Po zakończonym połączeniu odpoczywaliśmy, patrząc się na siebie. Następnie wybraliśmy się na spacer nadzy, trzymając się przy tym za ręce. Poczułem się jak w Edenie. Owszem… Pierwsza w kreacji była kobieta, ale… Jak się później okazało, był to klon, jako część eksperymentu ze Światłem. Fakt był taki, że to dzięki niej mogliśmy doświadczyć czegoś zupełnie innego. Doświadczyć wszystkiego, a miłość po prostu była miłością. To nie był świat, jaki znałem z Ziemi, gdzie ludzie traktowali się jak bezwartościowe worki do spuszczania i zaspakajania swoich egoistycznych potrzeb, ale jako katalizatory, przy których następowało uzdrowienie i podniesienie wibracji w jedności i wielkiej radości. Uczucie, jakiego nie umiałem opisać słowami. Było bosko? Powiem więcej, to była całkowita wolność… Spełnienie… Kąpaliśmy się w rzece i rozmawialiśmy. Kochaliśmy się i przytulaliśmy. To były magiczne chwile, którymi naprawdę się delektowałem. Byłem bardzo wdzięczny, iż mogłem tego doświadczyć. Tak szczerze to nie wiedziałem do końca, czy jestem zakochany, czy może jednak była to desperacja z mojej strony? Jedno było pewne, w tym stanie nie chciało mi się jeść ani spać. Byłem szczęśliwy, a co jest ważniejszego niż nasze szczęście i wolność wyrażania siebie? Bycie takim, jakim kreacja nas stworzyła… Idealnym i już wystarczającym, bo taki się właśnie czułem w tej sytuacji. To nic, że nasze statki zostały zniszczone przez kometę, a co za tym idzie, mój nawigator również… Tego dnia wszechświat „zabrał” mi zabawki, ale za to dał mi wolność i szansę, by móc poczuć swoje istnienie oraz wielką miłość. Bym mógł tego doświadczyć całym sobą. Cała planeta tylko dla mnie i Xapitulinusa. Oczywiście biorę pod uwagę, że jesteśmy dwoma samcami. Z kobietą i z mężczyzną zrobiłoby się tłoczno, tak jak jest to na Ziemi, a to tworzy bałagan. Kobiety w moich czasach nauczyły się kochać mężczyzn warunkowo, chęć ich posiadania i kontroli, jak również planowania rodziny i mnóstwo obowiązków. Innymi słowy, to takie uczucie uwięzienia, a ja chciałem być po prostu wolny. W tej relacji, w której aktualnie się znajdowałem, była zupełna wolność. Pokochałem Xapitulinusa tak bardzo, że byłem świadomy tego, że nie zawsze będziemy razem. Pokazywał mi jak kochać bez oczekiwań, ale również sprowadzał do pionu, bym w pierwszej kolejności kochał siebie, co było bardzo ważne w drodze mojego rozwoju. Poza tym nie miałem komu o tym powiedzieć. Zero świadków, zero tłumaczenia się z tego, co robię i zbędnej zazdrości innych ludzi, którym się nie podobały moje wybory. Ludziom nigdy nie będzie się podobać to, co robimy i nie musi, ale też nie muszą wiedzieć, co robię i z kim. Ja tylko biorę odpowiedzialność za siebie i tylko siebie. Za miłość Boga w moim sercu! Reszta musi zająć się kontrolą nad swoimi myślami oraz wyborami tego, za czym podążają. Musiałem podążać za muzyką mojego serca, a inni ludzie i tak nie usłyszeliby jej. Ta muzyka była tylko dla mnie. Przecież ktoś, kto tylko kontroluje innych, nie usłyszy jej w swoim wnętrzu.

W pewnym momencie Xapitulinus zaproponował, byśmy się ubrali. I tak też się stało. Ruszyliśmy w kierunku miejsca, gdzie uderzyła kometa. Nagle zobaczyliśmy lądujący statek. Xapitulinus pomyślał do mnie, byśmy się ukryli w naturze. Kiedy to zrobiliśmy, dostrzegłem, iż miejsce było bardzo znajome. Spojrzałem się na statek, z którego wyszły dwie istoty i w tym momencie Xapitulinus złapał mnie i zakrył swoją dłonią moje usta.

- Musisz być teraz cicho. Wiem, jak to dla ciebie wygląda.
- Xapitulinus to jestem ja i Astipolisun.
- Jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Statek.
- Nie rozumiem...
- Nasza szansa na opuszczenie planety. Więc zaufaj mi, wiem, jak to zrobić.
- Chcesz ukraść statek?
- Powiedzmy, że tak.
- I zostawić mnie z tym potworem?
- Możesz przestać tyle myśleć i mi zaufać? W przeciwieństwie do ciebie wiem, co robię.
- Masz rację… Więc ty prowadzisz.
- Idziemy.

Jeszcze przez chwilę obserwowaliśmy to, co działo się przed nami. Widziałem jak Astipolisun używał na mnie swoich sztuczek. Wyglądało to, jakbym się wyłączył. Kiedy oprawca był zajęty rozbieraniem mnie, a raczej innej wersji mnie, ruszyliśmy w kierunku statku. Nagle rozległ się przerażający ryk. To był Astipolisun, który właśnie dokonywał swojego połączenia, przemieniony w bestie. To była odpowiednia chwila, by wbiec do statku. Xapitulinus wiedział, że bez jego pomocy w pędziłbym nas w tarapaty swoją ciekawością. Udało się, po czym opuściliśmy przestrzeń planety.

- Xapitulinus… Co tu się dzieje? - zapytałem
- Tu dzieje się następująca rzecz… Lecimy po mój statek.
- A co z tym?
- Ten poleci z powrotem, tam skąd go wzięliśmy.
- To powinienem czuć się spokojny, ale nie czuje, by tak było.
- Może to dlatego, że nie rozumiesz, jak to jest możliwe zobaczyć inną wersję siebie, dokonującą innych wyborów.
- Ja nosze pamięć tych wydarzeń w sobie, ale wiesz, co… Masz racje. Tylko że dla mnie wydaje się to niemożliwe. Dwie wersje mnie w tym samym miejscu i czasie.
- Jest możliwe z tego względu, iż użyłem kryształu czasu.
- A co to za kryształ?
- To jeden z sześciu kamieni nieskończoności.

W tym momencie Xapitulinus wyciągnął ze swojej kieszeni zielono-świetlisty kamyczek, który wielkością przypominał landrynkę, po czym szybko schował go z powrotem do kieszeni. Nie zdążyłem mu się dokładniej przyjrzeć ani też go dotknąć. Mimo to powiedziałem:

- Wow, robi wrażenie, skąd pochodzi ten kryształ?
- Tego nikt w kreacji nie wie.
- Czy myślisz, że może to mieć jakiś związek z Niebiańskim Kryształem?
- Wiem tylko tyle, że wszystkich kryształów było sześć, a z twoim zatem byłoby ich siedem. Więc chyba raczej… Nie.
- No tak, ale przecież sam mówiłeś, że nikt w kreacji nie wie, skąd te kryształy pochodzą, ktoś zatem musiał je stworzyć. Tak samo, jak i Niebiański Kryształ.
- Zgadza się… Jednak dalej nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Ja chyba też nie.
- To może już zmienimy ten temat.
- W porządku, ale mam jeszcze jedno pytanie.
- Pytaj.
- Dlaczego akurat ta planeta?
- Bo nie była zamieszkana, po prostu była czysta energetycznie.
- Czyli zrobiłeś to z powodu...
- Zrobiłem to dla nas.
- Dla nas?
- Źle Ci było ze mną?
- Właściwie… To było cudownie.
- I teraz też jest.
- Mimo tej całej sytuacji?
- Jakiej sytuacji?
- Ukradłeś statek.
- Powiedziałem, że pożyczyłem i za niedługo ten statek wraca na swoje miejsce.
- Wydaje mi się czy wiesz lepiej wszystko?
- Wiem lepiej, bo nie wpadam tak jak ty w panikę. Nie zadaje tyle pytań w przeciwieństwie do ciebie i po prostu to robię z klarownością.
- Czyli ja robię źle?
- Pokazuje Ci tylko, że jest znacznie więcej wyborów.
- Czy to jest moment, w którym powinienem powiedzieć, dziękuję?
- Będzie miło, jak chociaż raz docenisz to, co ktoś dla ciebie robi.
- W porządku. Może przy innej okazji.
- Może.

Kiedy byliśmy na statku, zobaczyłem, jakby beżową materiałową torbę na ramię. Intuicyjnie czułem, by sprawdzić, co tam jest. Otworzyłem zawartość i ujrzałem książkę, która przypominała mój pamiętnik. Wziąłem do ręki i otworzyłem. Od razu poznałem swoje pismo, bo wyglądało, jak kura pazurem. Zacząłem czytać z ciekawości, przeglądałem kartki jedna po drugiej, aż do momentu, gdzie odnalazłem zapis, który przykuł moją uwagę. Kiedy przeczytałem zapis, podniosłem się gwałtownie i wydałem do komputera polecenie z nagraniem wiadomości.

” Jestem człowiekiem, który został zabrany w przyszłość. Pokazane mi zostały losy ludzkości, dlatego wysyłam tę wiadomość, by ostrzec mieszkańców Ziemi i zapobiec zagładzie ludzkiego gatunku. W 2028 roku dojdzie do kataklizmu wywołanego przez uderzenie gigantycznej komety. W wyniku jej zderzenia z oceanem zostaną zalane wszystkie kontynenty. Chciałbym…”

Nagle Xapitulinus chwycił mnie za rękę i przemówił:

- Nie pozwolę Ci wysłać tej wiadomości.
- Dlaczego nie?
- Dlatego, że ja tak myślę.
- To twoje myślenie, ja muszę to zrobić.
- Masz mi oddać ten pamiętnik!
- Nie! Jest mój!
- Już nie jest Twój.
- Zostaw mnie, puść to!
- Lepiej się nie wysilaj.
- Co ty robisz!?

Xapitulinus chwycił mnie w objęcia i pocałował. Byłem tak zszokowany, że nie mogłem się nawet ruszyć. Po pocałunku Xapitulinus próbował wyrwać mi z ręki pamiętnik. Podczas szarpaniny próbowałem czytać pamiętnik dalej i zdążyłem zobaczyć kątem oka, że chyba pomyliłem cyfry. Wydawało mi się, jakby tekst się zlał. To był 2038 czy 2028? Poczułem się dość dziwnie, a cała ta sytuacja sprawiła, iż komputer wysłał niedokończoną wiadomość. Jakby tego było mało, to prawdopodobnie z niepoprawną informacją. Zdążyłem jeszcze doczytać o jakimś wirusie, który był eksperymentem w jednym z Chińskich laboratorium z udziałem Watykanu. Wirus, który mutował po jakiś szczepionkach i kontaktem z masztami sieci 5G. 10 lat od pierwszej pandemii wirus pochłonął 95% ludzkości. Wyglądało to jak samo destrukcja całej cywilizacji ludzi. Totalna zagłada, w której ludzie padali jak muchy na ulicach. Płonęły miasta, aż w końcu cały świat pochłonęła ogromna woda zalewająca wszystkie kontynenty. Nie mogłem uwierzyć, że między innymi za tym wirusem stał Watykan. Przecież zadaniem papieża było godnie reprezentować Boga na Ziemi. Kochać ludzi, a nie ich zabijać, bawiąc się przy tym! Czytając o tym wszystkim w swoim pamiętniku, poczułem, że muszę to szaleństwo powstrzymać... Muszę uratować moich ludzi! Zamyśliłem się, a mężczyzna wykorzystał ten fakt, wyrywając mi przy tym pamiętnik z ręki. Jak ja teraz powiem swoim ludziom o tym, co nadchodzi!? Oni muszą to wiedzieć! Muszą być gotowi! Xapitulinus powiedział, że procesu oczyszczania Ziemi nie powstrzymam. Że to, co ma się wydarzyć, musi się stać i lepiej dla mnie, bym przestał próbować pomagać. Co więcej, traktował to, jako „błogosławieństwo” dla całej ludzkości. Zaprotestowałem, aby ten oddał mój pamiętnik i jak małe dziecko za wszelką cenę chciałem mu go odebrać. Nie rozumiałem, dlaczego ten pamiętnik jest dla niego taki ważny i to, co się w nim kryje. Jedno było pewne, po zaistniałej sytuacji uczucie miłości między mną, a Xapitulinusem zwyczajnie zgasło. Zaprotestowałem ponownie i rozkazałem, by mnie odwiózł na Omegę, skoro i tak nie chciał mi oddać mojego pamiętnika, jednak on tego nie zrobił. Nagle z jego twarzy wyczytałem, jakby był na mnie zły, po czym mężczyzna rzucił się na mnie, zrywając ze mnie ubrania. Kolejnym jego szybkim posunięciem było połączenie. Nie byłem na to gotowy i poczułem, jak coś wyssało ze mnie energię, w przeciągu małej chwili. Poczułem silny ból i odpłynąłem... Kiedy się ocknąłem ujrzałem Xapitulinusa, który stał jak sparaliżowany. Chwilę później na pokład weszło czworo mężczyzn, jednym z nich był tata Selita, z czego bardzo się ucieszyłem. Okazało się, że byli w pobliżu, a na ich radarze pojawiła się wiadomość o zagrożeniu istnienia. Użyli swojej paraliżującej mocy, by mnie przejąć. Po krótkiej rozmowie podszedłem do Xapitulinusa, patrząc mu się przy tym prosto w oczy i powiedziałem: Wybaczam Ci.
Poczułem, jakby jeszcze coś w tamtej chwili się zadziało, bo, jak i w moich tak i w jego oczach, pojawiły się łzy.

Chwilę później zacząłem się rozglądać za pamiętnikiem, ale nie mogłem go dostrzec. Podszedłem do Sseatha, aby streścić mu sytuację. Mężczyzna podszedł do Xapitulinusa i po chwili zwrócił się do mnie, informując, iż moja zguba została spalona na słońcu. Czułem się, jakby brakowało mi energii, jakbym miał depresję. Asylejowie zabrali mnie ze sobą na ich planetę. Tam otrzymałem uzdrowienie, po którym poczułem się tak lekko i świeżo. Sseath pokazał mi kilka rzeczy, których o istnieniu nie wiedziałem. Poczułem się, jakby coś aktywowało się we mnie. Może nawet, nowy wymiar świadomości, który wychodził poza wszelkie wyobrażenia umysłu. Choć sam fakt, że doświadczyłem tylu rzeczy, będąc w Niebiosach, było wielkie, a walka, jaką stoczyłem z Niebiosami, nie należała do najprzyjemniejszych. Jednak to doświadczenie, grubo wychodziło poza obszar tego zrozumienia. To była aktywacja Niebiańskiego Kryształu, który wyłonił się z mojej piersi. Sseath przekazał mi energię pochodzącą z Niebiańskich Planet poprzez pomarańczowo-świetlisty kryształ, który w magiczny sposób scalił się z moim kryształem. Byłem zafascynowany tym zjawiskiem i chyba się przesłyszałem, kiedy Sseath przesłał mi nagle pozdrowienia od Uriela. Po tych słowach zobaczyłem obrazy z Urielem… Jeden z nich pokazał go wraz ze świetlistym pomarańczowym kryształem. Poczułem, że Uriel, cały czas miał go ze sobą. Chciałem wiedzieć znacznie więcej i nagle… Zaczęły wyświetlać się filmy z różnokolorowymi kryształami, a naliczyłem ich sześć. Wtedy obrazy znów zaczęły pokazywać Uriela, który był opiekunem pomarańczowego kryształu. Również widziałem resztę „kryształowych opiekunów”. Chwile później zobaczyłem wiele dziwnie wyglądających istnień, które były w poszukiwaniu kryształów. Te istoty nie były zbyt piękne, jak również nie miały czystych intencji co do ich użycia.

To było dość zabawne, kiedy zobaczyłem, że ciemność miała kilka z kryształów na wyciągnięcie ręki, a mimo to ciągle ich szukała. Mój uśmiech znikł, kiedy dostrzegłem, że sama Demoniczna Cesarzowa chciała zdobyć wszystkie kryształy, a ja sam byłem pomostem do ich zdobycia.
Mój Niebiański Kryształ był kluczem do innych kryształów, ale również otwierał księgę. Cesarzowa wtedy mogłaby go przechwycić, a to stałoby się zagładą dla wszystkich istnień w całej kreacji. Nagle projekcja w bardzo szybkim tępię przyspieszyła i poczułem się, jakbym leciał bardzo szybko przez jakiś wielki tunel. Chwile później otworzyłem oczy, a Sseath kontynuował swoją wypowiedź, w której wyjaśniał, że jest to proces i wymaga on czasu. Tak, aby wszystkie części kryształu powróciły do domu. Powiedział też, bym się nie skupiał na tym, co zaszło, a nawet lepiej by było, abym zapomniał i tak też się stało.

Poczułem, że po tych doświadczeniach przyda mi się spacer i tak też zrobiłem. Idąc polaną, odwróciłem się i zobaczyłem brata Selita, który szedł w moim kierunku. Zatrzymałem się i poczekałem, aż do mnie dołączy. Ssayth powiedział, że nagle poczuł, aby do mnie dołączyć, po czym ruszyliśmy przed siebie. Po dłuższej chwili spaceru nagle zaczęło mnie swędzieć czoło i zacząłem iść w innym kierunku, a Ssayth podążył za mną. Kiedy się zatrzymałem podszedł do mnie brat Selita, a ja powiedziałem do niego:

- To w tym miejscu będzie stępować Światło na tę planetę.
- Czułem to od dziecka, że ten dzień nadejdzie.
- I tak też się stanie... Dlatego, że jesteś wybrany do tego zadania.
- Dziękuję, że to mówisz.
- Posłuchaj uważnie... Każda planeta ma swojego opiekuna, a każdy opiekun jest ze mną połączony. Kiedy opiekun planety się ujawni, będzie już za późno, ponieważ światło będzie już we wszystkich istnieniach, a te same nie będą świadome tego, że je noszą w sobie. I ów Światło przetransformuje istnienia od środka, a te z kolei powoli będzie się ujawniać w świecie zewnętrznym. Tego dnia, kiedy wszelkie nauczanie istnień w kreacji zostanie zakończone i znikną wszelkie pytania, jak również myśli, że jest tu coś lub ktoś do uratowania, lecz nim to nastąpi, nie będzie już odwrotu, aby to zatrzymać, jak również nikt od tej przemiany w Światło nie ucieknie. Dlatego przyszłość dla nas wszystkich bez wyjątku jest tak piękna, że żadne słowa tego nie opiszą. A ty kochany jeden Ssayth, już ją widziałeś. Koniec przekazu.

Po zakończonej transmisji Ssayth z radością dosłownie rzucił się na mnie i mnie przytulił, a ja przytuliłem jego… Tak jak Bóg przytula Boga. Energia, która temu towarzyszyła, była niebiańska. Po dłuższej chwili kiedy skończyliśmy się przytulać, Saayth powiedział:

- Widziałem symbol Księgi Wszelkiego Istnienia na Twoim czole.
- Ja go nie mogę sam zobaczyć.
- Najwidoczniej nie ma takiej potrzeby.
- Są pewne rzeczy, których nie ogarniam.
- Ja również nie. Jakby rzeczywistość była zamazana.
- Nie tylko ty to czujesz Ssayth.
- Najwidoczniej jest to w jakimś celu.
- A może ktoś manipuluje rzeczywistością?
- Wybieram jednak skoncentrować się na myślach, że jest w tym wszystkim wyższy cel.
- Sprowadzić Światło na wszystkie planety to dopiero jest cel.
- Masz racje.
- Ty też czekasz na ten wielki dzień?
- Od dziecka.
- To tak jak i ja.
- Czuje, że wibrujemy na tym samym poziomie.
- Ja również, wspaniałe uczucie.
- To co? Idziemy dalej czy wracamy?
- Wracamy...
- Wychodzi na to, że są jeszcze inne planety do odwiedzenia. Mam wrażenie, że jeszcze się spotkamy.
- Ja również, ale czuje, jakby to się odbyło na twojej planecie.
- To potrwa, zanim Ziemia podniesie się do frekwencji, jaka jest na tej planecie.
- To proces… Podobnie było z naszą, aczkolwiek trzymamy od początku wysoką częstotliwość i mimo to, iż przełączaliśmy ją wiele razy, tak jak wielokrotnie odbywało się Wniebowstąpienie, budziliśmy się w tym samym miejscu, kontynuując naszą podróż. Nikt z nas też nie wiedział, dlaczego to się odtwarzało. Teraz otrzymałem wiedzę. Dziękuje.
- Nie dziękuj mi tylko sobie.
- Mimo to dziękuje tobie.
- A ja dziękuję nam.

Doszliśmy do polany, na której była wisząca wioska Niebiańskich mieszkańców tej planety. Istoty jak zwykle były w cudownych nastrojach. Wibracja tej planety była piękna i świetlista. Niebiańscy podróżnicy pomogli mi wrócić na Omegę. Kiedy wróciłem na Omegę, poczułem nagle, że jestem lekko zdenerwowany, ale również podekscytowany. Na swojej drodze spotkałem Sue.

- Sue dobrze, że jesteś.
- Mogę Ci w czymś pomóc?
- Właściwie to tak… Wiesz, gdzie jest mój mąż?
- Twój mąż?
- Selit.
- Alex, czy ty dobrze się czujesz? Wyglądasz na zmęczonego.
- Tak, jestem zmęczony, a raczej na haju energetycznym. Mimo to muszę zobaczyć się z Selitem.
- Selit jest na wyprawie, więc lepiej odpocznij.
- Ja naprawdę potrzebuję z nim porozmawiać.
- Może powiedzmy to tak… Selit jest na wyprawie ze swoją partnerką.
- Z kim? Przecież to ja jestem jego partnerem!
- Alex, kiedy ostatni raz spałeś? Wydaje się, jakbyś miał sen, w którym dalej jesteś.
- To nie sen. Selit jest moim mężem i mam nawet obrączki.
- Chodź ze mną do laboratorium.

Tak też zrobiłem. Kiedy byliśmy w jej laboratorium, Sue mnie zagadywała rzeczami, o których nie miałem pojęcia, po czym podeszła do mnie i nagle poczułem, jak coś ukuło mnie w szyje. Tuż po ukłuciu poczułem się śpiący i usnąłem. Kiedy się obudziłem, leżałem w jednym z pokoi w laboratorium Sue. Chciałem wstać, kiedy nagle przypomniałem sobie zajście z momentu, zanim usnąłem. W tym momencie nie czułem się bezpiecznie. Zauważyłem, że obrączka, którą miałem wcześniej na palcu zniknęła tak jak obrączka Selita, którą miałem w kieszeni. To bardzo podejrzana sytuacja, ale co mam zrobić? Chwilę po pytaniu przyszła odpowiedź: ”Udawaj. To jedyne wyjście”.
Do pokoju weszła Sue.

- Witaj Alex. Jak się czujesz?
- Dziękuję, chyba dobrze… Sue.

Dziwnym sposobem znów usłyszałem w głowie słowo, „udawaj”.
Zacząłem rozumieć, że głos mówił mi co mam robić. Obserwowałem to, co się dzieje i wiedziałem jedno… Sue mnie oszukuje… Nie wiedziałem tylko dlaczego to robi i jaki jest tego cel. Gdzieś w natłoku myśli usłyszałem głos, który tym razem powiedział: „Ufaj”.
Wszystko zaczynało się wydawać coraz dziwniejsze. Najpierw udawaj, a teraz ufaj… Kto to mówi? Czy ma to jakiś związek z moją ostatnią wizytą na Saanythas? A może to Sue mi wstrzyknęła jakiś preparat i teraz słyszę głosy?
Poczekaj… - pomyślałem sam do siebie
Ktoś próbuje mi pomóc. Ktoś, kto jest blisko, ale nie mogę go zobaczyć. W obecnej sytuacji postanowiłem udawać i ufać, choć okoliczności nie były temu sprzyjające. Bynajmniej tak mi się to wydawało. Chwilę później Sue znów zaczęła się wypytywać.

- Śniło Ci się coś?
- Tak, jakieś dziwne sny, których nie rozumiem i nawet nie chce.
- Jakiś szczegół? Możesz powiedzieć?
- Sue, to w pewnym stopniu mnie krępuje.
- Możesz mi powiedzieć. Przecież jesteśmy rodziną.
- W porządku, ale proszę Cię, tylko się nie śmiej.
- Dobrze, obiecuję.
- Miałem sen, że Selit był moim mężem. Czy ja miałem gorączkę?
- Miałeś mały wypadek i uderzyłeś się w głowę. Gorączka wystąpiła, jako skutek uboczny, więc dlatego miałeś takie męczące sny.
- Rozumiem. Długo spałem?
- Prawie tydzień.
- To dlatego tak dziwnie się czuję…
- Musisz wypoczywać.
- Dobrze. Mogę wyjść na spacer?
- Tak, ale nie sam.
- Jeśli nie sam, to z kim?
- Jimmy Ci pomoże.
- Jimmy Twój partner?
- Właśnie.
- Dobrze zatem.

Jimmy jest sympatyczny, wyrozumiały i zawsze się uśmiecha, kiedy mnie widzi. Zresztą ja też to robię, kiedy go widzę.
Rozmowa z nim jest prosta i otwarta. Kiedy byliśmy na spacerze, kierowaliśmy naszą rozmowę na piękno natury, która nas otaczała i pod tym względem Omega była wyjątkowa. Przepiękna bujna roślinność, żywe kolory i ten cudowny szum wodospadu. Hologram dziś wyświetlał niebo z małą ilością jasnofioletowych chmur. Części mieszkalne po obydwóch stronach platformy były kwitnące. W powietrzu unosił się zapach dojrzałej wiosny.
W pewnej chwili Jimmy wziął mnie za rękę i patrząc mi się prosto w oczy, powiedział: ”Słuchaj głosu intuicji, ona nigdy się nie myli”, po czym puścił moją rękę i palcem wskazał na wodospad.

Czułem, by nie pytać o te słowa, ale również czułem mocno, że Jimmy był po mojej stronie i w ten sposób mi pomógł ogarnąć mój mały bałagan w głowie.
”Udawaj, słuchaj”... Te słowa pochodziły z mojej intuicji.
To miał na myśli Jimmy? Nagle usłyszałem klarowny głos w swojej głowie:

- Mylisz się chłopcze, ale i tak masz rację.
- Kim jesteś?
- Stan Lee.
- Jestem Alex.
- Wiem chłopczyku, wiem… Pamiętam Cię z Nieba! Ha-ha! Baw się dobrze! Koniec przekazu…

Po tych słowach nastąpiła cisza i ów głos już się nie pojawił. Tak jak i ja nie zadałem żadnego pytania i chwile później zapomniałem o tym zdarzeniu. Jeśli czuję, że coś jest nie tak, to znaczy, że tak jest… A ja właśnie tak się czułem. Dlatego po spotkaniu z Jimmym postanowiłem odwiedzić Selita. Wszedłem do pomieszczenia, w którym obecnie przebywa, podchodząc do niego, przytuliłem go.

- W czym mogę Ci pomóc Alex? - zapytał Selit
- Chciałem się przywitać z mężem. - odpowiedziałem

Wtedy Selit spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, po czym powiedział:

- Sue mi powiedziała o twoim przypadku, więc rozumiem, że jeszcze potrzebujesz czasu, dlatego poproszę Cię, byś wrócił do laboratorium.

Do laboratorium? Co ja jakiś królik doświadczalny jestem? - pomyślałem, po czym kontynuowałem: 

- Selit mogę się ciebie zapytać jeszcze o jedną rzecz?
- Pod warunkiem że nie tyczy się to mnie.
- Poniekąd tak, ale nie do końca.
- Więc pytaj.
- Jest Kapitan Anton?
- Wiesz, że odszedł. Coś Cię trapi?
- Po prostu staram się ułożyć w całość to, co mi się śniło, a co jest prawdziwe.
- Rozumiem Cię... Po takim uderzeniu w głowę mogą występować różne przypadłości.
- Czy wiesz, jak to się stało?
- Stało się co?
- To uderzenie w głowę.

Selit trochę się zmieszał, jakby nie wiedział, co ma powiedzieć.

- W porządku… - przerwałem ciszę, mówiąc, że rozumiem, że to, co się wydarzyło było dla innych również dramatyczne i nie będę już więcej o to pytać

Jednak to nie zatrzymało mnie, bym znów zapytał:

- Jeszcze jedno pytanie obiecuję.
- Tak, co Ci przyszło?
- Chodzi o Fionę.
- O Fionę?
- Tak.
- Pytaj.
- Czy ona też odeszła jak Kapitan Anton?
- Nie… Fiona jest w swoim pokoju.

Byłem zmieszany. Przecież dobrze pamiętam pogrzeb Fiony. Ta wiadomość w pewnym stopniu zwaliła mnie z nóg. Chciałem jeszcze zapytać się o Simona, jednak intuicyjnie się powstrzymałem i zapytałem się ze zdziwieniem.

- To Fiona żyje?!
- Tak. Alex. Czy dalej podążasz za cieniem swojego snu?
- Chyba tak.
- Zaakceptuj obecną sytuację, a wszystko będzie dobrze.
- Dobrze Selit... Dziękuję za pomoc i pozdrów swoją partnerkę.
- Dziękuję, tak zrobię.

Mimo iż Selit wypowiadał te słowa, czuł się zmieszany. Jakby nie wiedział, o co mi chodzi. Wyszedłem z pokoju Selita i udałem się w kierunku pokoju Fiony. Na swojej drodze spotkałem Jimmiego, ale tym razem nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Pomimo to na jego ustach, jak i moich widniał uśmiech. Boże jak ja kocham widzieć uśmiechniętych ludzi. Jimmy ma ładny uśmiech. W sumie Selit też, ale ostatnio jest bardzo poważny… Zresztą Sue również. Jedno jest pewne, za chwilę wejdę do pokoju Fiony. To dość dziwne uczucie spotkać kogoś, kogo dawno temu się pochowało, jednak mimo tych myśli czuję radość. I właśnie z tym uczuciem wszedłem do pokoju Fiony.

- Witaj Fiono jak dobrze znów Cię widzieć.
- Witaj kochany Alex, ciebie również.
- Fiono potrzebuje z Tobą porozmawiać.
- Wiem kochany.
- Nie rozumiem dokładnie tej całej sytuacji, w której obecnie się znajduje.
- Powiedz Alex, co mówi Ci twoja intuicja?
- Żebym ufał i udawał.
- Czy robisz to?
- Tak, ale…
- Tu nie ma miejsca na: ale, czy też może… Ta sytuacja, choć wydaje być się dla ciebie uciążliwa, ma coś dobrego w sobie.
- Jak mam to rozumieć?
- Powiem to słowami, twoich przewodników duchowych. Czasami wybieramy ciężkie doświadczenia, bo wiemy, że damy im radę.
- Nie rozumiem...
- Alex spójrz na to, obserwując bez oceniania. Znajdujesz się w trudnej sytuacji. Wydaje Ci się nawet, że sytuacja jest beznadziejna.
- Dokładnie tak się teraz czuję Fiono.
- A teraz pomyśl, że za kurtyną obecnej sytuacji, którą widzisz jako negatywną, kryje się coś dobrego. Coś pozytywnego.
- Czyli ufam, że wszystko jest dobrze, choć obecna sytuacja tego nie pokazuje…
- Owszem… Zaufanie jest ważne w tym procesie.
- Czasami czuje się naiwnie z tym uczuciem.
- To zrozumiałe... I nie jesteś jedynym, który tego doświadcza.
- Powiedz proszę Fiono, dlaczego Selit udaje, że nigdy nie byliśmy razem, a Sue dała mi jakiś zastrzyk, po którym zasnąłem…
- Selit jest pod wpływem Sue, która stara się kontrolować wszystko. Nie ma w tym nic złego, bo pewnego dnia będzie musiała zaakceptować ten fakt i spłacić swoją karmę czy jej się to będzie podobać, czy nie.
- Sue się złości, kiedy robię rzeczy, które czuje, że muszę zrobić.
- Twoi przewodnicy mówią, że to nie twoje zadanie się spowiadać czy tłumaczyć z tego, co robisz.
- Moi przewodnicy?
- Alex, każdy z nas ma swoich przewodników duchowych, kiedy tu przychodzimy. Widzę, że nie do końca to rozumiesz.
- Bo tak jest...
- Widzisz, każdy z nas i to bez wyjątku ma swój własny indywidualnie dopasowany system przewodników duchowych. Kiedy mówię indywidualny, mam na myśli wyjątkowy, tak jak każdy z nas jest. Twoim zadaniem Alex, jest ich słuchać, bo nie będę ukrywać, że tego nie robisz.
- Fiono, czy to ma coś wspólnego z intuicją?
- Tak, dlatego czasami czujesz, a czasami słyszysz coś…
- Tak jak słyszałem te słowa, ufaj i udawaj. Nie wiedziałem, skąd one pochodzą. Myślałem, że mi się wydaje.
- I to jest właśnie intuicja.
- Jimmy mi powiedział, bym słuchał intuicji.
- Kochany Jimmy ma w sobie coś takiego wyjątkowego.
- Też tak czuję... Lubię widzieć go, kiedy jest cały czas uśmiechnięty.
- Nie zauważyłam, by on to robił zbyt często.
- Za każdym razem, kiedy go widzę, jest uśmiechnięty.
- Widocznie widzisz coś, czego ja nie dostrzegam, ale to normalne, ponieważ każdy z nas działa na innej częstotliwości i to, co ty zobaczysz, ktoś inny już nie.
- Fiono powiedz mi, proszę, jak to się stało, że umarłaś i jesteś, a może to mi się tylko śniło?
- To było tylko przedstawienie. Czułam, aby opuścić Omegę i zrobić coś ciekawszego. Coś tylko dla siebie. Oni są nudni, nie zauważyłeś tego?
- Nudni to mało powiedziane. Myślałem, że tylko ludzie tacy są.
- Jak widzisz, nie jest tak, jak myślisz.
- Mimo to wróciłaś do nas.
- Powiedzmy, że miałam powód. Dodam tylko, że jest to tymczasowe doświadczenie, z którego i tak wyrosnę.
- W pełni akceptuję twoje decyzje i nie będę pytać więcej o to.
- Cieszy mnie to... Co jeszcze Cię trapi?
- Simon.
- Simon, Manuel i Laura są na ekspedycji.
- To dlatego ich nie mogłem znaleźć.
- Czuje, że jeszcze jest coś, o co chcesz zapytać.
- Tak… Obrączki.
- Mam obydwie u siebie.
- Kiedy wróciłem na Omegę, miałem ją na palcu, a kiedy się obudziłem, już jej nie było.
- W porządku tylko proszę, zachowaj to dla siebie.
- Obiecuję.
- Obrączki przyniosła mi Sue, ale proszę, nie pytaj więcej i tak już powiedziałam zbyt dużo.
- Fiono to jakaś konspiracja.
- W odpowiednim momencie będziesz wiedzieć, co masz robić, a na razie słuchaj intuicji i przestań się pytać Selita i Sue. Oni i tak Ci nie pomogą Alex.
- Więc co mam robić?
- Co mówi Ci intuicja?
- Bym udawał.
- Więc rób to, co musisz robić i nie przejmuj się opinią innych.
- Dobrze Fiono.
- No a teraz zmykaj robić swoje. Czuję, że wkrótce pojawi się bardzo interesująca podróż dla ciebie. Jeszcze raz zaznaczę, bo wiem, że to ważne. To nie twoje zadanie, by się tłumaczyć lub prosić kogoś o pozwolenie.
- Czyli jeśli czuje, by coś zrobić, to po prostu to robię.
- Właśnie. Aha jeszcze jedno bardzo ważne.
- Co takiego Fiono?
- Nie mów im, co zamierzasz. Tu ściany mają uszy.
- Nie mówić im co zamierzam?
- Jesteś inteligentnym istnieniem, więc użyj tego.
- Nie do końca rozumiem.
- Kiedy będzie odpowiedni moment, zrozumiesz.
- Dziękuję Fiono.
- I ja tobie Alex, a teraz zmykaj. Papa.

Kiedy opuściłem pokój Fiony postanowiłem udać się do laboratorium Simona, jednak na mojej drodze stanął Selit. Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Postanowiłem się go zapytać.

- O co chodzi Selit?
- Widzę, że byłeś u Fiony.
- Tak, odwiedziłem ją.
- O czym rozmawialiście?
- O moim śnie.
- Co Ci powiedziała?
- Żebym nie myślał za dużo o tym i poszedł dalej. W pewnym stopniu czułem się wyproszony z jej pokoju.
- Ach tak? No to nawet bardzo dobrze.
- Chcesz jeszcze o coś zapytać? Bo jak nie to idę odpocząć. Boli mnie głowa i czuję się zmęczony.
- Sue Ci mówiła, byś odpoczywał.
- Odpoczywam, chciałem po prostu porozmawiać chwilę.
- I porozmawiałeś... A teraz idź się położyć.
- To właśnie zamierzam. To cześć...

Ruszyłem w kierunku laboratorium. Czułem się lekko zdenerwowany. Idź się położyć… Jakby to jego sprawa była co robię… Selit nie jest taki sam, jakiego poznałem i pokochałem… Wydaje się, jakby był pod wpływem Sue i nie myślał logicznie. Zresztą już się pogodziłem, że ten związek się skończył. 

.

Pobierz pliki




.