Życie… W każdej chwili dokonujemy wyborów i każdy nawet najmniejszy nasz wybór ma wpływ na wszystko, to co jest i wszystkich.
Tego wieczoru, kiedy wyłonił się ze mnie, potężny ryk, przemieniłem się również w panterę, rzucając się i przygniatając mężczyznę, który był bardzo negatywny wobec drugiego istnienia.
- Puść mnie ty parszywa bestio!
- Nie zrobię tego.
- Nie jesteś tu mile widzianym gościem!
- To ty nie jesteś…
- Ta planeta należy do ludzi, a nie do takich potworów, jak wy!
- Ta planeta nie należy do żadnego człowieka…
- Taaa jasne, a do kogo niby?
- Do mnie…
- Nie jesteś właścicielem tej planety.
- Jestem właścicielem wszystkiego tego, co tu widzisz.
- Ta… Jasne… Raczej jesteś potworem!
- To ty jesteś potworem!
- Zostaw mnie obłąkany kocie!
- To ty jesteś obłąkany człowiecze okryty hańbą…
- Ja muszę oczyścić planetę z takich istot jak wy!
- Od procesu oczyszczania planet jestem ja i to ja o tym decyduje, a nie ty człowiecze.
- Jesteś złem wcielonym!
- To ty taki jesteś!
- Puść mnie ty wielki gadzie!
- To ty jesteś gadem!!!
- Czego ty chcesz ode mnie bestio?!
- Od ciebie niczego, nie masz mi nic do zaoferowania.
- Myślisz, że jak jesteś większy ode mnie, to możesz podskakiwać?!
- A ty sam co robisz z innymi istnieniami?
- To nie jest twoja sprawa!
- Chronić wszystkie istnienia, przed takimi jak ty, to jest moja sprawa!
- Ocalić ludzkość przed takimi jak wy, to moja misja!
- Twoim egoizmem i tym, co zrobiłeś innym istnieniom, nie wypłaciłbyś się ze swojej karmy, nawet po upływie tysiąca wcieleń.
- O czym ty mówisz bestio?!
- Każde istnienie ma takie samo prawo by istnieć…
- Nie każde, takich jak wy trzeba się pozbywać!
- Mylisz się człowiecze, to takich egoistycznych pasożytów trzeba się pozbywać, ponieważ to wy jesteście prawdziwym zagrożeniem i wrogiem tej planety, a nie mutanty.
- Ta planeta należy do ludzi!!
- Już mówiłem, że ta planeta nie należy do żadnego człowieka…
- Kim jesteś?
- Opiekunem wszystkich planet.
- Ta jasne, ale żeś sobie wymyślił...
- A ty człowiecze wymyśliłeś sobie Twój własny los.
Puść mnie, to Ci pokaże Twój koniec… Wypuść mnie to i tak jest już Twój koniec parszywa bestio!!!
- Ludność sama siebie zniszczy swoim egoizmem i chciwością.
- Ludzie i tak zwyciężą…
- Ludzie są zbyt naiwni, aby pojąć coś, co jest całkowicie poza świadomością ich umysłu, w którym utknęli.
- Mówisz tak, bo jesteśmy od was lepsi…
- Zabawni jesteście ludzie… Takie niedowartościowane egoistyczne pasożyty, które same się zniszczą, a ja cierpliwie poczekam, aż nastanie ten dzień...
Chris nie posłuchał się mnie i wyszedł z piwnicy, a co za tym idzie, stał się świadkiem zdarzenia, o którym mi opowiedział…
Trzymałem w postaci pantery, łapę na człowieku, po czym wydobył się ze mnie potężny ryk, a tuż chwile po tym połknąłem leżącego pod łapą mężczyznę.
Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale Chris powiedział, że po tym zdarzeniu wyglądałem jak przerośnięty kotek, który właśnie zjadł obiad i oblizywał swoją łapkę… Chwilę później jakbym zaczął się lekko dławić i wyplułem ubrania mężczyzny, którego połknąłem.
Wtedy chłopiec podszedł do mnie bliżej, a ja uchyliłem swoją głowę, aby ten mógł mnie dotknąć.
Nagle z domu wybiegła Nicole wraz z Birgitte i wydawały się one bać o owego chłopca. Spojrzałem się na kobiety, świecącymi niebieskimi oczami i powiedziałem:
- Nie lękajcie się, jestem przyjacielem.
- To znaczy, że nas nie zjesz? - zapytała Nicole
- Nigdy nie zjadam czystych istnień.
- Dlaczego zjadłeś tego mężczyznę? - zapytał chłopiec
- Ponieważ miał on dość sporą karmę.
- Czyli w ten sposób ją spłacił?
- Widzisz kochany Chris, ten mężczyzna zostanie przefiltrowany i w odpowiednim momencie, przywrócony do Światła.
- Do Światła?
- Tak, ponieważ dom każdego z was, to wielkie Światło.
- Czy moi rodzice tam są?
- Tak, wraz ze swoimi rodzicami.
Wtedy kobiety podeszły bliżej i tuż chwilę po tym Nicole zapytała:
- Powiedz mi, czy jesteś Alexem?
- Jestem Książę Assayan.
- A czy Alex wróci?
- Oczywiście, że do was wróci.
- Czy mogę się zapytać jeszcze o to całe wydarzenie?
- Jeśli chodzi o Barneya, to już nie będzie wam więcej sprawiać kłopotów.
- Mogę zapytać się o to, kim jesteś?
- Opiekunem wszystkich planet.
- To niesamowite… Czy możesz mi jeszcze wyjaśnić pewną kwestię, odnośnie do moich nowych przyjaciół?
- Rozumiem, że chodzi Ci o Chrisa i Birgitte...
- Tak, dokładnie o nich.
- Widzisz… Ponieważ mieliście wiele wcieleń, z małą pomocą Stwórcy, postanowiliśmy was połączyć jako pierwotną rodzinę.
- Pierwotną rodzinę?
- Ty kochana Nicole byłaś partnerem Birgitte, a waszym pierwszym dzieckiem był Chris.
- Nie do końca rozumiem...
- Eony temu, otrzymaliście swoich partnerów i ty wraz z Birgitte byliście parą, która bardzo się kochała.
- To stąd te uczucia?
- Tak...
- A Chris był naszym dzieckiem?
- Dokładniej mówiąc, to córką.
- Czy coś jest złego w homoseksualizmie?
- Skądże kochana Nicole…
- Więc, po co oni zostali stworzeni?
- Po to, aby zatrzymać całą kreację… Jak również po to, by nie tworzyć więcej karmy, poprzez rodzenie dzieci.
- Nie rozumiem, do czego to wszystko zmierza?
- To zmierza do pewnego momentu, w którym zostaniecie przeniesieni do Światła, jako jedna wielka rodzina.
- Czyli te spotkania były zaplanowane?
- Jak również były one prowadzone.
- Czyli nasi rodzice zginęli po to, abyśmy mogli się spotkać?
- To byli wasi karmiczni rodzice, z którymi można powiedzieć, że mieliście ustalony kontrakt tymczasowy…
- Czyli oni umarli?
- Kochana Nicole… Wy nigdy nie umieracie.
- Znaczy, że jesteśmy wieczni czy coś w tym stylu?
- Dokładniej mówiąc, wasze ciała są odtwarzane, aż do momentu waszej całkowitej przemiany w Światło.
- A nasza mutacja?
- To tylko tymczasowe doświadczenie, z którego powiedzmy… Wyrośniecie.
- Czyli ta mutacja jest nam do czegoś potrzebna?
- Tak i to bardzo, jednakże na razie nie zdradzę wam szczegółów, aż do tego dnia, w którym będziecie gotowi, aby spotkać się z waszym przeznaczeniem.
- W takim razie dziękuje wielka pantero.
- Kochana Nicole… Wystarczy Assayan.
- W takim razie dziękuje wielki Assayanie... He-he!
- I ja tobie dziękuję kochana Nicole.
Wtedy znów usłyszałem głos chłopca, który zapytał się o to, jak długo byłem na Ziemi. Uchyliłem swoją głowę, pozwalając mu znów mnie dotknąć i odpowiedziałem mu, że istniałem od samego początku stworzenia zanim powstała ta kreacja.
Christopher poprosił, abym mu opowiedział jakąś bardzo starą historię z Ziemi, jakiej jeszcze nie słyszał i głos wydobywający się ze mnie, przemówił do niego, mówiąc:
- 2.500.000 lat temu w Ziemię uderzył meteoryt, który w tamtym okresie był jedną z najsilniejszych energii, jakie istniały w tej części wszechświata.
- Skąd on pochodził?
- Tak zwany, jak ludzie to nazwali… Meteoryt, który był częścią konstrukcji matrycy planety Massyitas.
- I co się stało z tą planetą?
- Ponieważ zamieszkująca tam cywilizacja nie posiadała wolnej woli, próba przebicia tej bariery, wraz z potęgą metalicznego kryształu zwanego Maantuures, spowodował samodestrukcję całej planety i jedna część metalicznego kryształu, trafiła w sercu afrykańskiego kontynentu na waszej Ziemi. Plemiona zaczęły walczyć o ów kryształowy metal, nazywając go Isifo, dlatego kilka wieków później odwiedziłem Baschingo, którego świadomie wybrałem spośród wszystkich żyjących w Afryce ludzi, na pierwszego króla, dając mu klarowny obraz pewnej rośliny, która powstała na skutek mutacji po uderzeniu owego meteorytu. Pokazałem mu wielką moc, jaka drzemała w tej roślinie, aby mógł z jej pomocą, chronić swoich ludzi przed pazernością innych istnień. Poprosiłem go również, aby w celu pokoju, zjednoczył afrykańskie plemiona i do czasu transformacji całej ludzkości, prowadził swój lud w pokoju, tak, abym pewnego dnia, mógł sprowadzić po raz ostatni Światło na całą kreację, jak również, jako ostatnią planetę waszą Ziemię.
- A jak nazywało się to zjednoczone królestwo w Afryce?
- Po zjednoczeniu się czterech z pięciu plemion, które okazały swoją lojalność wobec prośby Stwórcy, królestwo zostało nazwane Wakanda.
- Nigdy o tym nie słyszałem.
- Pewnego dnia poznasz prawdę, ale to już nie będzie miało żadnego znaczenia.
- Czy również umrzemy jak ten facet?
- Żadnemu z was tu obecnych nie czeka zgubny los, a kiedy nadejdzie ten czas, zostaniecie przywróceni do Wielkiego Światła.
- Obiecujesz?
- Jest to obietnica Najwyższego Światła, jaką wam tu obecnym podarowuję.
Nagle pojawił się znajomych głos, który powiedział w dość dziwnym języku:
- Prynsshaamelaaentuseyent Assayan… Ysstaaraaente esstomuraayka pynkaaestmtaape Aesstorn...
Wtedy podszedł do mnie mężczyzna, a ja zacząłem się z powrotem przemieniać.
- Selit, jesteś! Aawww…
- Już jestem kochany...
- Cieszę się, że po mnie wróciłeś.
- Alex, byłem tylko po statek.
- To znaczy, że już możemy lecieć?
- Niestety statek zniknął...
- Jak to zniknął? Przecież włączyliśmy barierę.
- Będziemy musieli poradzić sobie bez niego.
- Więc jak wrócimy na Omegę?
- Wysłałem wiadomość do Simona. Na pewno on nam pomoże…
- Aha, to dobrze... Czy to znaczy, że do tego czasu musimy tu zostać?
Do rozmowy wtrąciła się Nicole, mówiąc, że możemy tu mieszkać tyle, ile będzie potrzeba.
Selit jednak nie chciał się narzucać, ale z racji tego, iż już była noc, zgodził się, aby ją tu spędzić. To była również pierwsza noc, w której mały Chris nie przemienił w dzień.
- Selit, tak sobie myślę, że miałeś takie dziwne uczucie, aby iść do statku, jednak Nicole Cię zatrzymała.
- Czułem, że coś się dzieje ze statkiem, jednak nie jestem do końca przekonany, czy bym zdążył do niego dojść z powodu odległości.
- Daleko jest miejsce, gdzie był statek?
- To dość ciekawa droga…
- Nie było Cię bardzo długo.
- Alex, ja zawsze jestem przy tobie, nawet, jak mnie nie ma.
- Wiesz, to dość zabawne, ale kiedy jesteś, to wszystko jest takie prostsze.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że za mną tęskniłeś?
- I trochę się martwiłem.
- Wiesz… Zamartwianie się nie jest takie pomocne.
- Masz racje…
- Wiem to kochany.
- Próbowałem nawet dzwonić przez komunikator.
- Naprawdę?
- Tak, jednak nic się nie wydarzyło.
- Najwidoczniej te komunikatory nie działają poprawnie w tej rzeczywistości.
- Mówisz o Ziemi?
- Tak, ponieważ próbowałem połączyć się z Simonem, jednak bezskutecznie, dlatego nagrałem mu wiadomość.
- Mam nadzieje, że dojdzie.
- Dojdzie, tylko możliwe, że potrzeba czasu, ponieważ tu istnieje czas.
- No tak, czyli mogą występować jakieś skutki uboczne czasu...
- Alex, przecież wiesz, że czas był tylko skutkiem ubocznym naszego eksperymentu.
- Faktycznie, prawie o tym zapomniałem.
- Cierpliwości, czas to dobry doradca w obecnej sytuacji.
- Wiesz, chciałbym już wrócić na Omegę.
- Wrócimy kochany, już niebawem… Obiecuję…
- Skoro tak mówisz, to jestem spokojniejszy… I wiesz co?
- Co takiego Alex?
- Dalej czuje to uczucie do ciebie.
- Ja czuje to samo kochany.
Po całym zajściu wróciliśmy do domu, gdzie udaliśmy się do łóżek. Widok Selita obok mnie był przyjemnie kojący.
Obudziłem się o świcie i kiedy otworzyłem oczy dostrzegłem Selita leżącego obok mnie i ucieszył mnie jego widok. Pocałowałem go w ramię, po czym udałem się do toalety. Kiedy załatwiłem swoje potrzeby i opuściłem pomieszczenie, dostrzegłem, że Selit ma zamknięte oczy. Podszedłem bliżej i pocałowałem go w policzek.
- Nie śpię Alex, tylko odpoczywam oczy.
- Dobrze odpoczywaj, a ja pójdę na chwilę na dwór.
- Dobrze, ja tu jeszcze zostanę.
Selit wydawał się dość spokojny i widok jego w łóżku wywołał u mnie lekko niepokojące uczucie. Może to było spowodowane tym, że myślał o tym, co się stało ze statkiem... Mimo to, wychodząc z pokoju, pomyślałem o misce w kuchni i opuszczając dom, zabrałem ją ze sobą.
Ranki w tym rejonie są dość chłodne, ale rześkie powietrze miało na mnie pozytywny wpływ. Zacząłem zbierać owoce, które rosły sobie w okolicach domu. Znalazłem trochę jagód, jak również malin i stwierdziłem, że to dobry dzień, jak również nowy początek.
Kiedy uzbierałem całą miskę, wszedłem do domu i dostrzegłem schodzącą po schodach Birgitte, która przywitała się lekko zaspana, po czym udała się do kuchni po wodę. Kiedy postawiłem na blacie miskę z owocami, kobieta postanowiła się nimi poczęstować i zaczęliśmy małą pogawędkę.
- Ranny ptaszek z ciebie...
- Ty również wstałaś wyjątkowo dość wcześnie.
- Zachciało mi się pić, więc wstałam tylko po wodę i zaraz wracam do łóżka.
- To wypoczywaj...
- A ty co będziesz robić?
- Miałem ochotę na jakieś ciasto z owocami…
- Co?
- Ciasto…
- Co mówisz?
- Ciasto…
- Jeszcze raz?
- Chce nam zrobić ciasto… - powiedziałem głosem małego dziecka, podobnie tak, jak to robiła wcześniej Birgitte
- Dlaczego by nie... Mogę Ci pomóc, jeśli chcesz.
- Z miłą chęcią, ale chciałaś się iść położyć.
- W sumie i tak już jestem na nogach. Poza tym wiesz… W sumie, to już chyba się wyspałam.
- To co? Bierzemy się za ciasto?
- Co?
- Ciasto. - opowiedziałem dziecinnie, śmiejąc się przy tym
- Ha-ha! Są pewne łasuchy w tym domu, które na pewno się ucieszą na widok ciasta.
- He-he! Masz jakiś pomysł, od czego zacząć?
- Mam taki przepis od mojej sąsiadki, która czasami się mną opiekowała i w międzyczasie pokazała mi kilka przepisów.
- Świetnie, to w takim razie powiedz, co mam robić i zaczynamy.
Wzięliśmy się do przygotowywania robienia ciasta. Na szczęście w kuchni znajdywały się wszystkie potrzebne składniki.
Poranek stał się wyjątkowy i też był to pierwszy raz, kiedy mogłem spędzić dłuższą chwilę sam na sam z Birgitte. Kobieta była bardzo delikatna i miła, jak również lubiła sobie żartować, ale też miała przy tym swój urok osobisty i bardzo mi przypadła do gustu. Właściwie, to podobnie jak z Nicole, czułem się dobrze i że pasuje do całości.
Kobieta przyznała mi się, że po wczorajszej nocy, postanowiła zostać tutaj i po części zaopiekować się Chrisem, który i tak jak sama powiedziała, poradziłby sobie dobrze sam.
Przecież potrafi opróżniać lodówki innych - stwierdziłem
Jednak to uczucie rodzinne, jakie panowało w domu, sprawiało radość tak, jakby świat wokoło ożywał i poprzez radość domowników, stawał się jakby coraz bardziej ożywiony.
Rozmawialiśmy o różnych sprawach z Birgitte, ale tylko i wyłącznie o tych pozytywnych.
Kiedy ciasto już było w piekarniku, nie mogliśmy doczekać się, kiedy będzie gotowe.
Cały dom wypełnił się zapachem ciasta, a z pokoi zaczęły wychodzić wesołe pyszczki i wśród nich mój Selit.
Wiedziałem, że mojemu mężowi może nie koniecznie odpowiada ten klimat, ale chciałem spędzić jeszcze jeden dzień z tymi wspaniałymi istotami… Tego dnia również zapytałem się Selita o to, dlaczego nigdy nie widziałem go, jak je. Okazało się, że jego DNA, nie ma potrzeby częstego pożywienia, ale mimo to, czasami potrafił zjeść owoc. Tego ranka, postanowił z ciekawości spróbować ciasta, które upiekliśmy razem z Birgitte i bardzo mu zasmakowało.
Ten dzień był wyjątkowy, ale było też w nim dużo śmiechu.
W pewnym momencie, podczas rozmowy z moim mężem, pojawił się dźwięk w mojej kieszeni. Kiedy wyciągnąłem komunikator, to miałem nadzieje, że jest to wiadomość od Simona. Postanowiłem podzielić się tą wiadomością z Selitem.
- Selit przyszła wiadomość, może to od Simona.
- Sprawdźmy.
Na ekranie pojawiła się dziwna wiadomość wideo, na której dostrzegliśmy dziwne postacie, które miały twarz gryzoni… Istota wyglądała na zakłopotaną, lecz chwile później przemówiła:
- Puuljhon Ahlleemn, tak jak Ci obiecaliśmy, odwieźliśmy tego zwierzaka, co go zwierz kotem na Ziemię, jednak ten po drodze zjadł Mugghla. -Dosłownie otworzył swoją buzię i go wchłonął jakimiś mackami… He-he!
- Dzwonisz do naszego Puuljhon Ahlleemn Alexa? He-he!
- Tak Ugghl… He-he!
- Puuljhon Ahlleemn, wracaj do nas!!! He-he!
- He-he! Wracaj, wracaj, przygoda czeka.
- Ten Twój zwierzak zjadł naszego Mugghla! He-he!
- W sumie to ostatnio i tak się dość dziwnie zachowywał... He-he!
- No tak, wciąż się pytał o to samo i miał takie dziwne smutne oczy. He-he!
- To pewnie po tym, jak sobie bez nas poleciał. He-he!
- Tak, zgadza się… He-he!
- Ten zwierzak to mądry był… He-he!
- Gugghl, on zjadł jednego z naszych… He-he!
- Może tak do końca, to nie był nasz… He-he!
- Może inaczej by go zjadł już dawno temu… He-he!
- To się jeszcze nagrywa? He-he!
- Tak… He-he!
- Dobra pewnie jak wypocznie, to się do nas odezwie. He-he!
- To na razie Puuljhon Ahlleemn. He-he!
- Odezwij się. He-he!
Po tych słowach skończyło się nagranie.
- Znasz tych gości Alex?
- Raczej nie przypominam sobie, dość dziwni byli.
- No tak, ale mówili do ciebie.
- Nie Selit, oni dzwonili do jakiegoś buljonna.
- Wyraźnie słyszałem, że mówili Alex.
- Przesłyszałeś się, oni przecież używali takich dziwnych imion…
- Mogę zobaczyć tę wiadomość jeszcze raz?
- Oczywiście, że możesz.
Mój mąż odsłuchał jeszcze raz nagrania i kiedy to zrobił, to stwierdził, że wyraźnie słyszał imię Alex. Ja się nie chciałem sprzeczać i stwierdziłem, że przecież jest wielu Alexów na świecie i to pewnie pomyłka, tak jak to bywa na Ziemi.
Selit stwierdził, że te komunikatory są bardzo dokładne, jeśli chodzi o kontakt, po czym oznajmił, że te istoty były zapisane, jako tak zwane kontakty.
- Wiesz Selit, ja tam nie za bardzo znam funkcje kontaktów.
- Mówisz, że nie znasz tej funkcji, a masz ich dość sporo.
- Przecież to komunikator Omegi z zapisem wszystkich jej członków.
- Tu jest znacznie więcej istot spoza Omegi.
- Na przykład?
- Carol, Logan, Aamyr, Bezimienni, Worf, Spock, Komandor Mayers, Quark, Musellen, Aadamus, Yllone, Steve Rogers, Shyraa, Aamyrya, T’Challa, AraKey, Chewbacca, Jan Jan Binks, Ashtar… Xapitulinus, ale to mnie akurat nie dziwi.
- No co? Przecież on jest jednym z naszych.
- Niby tak… Soviyaa… Nawet masz na miar do moich członków rodziny Alex.
- Nie wiem, co to są za istoty, twoich rodziców owszem pamiętam, ale nie przypominam sobie, abym do nich brał namiary.
- Wiesz, tych imion jest znacznie więcej...
- Selit, może po prostu przypadkowo zamieniłem komunikator i to kogoś z członków załogi?
- Spokojnie Alex, to Twój komunikator.
- Jednak nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi.
- Przecież dobrze wiesz, że mi pamięć szwankowała.
- Pamięć i owszem, ale nie w komunikatorze.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wiesz, ile masz tu wiadomości?
- Wiadomości?
- W porządku nie wtrącam się, to Twój komunikator.
- No ale Selit…
- Powiedzmy, że to teraz nie ma znaczenia.
- Zrobiłeś scenę z komunikatorem i teraz mówisz, że nie ma to znaczenia?
- Spokojnie kochany, wszystko jest dobrze.
- W porządku, to w takim razie odsłuchajmy jeszcze jedną wiadomość.
- Tylko jednej? Tam jest ich znacznie więcej…
- Na razie tylko jeden… Wybraną przypadkowo…
Wtedy podałem swój komunikator Selitowi, a ten po chwili odtworzył jakąś wiadomość, w której najpierw było słychać jakby szelest i kroki, a następnie dość dziwną rozmowę:
- Co tu robisz?!
- Potrzebuje twojej pomocy.
- Nie obchodzi mnie to!
- Posłuchaj, jeden z moich przyjaciół ma kłopoty, a ja mam zamiar mu pomóc.
- To zrób to sam!
- Jesteś jedyną osobą, która może nam pomóc.
- Myślałam, że już zakończyliśmy naszą znajomość.
- Przybyłem tu z odległej przyszłości.
- I ja mam Ci niby uwierzyć?
- …
- Okej… Wyglądasz trochę inaczej…
- Mówię prawdę, jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie.
- My to znaczy?
- Wszyscy, nawet ty!
- W porządku, to mów, co mam robić.
- Przemienisz się w jednego z kapłanów i zakradniesz się ze sztyletem do mojego przyjaciela, który zabije nim demona.
- A ty sam nie możesz tego zrobić?
- Tam jest zbyt wiele demonów, poza tym tylko ty możesz się przemknąć tak, aby nikt nie zauważył.
- W porządku Logan, pomogę Ci, ale to ostatni raz.
- Dzięki Raven…
- To dokąd idziemy?
- Lecimy.
- Interesujące…
- Chodź za mną…
Po tych słowach znów pojawił się szelest i słychać było kroki, a w pewnym momencie głos kobiecy powiedział:
- Mamy lecieć tym czymś? Wygląda jak statek kosmiczny.
- Bo to jest statek kosmiczny.
- Dokąd mamy nim lecieć?
- W przyszłość…
- A dokładniej?
- Na planetę Usthonia.
- W porządku… Czyli na inną planetę?
- Tak… Wchodzimy…
- A ten, to kto?
- To mój przyjaciel.
- Nie wygląda na takiego, co potrzebuje pomocy.
- On Ci pokaże, w kogo masz się przemienić.
- Jakiś cichy jest ten Twój znajomy.
- On się komunikuje telepatycznie.
- Okej… A ma jakieś imię?
- Xapitulinus…
- Nieźle… Witaj Xapitulinus… Jestem… Raven…
Po tych słowach nastąpiły ponownie jakieś trzaski i chwilę później zapis głosowy się urwał, a ja tylko stwierdziłem:
- Whatever… W takim razie zostawiamy ten sprzęt i zapominamy o tej całej sytuacji...
- Całkiem dobry pomysł.
- …Wiesz, chyba pójdę do juniora… Tak, to całkiem dobry pomysł.
- W porządku, rób to, co czujesz.
- Selit, wiesz co? Zostaw sobie ten komunikator, ja raczej jestem z nim gotowy… Tak… Więc już chyba sobie pójdę…
- Dam Ci go później.
- Spoko Selit… Możesz go sobie zatrzymać albo wyrzucić… W sumie to mi wszystko jedno…
Po takich dwóch wiadomościach miałem już przesyt. Po pierwsze były dla mnie niezrozumiałe i dziwne, a po drugie potrzebowałem się przejść i oczyścić umysł… Chris, akurat bawił się na zewnątrz, więc dla zmiany klimatu, postanowiłem podejść do niego…
Fajnie! W tym lekkim szaleństwie miałem też kilka chwil, aby porozmawiać na spokojnie z Chrisem. Właściwie, to tego chciałem, bo ten urwis był bardzo wyjątkowy i potrafił poprawić mi humor.
Kiedy siedzieliśmy na trawie obok jeziora, ten zaczął opowiadać:
- Wiesz Alex, że będąc w lesie spotkałem trole?
- To one istnieją?
- Oczywiście, że tak…
- Jak wyglądają?
- Dość nietypowo, są dość niskie… O takie! - wtedy chłopiec pokazał na swoich rękach wysokość, którą ująłbym na coś około metra
- Czyli te trole mieszkają w lesie?
- Dokładniej tam, gdzie są kamienie.
- Jak je znaleźć?
- Mają skorupki przypominające kamienie i często śpią pod nimi.
- Czyli nie każdy kamień jest kamieniem?
- Dokładnie, one lubią się ukrywać tak, aby ludzie ich nie zobaczyli.
- To oznacza, że skrzaty też istnieją?
- Skrzaty i wróżki również…
- Zabawne, bo myślałem, że to tylko bajki…
- Stary, rozmawiasz z jednorożcem.
- No tak, zapomniałem.
- A sam przybierasz postać wielkiego kota, pomyślałeś o tym?
- Wiesz… Z tym kotem, to nowość i nie pamiętam dokładnie, jak to się odbywa.
- Czyli nie pamiętasz naszej wczorajszej rozmowy?
- Jako kot?
- Właśnie.
- To nie.
Wtedy to chłopiec opowiedział mi o tym, jak przebiegała rozmowa i widziałem w jego oczach radość. Opowiedział też, że bawił się bronią, jaka pozostała po tym okropnym mężczyźnie, ale Nicole go przed nim gdzieś schowała.
Podczas naszej rozmowy przypomniało mi się, że będąc w odwiedzinach u znajomych na Ziemi, wychodząc na dwór na papierosa, widziałem postać Fauna idącego z paczkami poprzez pole i wtedy wystraszyłem się, że jest to diabeł, a owa istota patrzyła się na mnie ze smutkiem. Gdybym wtedy wiedział to, co teraz, na pewno nie zareagowałbym w taki sposób. Przecież w kreacji jest wiele wymiarów i wiele istnień, nie tylko ludzie…
Brak prawdziwej wiedzy o naszym świecie jest największym problemem, a pieniądze na pewno nie dadzą takiego szczęścia, jak spotkania z wieloma przyjaciółmi, którzy nie zawsze może wyglądają pięknie według systemu myślowego ludzi, ale są bardzo przyjazne tak, jak na przykład Anunnaki albo reptilianie. Właściwie ludzkość poprzez materializm i swoje ego tworzyła pewnego rodzaju iluzje… Oddzielnie od innych wymiarów. Po ostatnich doświadczeniach byłem pewny, że historie o istotach takich jak Smerfy, czy Muminki były prawdziwe i że istniały wymiary, w których owe istnienia sobie żyły, czy też żyją.
Czy fantastyka jest tylko fikcją? Okazuje się, że świat ludzi i problemy finansowe, jak również system myślowy, czy religijny, która stworzyła ludzkość, była dopiero prawdziwą fikcją, a ja budziłem się z tego snu, w jakim się urodziłem.
Przecież spotkałem na swojej drodze wiele istnień i zdobyłem wielu przyjaciół tak, jak tych wyjątkowych mutantów, z którymi dane było mi spędzić jeszcze jedną noc.
Dzisiejszego dnia, nawet się wykąpałem w jeziorze i pluskałem się z juniorem… Czy ktoś z moich ziemskich przyjaciół, czy też rodziny uwierzyłby mi, gdybym powiedział, że pływałem w jeziorze z jednorożcem? Raczej nie…
To jest moja przygoda i moja droga, choć nie zawsze jest wygodna i wydaje się pozytywna, to za wszystkimi barierami myśli, gdzieś między czasem a przestrzenią, znajduje się nowy, lepszy świat, pełen prawdziwych i wyjątkowych przyjaciół… Jak również Nowa Ziemia, do której byłem w drodze a stamtąd, to już jest znacznie bliżej do domu… Do mojego prawdziwego domu… Czyli tam, gdzie Niebo i Ziemia na powrót stają się jednym…