7


Obudziłem się w jakimś pomieszczeniu, to chyba jest laboratorium. Czuje się dość dziwnie, jakbym spał albo bardzo długo, albo tak jakbym nie spał przez bardzo długi czas. Do pokoju weszła jakaś kobieta.

- Witaj Alex. Jak się czujesz?
- Dziękuję, chyba dobrze… Dlaczego tu jestem?
- Zemdlałeś i uderzyłeś się w głowę.
- Nic nie pamiętam.
- To normalne przy takich uderzeniach.
- To dlatego boli mnie głowa?
- Zgadza się… A śniło Ci się coś?
- Tak, jakiś mężczyzna z cygarem.
- Alex, czy nadal podążasz za cieniem swojego snu?
- Nie rozumiem, o czym mówisz…
- To teraz nie ma znaczenia, musisz wypoczywać.
- Dobrze… Mogę wyjść na spacer?
- Tak, ale nie sam.
- Jeśli nie sam, to z kim?
- Jimmy Ci pomoże.
- Jimmy?
- Zgadza się.
- To chyba dobrze.
- Za niedługo przyjdzie po ciebie, a ty na razie wypoczywaj.
- W porządku…

Miałem silne uczucie, aby nie ufać tej dziwnej kobiecie… Wcale mnie nie bolała głowa, no może trochę, ale nie w taki sposób, jak to się odbywa po uderzeniu. Byłem raczej zmęczony i czułem się, jakbym długo nie spał i to tylko tyle. W dodatku ta kobieta dała mi jakiś dziwny zastrzyk zagadując mnie przy tym… Muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym nie rozumiałem, o co jej chodzi z tym podążaniem za snem, czy coś. Miałem nadzieję, że ów Jimmy mi to jakoś wyjaśni, jednak ja usnąłem, zanim on przyszedł.

Kolejny zapis.

Obudziłem się w dziwnym laboratorium, nie wiedziałem do końca, gdzie jestem… Byłem jakby otumaniony, jednakże czułem, że coś jest nie tak i chyba usłyszałem jakiś głos, który powiedział, bym udawał. Wtedy niespodziewanie do pokoju weszła kobieta.

- Witaj Alex. Widzę, że już czujesz się lepiej.
- Tak, chyba tak…
- A jak twoja głowa?
- Chyba dobrze.
- Po takim uderzeniu się w głowę mogą występować mdłości.
- Dziękuje, że to mówisz, będę uważać na siebie.
- Poproszę Jimmiego, aby Ci potowarzyszył.
- Dziękuję.
- To w takim razie wypoczywaj, zajrzę do ciebie niebawem.
- Dobrze.

Nie podobała mi się ta kobieta, jak również miejsce, w którym się znajdywałem, więc postanowiłem uciec z tego okropnego laboratorium, zanim przyjdzie tu jakiś Jimmy, albo nie daj Boże, wróci ta dziwna kobieta.

Kolejny zapis.

Obudziłem się w laboratorium. Pierwsze wrażenie po przebudzeniu, były takie, że coś jest nie tak… Że nie do końca jest to miejsce, w którym powinienem się obudzić, a nawet usłyszałem dziwny głos, który powiedział, abym udawał. Niebawem po tym do pokoju weszła Sue.

- Witaj Alex. Jak się czujesz?
- Dziękuję, chyba dobrze… Sue.
- Śniło Ci się coś?
- Tak, jakieś dziwne sny, których nie rozumiem i nawet nie chce.
- Jakiś szczegół? Możesz powiedzieć?
- Sue, to w pewnym stopniu mnie krępuje.
- Możesz mi powiedzieć. Przecież jesteśmy rodziną.
- W porządku, ale proszę Cię, tylko się nie śmiej.
- Dobrze, obiecuję.
- Miałem sen, że Selit był moim mężem. Czy ja miałem gorączkę?
- Miałeś mały wypadek i uderzyłeś się w głowę. Gorączka wystąpiła, jako skutek uboczny, więc dlatego miałeś takie męczące sny.
- Rozumiem. Długo spałem?
- Prawie tydzień.
- To dlatego tak dziwnie się czuję…
- Musisz wypoczywać.
- Dobrze. Mogę wyjść na spacer?
- Tak, ale nie sam.
- Jeśli nie sam, to z kim?
- Jimmy Ci pomoże.
- Jimmy Twój partner?
- Właśnie.

Czuje się dziwnie, coś tu się nie zgadza... Wszystko wydaje się, jakby powtarzało się od nowa. Mam albo omamy lub Deja vu, bo scena, w której budzę się w tym laboratorium, jakby się powtarzała... Nie wiem, o co tu chodzi, ale czuje, że muszę natychmiast stąd wyjść i to jak najszybciej.
Potajemnie ubrałem się w moje ciuchy i po cichu opuściłem laboratorium, udając się do pobliskiego hangaru, gdzie wziąłem statek Selita.
Nie wiedziałem dokładnie dokąd mam lecieć, a jedyny obraz, jaki miałem w głowie, to Planeta Trzech Słońc.
Przechodząc przez jedne drzwi hangaru, dostrzegłem napis S.H.I.E.L.D, który w moim języku brzmiał jako tarcza. To dość dziwna nazwa jak na taką wielką platformę. Może ten obiekt wygląda tak jak tarcza? - pomyślałem

Chwilę później usłyszałem, jakby ktoś się zbliżał i w szybkim tempie ruszyłem do statku, po czym opuściłem przestrzeń Omegi. Kiedy wystartowałem, dostrzegłem w komputerze pokładowym, że podąża za mną jakiś dziwny obiekt. Na moją prośbę, komputer poinformował mnie, że jest to statek należący do Wakandy. Nie wiedziałem, kto mnie szpieguje i o co chodzi, dlatego postanowiłem uciekać i przyspieszyłem lot, próbując zgubić ów statek.

Kolejny zapis.

Co to za hałas? O matko drzwi się otwierają!
Czy to ten koleś z fantazji i za chwile się mną zajmie w odpowiedni sposób?
Minęła dłuższa chwila, ujrzałem jakby cień… To raczej nie jest on…

- Kim jesteś? - zapytałem

Odpowiedzi na to pytanie nie otrzymałem od razu, ale lampy, tak jak i światła na pokładzie statku się uruchomiły i wtedy go zobaczyłem, ponaglając swoje pytanie.

- Kim jesteś?
- Jestem Książę z Niebiańskich Planet.
- A ja jestem Alex.
- Miło Cię poznać.
- Mnie ciebie również… Ile masz lat chłopczyku?
- Mam 9 lat, a ty?
- Chyba 30, o ile dobrze pamiętam.
- Długo już tu jesteś?
- Właściwie to nie wiem, a ty?
- Też…
- Co tutaj robisz?
- Uciekłem rodzicom.
- Mały uciekinier? Hm, to dość ciekawe, chcesz o tym opowiedzieć?
- Pewnie, jeśli chcesz posłuchać...
- Powiem Ci, że dla odmiany będzie też dobrze posłuchać kogoś innego, bo jak narazie tylko ciągle gadałem.
- Gadałeś z kim?
- Z plastikowym pudełeczkiem.
- Zabawny jesteś chłopczyku… Lubię Cię.
- Ja ciebie też.

Książę usiadł obok mnie i zapytał, wskazując palcem na Księgę.

- Co to jest?
- To Księga Wszelkiego Istnienia.
- O czym ona opowiada?
- O wszystkich życiach… Chyba.
- W pałacu było dużo książek, tata miał nawet taki ogromny pokój z nimi, ale nigdy nie miał czasu, aby mi którąś z nich przeczytać.
- Twoi rodzice byli bardzo zajęci?
- Tak i to bardzo.
- Znam ten ból, moi też byli zajęci i nie mieli dla mnie czasu.
- Jacy są twoi rodzice?
- Bardzo zajęci.
- To tak samo, jak i moi...
- Widzę, że mamy dużo wspólnego.
- Dobrze spotkać nowego przyjaciela, bo z moim poprzednim, rodzice zabronili mi się bawić.
- To raczej nie są dobrzy rodzice.
- Nie do końca, ponieważ on był synem jakiegoś cieśli, a ja księciem.
- Przecież, pochodzenie nie ma znaczenia, tylko to, co się ma o tutaj… - wskazałem palcem na klatkę piersiową
- W sercu…
- Tak… Tęsknisz za swoim przyjacielem?
- Czasami… Lubiliśmy się bawić w ogrodzie rodziców.
- Pewnie ogród był piękny.
- Był bardzo duży i było w nim dużo kwiatów, które kochałem.
- Ja też lubię kwiaty.
- A dlaczego je lubisz?
- Ponieważ trzeba o nie dbać w odpowiedni sposób.
- Ja za to mogłem zakochiwać się w każdym z nich, bo były takie wyjątkowe i delikatne.
- A Twój przyjaciel?
- Nazywał się Lyssen i mieszkał w małym domku niedaleko zamku.
- Czyli byliście blisko siebie?
- Tak, ale wiesz, jak mówili mi rodzice, to było dla mnie niezdrowe zadawać się z ludźmi, którzy nie mieli majątku tak, jak rodzice.
- Wiesz co, ja nie mam żadnych majątków.
- Właśnie o to mi chodzi… Czy nie lepiej byłoby doświadczyć życia, które nie jest takie trudne?
- Wiesz, te majątki, to jest najtrudniejsze życie, a proste bez tego wszystkiego jest łatwiejsze.
- Właśnie o tym mówię chłopczyku.

W niewyjaśniony sposób uśmiechałem się, kiedy Mały Książę nazywał mnie chłopczykiem, a zarazem istniała między nami magiczna więź porozumienia. Był taki niewinny i mądry zarazem. Lubiłem go słuchać, a jego głos mnie uspokajał.

- Opowiesz o swoich rodzicach?
- Oczywiście... Moi rodzice, mieszkają w takim dużym pałacu. Mają dużo służby i często wydają, takie nudne bale, gdzie przychodzi do domu dużo nieznanych i dziwnie wyglądających istot. Gra muzyka i jest dużo jedzenia oraz śmiechu. Ja wtedy zostałem zmuszony, aby zostać w swoim pokoju, żebym się nie zapodział rodzicom. Czasami wymykałem się strażnikom, którzy mnie pilnowali i z ukrycia obserwowałem to, co się działo na dole.
- Podobało Ci się to?
- Raczej nie, ale ponieważ był straszny hałas, to nie mogłem i tak spać.
- Znam to z własnych doświadczeń.
- Widzisz... Tata wyjeżdżał często i z każdej podróży, coś przywoził, a kiedy miałem urodziny, to dostawałem dużo prezentów, którymi i tak nie chciałem się bawić.
- Dlaczego, jeśli mogę spytać?
- Bo były nudne, tak samo, jak przyjęcia, które mieli rodzice.
- A mama?
- Mama dużo płakała i tylko w niektórych momentach się uśmiechała.
- Czyli twoja mama się Tobą nie zajmowała?
- Od tego była moja niania.
- To straszne… A czy niania była dla ciebie dobra?
- Musiała być, bo inaczej zostałaby ukarana.
- A czy ją lubiłeś?
- Nie do końca…
- Czyli nie była dla ciebie dobra?
- Czasami jej oczy stawały się takie czarne i zimne, jak się na mnie patrzyła.
- Powiedziałeś o tym rodzicom?
- Tak, ale oni mi nie uwierzyli.
- Typowe dla rodziców… Wiesz, moi też mi nie wierzyli.
- Lubię Cię chłopczyku, wiesz?
- Ja Ciebie też Książę… A masz jakieś imię, czy tylko Książę?
- Właściwie to mam, ale wszyscy zawsze mówili do mnie Książę, albo Mały Książę.
- To ciekawe, a jak brzmiało twoje imię?
- Amberlyuss…
- To piękne imię...
- Jak każde inne.
- No tak…

Potem Książę zaczął opowiadać o tym, jak wielokrotnie siedział w zamknięciu w swoim pokoju i patrzył się w gwiazdy. Jak na małe dziecko, które mogło mieć 4 czy 5 lat, był bardzo samotny i marzył o tym, aby się wydostać z zamku, w którym się urodził.

- Powiem Ci chłopczyku, że nie rozumiałem tego świata, w którym się wychowałem. Czułem, jakbym do niego nie pasował.
- Rozumiem Cię, podobnie było ze mną.
- Nic nie było takie, jak powinno być, no bo co to za życie, kiedy masz rodziców, a oni nie mają dla ciebie czasu.
- Masz racje, to raczej męczące życie.
- Właśnie... Wiesz, kiedy patrzyłem często w gwiazdy, to zastanawiałem się, czy istnieje jakaś planeta, na której mógłbym zaznać bardziej zwykłego życia.
- Polecam Ziemię, z której pochodzę.
- A jaka ona jest?
- Hałaśliwa, nudna, wymagająca i wszyscy są tam samotni, szukając jakby czegoś.
- Ciekawa jest twoja planeta. A macie tam pałace?
- Tak, jest bardzo dużo pałaców, zamków i wiele innych atrakcji.
- Na mojej planecie był tylko jeden.
- To twoi rodzice nie mieli wielu przyjaciół?
- Mieli dużo odwiedzających, którzy statkami przybywali z gwiazd. Nie wszyscy byli piękni, ale większość z nich, ubrana była w takie dziwaczne stroje.
- To na mojej planecie również ludzie mają dziwaczne stroje. Nazywają je strojami roboczymi albo balowymi… Choć dla mnie to jedno i to samo.
- I ubierają się tak na co dzień?
- Tak, w dodatku mają za to płacone, żeby wyglądać tak, jak klauni i do tego bardzo wczuwają się w swoje role.
- Twoja planeta wydaje się interesująca.
- W pewnym stopniu jest.
- Czyli można na niej ubierać się, jak się tylko chce i chodzić gdzie się chce?
- Nie do końca, gdzie się chce, ale ludzie i tak znajdą sposoby, żeby wejść, gdzie wydawało się to niemożliwe dla innych.
- A ty jaką masz historię?
- Powiem Ci szczerze, że jeszcze nie do końca ją sobie wyjaśniłem.
- Dlaczego?
- Bo jest bardzo podobna do twojej, jednakże moi rodzice nie mieszkali w zamku.
- Opowiedz, proszę…
- W porządku... Moja mama pracowała, a tata dużo pił takiego trunku i lubił się kłócić i jak miałem 4-latka to się mnie wyrzekł. Powiedział, że nie jestem jego synem.
- I co się z nim stało?
- Znalazł sobie jakby inną rodzinę… Chyba.
- A mama?
- Mama ożeniła się z takim starszym panem, który chyba nie do końca mnie lubił.
- A czy też patrzyłeś w gwiazdy?
- Tak… Wielokrotnie.
- To tak, jak ja.
- Patrząc w gwiazdy, zastanawiałem się, czy jesteśmy sami i czy jest tam w górze inne życie...
- Jesteś zabawny chłopczyku…
- Dlaczego?
- Ponieważ ja robiłem podobnie.
- Fajnie mieć kogoś, kto cię rozumie.
- Też tak czuję.
- Miło słyszeć…
- Wiesz chłopczyku, ja zadawałem różne pytania.
- A jakie?
- Co, jeśli tam jest mój prawdziwy dom? Co, jeśli tam jest znacznie więcej. Co, jeśli jest lepsze życie na innej planecie, gdzie poczuje się bardziej, jak w domu?
- Może mnie spotkałeś z jakiegoś powodu.
- Na pewno, tylko z jakiego?
- Może spotkanie ze mną, jest odpowiedzią na twoje pytania.
- A spotkanie ze mną na twoje. He-he!

Wtedy zaczęliśmy się śmiać. To niesamowite znaleźć nowego przyjaciela, z którym czujesz się na równi. Właśnie tego nie znalazłem na Ziemi u żadnego dorosłego. Frywolna rozmowa, zabawa i dużo śmiechu. Tak, owszem rozmawialiśmy dużo, ale wynikało to z tego, iż mieliśmy podobne doświadczenia i mogliśmy swobodnie o nich rozmawiać i wymienić się informacjami. Z Amberlyuss’em czułem się prawie tak, jak w domu. Znając jego historię, poznałem lepiej część swojej. Nawet tak, jak i ja, chłopiec płakał w samotności i mogliśmy sobie powiedzieć z pełnym zrozumieniem, że łzy nie zawsze są takie złe.
Wychodzi na to, że nie jestem sam, który przechodził przez ciężkie doświadczenia i jest więcej takich małych istot, które czuły, że nie pasują do świata, w którym się rodzą, a ich dom, ten prawdziwy dom, jest w zupełnie innym miejscu, niż nam się wydawało.
Tu też pojawiło się uczucie tęsknoty za domem, jednakże nie był to dom na Ziemi, ten, w którym mieszkałem i płaciłem rachunki, jak również nie ten, w którym się wychowałem. Choć nie będę ukrywać, przeprowadzałem się bardzo często, szukając domu, partnera, z którym będę dzielić życie i wypełniając to wszystko brakiem czasu, na to, by naprawdę móc żyć.
W szkole nie uczono nas o niczym, co mnie naprawdę przyciągało, tak samo, jak religia, gdzie chodząc do kościoła z kuzynem, śmialiśmy się bez powodu i zdarzały się takie momenty, że ksiądz się wkurzał i nas wypraszał, bo mu przeszkadzaliśmy w jego biadoleniu. No, ale co mogliśmy zrobić niż się śmiać, kiedy ksiądz z taką powagą czytał jakieś historyjki. Nie wiedziałem do końca czy ów ksiądz próbował przekonać siebie samego do historyjek, które czytał, czy też przekonać innych do tego, że są one prawdziwe… He-he!
Dla nas to była jedna wielka komedia, przy której mieliśmy niezły ubaw, widząc taką powagę nie tylko u księdza, ale wszystkich ludzi, którzy przychodzili na tak zwaną mszę…
Z tego, co się dowiedziałem na planecie Księcia, nie było religii, oprócz monarchii, czyli jednej rodziny królewskiej, która zarządzała całą planetą. Jak opisał Książę, tamtejsi ludzie dużo pracowali i byli wiecznie zajęci, podobnie, jak na mojej planecie, panował tam bałagan. Z tą różnicą, że na planecie Księcia panował pokój i nigdy nie było żadnych wojen, przynajmniej tak jak i Księciu, tak samo i mi nie było o żadnej w tamtym momencie wiadomo.

Od samego początku obserwowałem chłopca, który co chwile sięgał wzrokiem na księgę, która leżała obok mnie. Widziałem jego ciekawość, a zarazem to, jak świecą mu się do niej oczy.
Przyglądałem się dziecku… Jego oczy były błękitne, miał blond włosy i delikatną cerę. Ubrany był w jakby piękną kolorową piżamę, która po części przypominała kimono. Jednak jak mi opowiedział, to był strój do spania, a jego dzienny był zupełnie inny, bardziej dostojny, a zarazem niewygodny. Ponieważ Książę wykradł się nocą i zabrał statek rodzicom, wyszło na to, że wyszedł z domu tak, jak stał w tamtym momencie.
To dość zabawne, że z całej jego cywilizacji, tylko rodzice mieli dostęp do statków i żaden z mieszkańców nie miał nawet możliwości się nim przelecieć. Ludzie Niebiańskiej Planety, z której pochodził Książę, raczej nie byli ani wolni, ani też szczęśliwi. W sumie patrząc na tę całą hierarchię, doszedłem do wniosku, że to ona tworzy chaos oraz podziały na lepszych i gorszych, gdzie cała cywilizacja, ciężko pracowała, aby jednej rodzinie żyło się w dostatku. A czy rodzice Małego Księcia byli tak bardzo szczęśliwi? Z tego, co opowiadał Amberlyuss to nie, bo jego mama rzadko się uśmiechała i często płakała. Ojciec pewnie też nie był szczęśliwy, ponieważ często opuszczał planetę… Chociaż znając życie, to pewnie nieźle się zabawiał w swoich podróżach, a to przyczyniało się, że matka Księcia płakała.
Fakt, że chłopca pokój wypełniało dużo zabawek i różnych upominków, ale to nie fascynowało go i podobnie tak, jak on, tak też i ja, marzyliśmy o tym, by odnaleźć drogę do prawdziwego domu. Spojrzałem się na Księcia, który dalej przyglądał się zafascynowany księdze i czekałem, jakbym dosłownie wiedział, na ten moment, w którym się mnie zapyta:

- Mogę zobaczyć tę książkę?
- Znaczy Księgę?
- Tak... Tą Białą.
- Oczywiście i tak widzę, że od samego początku Cię do niej ciągnie.

Wtedy poczułem ucisk w klatce piersiowej i dosłownie jakbym na chwile się wyłączył, a tuż potem Amberlyuss z uśmiechem na twarzy zapytał:

- Widziałeś to?
- Co takiego?
- Kryształ...
- Jaki kryształ?
- Wyłonił się z twojej piersi…
- Z mojej piersi? Nie rozumiem…
- To był taki piękny, duży i świetlisty kryształ.
- I gdzie on jest?

Wtedy chłopiec się roześmiał i powiedział:

- W twoim wnętrzu.
- Nie za bardzo rozumiem, o czym mówisz.
- To ty nie pamiętasz tego?
- Jestem trochę rozkojarzony.
- Zobaczyłem kryształ, który jakby pękł i jedna część wleciała do mojego serduszka…
- Do twojego serduszka?
- Wow, ale masz fajny symbol na czole.
- Twoje czoło też się świeci.
- To ten sam symbol jak na tej księdze.
- Jaki symbol?

Wtedy chłopiec zrobił coś, czego się nie spodziewałem i delikatnie przejechał swoją rączką po okładce, odsłaniając złoty symbol, ten sam symbol, który widniał na czole owego dziecka. Chwilę później chłopiec otworzył księgę i zaczął przeglądać, strona po stronie. Wyglądało to dosłownie, jakby coś czytał, po czym zaciekawiony zacząłem się przyglądać niezliczonej liczbie dziwnych złotych znaków, jakie skrywała owa księga.
Księga skrywała wiele tajemnic, których ja nie umiałem zrozumieć, a ten mały chłopiec wziął i po otwierał wiele niesamowitych, jak ja to nazwałem… Funkcji, których o istnieniu nie miałem pojęcia.
Ten chłopiec był bardzo wyjątkowy i miał w sobie coś, co sprawiło, że poczułem się jakby bardziej ożywiony.
Po chwili chłopiec nagle wstał i wybiegł do swojego statku. Nie było go dosłownie chwile, a kiedy wrócił, to w ręku trzymał małe złote pudełko i przysiadając się do mnie, powiedział:

- Wiesz co chłopczyku?
- Tak?
- Czuje, żeby Ci to dać.
- Co to takiego?
- Moi rodzice ukrywali to w podziemiach, w takim strzeżonym miejscu i wydawało się, że dla nich jest to znacznie ważniejsze ode mnie. Dlatego, zanim im uciekłem, zabrałem im to, co najbardziej kochali i strzegli.

Wtedy chłopiec otworzył owo pudełeczko i zobaczyłem czerwony przypominający rubin, świetlisty kamień.

- Weź go… Jest Twój.
- Książę… Znaczy Amberlyuss, on należy do ciebie.
- Ja czuje tak w środku, że powinienem Ci go dać.
- W porządku skoro tak czujesz, to go przyjmuje z wdzięcznością.

Kiedy wziąłem pudełeczko do rąk, nagle znów poczułem ucisk w klatce piersiowej, a później jakby za mgłą słyszałem głos owego chłopca, który mówił:

- Chłopczyku, śpisz? Chłopczyku?

Kolejny zapis.

Ucieszyłem się, że moim wdzięcznym gadaniem nakłoniłem Selita na wycieczkę. Potrzebowałem wziąć prysznic podobnie, jak i on. Nie będę zdradzać szczegółów, ale ta cała sytuacja w laboratorium sprawiła, że nasze stosunki poniekąd się ociepliły. Czułem ekscytacje, podobnie, jak sam Selit. Ta podróż na Ziemię była dość interesującym punktem naszej relacji. Nie koniecznie ze wszystkim musimy się zgadzać, ale byłem z siebie bardzo zadowolony, że udało się go na tę podróż nakłonić, choć tak się na początku opierał.
Tuż po prysznicu, położyłem się nago na łóżku przyglądając się Selitowi, który właśnie się ubierał. Boże ja lubię na niego patrzeć, jest taki piękny i jak się uśmiecha, to staje się jeszcze piękniejszy. Zapatrzony w niego zamyśliłem się, wtedy on podszedł do mnie i dotykając mnie, powiedział:

- Alex, ja już się ubrałem…
- A nie możesz się jeszcze na chwile rozebrać?
- Przecież mamy lecieć, zapomniałeś?
- Nie zapomniałem, po prostu nie umiem się jakoś skupić.
- Nie wygłupiaj się...
- Selit, przecież nam się nigdzie nie śpieszy.
- Masz racje, ale…
- No ale co Selit?
- Czy ufasz systemowi?
- O jakim systemie i zaufaniu mówisz?
- Nie ważne…
- Chyba chodziło Ci o taki system…

Wtedy złapałem go za rękę i przyciągnąłem do siebie, a ten spoczął na mnie i wtedy… Znów to zrobiliśmy.

Teraz role się odwróciły i to ja ubrałem się pierwszy ponaglając Selita do wyjścia, mimo to chciałem tam stać i patrzeć na niego, kiedy leżał taki zrelaksowany i nagi…
Minęło kilka dłuższych chwil, zanim opuściliśmy pokój i udaliśmy się bardzo powoli… W kierunku statku.

.



.

Pobierz pliki