nagle zmieniło.
- Więc nazywa się Arthur.
- Tak, tak go nazwałam.
- W porządku, niebawem jesteśmy na miejscu…
- Dobrze, w takim razie uzbroję się w cierpliwość.
Na prośbę ojca Selita, mieliśmy wrócić do rozmowy, tuż po wylądowaniu i opuszczeniu pokładu.
Kiedy statek lądował, dostrzegłem otwierające się jakby podwójne wrota, które znajdowały się na boisku gry do kosza.
Świetny schron… - pomyślałem
Kiedy wylądowaliśmy, postanowiliśmy udać się do laboratorium i sprawdzić jak idą prace z obrączkami.
Moira poczuła, że chce iść z nami, aby spędzić więcej czasu z Arthurem, jak go nazwała, czyli moim Selitem…
Odwiedzając laboratorium mama Selita, była zachwycona aparaturą znajdującą się w pomieszczeniu laboratoryjnym. Dostrzegłem również ciekawość, jak i błysk w jej oczach. Fakt, iż kobieta zdziwiła się, kiedy zobaczyła niebieskiego Hunka, ale chwilę później zaakceptowała ten fakt. Selit przywitał się z Hunkiem i zapytał:
- Jak idą prace nad serum?
- Jak na razie nie udało mi się go stworzyć... Ten kryształ jest bardzo interesujący.
Do rozmowy wtrąciła się Moira, prosząc o pozwolenie zobaczenia owych obrączek.
Kobieta najpierw się im przyglądała, po czym z czystej ciekawości jedną z nich założyła na palec, a następnie przemówiła:
- Wibracyjne pole, jakie wytwarzają kryształy w obrączkach, jest spowodowane silnym umieszczeniem cząsteczek molekularnych, które łączą się poprzez związki chemiczne owego kryształu. Dzięki temu kryształ dopasowuje się do unikalności DNA mutantów przy zetknięciu się ze skórą, oddziaływającego przy tym na każdego w różny sposób. U jednych tak jak u ciebie Hunk, zmieni ona strukturę molekularną, abyś tymczasowo wrócił do swojej ludzkiej formy. U innych zatrzyma rozwój komórek oraz mutacji, a co za tym idzie, nawet osłabi ją, a jeszcze w innych przypadkach uaktywni moce, jakie posiadają mutanty, dając im głębszy wgląd w swoje istnienie. Biorąc pod uwagę, iż kryształ nieznanego pochodzenia przybył tu na Ziemię bardzo daleką drogę, mogę również stwierdzić, że oddziałuje on na hologramy, dając pewien zarys migotania, czyli inaczej zakłóceń w obrazie. Te obrączki nie zostały zrobione przez żadnego człowieka, a technologia do stworzenia obrączek jest bardzo inteligentna i całkowicie precyzyjna. Biorąc pod uwagę twardość owych kryształów, mogę również stwierdzić, że do ich wykonania użyto bardzo wysokiej jakości sprzętu, którego nie ma na Ziemi. Aby stworzyć serum z tego kryształu, potrzebny jest kryształ o działaniu przeciwstawnym, który przy zbliżeniu z tym, osłabi jego strukturę. Podejrzewam, że do stworzenia tych obrączek, wykorzystano technologię, która zawierała właśnie taki kryształ, który strukturą jest podobny do kryptonitu. Jednakże ów kryptonit nie jest zalecany do łączenia energetycznego z tym kryształem, jak również stworzenia przy jego pomocy serum. Ponieważ związki chemiczne zawarte w czarnym krysztale przy połączeniu z kryptonitem rozmagnetyzowałyby całkowicie silne pole magnetyczne zawarte w owym krysztale… Dlatego również ten kryształ działa podobnie jak magnez, a jego cząsteczki molekularne tworzą silne przyciąganie do siebie i jako skutek tego procesu, kryształ jest praktycznie niezniszczalny. Dlatego też jest taki twardy.
- Oczywiście… - odpowiedział Hunk
Po tych słowach kobieta zdjęła obrączkę i odłożyła ją, po czym po chwili stwierdziła, iż ciekawe są te obrączki.
Nie wiem, co się z nią stało dokładnie, ale kobieta nagle zaczęła mówić, jak wykwalifikowana osoba, pracująca w laboratorium, aż mi szczęka opadła z wrażenia, podobnie jak niebieskiemu zwierzakowi, który stwierdził:
- Ja prowadzę badania od kilku dni, a ta przychodzi, po czym bierze kryształ do ręki i w ciągu minuty daje mi odpowiedzi…
- Nie rozumiem, o czym mówisz? - spytała Moira
- Przed chwilą, dałaś niezły wykład na temat obrączki.
- Stwierdziłam, że jest fajna i tyle…
- To ty nie pamiętasz tego, co mówiłaś wcześniej?
- Wcześniej? Że masz ciekawe laboratorium?
- Dzięki…
Obserwując kobietę, doszedłem do wniosku, że nie była ona świadoma tego, co zaszło, kiedy przymierzyła obrączkę… Futrzak, również wydawał się lekko zdezorientowany, lecz mimo to poprosił, aby zatrzymać jeszcze obrączki oraz Moire, w celu kolejnego badania. Selit i ja zgodziliśmy się i postanowiliśmy tym razem przyjąć zaproszenie Charlsa, aby spędzić tu jedną noc. Fakt, iż czekaliśmy na odpowiedź od Simona, spowodował, że mogliśmy tu zostać. W sumie to Selit potrzebował w pewnym stopniu porozmawiać z rodzicami…
W pewnym momencie pomyślałem, że skoro jest tu tyle fajnych rzeczy, to może jest jakieś laboratorium od urządzeń elektrycznych, dlatego postanowiłem zapytać się Charlsa, pokazując mu przy tym swój komunikator.
- Charles, jeśli mogę się spytać, to czy macie tu jakiegoś fachowca od elektroniki?
- Oczywiście...
- To są nasze komunikatory, jednak nie działają one zbyt precyzyjnie na Ziemi.
- Hunk Ci na pewno pomoże.
- Ojej, jeśli tak, jak z obrączkami, to musielibyśmy zostać tu przynajmniej tydzień…
Po tych słowach Charles się uśmiechnął, po czym dodał:
- Hunk między innymi stworzył celebro oraz nasz statek, którym lecieliśmy dzisiaj.
- To dlatego w jego laboratorium było tyle różnych urządzeń.
- Porozmawiaj z nim na spokojnie, na pewno Ci pomoże, a ja przy okazji zabiorę mu na chwilę Moire i Selita na małą pogawędkę.
- Dobrze, tak zrobię.
Wtedy tata Selita poprosił go i jego mamę na małą rozmowę, a kiedy ci opuścili przestrzeń laboratorium, to ja podszedłem do Hunka pokazując mu komunikator z zapytaniem, czy ma możliwość sprawdzić, dlaczego funkcja dzwonienia nie jest sprawna.
- Skąd masz ten prototyp?
- To nie jest prototyp, tylko komunikator.
- Mam na myśli, że dopiero pracuję nad takim urządzeniem.
- My to właściwie używamy ich na Omedze.
- No tak, widzę, że jest podobny, ale nie taki sam… Wiesz może, z czego jest zrobiony?
- Z tego, co wiem, to z jakiegoś gwiezdnego pyłu i jest w dodatku praktycznie niezniszczalny.
- Mogę mu się dokładniej przyjrzeć?
- Tak oczywiście… Take your time.
- Dzięki.
- Powiem tylko, że funkcja X-Journal działa świetnie, a jedynie, co zauważyliśmy z Selitem, to funkcja rozmowy nie działa poprawnie… Może jest to wywołane tym, iż w waszym świecie jest czas.
- Zabawne…
- Co takiego?
- X-Jurnal to mój projekt, który dopiero testuje…
- Chcesz powiedzieć, że to ty jesteś twórcą tych komunikatorów?
- Chodź, pokażę Ci coś.
Podeszliśmy do jednego miejsca w laboratorium, gdzie mężczyzna wyjął z szuflady bardzo podobne urządzenie i kiedy je podłączył do komputera, pokazał mi projekt X-Jurnal. Zdziwiłem się, nie wiedząc, co mam o tym myśleć. To dość interesujące, że poznałem twórcę naszych komunikatorów. Mężczyzna chwile później uruchomił coś w moim komunikatorze i połączył go ze swoim komputerem, aby go zeskanować. Komputer poinformował, że komunikator jest w stu procentach sprawny.
- Czyli wszystko działa bez zarzutów?
- Na to wygląda... Wiesz, jeszcze zeskanuje kilka rzeczy do badań, jeśli pozwolisz?
- Oczywiście, że możesz.
- Wiesz, to mnie bardziej interesuje niż obrączki, jeśli mam być szczery.
- Z tego, co zrozumiałem, to zależało Ci na tym, aby stworzyć jakieś serum dla ciebie?
- Wiesz, ja już zaakceptowałem ten fakt i pogodziłem się, że już do końca będę tak wyglądać.
- Wiesz, dla mnie wyglądasz super.
- Nie śmiejesz się ze mnie?
- Dlaczego miałbym to robić?
- Wiesz, dużo innych się ze mnie śmiało.
- Tylko dlatego, że jesteś oryginalny?
- Chyba tak… Wiesz co, jeśli chcesz, to weź już te obrączki z powrotem…
- Przecież chciałeś jeszcze zrobić jakieś badania, o ile się nie mylę…
- Tak, ale teraz mam nową zabawkę… He-he!
- Czyli chcesz zatrzymać mój komunikator w zamian?
- Już mi nie będzie potrzebny, ponieważ ściągnąłem wszystkie dane i teraz chciałbym się tym zająć.
- Dobrze, to w takim razie nie będę Ci przeszkadzać…
- Spokojnie… Tylko nie zapomnij o obrączkach.
- Myślałem, że Ci się uda.
- Z czym?
- Z serum.
- Z tego, co mówiła Moira, aby stworzyć serum, to potrzebny jest drugi anty kryształ, którego obecnie nie posiadam.
- Wiesz, skoro już są te komunikatory, to może jak będę w kosmosie i się pojawi, to dam Ci namiar lub przylecę z kryształem do ciebie.
- Będzie mi miło… Dziękuję Alex.
Opuściłem laboratorium, udając się windą na górę. Na mojej drodze pojawiła się Storm.
- Witaj Alex.
- Witaj Storm.
- Więc jednak wróciliście.
- Tak, no wiesz… Sprawy rodzinne.
- Rozumiem… Widzę, że dzisiaj masz na sobie buty?
- Tak, dzisiaj wyjątkowo tak.
- Wiesz, przyznam Ci się, że obserwowałam Cię ostatnio, jak chodziłeś na bosaka po trawie i się zastanawiałam dlaczego?
- Wiesz Storm, po prostu lubię kontakt z ziemią, poza tym od tych butów, to nogi tylko bolą i się przy tym niszczą.
- Masz racje, jednak do naszych misji ich potrzebujemy.
- Powinniście sobie załatwić takie jak te. Są lekkie i bardzo wytrzymałe, poza tym można je w niewyjaśniony sposób zgiąć i włożyć do kieszeni.
- Są bardzo interesujące.
- Dałbym Ci przymierzyć, ale wiesz… He-he!
- Rozumiem, że chodzi o rozmiar? He-he!
- Bardziej mi chodziło o to, że już są lekko wychodzone, a jeśli chodzi o rozmiar, to wydaje się, że działa tu jakiś system, który dopasowuje się do wielkości nogi…
- Naprawdę?
- Chcesz przymierzyć?
- Oczywiście.
Kiedy kobieta przymierzyła moje buty, te dopasowały się do jej stopy. Obydwoje byliśmy pod wrażeniem i kobieta ze szczęścia zaczęła unosić się w górę.
- Wow Storm! Potrafisz latać…
- Potrafię też więcej, chcesz zobaczyć?
- Oczywiście.
- Dobrze, ale nie tutaj, wyjdziemy przed szkołę.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, kobieta uniosła się ponownie w górę i rozłożyła swoje ręce, a jej oczy były całe szare. Nagle znikąd pojawiły się chmury oraz błyskawice. Byłem pod ogromnym wrażeniem jej mocy… Po przedstawieniu powiedziałem kobiecie o swoim wrażeniu, a ta wyjaśniła, że każdy mutant ma swoją indywidualną moc.
- Ta dziewczyna na przykład potrafi przechodzić przez ściany… A ten chłopak zieje ogniem. Nazywamy go Dragon Boy…
- Czyli chłopak smok rządzi. He-he!
- Może nie koniecznie na terenie tej szkoły… He-he!
- Czyli, każdy mutant ma wyjątkową moc?
- Tak i jesteśmy tu po to, aby każdy z nich okiełznał swoje moce.
- Te dzieciaki wyglądają na szczęśliwe.
- Wiesz, tu czują się lepiej, niż we własnych domach.
- Dlaczego tak jest?
- Zazwyczaj ich rodzice, widzą ich mutacje, jako coś złego i czasami dzieciaki zostają wyrzucone z ich domu.
- To straszne, że w świecie ludzi nie ma takiej wiedzy, by się ich nie bać.
- Wiesz, z mocami jest tak, że kiedy nie umiesz nad nimi zapanować, to mogą być niebezpieczne dla innych… Właśnie po to jest ta szkoła, gdzie mutanty tacy jak my, uczą się panować nad swoimi darami.
- To podobnie jak ja.
- To znaczy?
- Wydaje mi się, że kiedy się przemieniam, to zjadam innych…
- Może porozmawiaj o tym z Charlesem.
- Wiesz, na szczęście nie zdarza się to zbyt często, no i Selit czuwa, abym się nie zmieniał.
- Kochasz go prawda?
- Tak i z tego, co wiem, to on mnie też... He-he!
- He-he! To dobrze.
- A ty kochasz kogoś Storm?
- Chodzi Ci o to, czy mam partnera?
- Tak...
- Nie, jakoś nie mam do tego głowy.
- Wiesz, słyszałem, że partner jest dla każdego.
- Możliwe, że tak jest, jednak jak sam widziałeś, to mogę być trochę piorunująca. He-he!
- Fakt, lecz może jest jakiś mutant, któremu przypadnie do gustu twoja piorunująca sztormowość… He-he!
- Jesteś zabawny Alex… He-he!
- Dziękuję…
- A zmieniając temat, to zostajecie tu na noc?
- Chyba tak, choć sprawa obrączek się wyjaśniła.
- To dobrze cieszy mnie to, a teraz udam się do swoich zajęć, jeśli pozwolisz.
- Oczywiście Storm, ja tu jeszcze zostanę.
- Aha, twoje buty…
- Zatrzymaj je sobie, na Omedze jest ich więcej.
- Naprawdę mogę?
- Oczywiście, że tak.
- Dziękuję, są naprawdę bardzo wygodne.
- Są twoje Storm.
Kobieta z wdzięczności mnie przytuliła i podziękowała jeszcze raz, po czym odeszła wchodząc do budynku, a ja zostałem na dworze, spacerując sobie na bosaka po zielonej trawce. Czułem całym sobą, aby dać swoje buty Storm, w końcu od samego początku bardzo jej się spodobały.
Minęło kilka dłuższych chwil, spacerując po trawie, medytowałem. W pewnej chwili pojawiła się pewna myśl, po której postanowiłem udać się do laboratorium.
- Witaj Hunk, to znowu ja.
- Witaj Alex…
- Mam nadzieje, że Ci nie przeszkadzam.
- Właściwie, to mam chwilkę… Rozumiem, że przyszedłeś po obrączki.
- Kurcze, całkowicie zapomniałem o nich.
- Leżą, o tam, weź je sobie.
- Dobrze, za chwile je wezmę.
- Chciałeś się o coś zapytać, tak?
- Zgadza się.
- Pytaj śmiało.
- Wiesz, jest taka sytuacja, że ktoś mi podpierdolił statek.
- Co zrobił? Możesz po angielsku?
- Sorki, jakoś mi się tak po polsku powiedziało.
- Spokojnie, mów śmiało.
- Wiesz, czy może da radę namierzyć mój statek, poprzez komunikatory?
- Zgubiliście go?
- Właściwie, to nam ktoś ukradł.
- Z tego, co się doczytałem, to istnieje funkcja namierzania komunikatorów, jak i pojazdów do nich podłączonych.
- Selit operował statkiem, to chyba jego komunikator jest podłączony.
- W takim razie będę potrzebować jego komunikator i zobaczymy, co da się zrobić.
- Dziękuję.
- Serio wam ktoś zabrał statek?
- Tak, w dodatku był na kamuflażu i naprawdę nie rozumiemy, jak to się stało.
- No dobrze, to widzimy się później, a ja tu jeszcze poszperam.
- Do zobaczenia zatem.
- Do zobaczenia.
Jest nadzieja, że odnajdziemy statek, pod warunkiem że go ktoś na części już nie rozebrał i sprzedał. Tak sobie myślę, że taki statek w niepowołanych rękach może być niebezpieczny. No tak, ale żeby nim wystartować, to potrzebny jest komunikator. Właściwie, to jak z wejściem na pokład, ponieważ taką funkcję mają te wielowymiarowe statki Omegi. Kurcze, ale bym już chciał polecieć do domu.
Nie wiem dlaczego, ale nie czuje się w tej Ameryce, jak w domu, pomimo iż spotkałem tyle fajnych istot.
Może powietrze na tej planecie nie jest aż tak czyste?
W sumie najlepiej to czułem się w domu Nicole, a tu jakbym był rozdrażniony i poddenerwowany. Może wynika to z tego, że jest tu znacznie więcej istot… Z tego, co pamiętam, to nie lubię dużych skupisk ludzi. Podobnie było, jak byliśmy w mieście, tam czułem się również nieswojo. Nie wiem, od czego to zależy i zastanawiam się, czy to te betonowe mury nie działają na mnie w taki sposób. A może po prostu jestem wrażliwy na energię innych istot… Możliwe, że jestem bardziej wrażliwą osobą na różne bodźce, takie jak mury, czy skupiska ludzi i to powoduje u mnie rozdrażnienie. W sumie urodziłem się w Warszawie, a to było dość duże miasto… No dobra, nie będę się rozgadywać, muszę się skupić nad odnalezieniem Selita.
Tylko gdzie mam go szukać? O! Tam ktoś idzie. Mężczyzna, który szedł w moją stronę, był swą posturą bardzo dobrze zbudowany i wysoki.
- Witam, jestem Colossus… Nie przypominam sobie, abym spotkał Cię tu wcześniej, wyglądasz, jakbyś się zagubił… Czy mogę Ci w czymś pomóc?
- Witaj, jestem Alex, czy możesz powiedzieć mi, gdzie znajdę Charlsa?
- Profesor jest najprawdopodobniej w swoim gabinecie.
- A czy mogę poprosić o wskazanie mi drogi?
- Oczywiście... To bardzo proste. Korytarzem aż do samego końca, potem w lewo i trzecie drzwi po prawej.
- Dziękuje.
Mężczyzna był bardzo przyjaźnie nastawiony i miał przy tym rosyjski akcent, lecz nie chciałem z grzeczności się go o to pytać.
Strasznie duży ten budynek, można się w nim zgubić… Chwila… Jak on mówił? Korytarzem aż do samego końca, a następnie?
No nic, może spotkam jeszcze kogoś po drodze, to się zapytam.
Doszedłem do końca korytarza i znów zobaczyłem długi korytarz. Całkowicie zgubiłem orientacje, najlepiej jak poczekam, aż ktoś będzie przechodził…
Minęło kilka dłuższych chwil, ale nikogo nie zobaczyłem, więc postanowiłem usiąść na podłodze i czekać cierpliwie.
Możliwe, że minęła godzina, a kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłem Selita wraz z zadowoloną mamą wychodzącą z jakiegoś pokoju, to postanowiłem wstać i ruszyłem w ich kierunku, uśmiechając się przy tym. Chwilę później dostrzegłem Charlsa wyjeżdżającego z tego samego pokoju i również on wydawał być się zadowolony.
Pewnie mieli cudowną pogawędkę. - pomyślałem
Podchodząc bliżej zapytałem się Selita o to, czy mogę pożyczyć jego komunikator, jednak ten się zdziwił i oznajmił:
- Myślałem, że masz swój…
- Tak Selit, ale czy mogę pożyczyć Twój?
- Nie za bardzo rozumiem…
- Masz coś do ukrycia?
- Nie, dlaczego o to pytasz?
- Wiesz, myślałem, że sobie ufamy...
- Tak Alex oczywiście, że sobie ufamy, ale wiesz, że czekam na wiadomość od Simona.
- Tak wiem, ale mam pewien pomysł i nie chciałem Ci przeszkadzać z rodzicami…
- W porządku, możesz go wziąć, jednak wolałbym być w pobliżu.
-Jeśli chcesz, to możesz iść ze mną do laboratorium…
- W porządku, mogę iść, tylko zapytam się rodziców...
Selit się pyta rodziców o pozwolenie, czy może iść ze mną? To dość nowa sytuacja, o której postanowiłem się zapytać Selita.
- Selit, musisz się prosić rodziców, aby iść ze mną?
- Nie Alex, chciałem się zapytać rodziców o to, czy chcą iść z nami…
- Aha, to dobrze, bo trochę mnie zdziwiło, jak powiedziałeś, że musisz się zapytać rodziców o zgodę.
- He-he! Pakutumn… Mówisz, że masz jakiś plan?
- Tak Selit, może uda nam się namierzyć statek, ale do tego potrzebny jest Twój komunikator.
- Już rozumiem kochany, idziemy...
Rodzice Selito-Arthura zgodzili się, aby odwiedzić laboratorium razem z nami. Ucieszyło mnie to, jednak miałem dziwne wrażenie, że mój mąż był jakiś inny. W porządku… Był bardziej szczęśliwy i zadowolony, dlatego postanowiłem już więcej nie komentować tego, co wydarzyło się pod pokojem, z którego wyszli.
Doszliśmy do laboratorium, w którym przy komputerze siedział Hank, a ja zaproponowałem, aby Selit podał swój komunikator. W końcu to jego zabawka, co nie? He-he!
I tak też się stało, kiedy zwierzak wziął urządzenie do ręki, po czym podłączył go pod swój komputer i zaczął go przeglądać. Minęło kilka dłuższych chwil, zanim Hunk przemówił, informując, że udało mu się namierzyć nasz statek. Wtedy to też do rozmowy przyłączył się Charles, który poprosił o pokazanie mu lokalizacji naszego pojazdu.
Mężczyzna spojrzał się na monitor i po chwili stwierdził, iż zna miejsce, jak również i sprawcę, który ukradł nasz statek.
Chwile później Charles skontaktował się ze Storm z prośbą o przygotowanie się do lotu, a my podziękowaliśmy Hunkowi za pomoc i udaliśmy się w kierunku hangaru, z wielką nadzieją, iż niebawem odzyskamy nasz statek i będziemy mogli wrócić na Omegę.
.